• <
nauta_2024

Czterdzieści lat pomnika Poległych Stoczniowców 1970. Co się działo w Gdańsku w grudniu 1980 roku

16.12.2020 10:50 Źródło: gdansk.pl
Strona główna Przemysł Stoczniowy, Przemysł Morski, Stocznie, Statki Czterdzieści lat pomnika Poległych Stoczniowców 1970. Co się działo w Gdańsku w grudniu 1980 roku

Partnerzy portalu

Czterdzieści lat pomnika Poległych Stoczniowców 1970. Co się działo w Gdańsku w grudniu 1980 roku - GospodarkaMorska.pl
fot. Uroczystość odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku, 16 grudnia 1980 roku fot. Zenon Mirota / Archiwum ECS / gdansk.pl

Ostatni ludzie ze zwartego tłumu stali między dworcem kolejowym a Zieleniakiem – na odsłonięcie pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku przybyły niezliczone rzesze ludzi z całej Polski. 16 grudnia 1980 roku, po zaledwie stu dniach budowy, a po dziesięciu latach od tragicznych wydarzeń, odsłonięto monument. To był pierwszy za żelazną kurtyną pomnik pamięci ofiar komunistycznej władzy i pierwszy, o którego budowie zdecydowali sami obywatele.

Władza, czytaj: Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, zgodzi się na transmisję odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców w telewizji publicznej, ale trzeba uroczystość podzielić na dwie części: część świecką, potem hymn i część sakralną. Wieści przywiózł z Warszawy Włodzimierz Lejczak, minister górnictwa. Przedstawiciele Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 spotykają się z nim tradycyjnie u wojewody gdańskiego Jerzego Kołodziejskiego.

Panie ministrze, czy hymn może być elementem dzielącym? Może być elementem początkującym lub kończącym, ale nie dzielącym! – odparował Henryk Knapiński, pracownik Stoczni Gdańskiej im. Lenina, oddelegowany przez Komisję Zakładową NSZZ „Solidarność” do pracy w Społecznym Komitecie Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970, odpowiedzialny podczas uroczystości odsłonięcia monumentu za współpracę ze służbami porządkowymi i bezpieczeństwo zgromadzonych.

Ostatecznie telewizja publiczna wyemitowała zapis uroczystości z opóźnieniem, cenzurując niewygodne dla władzy treści.

Zróbmy tablicę pamiątkową

Mimo nocnych pogrzebów ofiar, zakłamywania prawdy, wszechobecnej propagandy, która nazywała protestujących w grudniu 1970 robotników „mętami społecznymi”, pamięć o poległych wciąż była żywa, szczególnie wśród stoczniowców ze Stoczni Gdańskiej, gdzie narodził się protest. Już wiosną 1971 roku Służba Bezpieczeństwa alarmowała, że z muru przylegającego do Bramy nr 2 „stoczniowcy uczynili pewnego rodzaju sanktuarium”, gdzie gromadzą się całymi rodzinami, modlą, składają kwiaty i palą znicze. 1 maja 1971 roku ulicami Gdańska stoczniowcy ponieśli w pochodzie własne transparenty z żądaniami odsłonięcia tablicy poległych stoczniowców i ukarania winnych ich śmierci. Żaden z tych postulatów nie został przez władzę spełniony.

W 1979 roku, w dziewiątą już rocznicę rewolty, Lech Wałęsa – wówczas działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża – zaapelował do zgromadzonych pod Bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej, aby za rok każdy przyniósł kamień na budowę pomnika.

Postulat budowy pomnika ku pamięci stoczniowców zabitych w grudniu 1970 roku pojawił się zaraz na początku strajku, który w sierpniu 1980 roku wybuchł w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, a potem rozlał się na cały kraj.

Już 14 sierpnia 1980 roku spod ręki Bogdana Pietruszki, pracownika Biura Projektowo-Konstrukcyjnego Stoczni Gdańskiej im. Lenina, wyszedł pierwszy szkic przyszłego monumentu, wówczas jeszcze z czterema, a nie trzema krzyżami.

Skarbonka ze słoika na ogórki

Brystol z wizerunkiem pomnika, który miał upamiętnić ofiary Grudnia, najpierw zawisł na budynku stoczniowego Biura Projektowo-Konstrukcyjnego od strony ul. Jana z Kolna. Ktoś wystawił wielkie słoiki na ogórki i tak rozpoczęła się zbiórka na budowę, datki płynęły od osób prywatnych z całej Polski i ze świata, a także od załóg zakładów pracy. Setki fotografii projektu po całej Polsce rozwieźli kolejarze.

Dziesiątego dnia strajku delegaci zrzeszeni w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym jednogłośnie zatwierdzili projekt z terminem odsłonięcia w dziesiątą rocznicę wydarzeń Grudnia ’70. A w miejscu, gdzie w grudniu 1970 roku polegli stoczniowcy, postawiono drewniany, sześcio-, siedmiometrowy krzyż, wykonany przez stoczniowych cieśli.

Po zawarciu Porozumienia Gdańskiego zawiązał się Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 (SKBPPS) na czele z Henrykiem Lenarciakiem, ówczesnym przewodniczącym rady oddziałowej Związku Zawodowego Metalowców z Wydziału W4 Stoczni Gdańskiej, uczestnikiem grudniowej rewolty.

Termin odsłonięcia monumentu wyznaczono na dziesiątą rocznicę tragedii – 16 grudnia 1980 roku.

Tymczasem władza stosowała fortele. Józef Wójcik, I sekretarz stoczniowego Komitetu Zakładowego PZPR, proponował, żeby pamięć ofiar uczcić tablicą pamiątkową. Miałaby zawisnąć w tzw. sali tradycji Stoczni Gdańskiej, w budynku, gdzie znajduje się Sala BHP. Próbowano też opóźnić budowę pomnika oraz zmienić jego symbolikę, zachęcając do rozpisania ogólnopolskiego konkursu na projekt i lokalizację monumentu.

Polityka na zwłokę

Nie powiodła się również próba przesunięcia murów i Bramy nr 2 stoczni, tak aby miejsce śmierci dwóch stoczniowców znalazło się na terenie zakładu. Nieopodal miał powstać supermarket, nowe ogrodzenie zaczęto już stawiać przed sierpniowym strajkiem. W listopadzie stoczniowa Solidarność wymusiła na władzy porzucenie tych planów.

Henryk Knapiński czuje się jednak w powinności przypomnieć, że w budowę pomnika zaangażowało się też wielu ludzi z tzw. drugiej strony.

– Wspaniała była postawa dyrektora stoczni Gniecha, który ze stoczni uczynił inwestora zastępczego i wyznaczył pełnomocników. Pełnomocnikiem do spraw zaopatrzenia był inż. Władysław Knap, koordynatorem prac między stoczniowymi wydziałami – Henryk Łapiński, a koordynatorem na samym placu budowy – Leszek Górski, już nieżyjący, wspaniały człowiek, choć członek komitetu zakładowego partii. Przynależność partyjna nam nie przeszkadzała, ważne były intencje.

Pierwszy pal fundamentowy wbito pod pomnik 17 września. W tajnym głosowaniu 1 października SKBPPS wybrał wersję projektu pomnika zaproponowaną przez zespół: Bogdan Pietruszka – twórca idei pomnika, Robert Pepliński i Elżbieta Szczodrowska-Peplińska – rzeźbiarze, Wiesław Szyślak – architekt. Projekt małej architektury wokół pomnika przygotowali Wojciech Mokwiński i Jacek Krenz.


Kartki z notesu Andrzeja Wajdy z notatkami dotyczącymi uroczystości odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku; Archiwum Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie


Archiwum Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie


Machina przygotowań

Równolegle z budową pomnika ruszyły przygotowania do uroczystości jego odsłonięcia. Inscenizacji podjął się Andrzej Wajda, choć był już wówczas w gorączce przygotowań do kolejnego filmu, kontynuacji „Człowieka z marmuru” (1976). „Człowiek z żelaza” miał być opowieścią o dalszych losach Mateusza Birkuta. Co ciekawe, zlecenie na nakręcenie tego filmu Wajda przyjął od jednego z robotników – Mirosława Wagi – 30 sierpnia 1980 roku, gdy odwiedzał strajkującą Stocznię Gdańską.

W notatniku Andrzej Wajda rozpisał minutaż uroczystości.

O 16.50 – goście mają już być na miejscu, pięć minut później kompania honorowa złoży raport Jabłońskiemu, czyli przewodniczącemu Rady Państwa, o 17.00 – zawyją syreny, o 17.05 – zabrzmi „Rota”, pięć minut później – Penderecki, czyli wybrzmi napisana specjalnie na tę okazję „Lacrimosa”, o 17.15 – Apel Poległych, a dziesięć minut później – narrator i „odsłonięcie szarfy”.

Obecność szarfy okazała się zaskoczeniem m.in. dla dziennikarzy, których na trybunę prasową wyprowadzono już trzy godziny przed uroczystością, ale o tym później.

O to, żeby notatki i pomysły Andrzeja Wajdy nabrały konkretnych kształtów, dbała Krystyna Zachwatowicz-Wajda, scenografka i aktorka, prywatnie żona reżysera.

– Andrzej był bardzo zaangażowany w przygotowanie filmu, musiał cały czas być obecny w Warszawie, więc mnie uczynił swoim delegatem – opowiada Krystyna Zachwatowicz-Wajda.

Komitet chciał, aby w dzieło wzniesienia pomnika zaangażować dwóch wielkich polskich artystów: Czesława Miłosza i Krzysztofa Pendereckiego. Rolę mediatora powierzył Andrzejowi Wajdzie, a ten podzielił się zadaniem z Krystyną Zachwatowicz.


Telegram Czesława Miłosza w sprawie sentencji na pomniku Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku; Archiwum Stowarzyszenia „Społeczny Komitet Budowy Pomnika 1970”


Prosimy o napisanie utworu poetyckiego

„Zwracamy się do Pana z prośbą o napisanie utworu poetyckiego – wiersza, który moglibyśmy umieścić na pomniku” – 16 października 1980 roku Komitet wysłał list do Czesława Miłosza, adresując go na Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley.

Twórczość Czesława Miłosza, po tym jak w 1951 roku poprosił o azyl we Francji, została w Polsce objęta zapisem cenzorskim. Nie mogła więc być znana powszechnie, docierała do odbiorców drugiego obiegu wydawniczego.

1980 rok był szczęśliwy dla Miłosza, ze Sztokholmu nadeszła wiadomość o przyznaniu mu literackiej Nagrody Nobla. Uroczystość wręczenia medalu zapowiedziano na 10 grudnia 1980 rok.

Odpowiedź od Miłosza przyszła telegraficznie (zapis oryginalny):

„ZAMIAST WIERSZA PROPONUYE WERSET JEDENASTY Z PSALMU 29 W MOIM PRZEKŁADZIE STOP OTO JEGO BRZMIENIE STOP PAN DA SILE SWOYEMU LUDOWI PRZECINEK PAN DA SWEMU LUDOWI BLOGOSLAWIEN STWO POKOJU STOP NIE PLANUYE RYCHLEGO PRZYJAZDU DO POLSKI SERCEM JESTEM 2 WAMI CZESLAW MILOSZ”.

Do poety telefonowała Krystyna Zachwatowicz-Wajda, nie znała go osobiście.

– Zamówiłam Kalifornię, na połączenie trzeba było czekać ze dwa dni – wspomina. – Wszystko wiedział o tym, co się dzieje w Polsce, niczego nie musiałam mu tłumaczyć. Zaakceptował użycie jednej strofy wiersza „Który skrzywdziłeś”.

Na pomniku znalazł się następujący tekst:

    „Który skrzywdziłeś człowieka prostego
    Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając
    NIE BĄDŹ BEZPIECZNY poeta pamięta
    Możesz go zabić narodzi się nowy
    Spisane będą czyny i rozmowy”.

Zgodził się też na pominięcie dwóch ostatnich bardzo mocnych wersów, w brzmieniu: „Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy / I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta”.

Psalm widnieje na murze okalającym plac.

Lamentacja „pełna łez”

Krzysztof Penderecki – wówczas już artysta o międzynarodowej sławie – został zaproszony przez Komitet do projektu przygotowania uroczystości odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców 1970.

Pośrednikiem w zamówieniu utworu okolicznościowego był Andrzej Wajda.

– Krzysztof Penderecki od razu się zgodził – Krystyna Zachwatowicz-Wajda dobrze pamięta przebieg rozmowy.

Powstała „Lacrimosa”, czyli lamentacja „pełna łez”. Utwór kompozytor zadedykował Lechowi Wałęsie i Solidarności na odsłonięcie pomnika ofiar grudnia 1970 w Gdańsku. Kompozycję w dniu prapremiery, 16 grudnia 1980 roku, odtworzono z nagrania dokonanego w Krakowie. Do Gdańska przyjechała taśma. Zabrzmiały Chór i Orkiestra Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie pod batutą Antoniego Wita, a partię sopranu zaśpiewała Jadwiga Gadulanka.

Potem Penderecki włączył „Lacrimosę” do „Polskiego Requiem”, jednego ze swoich najważniejszych utworów, którego poszczególne części powstawały przez dwadzieścia sześć lat, upamiętniając ważne postaci z dziejów Polski.

Ziemia z lasów katyńskich

6 grudnia odbyła się uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowę pomnika. Kamieniem węgielnym uczyniono ziemię z rzymskich katakumb, z lasów katyńskich oraz z miejsc, w których w grudniu 1970 roku zginęli stoczniowcy. W akcie erekcyjnym zapisano: „Pomordowanym – na znak wiecznej pamięci. Rządzącym – na znak przestrogi, że żaden konflikt społeczny nie może być rozwiązany siłą. Współobywatelom – na znak nadziei, iż zło może zostać przezwyciężone”.

Cztery dni później, nieoczekiwanie, kwestią sporną stała się nazwa monumentu. Podczas spotkania u wojewody – udział w nim wzięli m.in. członkowie SKBPPS – Anna Walentynowicz zakwestionowała wcześniej ustaloną przez Komitet nazwę pomnika: „Ofiarom Grudnia 1970 – Społeczeństwo”, żądając przywrócenia pierwotnej nazwy, jak w akcie erekcyjnym: „Pomnik Poległych Stoczniowców”. Walentynowicz obawiała się, że w ten sposób umożliwi się manipulowanie prawdą historyczną i zatarcie odpowiedzialności władzy za masakrę stoczniowców.

Pomnik o wysokości 42 metrów, wykonano z płyt ze stali. Kotwice z płyt mosiężnych, płaskorzeźby z brązu. Ciężar jednego krzyża to 36 ton, kotwicy - 2 tony, całego monumentu ok. 134 ton.

W normalnych warunkach budowa takiego monumentu trwałaby dwa-trzy lata, a zajęła sto dni. Realizacja projektu w tak krótkim czasie była możliwa dzięki zaangażowaniu i ofiarności wielu osób, instytucji i przedsiębiorstw. Oprócz prawie wszystkich wydziałów stoczniowych do budowy dołączyły m.in.: Budimor, Energopol, Mostostal, huty: Batory, Stalowa Wola.

Obowiązek

15 grudnia godz. 16.00 – próba światła, zapisał w kalendarzu Andrzej Wajda. Już dwie godziny później reżyser był umówiony z kolejarzami w Gdyni.
16 grudnia 1980 roku pogoda była sztormowa, zacinał drobny deszcz.

Przybyły niezliczone rzesze ludzi z całej Polski, ostatni ludzie ze zwartego tłumu stali między dworcem kolejowym a Zieleniakiem.

„Dochodzi piąta. Oświetlony nagle setkami jupiterów, z tła ciemności wyłania się pomnik – strzelająca w niebo srebrzysta zjawa trzech krzyży. Nie zauważyliśmy, że na jeden z krzyży, niby na maszt, wciągnięto sięgającą połowy jego wysokości szarfę o barwach narodowych, która łopocząc na wietrze pełni teraz symboliczną rolę zasłony monumentu. Wzdłuż ulic zbiegających się na placu przed bramą stoczni pada oślepiająca jasność z gigantycznych reflektorów wojskowych, umieszczonych daleko z tyłu” - 11 stycznia 1981 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” relacjonował Jacek Susuł, dziennikarz z Krakowa.

– Wzniesienie pomnika było obowiązkiem tych, którzy pozostali, dla tych, którzy przyjdą. Ma on dawać świadectwo przeszłości i być drogowskazem na przyszłość. – w swoim przemówieniu mówił Lech Wałęsa, lider sierpniowego strajku, przewodniczący Solidarności.

Wszystko było do płaczu

„Lacrimosa” zabrzmiała odtworzona przy użyciu nagłośnienia lotniskowego, przez które na co dzień zapowiadano kolejne loty.

Andrzej wielokrotnie wracał do tego, mówiąc: „Jak Krzysztof mógł to wytrzymać?” – opowiada Krystyna Zachwatowicz-Wajda. – Jakość rzeczywiście nie mogła być doskonała, ale była najlepsza, jaką wtedy można było osiągnąć. Krzysztof Penderecki zniósł to cierpliwie.

Henryk Knapiński nie miał czasu celebrować uroczystości.

– Należę do tych, którzy wszystko muszą dotknąć ręką, a miałem dwa i pół tysiąca ludzi w tak zwanej ochronie – wspomina. – Najbardziej zależało mi na tym, żeby ludzie nad głowami nie rozwijali flag i transparentów, bo chciałem, żeby nawet ci, którzy stali bardzo daleko wszystko widzieli.

Pamiętam, że siedziałam na podeście, cały czas w jednym miejscu, niemal jestem pewna, że gdzieś w okolicy portierni. To było wstrząsające przeżycie – wspomina Krystyna Zachwatowicz-Wajda. – Pamiętam Apel Poległych, który Daniel Olbrychski tak pięknie wtedy powiedział, odpowiadał mu cały tłum: „Jest wśród nas!”. Wszystko było do płaczu.

PS.

27 maja 1981 roku „Człowiek z żelaza” został uhonorowany Złotą Palmą na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes jako pierwszy polski film w historii tej nagrody. Świat na wielkim ekranie zobaczył losy rodziny Birkutów, wpisane w wydarzenia Grudnia ’70 i Sierpnia ’80. Był Janek Wiśniewski niesiony na drzwiach ulicami Gdyni, wiadukcie obok stacji SKM Gdynia Stocznia, strajkująca Stocznia Gdańska im. Lenina, Lech Wałęsa…

autorka: Katarzyna Żelazek

etmal_790x120_gif_2020

Partnerzy portalu

aste_390x150_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.