• <
nauta_2024

„Miecznik” kluczem do rozwoju obronności. Wywiad z Cezarym Cierzanem, dyrektorem Departamentu Technologii Morskich PGZ S.A.

Strona główna Przemysł Stoczniowy, Przemysł Morski, Stocznie, Statki „Miecznik” kluczem do rozwoju obronności. Wywiad z Cezarym Cierzanem, dyrektorem Departamentu Technologii Morskich PGZ S.A.

Partnerzy portalu

Fot. Polska Grupa Zbrojeniowa

Niedawna uroczystość położenia stępki pod prototypową, wielozadaniową fregatę programu „Miecznik” wzbudziła niemałe emocje z racji na znaczenie tej inwestycji dla branży okrętowej oraz polskiej Marynarki Wojennej. W rozmowie z Cezarym Cierzanem, dyrektorem Departamentu Technologii Morskich Polska Grupa Zbrojeniowa S.A., przybliżamy historię tego przedsięwzięcia.

Rafał Kamiński: Kilka dni temu odbyła się uroczystość położenia stępki pod przyszły ORP Wicher. Okręt jest budowany od ponad pięciu miesięcy. W pierwotnej wersji program „Miecznik” zakładał budowę trzech korwet obrony wybrzeża. Co sprawiło, że w miejsce tej koncepcji pojawiły się duże, wielozadaniowe fregaty?

Cezary Cierzan: Należy wziąć pod uwagę, jakie były oczekiwania stron zaangażowanych w dostarczenie uzbrojenia dla morskiego rodzaju sił zbrojnych. Chodzi tu o wymagania taktyczno-techniczne, gdyż to one na początku definiują uzbrojenie na okręcie, jak i całą platformę. Założenia dotyczące systemów walki i zdolności operacyjnych powodowały, że na jednostce klasy korweta, do ok. 2 000 ton wyporności, po prostu by się nie zmieściły. A nawet jeśli, to parametry tego uzbrojenia, jak choćby możliwa wysokość posadowienia radaru, nie pozwalałaby na skuteczne wykorzystanie zgodnie z założeniami taktycznymi. Do tego dochodzi instalacja odpowiednich agregatów, które ze względu na gabaryty nie byłyby w stanie utrzymać wszystkich systemów, w tym walki, jakie planowano umieścić na jednostce. Oczekiwania przerastały zdolności techniczne i trzeba było się zdecydować na zmiany.

Wiele dyskusji o „Mieczniku” rozpoczynało się od „Czy Polska potrzebuje tak dużych okrętów”? Sugerowano pójście w jednostki „małe, ale silnie uzbrojone”.

W tym przypadku nie powinno się zaczynać prac koncepcyjnych od tego, czy okręt ma posiadać długość 100 czy 130 metrów, czy też 2 000, 3 000 czy 7 000 ton wyporności. Najpierw należało zadać sobie pytania, czego oczekujemy od tych okrętów i jakie mają być ich zdolności. Z myślą o tym należy wskazać, jakie mają posiadać uzbrojenie, wyposażenie. Dopiero potem można rozmawiać o tym, jakiej klasy jednostki spełnią te wymagania. Kiedyś rozpoczęto prace koncepcyjne od zdefiniowania, że „Miecznikiem” ma być korweta. Należy najpierw przeanalizować zdolności operacyjne i wymagania, jakie założono dla systemów walki i dobrać do tego odpowiednią platformę. Stąd, moim zdaniem, od strony technicznej pojawiła się koncepcja fregaty. Zaznaczę tu, że to wcale nie jest duży okręt. Jeśli chodzi o klasy plasuje się wśród średnich, dużymi są choćby niszczyciele i krążowniki, czy też duże jednostki zabezpieczenia logistycznego, które mają kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy ton wyporności. Fregaty wydają się przy nich wręcz małe.

Fot. GospodarkaMorska.pl


Idea budowy korwety towarzyszyła nam od początku XXI wieku, gdy pojawiła się koncepcja „Gawrona”, której efektem jest obecna korweta patrolowa ORP Ślązak.

Oczywiście były różne czynniki i propozycje wypływające ze środowisk analitycznych. W 2017 roku powstał dokument podpisany przez Prezydenta i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego pod nazwą „Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego Państwa Rzeczpospolitej Polskiej”, gdzie również podjęto się próby zdefiniowania strategii tej dziedziny. Zawarte tam wnioski, uwzględniające realia oraz kwestię bezpieczeństwa państwa, jednoznacznie wykazały, że okręty klasy fregata są w stanie wykonać zadania, które decydenci stawiają przed marynarką wojenną.

Gdy w 2021 roku Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że „Miecznikiem” będą fregaty, wiele emocji towarzyszyło planowi budowy tych jednostek w Polsce. Stan polskiej branży okrętowej budził wtedy wiele kontrowersji. Czy zakup przez PGZ Stoczni Marynarki Wojennej (obecnie to PGZ Stocznia Wojenna Sp. z o.o.) również wiązał się z koncepcją, że okręty tej klasy będą budowane w Polsce?

Założenie od początku było takie, że zbudujemy te jednostki w naszej stoczni jako PGZ, stawiając na to, że to zamówienie zostanie skierowane do nas, co też się wydarzyło ku naszej satysfakcji. Od początku analizowaliśmy potrzeby związane z infrastrukturą, zasobami, czy też zapotrzebowaniem i możliwościami rynku w związku z realizacją takiego projektu. Chodziło o spełnienie wymagań, które będą przypisane „Miecznikowi” zarówno w służbie, jak i w ramach wszystkich etapów projektowania i budowy. Pamiętajmy, że to już było kolejne podejście do tego programu, więc co do zasady właśnie te wymagania, dotyczące systemu walki, zdolności operacyjnych i bojowych, jakie chcieliśmy osiągnąć dzięki tym okrętom, były znane. Oczywiście szukaliśmy odpowiedzi na pytania, jaka jest nam potrzebna infrastruktura, wymagane zasoby, a do tego skąd pozyskać projekt techniczny, ponieważ sami takiego nie posiadaliśmy. Mieliśmy też świadomość, że samodzielne rozwijanie bez znaczących doświadczeń w tym zakresie swojego projektu fregaty mogłoby być zadaniem może wykonalnym, ale prawdopodobnie bardzo długim i obarczonym tzw. „problemami wieku dziecięcego”, z którymi borykają się świeże koncepcje, rozwijane bez wcześniejszego doświadczenia w tej dziedzinie. Moglibyśmy wtedy dostarczyć projekt, który w początkowym cyklu eksploatacji ujawniłby pewne niedomagania. Aby osiągnąć tak duży cel, trzeba przeprowadzić wcześniej bardzo solidną pracę badawczo-rozwojową, żeby w ogóle to wszystko dobrze zdefiniować. Następnie należy zbudować prototyp, usunąć wszystkie nieprzewidziane w projekcie wady, które wyszłyby w eksploatacji, dokonać modyfikacji w programie i dopiero przystąpić do seryjnej produkcji. To naprawdę wiele lat trudnych prac, z czym borykają się także duże koncerny zbrojeniowe, biorąc się za nowe koncepcje i przedsięwzięcia. Dlatego od początku zakładaliśmy, że Agencja Uzbrojenia zdecyduje się na już sprawdzoną platformę do ewentualnej adaptacji i modyfikacji, czy w pewnych obszarach nawet do rozwoju.

Fot. PGZ Stocznia Wojenna


Do postępowania stanęło kilka czołowych firm z branży okrętowej. Oferty, jakie brano pod uwagę, pochodziły z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Niemiec.

Przyjmując, że może dojść do otwarcia postępowania na „Miecznika”, jako przedstawiciele PGZ i zarazem potencjalni beneficjenci programu, jeszcze w I poł. 2021 roku przeprowadziliśmy rozmowy z potencjalnymi dostawcami, a także wykonaliśmy szereg analiz z tym związanych. Nawet nie znając jeszcze wszystkich wymagań sił zbrojnych, wedle naszej koncepcji bardzo duży potencjał mogła zapewnić współpraca z Wielką Brytanią, oferującą platformę Arrowhead 140 (AH 140), będącą eksportową wersją pięciu fregat budowanych dla Royal Navy, występujących tam jako typ 31. Był to już funkcjonujący program, czerpiący też ze zmodyfikowanych rozwiązań z koncepcji duńskich fregat typu Iver Huitfeldt, zbudowanych w 2011 roku. Choć ich system walki jest zgoła odmienny niż ten, jaki miał znaleźć się na polskich jednostkach, to sama platforma wydawała się być wystarczająco pojemna i adaptacyjna, żeby się tego podjąć. Uznaliśmy, że współpraca brytyjskim sektorem zbrojeniowym oraz Royal Navy to bardzo dobry kierunek.

Więc można powiedzieć, że mieliście swojego faworyta?

Niezależnie od naszych sympatii, to nie my byliśmy decydentem podczas postępowania i wyboru oferty. Mieliśmy swoje preferencje, ale decyzję podejmowała ostatecznie Agencja Uzbrojenia. Droga do wyboru opcji w przetargu nie była prosta. W ramach fazy koncepcyjnej zostaliśmy poproszeni o dostarczenie trzech projektów platform wraz z czterema różnymi konfiguracjami systemów walki od firm Leonardo, Navantia, Saab i Thales. Złożyliśmy zamawiającemu dokumentację, dołączając także studium wykonalności, czyli w jaki sposób zamierzamy zbudować te okręty w kraju, a także planowany udział zagranicznych podmiotów jako naszych konsultantów i partnerów. Miało to uwiarygodnić, że jesteśmy w stanie podołać temu zadaniu. Zamawiający, stosując własne kryteria, dokonał wyboru, w czym nie braliśmy udziału. Agencja Uzbrojenia zdecydowała się ostatecznie na platformę opartą na AH-140, a także wybrała oferowany przez Thales system zarządzania walką Tacticos, integrujący wszystkie sensory, efektory i systemy uzbrojenia, jakie znajdą się na okręcie. Dlatego mogliśmy czuć dumę, że nasza niezależna ocena okazała się zgodna z oczekiwaniami zamawiającego i pozwoliła na dokonanie wyboru przez zespól specjalistów.

Fot. PGZ Stocznia Wojenna


Rozpoczęcie budowy przyszłego ORP Wicher miało miejsce 16 sierpnia 2023 roku. Jak do tego momentu wyglądały prace nad programem „Miecznik”?

Po koncepcji przyszła pora na projekt wstępny. Pomiędzy nimi przeprowadziliśmy jeszcze szereg dialogów z zamawiającym, który doprecyzował wszystkie swoje oczekiwania, w tym założenia taktyczno-techniczne. Skorygował je tak, aby optymalnie skonfigurować te okręty. Dopiero potem dostarczyliśmy wspomniany projekt wstępny. Następnie, biorąc cały czas pod uwagę kolejne koncepcje, testy i badania, przekazaliśmy zamawiającemu do końca 2023 roku projekt techniczny, na podstawie którego miały powstać model 3D, a potem sam okręt. W międzyczasie, czyli od momentu zakontraktowania w lipcu 2021 roku do dzisiaj, rozpoczęliśmy modernizację infrastruktury stoczniowej, a także pozyskiwanie zasobów i odpowiednich narzędzi. Wszystko to, by przedsięwzięcie zacząć realizować. Robiliśmy to równolegle z innymi projektami, nie czekając na wszystkie decyzje zamawiającego, choćby co do konfiguracji. Wynikało to z chęci skrócenia czasu kolejnych etapów, aby sprawnie, bez przedłużenia, przejść do następnych. Obecnie w PGZ Stocznia Wojenna w Gdyni trwa wciąż budowa infrastruktury w związku z programem „Miecznik”, czego przykładem jest powstająca hala kadłubowa. Choć rozpoczęcie prac nad kadłubem pierwszej fregaty nastąpiło oficjalnie latem ubiegłego roku, to trwały one na długo przed samym cięciem blach.

W ostatnim czasie zmieniła się data przekazania zamawiającemu prototypowej jednostki. Zamiast w 2028 ma to nastąpić w 2029 roku.

Zwrócę uwagę, że wymagania Agencji Uzbrojenia zakładały początkowo dostarczenie trzech okrętów do 2034 roku. To był punkt wyjścia. Już po fazie koncepcyjnej porozumieliśmy się z zamawiającym, że jesteśmy w stanie utrzymać ten termin, biorąc pod uwagę nasze możliwości, ocenę wykonalności, narzędzia, infrastrukturę i zasoby niezbędne do wykonania zlecenia. Mieliśmy już wstępny plan strategii budowy i integracji tego projektu. Zdecydowaliśmy, że odstąpimy od modelu budowy, wedle którego najpierw tworzymy jeden okręt, przeprowadzamy próby i wszystkie badania kwalifikacyjne, a dopiero potem przystępujemy do prac nad drugim i trzecim. Wedle obecnego planu, nim prototypowa fregata zostanie dostarczona, rozpoczną się prace stoczniowe nad pozostałymi jednostkami. Dzięki temu jesteśmy w stanie skrócić termin przekazania, patrząc na proces technologiczny i jego przebieg, do 2030 roku. Nie było to oczekiwanie zamawiającego, ale nasza wstępna deklaracja. Zmiany w datach wynikały w tym przypadku z łańcucha dostaw.

Gdy zakończyliśmy projekt wstępny i rozpoczęliśmy techniczny, zamawiający zdecydował się na konkretne systemy, radary itp. Okazało się, że niektóre elementy wyposażenia nie mogą być teraz dostarczone, ponieważ czas oczekiwania to np. trzy lata, a my potrzebowaliśmy ich na „linię montażową” w stoczni w ciągu dwóch i pół. Stąd musieliśmy dostosować plany budowy względem możliwości zaopatrzeniowych naszych dostawców. Produkcja komponentów trwa miesiące, a czasem lata, a dochodzi też kolejka zamówień. Poza tym niektóre cykle technologiczne nie pozwalają przyspieszyć prac. Dlatego zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, żeby dostać wyposażenie w najlepszych możliwych terminach. Do tego doszła jeszcze  kwestia badań kwalifikacyjnych i wszystkich prób morskich. Tam również się okazało, że będziemy potrzebowali do tego więcej czasu, dodatkowo dochodziła kwestia szkolenia załóg. Jest jeszcze jeden aspekt, gdyż należy pamiętać, że programy i plany modernizacji technicznej wojska mają również swoje roczne budżety. To nie było łatwe, żeby dostosować ich możliwości do harmonogramu budowy. Wpływało to na nasze ustalenia, niemniej zaplanowany cykl produkcyjny pozwalałby skończyć ten program do 2030 roku. Biorąc pod uwagę obecne łańcuchy dostaw, wszystkie sprawy związane z pracami, szczególnie nad prototypową jednostką, mają nam one pozwolić zmieścić się w obecnie planowanym 2032 roku, czyli dwa lata przed datą wyznaczoną przez Agencję Uzbrojenia. Nie mamy wpływu na tzw. „siłę wyższą”, czyli czynniki zewnętrzne lub wewnętrzne, które mogą zaburzyć harmonogram, niemniej jesteśmy w stanie zarządzać ryzykiem.

Podobnie jak daty, tematem szczególnie interesującym analityków, dziennikarzy oraz polityków jest cena całego programu, która ulegała parokrotnie zmianie. Rozpoczynaliśmy od wartości 8 mld zł, obecnie jest to 14,8 mld zł.

Zmiana ceny wiąże się z dwoma czynnikami. W pierwszym przypadku, jest to inflacja. Jeśli chodzi o koszty, to jako pierwsza zawsze jest podawana wstępna wycena, zgodnie z kontraktem. Opierała się na nieco innych założeniach taktyczno-technicznych i pamiętajmy, że została przygotowana, jeśli chodzi o ówczesne koszty pozyskiwania materiałów, urządzeń i komponentów. Na początku 2021 roku przyjęliśmy do kalkulacji takie, jakie wtedy istniały na rynku oraz uwzględniliśmy ówczesny poziom inflacji. Te zmiany zachodziły niezależnie od nas, tak jak w przypadku terminów uzbrojenia i wyposażenia. Wycena była prowadzona w cenach bieżących. Ustaliliśmy z zamawiającym, że będziemy indeksować ją o wzrosty cen materiałów, usług, pracy itd. publikowanych przez GUS. Ze względu na inflację do tych 8 mld musieliśmy doliczyć potem 40% tej wartości. Do tego dochodzą te wszystkie makroekonomiczne czynniki, które bierzemy też pod uwagę, licząc się z tym, że cenę będziemy przekalkulowywać rok do roku. To dotyczyło także zmian w indeksie walut, choć w tym akurat kontekście potrafią zadziałać pozytywnie na wycenę, co zależy od umocnienia złotego. Reasumując, wyceny są prowadzone w kwotach bieżących. Jak ponosimy jakiś koszt i coś było wycenione w 2021 roku, tak dwa lata później wartość ta jest indeksowana o zmiany rynkowe, na które nie mamy wpływu. Inaczej też stocznia, jak i PGZ, nie byłyby w stanie sfinansować przedsięwzięcia. Jeśli ktoś porównuje cenę umowy zakupu okrętów sprzed np. pięciu lat w innym państwie, niech weźmie pod uwagę fluktuację cen oraz ówczesną inflację. Jak my kupujemy silnik, stal, armatę, to my płacimy określoną, rynkową kwotę na dany moment, a nie założoną rok czy dwa wcześniej.

Biorąc pod uwagę pierwszą wycenę, te 8 mld, zakładała ona spełnienie wszystkich minimalnych wymogów zamawiającego. Minimalnych, nie maksymalnych, te drugie wiążą się z innymi kosztami, jeśli zamawiający zdecyduje się na inne parametry. Do tego dochodzi sytuacja geopolityczna. Pandemia COVID-19, a potem wybuch wojny na Ukrainie kompletnie przetasowały łańcuchy dostaw, wpływając globalnie na wzrost cen oraz inflację. Gdyby program „Miecznik” został rozpoczęty w 2019 roku, zaczynalibyśmy od innej ceny wstępnej i potem ta mogłaby znacznie wzrosnąć. Z tym mierzą się choćby Brytyjczycy, którzy budowę swoich okrętów rozpoczęli w można rzec „spokojnych czasach”, stąd i u nich nie brakowało kontrowersji wokół planowanych okrętów. To samo dotknęło właściwie każdy kraj, który realizuje swoje programy zbrojeniowe. Data jego rozpoczęcia i okres dalszej realizacji, w tym w zakresie łańcucha dostaw, odgrywają tu istotne znaczenie. Wiele też zależy od tego, na ile wykonawca jest gotowy ponieść ryzyko w związku ze zmianami cen. To wszystko pierwszy czynnik. W drugim przypadku, od początku podkreślamy, że podawana cena 14,8 mld zł jest w wartości brutto, nie netto.

Podawanie wartości brutto nie jest regułą?

Bardzo często można się z tym spotkać, że zagraniczni dostawcy podają właśnie cenę netto, co niekiedy wynika z faktu, że nie wiąże się to z dodatkowym podatkiem VAT, który u nas jest doliczany do każdej ceny. Stąd porównując koszt fregat czy korwet za granicą, należy wziąć pod uwagę tę różnicę, gdyż zmienia to spojrzenie na wycenę. Pamiętajmy, że w Polsce mamy 23% VAT. Agencja Uzbrojenia przyjęła zasadę, że podaje cenę brutto, stąd również my się nią posługujemy. Stale musimy się liczyć z tym, jak inflacja oraz sytuacja geopolityczna wpływają na rynek oraz zamówienia. Wydłużenie dostaw realizowanych drogą morską z powodu omijania przez statki Morza Czerwonego już powoduje istotne zmiany w różnych sektorach gospodarki. Dlatego też zamawiający musi w podobnym przypadku, w tak trudnej sytuacji makroekonomicznej, porozumieć się z wykonawcą, żeby ten mógł zapewnić sobie pokrycie kosztów wynikających z rynku. Zresztą, jak się obserwuje wszystkie te międzynarodowe programy okrętowe, to one też stykają się z podobnymi wyzwaniami. Wzrost cen wynika właśnie z długoletniej realizacji kontraktów i czynników, na które zamawiający i wykonawcy często nie mają wpływu.

Jak układa się współpraca z firmą Babcock, głównym parterem zagranicznym programu?

Wydaje mi się, że partnerstwo i relacja, jaką stworzyliśmy przez te 2,5 roku, są bezprecedensowe. To efekt długotrwałych rozmów i zawartych umów, dzięki czemu tak my, jak i Babcock, jesteśmy w obecnym punkcie. Przeszliśmy drogę od deklaracji do wspólnych działań. Obecnie łączą nas cztery umowy, gdyż brytyjski koncern dostarczył nam projekt platformy. Wspiera nas, konsultuje i doradza nam w zakresie zarządzania tym programem. Wszystkie procesy, które tutaj musieliśmy wdrożyć, żeby efektywnie nim zarządzać, a to bardzo skomplikowana struktura, również były przygotowane we współudziale z tą firmą, bazując na jej doświadczeniu z fregatami typu 31. Dotyczy to wdrożonych rozwiązań, a także doświadczeń brytyjskich stoczniowców. Druga umowa dotyczy transferu wiedzy i technologii. Są to głównie wszystkie te procesy dotyczące projektowania i zmian, ponieważ nasze zespoły współpracują ze sobą. Uczestniczą w weryfikacji projektu technicznego, w nadzorze nad powstawaniem „Miecznika” oraz wszystkich procesach produkcyjnych w ramach umowy, czyli sekwencjach i strategii budowy, doboru infrastruktury, czy też narzędzi produkcyjnych. Dochodzi do tego szczegółowa analiza niezbędnych zasobów na poszczególnych etapach prac. Została nam również przekazana pełna wiedza w ramach tej umowy wraz z pełnym wsparciem firmy Babcock, więc to jest trzecia umowa. Czwarta umowa to nasze perspektywy na przyszłość. Mamy wstępne porozumienia, umowy w zakresie stworzenia spółki celowej, która jest w tym momencie przez PGZ budowana. Prowadzimy ciągły dialog z naszym brytyjskim partnerem i idzie on w bardzo dobrym kierunku w zakresie wejścia do tej spółki, co pozwoli nam pójść wspólnie jako Babcock i PGZ na rynki trzecie do klientów, którzy również zamierzają pozyskiwać okręty klasy fregata i nie tylko. Poprzez tę spółkę celową planujemy przekierować budowę całych okrętów czy też ich elementów do PGZ Stocznia Wojenna. Aktualnie jesteśmy w trakcie rozmów i analiz rynkowych.

W gdyńskiej stoczni mają powstawać okręty dla zagranicznych dostawców?

Jak nasza infrastruktura się tutaj rozwinie, przy zakładanej pojemności, będzie w stanie pracować na poziomie więcej niż półtora programu „Miecznik”, czyli zapewniać okręty dla krajowego, jak i zagranicznego dostawcy. Taki jest cel. Zdajemy sobie sprawę z tego, że przyszłość może nas zaskoczyć, ale takie już ryzyko branży stoczniowej, z którym się liczymy. Mimo to staramy się patrzeć przed siebie z ostrożnym optymizmem. Nadmienię, że nasza umowa licencyjna z Babcock zakłada, że poza zaplanowaną trójką fregat mamy opcję rozszerzenia budowy o kolejne jednostki na tej platformie. Jest to oczywiście opcja odpłatna. Przy tym możemy zawsze negocjować możliwość budowy większej liczby. Dotyczy to jednostek budowanych tak dla krajowego, jak i zagranicznego zamawiającego.

Jesteśmy świeżo po położeniu stępki pod pierwszego „Miecznika” Jakie jest znaczenie tego przedsięwzięcia dla Polskiej Grupy Zbrojeniowej?

Dla nas jest to szansa olbrzymiego rozwoju i powód do dumy. Gdy przejmowaliśmy ówczesną Stocznię Marynarki Wojennej w 2018 roku, była w stanie upadłości. Teraz z roku na rok PGZ Stocznia Wojenna osiąga coraz lepsze wyniki finansowe i jest dowodem rozwoju morskiego sektora w PGZ. Ale żeby ta stocznia pełniła swoją funkcję i dalej się rozwijała, generowała przychody i pełniła znów rolę zaplecza morskiego rodzaju sił zbrojnych, to muszą w niej być prowadzone tak duże programy jak „Miecznik”. To on jest tu przełomowym przedsięwzięciem, ponieważ ta infrastruktura, procesy, narzędzia i przygotowanie zasobów, szkolenie kadr spowoduje, że ta gdyńska stocznia stanie się jedną z najnowocześniejszych w skali europejskiej. Korzyści dla polskiej Marynarki Wojennej znajdują się tam gdzie dla branży okrętowej. Razem się uzupełniają.

etmal_790x120_gif_2020

Partnerzy portalu

EU_CERT_2024

Dziękujemy za wysłane grafiki.