• <
nauta_2024

Trump chce ratować amerykańskie stocznie stryczkiem dla linii żeglugowych

Strona główna Przemysł Stoczniowy, Przemysł Morski, Stocznie, Statki Trump chce ratować amerykańskie stocznie stryczkiem dla linii żeglugowych

Donald Trump wyszedł z pomysłem, który jego zdaniem ma ożywić przemysł stoczniowy w Stanach Zjednoczonych, a jednocześnie rzucić rękawicę chińskiej dominacji w tym sektorze. Prezydent USA chce wprowadzić specjalne opłaty portowe dla statków wyprodukowanych w chińskich stoczniach. Projekt zakłada, że armatorzy takich jednostek mieliby każdorazowo płacić między 1,5 a nawet 3,5 mln dolarów. 

Dodatkowe opłaty nie dotyczyłyby tylko statków wybudowanych w całości w Chinach, ale też operatorów, którzy mają w Chinach swoje siedziby, których flota w ponad 25% składa się z jednostek z chińskich stoczni i tych, którzy mają złożone u nich zamówienia na nowe jednostki. Pomysł, który ma skutkować licznymi zleceniami dla amerykańskich stoczni jest pocałunkiem śmierci dla całej rzeszy operatorów żeglugowych z całego świata.

Agresywny plan opodatkowania statków z chińskich stoczni i firm korzystających z ich usług wzbudził jednak kontrowersje w samych Stanach Zjednoczonych, ale rozwój wypadków obserwują firmy żeglugowe z całego świata. Chiny są wiodącym producentem statków. Jeszcze w 2020 roku odpowiadały za 50% światowej produkcji, a kolejne lata, w których z powodów nowych obostrzeń emisyjnych do odbudowy swoich flot przystąpiły największe linie żeglugowe, tylko wzmocniły tę dominację. Dane Biura Przedstawiciela Handlowego USA, przytoczone przez Reuters, pokazują, że amerykańskie stocznie są w stanie wyprodukować mniej niż 10 statków rocznie, podczas gdy Chińczycy mogą ich wytworzyć 1000.

Tym samym firm żeglugowych, które w mniejszym lub większym stopniu nie podlegałyby planowanym opłatom, jest stosunkowo niewiele, szczególnie w sektorze transportu kontenerowego.

Warto jednak zauważyć – co próbują robić reprezentanci amerykańskich przedsiębiorstw żeglugowych – że projekt faworyzuje największe firmy. Dla MSC czy Maerska, które operują największymi możliwymi kontenerowcami, ewentualne dodatkowe opłaty będą mniejszym obciążeniem niż dla małych firm obsługujących np. statki feederowe. Duzi gracze mają też większą łatwość w przebudowie swoich łańcuchów i będą mogli w prostszy sposób przekierować swoje jednostki do Kanady czy Meksyku.

Wykorzystanie w większej mierze dużych statków wymaga jednak odpowiedniej infrastruktury portowej. Nagromadzenie dużych jednostek w największych portach będzie skutkować kongestiami, co przyczyni się do kolejnych problemów z łańcuchami dostaw, a także ograniczeniem roli mniejszych ośrodków przeładunkowych. Podobne ryzyko grozi w przypadku przekierowania dużych wolumenów do Kanady i Meksyku – przewiezienie ich do USA koleją lub ciężarówkami spowoduje znaczne obciążenie przejść granicznych, wydłużenie czasu transportu i podniesienie cen.

Amerykańskie media donoszą obecnie o przesłuchaniach w biurze Przedstawiciela Handlowego administracji Trumpa w Waszyngtonie dotyczących wprowadzenia proponowanych przez Trumpa opłat. Wzięli w nich udział przedstawiciele amerykańskich firm żeglugowych – zarówno najmniejszych, dysponujących jedną jednostką, jak i znacznie większych. Wszyscy są zgodni, że opłaty za użytkowanie chińskich statków to dla nich niesprawiedliwe obciążenie, w wielu przypadkach wiążące się z wypadnięciem z rynku. Podkreślają oni, że wiązanie rąk amerykańskim przewoźnikom nie leży w interesie narodowym USA. Nawet Edward Gonzalez, dyrektor generalny Seaboard Marine, największego amerykańskiego przewoźnika kontenerowego, zajmującego 37. miejsce na świecie, obawia się najgorszego w razie wprowadzenia opłat:

– Proponowana opłata serwisowa dla operatorów korzystających ze statków zbudowanych w Chinach lub mających je w zamówieniu będzie miała niezamierzony skutek w postaci wyeliminowania z rynku amerykańskich przewoźników, takich jak Seaboard Marine – powiedział Gonzalez. W podobne tony co Gonzalez uderzył Tim Martin, dyrektor Tropical Shipping, obsługującego w dużej mierze Karaiby. Również jego zdaniem amerykański sektor żeglugowy nie jest w stanie ponieść dodatkowych opłat portowych.

Porzucony przez amerykańskich przewoźników wolumen przejmą operatorzy zagraniczni, szczególnie najwięksi. Taka sytuacja z kolei spowoduje ograniczenie konkurencji na rynku i braku kontroli nad cenami transportów, a tym samym nad cenami produktów dla samych konsumentów końcowych.

Zauważają to już m.in. amerykańscy eksporterzy produktów rolnych. Ogłoszenie przez Trumpa planu wprowadzenia opłat wprowadziło popłoch pośród mniejszych operatorów żeglugowych, którzy pełnią kluczową rolę w dystrybucji i eksporcie amerykańskich płodów rolnych. Z tej przyczyny eksporterzy napotykają już problemy z rezerwacją transportu na miesiące letnie. Podobne informacje o utrudnieniach w eksporcie płyną z sektora górniczego.

– Apeluję, aby wszelkie działania mające na celu zwiększenie krajowej produkcji statków nie odbywały się kosztem dostępu do rynków dla rolników – mówił cytowany przez Reutersa Mike Koehne, członek zarządu Amerykańskiego Stowarzyszenia Producentów Soi i rolnik z Indiany.

O utracie miejsc pracy, wzroście kosztów eksportu i importu, a także finalnie potencjalnych niedoborach produktów mówił też Nate Herman, wiceprezes ds. polityki w Amerykańskim Stowarzyszeniu Obuwia i Odzieży. Podał, że według nowych badań wyższe opłaty portowe mogą skutkować obniżeniem eksportu USA o prawie 12% i zmniejszyć PKB o 0,25%.

Podczas odbywających się przesłuchań reprezentanci amerykańskich firm żeglugowych i spedycyjnych kurtuazyjnie zgadzali się z potrzebą rozwinięcia amerykańskiego przemysłu stoczniowego, żeby w przyszłości móc wykorzystywać jednostki budowane na miejscu, w konkurencyjnej do chińskiej cenie i czasie. Podkreślali jednak, że wprowadzeni proponowanych opłat spowoduje znacznie więcej problemów niż korzyści i wnioskowali np. o zwolnienia dla niektórych tras lub modyfikację projektu, by opłaty były naliczane od kontenera. Przesłuchania będą trwały także we środę. Amerykańskie media podają, że na ich podstawie swoje rekomendacje Donaldowi Trumpowi przekaże Jamieson Greer, przedstawiciel handlowy w administracji prezydenta. Sam Greer jednak nie był obecny podczas poniedziałkowych obrad.

Sam pomysł Trumpa popierany jest rzecz jasna przez sektor hutniczy, stalowy i polityków Partii Demokratycznej.

Fot. Depositphotos

etmal_790x120_gif_2020
CRIST 35 LAT

Dziękujemy za wysłane grafiki.