Panel pod tytułem „Rola programu „Miecznik” dla polskiego przemysłu” podczas BaltExpo 2-25 był okazją do spojrzenia na najważniejsze i największe przedsięwzięcie z myślą o polskiej Marynarce Wojennej z perspektywy branży stoczniowej. Obok wzmacniania morskich zdolności obronnych przyczynia się do rozwoju gospodarczego i zwiększenia innowacyjność polskich przedsiębiorstw.
Uczestniczący w debacie paneliści reprezentujący różne segmenty branży morskiej dyskutowali na temat przedsięwzięcia, którego celem jest dostarczenie trzech wielozadaniowych fregat do polskiej Marynarki Wojennej. W latach 2029-2031 przyszłe ORP Wicher, ORP Burza i ORP Huragan wejdą w skład Dywizjonu Okrętów Bojowych 3. Flotylli Okrętów, a ich miejscem stacjonowania będzie Port Wojenny Gdynia. Jak podkreślili organizatorzy BaltExpo 2025, „Miecznik” to także wielkie wyzwanie i zarazem ogromna szansa, aby polski przemysł zdobył kompetencje i doświadczenie, które pozwolą wejść ze swoimi produktami na zagraniczne rynki.
W dyskusji wzięli udział Beata Koniarska, członkini zarządu PGZ Stoczni Wojennej, Magdalena Nizik, dyrektor krajowy Thales, Piotr Jaszczura, dyrektor biura programu „Miecznik” w PGZ S.A., Samuel Barton, dyrektor programu Babcock International, Daniel Okruciński, dyrektor handlowy CRIST S.A. i Piotr Gosch z NDI S.A. Moderatorem był dr Dionizy Smoleń, partner w PwC, który na wstępie podkreślił, że omawiane przedsięwzięcie ma „dwa wymiary”. Są to ogromna inwestycja wojskowa i zarazem program, który ma być katalizatorem transformacji przemysłowej. To właśnie drugi aspekt był poruszany podczas wydarzenia.
Jako pierwszy z prelegentów wypowiedział się Piotr Jaszczura, na temat roli Polskiej Grupy Zbrojeniowej w programie „Miecznik”, w kontekście planu wzmocnienia suwerenności polskiego przemysłu obronnego. Podkreślił, że to wieloletnie przedsięwzięcie, tak w kwestii budowy okrętów, jak i ich utrzymania w sprawności przez cały okres użytkowania. Oznacza to rozwój kompetencji na wszystkich etapach prac.
– Mam niełatwe zadanie, ponieważ kompetencje nie mogą tworzyć ryzyka dla harmonogramu realizacji programu. Z jednej strony należy ocenić to, co jest dostępne, to co faktycznie może pomóc i to co możemy skierować do polskiego przemysłu, a z drugiej strony musimy patrzeć na pewne elementy, w kwestii których nasze kompetencje jeszcze nie są tak rozwinięte, abyśmy je realizowali samodzielnie, ale być może na zakończenie tego programu to się zmieni. Na etapie budowy kierujemy szereg zamówień do polskich przedsiębiorstw i dostawców. Myślę, że takim kluczowym elementem, który może mieć perspektywę być jak hitem eksportowym jest polska armata OSU-35, która w teorii jest gotowym produktem, ale my w ramach „Miecznika” integrujemy ją z systemem bojowym. Ta armata uzyskuje nowe zdolności. Specjalnie do niej jest opracowana również w tej chwili amunicja programowana. Tu mówimy o konkretnym produkcie. Możemy jeszcze mówić o dwóch aspektach, które są istotne w budowie okrętu. Mianowicie z jednej strony mówimy o budowie platformy i tutaj mamy partnerstwo z naszym partnerem Babcock, gdzie przejmujemy zarówno sposób prowadzenia programu, w jaki sposób tę budowę się prowadzi, jak i uzyskujemy wiedzę i trening do przeprowadzenia prac – powiedział.
Dyrektor „Miecznika” wskazał, że współpraca pozwala śledzić prowadzone przez brytyjski koncern prace nad fregatami typu 31, opartymi, tak jak polskie jednostki, na platformie Arrowhead 140. Dzięki temu stoczniowcy mogą uczyć się na przykładzie prac, które odbywają się w Rosyth i wyciągać wnioski. W efekcie powstają kompetencje do budowy platformy okrętowej, czyli coś, co już pozostanie w polskiej stoczni. Do tego dochodzi rozwój zintegrowanego systemu walki, co stanowi przedsięwzięcie o skali, jakiego dotąd nie było w Wojsku Polskim i przemyśle. Ważnym aspektem ma być osiągnięcie gotowości przyszłych okrętów do obrony przeciwpowietrznej poprzez wprowadzenie pocisku FCM (Future Common Missile), we współpracy z MBDA.
Na temat pozyskiwania kompetencji i zmian, jakie szły wraz z rozwojem programu „Miecznik”, opowiedziała Beata Koniarska. Określiła to przedsięwzięcie „złotym biletem” dla stoczni, pozwalającym jej na „odrodzenie” w sytuacji, gdy była w stanie upadłości.
– Dzięki temu programowi mamy szansę rozwijać się, więc tym bardziej czujemy presję na naszych barkach. Jest to projekt bardzo newralgiczny, gdzie my budujemy realnie kompetencje, których w Polsce nie było. Pod koniec tego roku będziemy integrowali kadłub pierwszego z „Mieczników”, a w przyszłym roku, potencjalnie 12 sierpnia, będziemy wodowali pierwszą jednostkę, więc to bardzo ważny dla nas moment. To, co się wydarzyło w stoczni dzięki programowi Miecznik, to przede wszystkim również, oprócz kompetencji, o których mówimy, to jest również budowa tych okrętów, a z drugiej strony również przygotowanie się do bardzo ważnego procesu, czyli serwisowania i otrzymywania okrętów gotowości bojowej przez cały ich cykl życia. które mam nadzieję, że pozwolą polskiemu przemysłowi zaistnieć w skali europejskiej – przekazała.
Członkini zarządu stoczni dodała, że zakład położony w Gdyni, w województwie pomorskim, zapewnia też regionowi wzrost dochodów. Podkreśliła potrzebę zaangażowania rodzimych dostawców w ramach local content. Oprócz kompetencji rozwija się też kreowanie zainteresowania branżą stoczniową i zbrojeniową wśród młodych osób, jako że pozyskiwanie doświadczonych, wykształconych kadr jest wyzwaniem, stąd kluczowe znaczenie ma współpraca z oświatą, tak na gruncie szkolnym, jak i akademickim. Stąd choćby na 10 października zaplanowano konkurs wirtualnego spawania dla uczniów szkół średnich, aby w interaktywny sposób zaangażować i zainteresować właśnie branżą stoczniową.
Magdalena Nizik omówiła zaangażowanie firmy Thales w program „Miecznik”, wskazując przede wszystkim na dostarczenie rozwiązań systemowych i sprzętowych, będąc partnerem dla PGZ S.A. Głównym produktem, jaki dostarcza podmiot, jest system zarządzania walki w najnowszej wersji, będącej rozwinięciem tego, co znajduje się na pokładach innych polskich okrętów, w tym jednostek typu Orkan i ORP Ślązak. Oprócz tego dostarcza wszelkiego rodzaju sensory, np. Captus II, który jest sonarem wieloczujnikowym, który daje szeroki i bardzo dokładny obraz tego, co dzieje się pod wodą, radar Sea Master 400 (SM 400) Block II, który ma bardzo zasięg 400 km śledząc obiekty powierzchniowe, czy też optoelektroniczny system na podczerwień Artemis, pozwalający na obserwację obszaru w 360 stopniach. Przedstawicielka Thales podkreśliła, że firma zapewnia podobne wyposażenie dla brytyjskich fregat typu 31, które tak jak „Miecznik” są oparte na platformie Arrowhead 140.
Brytyjską perspektywę w kwestii polskich okrętów przedstawił Samuel Barton, który także zaznaczył rolę budowania kompetencji w branży stoczniowej i zwiększania potencjału marynarki wojennej. To wszystko ma znajdować się w praktycznym interesie Polski. Przy tym Babcock, zaangażowany w prace nad podobnymi okrętami, wspiera PGZ Stocznię Wojenną, na czym korzystają oba podmioty, dzięki stałej wymianie wiedzy i doświadczeń.
– Współpracujemy z polskimi partnerami, aby adaptować platformę do lokalnych oczekiwań, które są bardzo konkretne i dodają dodatkowej umiejętności na podstawie zadań. Mamy teraz około 50 osób, które z Babcock pracują nad programem „Miecznik”. Polska ma naprawdę fantastyczną możliwość budowania jednostek morskich. Umiejętności budowy okrętów są w Stoczni Wojennej, a my przynosimy wiedzę o platformie Arrowhead 140 oraz doświadczenia, którymi codziennie się dzielimy – podkreślił.
Brytyjski prelegent zaznaczył, że program budowy fregat typu 31 jest około dwa lata przed „Miecznikiem”, a między oboma przedsięwzięciami jest wiele podobieństw. Dodał też, że postępy prac nad polskimi okrętami oraz infrastrukturą stoczni zrobiły na nim duże wrażenie i cieszy go możliwość ich obserwacji, a także fakt, że jest to efekt długofalowej współpracy.
Ważnym aspektem prac nad okrętami dla morskiego rodzaju sił zbrojnych jest zaangażowanie także drugiej stoczni znajdującej się w Gdyni, CRIST S.A. Daniel Okruciński powiedział, że mieszczący się na 28 hektarach zakład przerabia średnio 25 000 ton stali. Biorąc pod uwagę skalę, określił „Miecznika” jako „mały projekt” na tle tego przerobu. Zaznaczył jednak, że to dla zakładu swoisty kamień milowy, gdyż przez ponad trzy dekady istnienia nie zrealizował żadnego zlecenia dla polskich firm. Program budowy fregat jest tu więc pierwszym.
– „Miecznik” to platforma, a my właśnie takie budujemy, dostarczamy w dużej ilości. Budujemy je na gotowe, w blokach, w sekcjach, kooperujemy z innymi stoczniami. Zbudowaliśmy przedtem już trzy jednostki dla marki wojennej w Belgii, na zlecenie stoczni francuskiej i jak dwa lata temu zostaliśmy zaproszeni do udziału w programie „Miecznik”, stwierdziliśmy, że to jest najlepsze rozwiązanie, jakie może się zdarzyć, dlatego że my jesteśmy po drugiej stronie kanału od PGZ Stoczni Wojennej i doszliśmy do porozumienia, że moglibyśmy zbudować duży blok sekcji dziobowej i właśnie to wykonujemy. Ten blok zostanie oddany w połowie grudnia, przetransportowany na drugą stronę kanału do montażu w hali kadłubowej. Zaraz zaczniemy budowę bloku dziobowego numer dwa, numer trzy, więc jest to taki nasz wkład. Stocznia CRIST obchodzi w tym roku 35-lecie istnienia, więc jest to nasz wkład w budownictwo okrętowe Polski – powiedział.
Biorąc pod uwagę, że obok kompetencji istotne było stworzenie nowoczesnej infrastruktury, pozwalającej na budowę tak dużych okrętów, istotnym zadaniem stało się stworzenie nowych obiektów w stoczni. O tym więcej opowiedział Piotr Gosch z NDI S.A., a więc firmy, która zrealizowała to przedsięwzięcie. Zaznaczył, że PGZ Stocznia Wojenna zainwestowała pieniądze i czas w projekt rozbudowy infrastruktury, polegający na budowie dwóch hal, w tym największej hali kadłubowej w przemyśle stoczniowym w Polsce, mającej 43-metrowej wysokości. Oprócz tego powstały hala magazynowa, zaplecze biurowe i inne obiekty. Wspomniana hala kadłubowa jest też modułowa, można ją w dowolnej chwili przedłużyć. Oprócz tego w istniejącej już hali A11, zbudowano tory pod roboty spawalnicze, które podnoszą kompetencje i kwalifikacje stoczni pod kątem przyszłych realizacji, nie tylko „Miecznika”.
Dyrektor programu odpowiedział też na pytanie w sprawie jego realizacji, podkreślając też, że powinien pozostać jak najmniej zmieniany, gdyż każda modyfikacja to ryzyko opóźnień. Stąd kierunki i strategia przyjęte w realizacji tego przedsięwzięcie powinny zostać utrzymane.
–Powinniśmy dążyć do realizacji tego programu w takim kształcie, jak on został założony. Patrząc z perspektywy innowacyjności tego, co my w tej chwili realizujemy, jest szereg naprawdę ważnych elementów, które z perspektywy średnioterminowej mogą być inhibitorami naszej innowacyjności. Sercem tego okrętu jest jego system walki i integracji systemu misji, tych zdolności, które ten okręt ma realizować. I tu, wokół tego obszaru, otrzymaliśmy istotne inwestycje. Budujemy system łączności wewnętrznej i zewnętrznej dla tego okrętu. Budujemy również system zintegrowanego mostka nawigacyjnego, w oparciu o gotowe komponenty, ale umowa z dostawcą przewiduje, że po zakończeniu realizacji będziemy zdolni samodzielnie do instalacji takich systemów i już na okręcie trzecim w zasadzie będziemy to dokonywać całkowicie samodzielnie – dodał.
Budowa fregat ma tworzyć też przed branżą stoczniową nowe perspektywy i tu wypowiedziała się z kolei Beata Koniarska, zaznaczając że branża stoczniowa w Polsce powinna zacząć pokazywać się razem, pracować wspólnie nad wieloma projektami, jeśli chcie w przyszłości wejść na rynki zagraniczne i być widziana jako potęga stoczniowa, przywracając zdolności niewidziane od dekad.
– Ten projekt pokazuje, w jaki sposób możemy współpracować. Dotyczy to zagranicznych podmiotów, jak firma Babcock, która transferuje do nas swoją wiedzę z budowy Arrowhead 140. To również pokazuje, że jako stocznia wychodzimy na zewnątrz i zaczynamy rozmowę z europejskimi zakładami, poszerzając swoje własne kompetencje. Patrząc na sytuację geopolityczną nie pozostaje nam nic innego, tylko integrować całe środowisko i starać się brać udział w wielu międzynarodowych programach, które będą się pojawiały. Powinniśmy stać się partnerem dla innych marynarek, jako stocznia, która jest w stanie wybudować jednostki nie tylko dla polskiej Marynarki Wojennej. Aktualnie koncentrujemy się bardzo mocno na tym, żeby i naszą główną rolą było wsparcie naszych sił morskich, ale nie ukrywamy, że mamy chętkę na to, żebyśmy stali się również dostawcą, który będzie budował okręty w pełni wyposażone dla innych. I to jest ten kierunek, który ja uważam, że powinniśmy bardzo mocno pielęgnować i rozwijać. Drugą rzeczą jest system MRO i wspieranie okrętów w gotowości i serwisowanie przez cały cykl życia. To powoduje również, że możemy integrować te zdolności i świadczyć usługi nie tylko dla polskiej floty, ale również dla naszych sojuszników. To jest bardzo ważny kierunek, na którym powinniśmy się chwilę zatrzymać i skoncentrować. Do dzisiaj oczywiście w wielu stoczniach istnieją możliwości serwisowania, modernizowania jednostek, natomiast nie na takim poziomie, jak ma to miejsce przy MRO, czyli Maintenance, Repair and Overhaul. Mówimy tutaj o stałym finansowaniu z budżetu państwa stoczni, które będą utrzymywały okręty w gotowości bojowej. Do dzisiaj funkcjonujemy w taki sposób, że remontujemy czy modernizujemy jednostki w momencie, kiedy pojawia się budżet. To jest kierunek, który musi się zmienić, żebyśmy mogli rzeczywiście mieć MRO z prawdziwego zdarzenia – podkreśliła.
Perspektywę MRO rozwinął dyrektor handlowy CRIST S.A., wskazując że w praktyce wszystkie stocznie w Europie kooperują pomiędzy sobą. Jako przykład podał zlecenia na rzecz takich stoczni jak francuska Chantier de Atlantique, niemiecki Meyer Werft czy fiński Meyer Turku.
- Wyobraźcie sobie Państwo, że 55 tysięcy ton stali, które ma 220 metrów długości, 16 pokładów, bierze 5500 pasażerów, 3200 osób załogi.i taka jednostka jest budowana w ciągu niepełna trzech lat. Dlaczego? Dlatego, że my budujemy całe sekcje denne, wszystko co jest najcięższe, siłownie, pompownie, które mają po 110-120 metrów. I my to budujemy w ciągu 16 miesięcy. Wysyłamy to do stoczni kooperującej z nami i tam na to nakładana jest cała reszta, która już jest budowana w kooperacji z innymi stoczniami i ucząc się od najlepszych. To jest właśnie to, co my robimy ze Stocznią Wojenną. Budujemy to wszystko równolegle. Nasz partner równolegle buduje wszystkie elementy po to, żeby tę platformę, fregatę, doposażyć później. To jest właśnie sposób, w jaki powinniśmy działać. Powinniśmy kooperować i robić wszystko sprawnie. Gdybyśmy chcieli zbudować jednostkę o długości 60 metrów od zera, to cykl budowy wynosi trzy lata. Stąd kooperacja jest tym elementem, który powinien być platformą współpracy pomiędzy polskimi stoczniami. No i ten nasz rodzimy wkład powinien być dla nas tą wartością nadrzędną – przekazał.
Także reprezentant NDI zgodził się z potrzebą utrzymywania kooperacji, widząc w niej jedyny kierunek na przyszłość. Dzięki stałej wymianie opinii i wdrażaniu sugestii budowlańcy mogli stworzyć obiekty pod potrzeby i wymagania stoczni.
– Aktualnie prowadzimy wciąż budowę na terenie PGZ Stoczni Wojennej, rozwijamy kolejne elementy infrastruktury, żeby ta kooperacja mogła być pełniejsza, w nowych budynkach, w których można nowoczesne urządzenia zamontować i rozwinąć, żeby ten transfer wiedzy miał gdzie funkcjonować i można było tam szkolić nowych pracowników. Żeby mieli nowoczesne narzędzia i miejsca pracy. Równolegle teraz rozbudowujemy kolejne hale magazynowe. Infrastruktura stoczni cały czas się rozwija. Jest dużo instalacji, modułów. Hala kadłubowa jest przystosowana do pracy 24 godziny na dobę Jest tu system oświetlenia nie oślepiający pracowników podczas pracy nawet na wysokościach. To znacząco ułatwia i przyspiesza pracę, daje komfort stoczniowcom – dodał.
Rola partnera strategicznego ma istotne znaczenie także dla Thales, co zaznaczyła Magdalena Nizik. W ramach tej współpracy znajdują się co najmniej trzy duże obszary kompetencyjne, jako efekt programu „Miecznik”.
– Oczywiście know-how musi być też przekazane, ale oprócz tego, ma pozytywny efekt jeśli chodzi suwerenność rozwiązania, co jest absolutnie kluczowe w czasach wojennych, gdzie bardzo często jesteśmy zdani sami na siebie z racji całej logistyki wojennej. To są kompetencje w zakresie zarządzania projektem i tutaj zarówno my, jak i oczywiście nasi partnerzy z firmy Babcock staramy się jak najbardziej wspierać zarówno pracę dotyczącą zarządzania projektem, jak i również przekazywanie kompetencji do zarządzania jego częściami, w których specjalizują się poszczególne nasze podmioty. Więc tutaj oczywiście te kompetencje pozostaną i wszyscy liczymy na to, że fregaty „Miecznik” są pierwszym, ale nie będą ostatnią serią okrętów, które stocznia będzie budować. Taki program jest niezmiernie skomplikowany i od kompetencji zarządzania projektem oczywiście bardzo wiele zależy, jeżeli chodzi o terminowość. W momencie, kiedy fregaty wejdą do użytkowania, muszą być utrzymywane w zdolności bojowej, a to też jest cała ogromna dziedzina kompetencyjna, którą należy rozwinąć, zbudować i utrzymywać w kraju, a nie ad hoc jak się coś zepsuło albo jak akurat budżet się znalazł. W czasach. jakich dzisiaj funkcjonujemy nie jest to oczywiście z przyczyn wiadomych i tutaj nasza firma również będzie przystępować do transferu technologii, jeżeli chodzi oczywiście o szkolenie użytkowników systemów, które dostarczamy, w jaki sposób te systemy utrzymywać, naprawiać, upgrade'ować, taka, żeby zapewnić końcowemu użytkownikowi, którym jest Polska, znowu jak największą suwerenność i autonomię, bo znowu w czasie wojny nie można sobie wyobrazić, że każdą rzecz się gdzieś będzie wysyłało, czy ktoś będzie przyjeżdżał po nią. Jest to po prostu nierealne – powiedziała.
Samuel Barton dodał z kolei, że koncern Babcock wspiera nawet 67 tys. miejsc pracy w Wielkiej Brytanii, w tym roku inwestując w 550 kolejnych. Do prac przy programie budowy fregat typu 31 zaangażowano 2500 osób. Wskazał tu na duże podobieństwo i znaczenie dla brytyjskiego przemysłu okrętowego w podobny sposób jak „Miecznik”, pozwalając na rozwój kompetencji i innowacji. Co też istotne, także w Polsce są firmy działające jako dostawcy dla tego przedsięwzięcia. Rozwijane w ten sposób kompetencje, łańcuchy dostaw oraz sieci partnerstwa mogą zaprocentować, biorąc pod uwagę eksportowy charakter platformy Arrowhead 140.
- Mam nadzieję, że możemy przynieść nowe możliwości, razem z naszymi partnerami i z instytucjami. To jest bardzo ważne w zakresie ekonomicznego rozwoju. To także kwestia inwestycji w Polsce, a biorąc pod uwagę, że fregaty będą w służbie nawet 40 lat, należy je wtedy utrzymywać, aby były sprawne. I to wszystko musi być zrobione w Polsce. Mamy pod tym względem w Babcocku wiele doświadczenia, biorąc pod uwagę naszych partnerów w Kanadzie, Brazylii, Nowej Zelandii, Australii. Chcemy pomóc, aby przynieść to wiedzę i doświadczenie do Polski, nasza współpraca jest szersza niż w przypadku biznesu. Mamy tu panel biznesowy, ale również działamy na rzecz partnerstwa G2G – dodał.
Na koniec spotkania paneliści odpowiedzieli też na kilka pytań słuchaczy, siedzących na sali. Dotyczyły one terminowości programu „Miecznik”, w tym wpływu dostaw wyposażenia na planowane fregaty, a także gwarancji i wsparcia pogwarancyjnego w okresie wielu dekad służby okrętów. We wszystkich tych przypadkach istotną rolę odgrywają finanse i o to także zapytano.
– W ramach programu „Miecznik w stoczni są budowane kompetencje i infrastruktura do tego, żebyśmy mogli rzeczywiście śmiało powiedzieć, że stajemy się stocznią, która będzie w stanie wypełnić wszystkie powinności w trakcie całego okresu życia okrętu. Koszt wybudowania okrętu to jest jakieś 30% w porównaniu z 70% tego, co będzie trzeba ponieść na utrzymanie tego okrętu. Musimy bardzo mocno współpracować z Ministerstwem Obrony Narodowej. Musimy upewnić się, że będziemy mieli kontrakty podpisane na kilka lat do przodu po to, żeby móc utrzymać ten bardzo drogi projekt. I nie mówimy dzisiaj o trzymaniu w gotowości bojowej tylko „Mieczników”. Możemy śmiało powiedzieć, że będziemy mierzyli się z tym i innymi programami, w tym „Orka”. Są to różne sposoby utrzymywania w gotowości bojowej okrętów. Nawodne serwisuje się inaczej niż podwodne, to jest inna technologia. Natomiast cały czas budowa tych kompetencji musi być naszym priorytetem, jeśli chcemy mieć zdolną do służby i gotowości bojowej marynarkę. I tutaj musimy bardzo ściśle współpracować z naszymi rządzącymi. I tak, takie rozmowy się pojawiają i my oczywiście dążymy do tego, żeby to się wydarzyło – przekazała Beata Koniarska.
– Realizujemy program w kształcie takim, jak przewiduje obecna umowa, a ta nie przewiduje pełnego wyposażenia okrętu drugiego i trzeciego. Kilka systemów, to było chyba rok temu na MSPO pokazywane, nie zostało jeszcze zakontraktowanych. Z perspektywy wykonawcy powiem, im szybciej tym lepiej. Portfele zamówień potencjalnych dostawców są w tej chwili są dosyć mocno wypełnione i jeżeli zamówienie tych komponentów dla obu okrętów przeciągnie się mocno w czasie, to terminy dostaw mogą znacząco się zmienić. Kolejna kwestia, techniczna, czyli to, że jeżeli komponenty na okręt drugi i trzeci zostaną zamówione znacząco później na okręt pierwszy, bo mimo, że one będą się tak samo nazywać, już niekoniecznie będą takimi samymi komponentami. Po podstępie trzech, czterech lat system może się już nieco różnić od tego, który zostanie zamówiony wcześniej. Jest jeszcze bardzo istotny aspekt, aspekt biznesowy, ponieważ mówimy tutaj o środkach publicznych, że tak długo jak mówimy o zamówieniu w serii i zamówieniu w opcji, które póki co cały czas staramy się utrzymywać dostawcami dla okrętów, to te ceny są znacząco lepsze niż jeżeli mielibyśmy to negocjować osobno w ramach osobnych umów gdzieś z z perspektywy kilku lat – zaznaczył Piotr Jaszczura.
11
Tak to robią Włosi. Zobaczyliśmy jak powstają okręty podwodne i nawodne w Fincantieri
Szwedzi czekają na polskie promy. W porcie Ystad rosną obawy o finanse i przyszłość wspólnego projektu
Stena Futura przeszła ceremonię chrztu w Belfaście. Stena Connecta ukończona
Zwodowano największy na świecie statek do układania kabli
Świnoujście: zatopiony kuter wydobyty z dna Basenu Północnego. Służby podejrzewają celowe działanie
PRS sprawuje nadzór nad budową okrętu ratowniczego programu „Ratownik”
Chiny oddały do użytku gigantyczny statek do akwakultury. 12 gatunków ryb na jednostce
HD Hyundai jako pierwsza stocznia wyprodukował 5 tys. jednostek