• <
nauta_2024

NGL Machining: W naszej pracy nie ma gdybania czy coś się uda czy nie - musi się udać (wywiad)

ew

10.05.2018 07:30 Źródło: własne
Strona główna Przemysł Stoczniowy, Przemysł Morski, Stocznie, Statki NGL Machining: W naszej pracy nie ma gdybania czy coś się uda czy nie - musi się udać (wywiad)

Partnerzy portalu

NGL Machining: W naszej pracy nie ma gdybania czy coś się uda czy nie - musi się udać (wywiad) - GospodarkaMorska.pl

Mobilna obróbka skrawaniem stwarza nowe możliwości w technologii remontowo- produkcyjnej. Dzięki rezygnacji z demontażu oraz transportu elementu, który ma zostać obrobiony – zyskujemy mnóstwo czasu i pieniędzy. Poprzez doświadczenie zdobyte m.in. w branży stoczniowej, wiedzieli o tym założyciele firmy NGL Machining –Artur Chróścielewski i Rafał Bogusz. O swoim rozwoju, pracy w temperaturze 55°C, projektach realizowanych od Ciechanowa, przez Brazylię czy Malezję i o tym dlaczego ich projekty muszą się zawsze udać - opowiadają w naszej rozmowie.


Jest rok 2015. Niedługo po powstaniu NGLMachining, przypływa masa zleceń z polskich stoczni. Wydawać by się mogło, że nie może być lepiej, ale jak wiemy, w 2016 przyszedł kryzys w branży morskiej związany ze spadkiem cen ropy naftowej. Jak sobie z tym poradziliście?
 
Rafał Bogusz: Obserwując trendy występujące w przemyśle morskim wiedzieliśmy że kryzys również dotrze i do nas, do naszych polskich stoczni.  Każdego miesiąca słyszeliśmy wieści, że na rynku zaczyna brakować kontraktów, że światowe stocznie coraz mniej budują. Na szczęście to co działo się wówczas na Świecie nie miało, przynajmniej na początku, bezpośredniego przełożenia na rynek polski, a jak już to w minimalnym wymiarze. Polska już dawno przestała być liczącym się graczem na rynku morskim. Nie byliśmy już taką potęgą jak kiedyś, kiedy to miesięcznie budowaliśmy tyle statków ile obecnie wszystkie polskie stocznie budują w rok. Wiedzieliśmy, że kryzys przyjdzie, ale odpowiednio później. Mieliśmy czas na zastanowienie się co dalej. Naturalnym rozwiązaniem, było uniezależnienie się od przemysłu stoczniowego, mocne wejście w energetykę i petrochemię oraz wyjście z naszymi usługami na rynek zagraniczny.

Realizowaliście zlecenia w Azji, Afryce czy Ameryce Południowej. Czy tego typu „prace wyjazdowe” są trudne logistycznie?

R: Wcale nie jest powiedziane, że trudniej wysłać sprzęt i ludzi za granicę niż zorganizować im pracę tutaj na miejscu. Czasem jest zupełnie odwrotnie. Szeroko rozumiana logistyka stanowi dużą cześć naszej pracy stąd tak ważnym jest ażeby na tym etapie być bardzo dobrze zorganizowanym. W naszym interesie jest wykonanie danej usługi w jak najkrótszym czasie przy zaangażowaniu jak najmniejszych zasobów sprzętowych i ludzkich. Wówczas nie tylko zwiększamy efektywność danego projektu ale i zyskujemy czas pozwalający nam na realizację kolejnych serwisów. Przy odpowiednim podejściu naszym jak i zespołu wykonawczego niemalże każde zlecenie może być zrealizowane błyskawicznie, na drugi dzień od zgłoszenia. Są jednak sytuacje których nie da się przewidzieć. Na przykład trzy tygodnie temu realizowaliśmy prace w Brazylii a maszyny do tej pory nie wróciły, pomimo że firma transportowa zarzekała się że wykona transport w terminie do 10 dni. O ile nic się nie zmieni maszyny dotrą do nas w przeciągu następnego tygodnia. Co oznacza że przez cały ten czas będą one wyłączone z pracy.


Innym przykładem jest Egipt. W jednej z tamtejszych elektrowni, realizowaliśmy projekt obróbki regeneracyjnej osadzeń pod uszczelnienia labiryntowe na turbinach parowych. I mimo że sam projekt trwał zaledwie dwa tygodnie, maszyny stały pół roku w składzie celnym. Sytuacja była o tyle poważna że w pewnym momencie nie wiedzieliśmy czy w ogóle uda nam się  je odzyskać. Na drodze stanęli urzędnicy oraz wewnętrzne przepisy obowiązujące na terenie Egiptu.  Każdy kraj to inne procedury i formalności, i to wszystko musi zostać w naszej pracy uwzględnione.

Artur Chróścielewski: Część posiadanych przez nas maszyn to tzw. maszyny krytyczne, dedykowane do wąskiego oraz bardzo specjalistycznego zakresu prac. Ze względu na ich rzadkie wykorzystanie oraz wysoką wartość zakupu są to maszyny jednostkowe, których nie dublujemy. Zblokowanie takich maszyn na serwisie powoduje wyłączenie nas z możliwości świadczenia określonego zakresu usług w danym czasie, co za każdym razem jest dla nas dużym problem. Nie wiedzieć czemu właśnie wtedy na te maszyny jest najwięcej pracy.

R: Jak już wspominałem, nie stawiałbym granicy, między pracą w Polsce a zagranicą,określając tą drugą jako wymagającą od nas większego zaangażowania oraz starań. Każdy wykonywany przez nas projekt jest tak samo ważny i wymaga takiej samej logistyki; rozumianej jako załatwianie transportu maszyn, wysyłania w odpowiednim momencie zespołu wykonawczego itd. Dziś chociażby nasi pracownicy pojechali do Ciechanowa. Taki wyjazd również wymagał odpowiedniej organizacji.

A: Co rusz pojawiają się różne utrudnienia związane z serwisami. Na przykład ostatnio w Hamburgu okazało się, że armator nie miał  jak przetransportować  naszych maszyn na pokład. Co prawda dał nam do dyspozycji 10 pracowników, którzy razem z nami te maszyny nosili, ale coś co miało trwać 10 minut, trwało prawie 4 godziny. Taka operacja to zazwyczaj tylko kwestia dźwigu i położenia maszyn na pokładzie. Ale czasem ludziom brakuje świadomości i wyobraźni. To są problemy, które w sposób znaczący dezorganizują naszą pracę na projekcie

Ale prace wyjazdowe to też problemy związane z klimatem, ze skrajnie różnymi warunkami w jakich zmuszeni jesteście Panowie pracować.

R: To fajnie brzmi, że jedziemy na serwis np. do Malezji, na drugi koniec świata. Ciekawe miejsce, inna kultura, znacznie bardziej sprzyjający klimat, szczególnie jak wyjeżdżamy w środku zimy. Tyle że dla nas to przede wszystkim ciężka praca. Wielokrotnie pracujemy w ciągu ponad 20 godzin przy średniej temperaturze otoczenia 50-60°C.

A: Temperatura na zewnątrz 35oC, silnik chłodzony wodą zaburtową o temperaturze 30°C, temperatura w siłowni okrętowej 55°C. Proszę mi wierzyć są to kiepskie warunki do pracy. Wszystko jest gorące, ciężko czegokolwiek dotknąć. Jeżeli ktoś nie funkcjonuje w takim serwisie to ciężko mu to sobie w ogóle wyobrazić. Pracę jednak trzeba wykonać i jak już jesteśmy na projekcie nikt nie pyta o nasze samopoczucie, liczy się tylko wykonana praca oraz przywrócenie sprawności danego urządzenia.
R: W Brazylii pracowaliśmy non stop przez 40 godzin i to z wieloma perturbacjami. Ale w naszej pracy nie ma gdybania czy coś się uda czy nie. Musi się udać. Konsekwencje są bowiem tak daleko idące, że nikt by się nie podniósł po porażce. Mimo że mamy maksymalne dostępne ubezpieczenie (a nie każdy chce nas ubezpieczać) to nie wiem czy pokryłoby ono 5% naszej ewentualnej pomyłki.

A zdarzają się też przyjemne kontrakty?

R: Jak każdy i my musimy czasem odpocząć, pozwolić odetchnąć naszym pracownikom, oderwać się od rutyny, ciężkiej pracy z którą mamy do czynienia na co dzień. O ile jest taka możliwość staramy się łączyć projekty wyjazdowe z krótkim odpoczynkiem; taką szybką regeneracją sił połączoną z integracją zespołu. Tak właśnie było w zeszłym roku kiedy to wyjeżdżaliśmy na projekt do Chorwacji. Wyjechaliśmy całym zespołem z dużym zapasem czasowym. Realizowaliśmy tam dość powtarzalny projekt, tak więc byliśmy do niego bardzo dobrze przygotowani  To był taki wyjazd, na którym zarówno przed projektem znalazł się czas na aklimatyzację i odpoczynek, jak i po jego zakończeniu.

A: Praca była ułożona tak, żeby pracować maksymalnie 8 godzin dziennie. Wstawaliśmy o 4, kończyliśmy przed 14 i każdy miał popołudnie dla siebie. To był początek wakacji więc można było nacieszyć się pogodą i plażą. Takie połączenie pracy z wyjazdem integracyjnym.

R: Ale mimo że mamy bardzo koleżeńskie stosunki z pracownikami to nikt nie jest tu dla przyjemności, połączyła nas praca i to ona jest najważniejsza. Tworzymy warunki koleżeńskie, wydaje nam się, że najlepsze z możliwych, ale przez to też wymagamy. Pracujemy na maksymalnych obrotach tak, żeby nasza efektywność była jak najwyższa. I dopiero wtedy mamy czas na przerwę, np. kilka dni w kurorcie. Tylko że to dopiero ostatni etap wyjazdu.

Często wspominacie o tym, że niejednokrotnie pracujecie razem ze swoimi pracownikami. Ale prowadzenie biznesu to też inne obowiązki, jak to godzicie?


R: Są plusy i minusy takiego podejścia jak nasze. Niewątpliwą zaletą jest to, że cały czas czujemy to, co robimy. Jesteśmy na projektach, możemy je koordynować, dbać o ich efektywność. Widzą to wszyscy dookoła. Mamy świadomość, że każdy błąd to wielkie ryzyko i olbrzymie konsekwencje finansowe. Popełnienie błędu na elemencie, który jest integralną częścią statku to finansowy kosmos. My tę odpowiedzialność bierzemy na siebie. Do każdego projektu podchodzimy bardzo poważnie i praktycznie na każdym z nich – jesteśmy. Minus oczywiście jest dla pracownika, bo szef zawsze gdzieś jest i to ich trochę frustruje. Nie chodzi o to, żeby wiecznie czuli nasz oddech na plecach, bo zawsze staramy się być z boku, tak żeby im nie przeszkadzać. Muszą jednak mieć tę świadomość, że jesteśmy.

A: Wiemy też, że to plus dla klientów. Mają do nas pełne zaufanie, wiedzą, że kiedy przyjdą na początek czy też na koniec zmiany to zastaną któregoś z nas, alternatywnie jak wykonają telefon to do  godziny pojawimy się na projekcie. Zyskujemy poprzez bezpośredni kontakt z klientem i pracę fizyczną, bo jesteśmy na bieżąco z ewentualnymi problemami technicznymi, z obsługą Maszyn. Bazujemy na swoim know how, doświadczeniu i bezpośrednim zaangażowaniu w realizację i to chyba nasza największa przewaga.

R: Rzeczywiście czasami zbyt mocno skupiamy się na realizacji zlecenia a nie na rozwijaniu firmy. Kiedy jest nam zlecony jakiś duży projekt – wszystkie ręce na pokład i stajemy ramię w ramię z naszymi pracownikami. A przecież musimy iść do przodu i biznesowo podejść do realizacji poszczególnych zadań. Mamy nadzieję, że z czasem będzie łatwiej, póki co musimy pracować na dwóch etatach.

Dużo mówicie o swoich pracownikach i o atmosferze w pracy. Kim oni są?

R: Mamy nadzieję, że naszymi kolegami. Ale z biznesowego punktu widzenia mamy te same problemy co wszyscy. Teraz jest rynek pracownika a my staramy się stworzyć takie warunki pracy, żeby każdy był zadowolony. Opowiadamy szczegółowo o specyfice tego zawodu, bo pracujemy w trudnych warunkach i każdy musi wiedzieć dokładnie, na co się pisze.

A: Tym bardziej, że w naszym przypadku przede wszystkim  mamy do czynienia z tokarzami. A obróbka stacjonarna i mobilna to dwa róże światy. Osoba, która przychodzi z hali, w której są stałe warunki pracy, gdzie stoi się praktycznie w miejscu, razem ze swoim kubkiem i popielniczką – zazwyczaj jest zaskoczona że nagle musi coś nosić, pracować w zmiennych warunkach atmosferycznych, cały czas w ruchu. Niestety nie każdy wytrzymuje takie zmiany. Specyfika naszej branży sprawia, że jest trudno znaleźć odpowiednich pracowników, ale wydaje mi się, że mamy teraz bardzo udany, zgrany zespół.

R: Zaryzykowałbym stwierdzenie że mamy najlepszy zespół z możliwych. Może nie jesteśmy największą firmą ale z pewnością najlepszą. Nasi pracownicy są naszą wizytówką. Muszą czuć się swobodnie na różnych szczeblach wykonywanych czynności. To nie są tylko pracownicy fizyczni, ale i osoby które reprezentują sobą fajny poziom. Nawet ostatnio,  jeden z menadżerów złapał mnie na projekcie i powiedział, że mamy świetnych pracowników. Nie tylko dlatego, że dobrze wykonują swoje zadania, ale też dlatego, że można z nimi tak zwyczajnie porozmawiać..

Pojawiają się zarzuty, że obróbka mobilna nigdy nie będzie tak dobra, jak stacjonarna. Ile w tym prawdy?

A: Teoretycznie dużo, ale te zarzuty z reguły są przedstawiane przez osoby, które nie do końca mają pojęcie na temat tego, co chcieliby przez tę obróbkę uzyskać. Oczywiście można zbudować takie urządzenie przenośne, które uzyska te same tolerancje jak maszyna stacjonarna. Często jednak dokumentacja takich tolerancji nie wymaga więc pojawia się pytanie – po co? Jeśli weźmiemy pod uwagę wymogi technologiczne, które stawia nam przemysł – jesteśmy w stanie im sprostać.

R: My odpowiadamy konkretnie na zapytanie ofertowe. Jeżeli dany zakres tolerancji nie jest możliwy do uzyskania przy zastosowaniu technologii mobilnej mówimy o tym wprost, oferując usługę przy założeniu rzeczywistych, możliwych do uzyskania tolerancji. Musimy mieć świadomość, że większość prac, które wykonujemy odbywa się na statkach albo konstrukcjach wielkogabarytowych. Rzadko kiedy występują tam stałe warunki pracy w tym warunki klimatyczne. Potrafimy rano ustawić  maszyny z dokładnością do dziesiętnych części milimetra, w południe przyjdzie słońce i wszystko nam poucieka.  

Jakie inwestycje planujecie w najbliższym czasie?

R: Rozwój jest na stałe wpisany w naszą działalność. Kiedy zakładaliśmy firmę, wytypować do zakupu te maszyny, na pracę których było najwyższe zapotrzebowanie, które miały najwyższą stopę zwrotu. Trochę nam się udało, bo rzeczywiście, ten sprzęt non stop pracował. Ale teraz rynek się zmienił. Maszyny, które kiedyś pracowały nieprzerwanie – dziś potrafią iść do pracy 3 może 4 razy w roku. Park maszynowy musi więc być stale rozbudowywany i różnicowany.  Wiemy, że nasz rozwój, jego dynamika – jest ściśle związany z jego rozbudową. Bez odpowiedniego wsparcia sprzętowego  nawet najlepszy tokarz nie wykona swojej pracy. Musimy mieć te maszyny, których nie mają inni, lub te które są z jakichś względów wyjątkowe.

A: Wyjątkowość danej maszyny jest uzależniona od jej możliwości wykonawczych, jak duży gabaryt jesteśmy nią w stanie obrobić czy tez jak nietypową obróbkę jesteśmy w stanie nią wykonać. Idziemy więc w stronę zakupu maszyn stricte specjalistycznych i tych największych. Takich, których ta najbliższa konkurencja (na rynku polskim i w krajach ościennych) – nie ma.

Inne wyzwania?

R: Dosprzętowienie, zwiększenie możliwości wykonawczych, rozwój pod kątem finansowym. Ale też wprowadzenie nowych rozwiązań technologicznych, które przede wszystkim ułatwią pracę. To, że dany zakres prac można wykonać, prawie zawsze wiąże się z tym, że można go wykonać w prostszy, szybszy i bardziej efektywny sposób. Jeśli można zainwestować w te urządzenia, które mamy, poprzez eliminację pewnych mankamentów producenckich to staramy się to robić. To nieodzowny proces zwiększania efektywności i jakości naszych usług, to dzieje się na bieżąco. W przyszłości chcielibyśmy nieco bardziej się na tym skupić.

A: Niecały rok temu, kiedy zakończyliśmy projekt w Lotosie, związany z remontem postojowym, zaczęły do nas docierać informacje z rynku, że udało nam się zbudować markę. Że przy współpracy z nami, wszyscy mają świadomość, że poza jakością, otrzymują też gwarancję, iż dany problem zostanie rozwiązany. Klienci wiedzą, ze przyjdą pracownicy, którzy niekiedy zarwą noc, ale w danym terminie wykonają usługę zgodnie z dokumentacją technologiczną. I chyba to jest dla nas największe wyzwanie. Utrzymanie najwyższej jakość pracy i dobre imię naszej firmy.

 

Więcej informacji znajdą państwo na stronie NGL Mobilna Obróbka Skrawaniem

etmal_790x120_gif_2020

Partnerzy portalu

EU_CERT_2024

Dziękujemy za wysłane grafiki.