Niedawno podpisane rozporządzenie prezydenta Donalda Trumpa zapowiadające szumnie „przywrócenie potęgi amerykańskiego przemysłu stoczniowego” ma wiązać się z wzrostem zamówień na statki w krajowych zakładach. Jak sugerują jednak komentatorzy, ze względu na ich stan oraz „zadyszkę” przy realizacji obecnych zamówień dla US Navy pojawiła się sugestia, by część zleceń przenieść do… Korei Południowej, ze względu na większe możliwości tamtejszych stoczni.
Informację na ten temat, w oparciu na doniesienia z Korei Południowej, przekazał portal Army Recognition 11 kwietnia br. Stąd należy do informacji podchodzić z pewnym dystansem, niemniej wedle przekazu jeszcze w marcu stocznia HD Hyundai Heavy Industries (HD HHI) z siedzibą w Ulsan miała poinformować o swojej zdolności do budowy nawet pięciu niszczycieli z systemem walki Aegis, które weszłyby w skład US Navy. Odbyło się to w listopadzie 2024 roku, przy okazji wcielenia do służby południowokoreańskiego niszczyciela ROKS Jeongjo the Great (DDG-995), pierwszego z sześciu zaplanowanych, które mają stanowić nowy trzon sił morskich kraju.
Czytaj więcej: HD Hyundai Heavy Industries dostarcza nowy niszczyciel serii KDX-III Batch-II do sił morskich Korei Południowej
Zdaniem HD HHI budowane przez stocznię niszczyciele mają być porównywalne z rozmiarami i zdolnościami z okrętami tej samej klasy, typu Arleigh Burke, które są budowane dla floty USA. Ich budowa ruszyła jeszcze pod koniec lat 80-tych XX wieku, stąd wraz z postępem technologicznym starsze jednostki modernizowano, a kolejne budowano w ramach nowych konfiguracji i podserii (Flight I, II, IIA i III). Aktualnie w służbie jest ich 74, w budowie 10, a portfel zamówień zakłada kolejne 15. Łącznie do służby ma wejść ich 99, niemniej z racji na to, że pierwsze jednostki tej serii weszły w skład US Navy jeszcze na początku lat 90-tych XX wieku, notabene tuż przed końcem istnienia ZSRR. Oznacza to, że po ponad 30 latach służby, w trakcie których są silnie eksploatowane, powinny zgodnie z planem być wycofywane, tak jak ma to miejsce w przypadku krążowników typu Ticonderoga, niemniej ze względu na obecne wyzwania już teraz wiadomo, że Departament Obrony przeciągnie i tak już wydłużony, planowany czas ich użytkowania.
Okręty są budowane przez najważniejsze, amerykańskie zakłady
stoczniowe, Ingalls Shipbuilding i Bath Iron Works. Średni czas budowy
to 4-5 lat, co w porównaniu z wieloma stoczniami z Europy jest wprawdzie
szybkim tempem, niemniej ze względu na potrzeby US Navy okazuje się, że
to i tak „za wolno”. Problemem jest przede wszystkim, że tempo budowy
wiąże się z dostarczeniem jednego, góra dwóch okrętów rocznie, co
oznacza że kolejne niszczyciele typu Arleigh Burke byłyby dostarczane do
co najmniej 2040 roku. W międzyczasie nie tylko miałoby się zacząć
wycofywanie starszych jednostek tej serii, ale po 2030 roku rozpoczęłaby
się budowa nowej generacji, oznaczonej jako DDG(X) lub Next-Generation
Guided-Missile Destroyer. Byłyby to okręty przede wszystkim większe
wypornościowo, od 13 000 do 15 000 ton, gdy ich poprzednicy mają do 9
900 ton. Stąd pojawia się tym bardziej pytanie o moce przerobowe
amerykańskich stoczni, nawet jeśli zostałoby zaangażowanych więcej
podwykonawców. Aktualnie w USA ma działać ich mniej niż 30, podczas gdy
jeszcze w XX wieku miało ich być blisko 400. Wiele z nich także jest
obciążonych zamówieniami na okręty innych typów i klas na wiele lat.
Jak
zauważają komentatorzy, okręty typu Arleigh Burke oraz typu Jeongjo the
Great są porównywalne, przy czym te drugie są nawet nieco większe pod
względem wyporności (w wariantach Batch-I to 10 000 ton i Batch II 12
000 ton), co ma je czynić największymi wyposażonymi w system AEGIS. Co
istotne, ich budowa ma przebiegać jeszcze szybciej (3-4 lata), a w razie
zaangażowania trzeciego zakładu stoczniowego, proces dostarczania
niszczycieli mógłby zostać znacznie skrócony. Pojawia się jednak jeden
zasadniczy problem, który może przekreślić całe zagadnienie i zamknąć
temat, czyli amerykańskie przepisy dotyczące produkcji i zamówień
uzbrojenia dla sił zbrojnych oraz innych służb. Wskazują one, że np.
okręty muszą być budowane w USA, z zaangażowaniem krajowych podmiotów
oraz łańcucha dostaw, maksymalnie ograniczając udział firm
zagranicznych. Z tego też powodu dedykowane stocznie w kraju mają
australijski Austal, włoski Fincantieri, a od ubiegło roku także
południowokoreański Hanwha Ocean, który notabene uzyskał kontrakt na
serwisowanie amerykańskich okrętach w swoich zakładach stoczniowych.
Jednak mając już do czynienia z pewną nieobliczalnością obecnej
administracji Białego Domu może się okazać, że „w tym szaleństwie jest
metoda”, nawet jeśli kłóciłoby się to z fundamentalnymi przepisami oraz
przyjętą głośno polityką „odrodzenia amerykańskich stoczni”. Furtką ku
temu mógłby być zakup lub budowa zakładu stoczniowego przez HD HHI w USA
oraz umowy między Waszyngtonem i Seulem umożliwiające transfer
technologii oraz zlecenia prac podwykonawczych za granicą.
Czytaj więcej: USA stawia na odbudowę przemysłu stoczniowego. Trump podpisuje przełomowe rozporządzenie
Tu należy przypomnieć, że niedawno miało miejsce podpisanie porozumienia o współpracy między Huntington Ingalls Industries (HII) oraz właśnie HD Hyundai Heavy Industries (HD HHI). Co istotne, to do wspomnianego podmiotu amerykańskiego należy stocznia Ingalls Shipbuilding, odpowiedzialna za budowę niszczycieli typu Arleigh Burke. Porozumienie dotyczyło polepszenia produkcji okrętów na rynek obronny, a także statków w ramach projektów komercyjnych. Stąd można wysnuwać przypuszczenie, że ta umowa pozwoli zaprzęgnąć HD HHI do prac nad tymi okrętami.
Czytaj więcej: Porozumienie gigantów? Czołowe zakłady stoczniowe z USA i Korei Południowej rozpoczynają współpracę
Przypomnijmy,
że nowa administracja ogłosiła plany w związku z ustawą "Ships for
America" zakładającą zwiększenie amerykańskiej floty handlowej o 250
statków w ciągu 10 lat. W jego efekcie mają powstać nowe, komercyjne
statki, pływające pod banderą USA oraz posiadające załogi złożone z
obywateli amerykańskich. Także one mają być zbudowane w USA, a wszelkie
zagraniczne pozostaną jako "rozwiązanie tymczasowe", tj. do momentu
zastąpienia go statkiem zbudowanym w krajowej flocie. W zamierzeniu
oznacza to plan wymiany całej krajowej floty handlowej, biorąc pod
uwagę, że żadne jednostki zbudowane za granicą nie będą mogły wejść w
jej skład po roku fiskalnym 2029. Dodatkowo, aby wymusić także na
zagranicznych armatorach i przewoźnikach zamówienia w amerykańskich
stoczniach, władze mają narzucić dodatkowe opłaty portowe związane z
wpuszczaniem i obsługą statków zbudowanych w Chinach, co drastycznie
uderzyłoby w wiele firm i mogłoby się odbić drastycznym skokiem cen oraz
zaburzeniem łańcucha dostaw. A najbardziej ucierpiałaby na tym
paradoksalnie właśnie gospodarka USA. Stąd południowokoreańskie stocznie
liczą na wzrost zamówień w swoich zakładach, jednocześnie prowadząc
wspomnianą wcześniej ekspansję na rynku amerykańskim. Podobnie mogą
zdecydować się także inne kraje, jak Japonia, a od niedawna także Indie,
które również wdrażają wart miliardy dolarów plan rozbudzenia własnych
stoczni, wykorzystując swój największy atut, czyli ogromny zasób siły
roboczej.
Mitsubishi Shipbuilding dostarcza duży prom samochodowy Keyaki japońskim zamawiającym
Szwedzi czekają na polskie promy. W porcie Ystad rosną obawy o finanse i przyszłość wspólnego projektu
Latarnie Gospodarki Morskiej 2022 w kategorii "Lider Technologii Morskich". Ruszyło głosowanie online
Drugi okręt podwodny dla sił morskich Hiszpanii zwodowany. Tak się prezentuje
Ulstein woduje kolejny statek, którego kadłub zbudował CRIST. Tak prezentuje się Nexans Electra
Mitsubishi Shipbuilding dostarcza duży prom samochodowy Keyaki japońskim zamawiającym
W Turcji ruszyła budowa pierwszego okrętu logistycznego dla sił morskich Portugalii
Hiszpański „Hydrograf”? Navantia zbuduje okręty specjalistyczne dla Armada Española
Duńskie promy bardziej przyjazne środowisku. Jeden z nich otrzyma nowy system akumulatorów