„Piechotą po stoczni” to wspomnienia i refleksje Krzysztofa Piotrowskiego, który próbował na bazie Stoczni Szczecińskiej zbudować holding, który utrzyma się na powierzchni rynku. Musiał żeglować nie tylko w trudnym otoczeniu rynkowym, ale omijać rafy polskiej transformacji gospodarczej. Podejmowano próby ratowania polskich dużych stoczni różnymi metodami. Dziś wiemy, że zawiodły wszystkie sposoby ratowania polskiego przemysłu produkcji statków w formie, która funkcjonowała w gospodarce nakazowo-rozdzielczej.
Właściwie, konkurencji azjatyckiej nie wytrzymał praktycznie cały europejski przemysł okrętowy. Nawet operatorzy z Europy nie budują statków, zarówno tych prostszych jak i bardziej skomplikowanych, dużych i małych, z innowacyjnymi napędami, o czym piszemy tutaj.
Rządy europejskie podejmowały akcje ratunkowe stoczni już w latach 70. Potem kolejne programy naprawcze i restrukturyzacyjne realizowano w latach 90. i dwóch dekadach XXI wieku. Wydawało się, że podjęcie produkcji statków pasażerskich i specjalistycznych jest lekarstwem na całe zło rodzące się na Dalekim Wschodzie.
Swoje stocznie ratowali Duńczycy i Brytyjczycy, Francuzi i Norwedzy oraz Finowie. I Wiele innych krajów ratowało przemysł okrętowy w sposób bardziej jawny i ukryty, jak robi to dzisiaj np. Grecja, o czym pisaliśmy tutaj.
Najpierw koreańskie, a potem chińskie stocznie przejęły produkcję masowców, potem kontenerowców, zbiornikowców. Dziś w stoczniach Korei Płd. oraz w Chinach są budowane wszystkie rodzaje statków, dużych i małych, tych prostych i tych najbardziej skomplikowanych.
Stocznie koreańskie przeszły również niejeden zakręt i nie raz ratowane były na różne sposoby przez państwo i banki. W efekcie stocznie z Chin zdominowały rynek o czym piszemy tutaj.
Wydawało się, że standardy utrzymania się w biznesie wyznacza Stocznia Meyer Werft. Niedawno okazało się, że pracę w zakładzie w Papenburgu mogą stracić setki osób. Tratwą ratunkową miał być holding i zakłady w Rostocku i fińskim Turku. W samym Papenburgu, gdzie mieści się główna stocznia Meyer Werft, żeby uratować holding trzeba 2,7 mld euro, z czego ok. 400 mln ma być niezbędnych do pokrycia strat i kosztów restrukturyzacji. Latem br. planowano zwolnienie 440 osób, o czym piszemy tutaj.
W książce przewija się wiele wątków. Osobisty, ekonomiczny i sensacyjny wybijają się wyraźnie i istotnie przenikają. Przejęcie przez Piotrowskiego stoczni w 1991 r. było nie lada wyzwaniem. Firma, która dotąd realizowała kontrakty z dotacjami, musiała zaistnieć na otwartym rynku w realiach gospodarki kapitalistycznej.
- W relacjach gospodarczych, społecznych i politycznych zaczynają robić kariery ludzie, którzy w normalnych warunkach nigdy nie znaleźliby się w roli wiodącej. W takim entourage’u, „człowiek ze stoczni” nie należący do tak zwanego (cyt.) „…towarzystwa…”, zostaje między innymi poinformowany, że ze swoimi aspiracjami biznesowymi (cyt.) „…wszedł w nie swoje koryto…”, oraz ze zdumieniem dowiaduje się, że Jego wcześniejsze dokonania menedżerskie i technologiczne są bezwartościowe – pisze we wstępie Leszek Pacholski, który do 1 lipca 2002 r. pełnił funkcję przewodniczącego jego Rady Nadzorczej..
Pacholski zauważa, że wtedy „Zaczynają się, Jego i stoczniowego holdingu, zmagania z „plemiennymi”. O tej walce, jej koteryjnym tle, przebiegu i głównych dramatis personae źródłowo i kompetentnie opowiada ta książka.
Różnica między ekonomią socjalistyczną a kapitalistyczną polegała na tym, że jak pisze Piotrowski: „kwota dopłat do statku mogła wynosić nawet 50% kontraktu”. W bilansie za 1990 r. stocznia miała około 300 mln USD długów, a sprzedaż w wysokości 60 mln USD. Zastane struktury organizacyjne i systemy realizacji produkcji i opłaty pracowników nie mogły więc stanowić do wyprowadzenie stoczni na szerokie wody gospodarki rynkowej.
Lekarstwem na taki stan miało być magiczne słowo „restrukturyzacja” wszystkiego. A skoro zdania nie zaczyna się od „a więc”, to wymieńmy najważniejsze restrukturyzacje: organizacji, finansów, systemu produkcji i płac, a przede wszystkim rynków i źródeł przychodów. Oraz długów. Z 60 mln USD w 1990 r., w 1992 r. w postępowaniu układowym znalazło się 180 mln USD zobowiązań wobec ponad 1500 wierzycieli.
Stocznia z takimi długami była nie tylko obciążeniem dla wierzycieli ale i kulą u nogi rządu, który atakowany był przez związkowców o interwencje i pomoc, oczywiście, finansową. Piotrowski przekonywał kolejnych, dodajmy szybko zmieniających się, decydentów do prywatyzacji i budowy nowej struktury stoczni. Do swoich pomysłów próbował przekonać również, dodajmy, nie zmieniających się mentalnie, związkowców.
Decyzję o prywatyzacji na „specjalnych, eksperymentalnych zasadach” zasugerował wicepremier Henryk Goryszewski, a Rada Ministrów podjęła uchwałę nr 66 o prywatyzacji Stoczni Szczecińskiej, którą podpisali premier Hanna Suchocka oraz minister przekształceń własnościowych Janusz Lewandowski. Ministerstwo Przekształceń Własnościowych zachowało 40,8% akcji, a każda akcja miała wartość – 30 USD (słownie minus 30 dolarów).
Mimo to nad stocznią zabłysło słońce, bo w 1993 r. sprzedaż osiągnęła wartość 235 mln USD, a zysk netto 11,1 mln zł. Prace miało w samej stoczni prawie 5 800 pracowników. Rynek radziecki został zamieniony skutecznie na rynek niemiecki.
Po 1994 r. zaczyna się budowanie holdingu. Wówczas był to w Polsce termin nowy i nieznany, a przede wszystkim nie mający odzwierciedlenia w praktyce gospodarczej. Powstawały doktoraty, habilitacje i profesury, a praktyka płynęła swoim „korytem”. Grupa firm otaczających stocznię zaczęła rosnąć. A znaczącym zwrotem w akcji było nabycie poradzieckiej bazy paliwowej w Świnoujściu, jej rewitalizacja, przebudowa i rozbudowa.
Dalej Krzysztof Piotrowski wplata kolejne wątki, które przybierają charakter coraz bardziej sensacyjny. - „Człowiek ze stoczni” nie miał jednak do swojej dyspozycji normalnych, „zachodnich” standardów realizacyjnych, których atrybutami są: prymat gospodarowania nad polityką, niezależne sądownictwo, wolne media, fachowe instytucje bankowe, gospodarczo-społeczny i polityczny profesjonalizm oraz kreatywność i tak zwana inteligencja społeczna przedsiębiorstwa i jego otoczenia – zauważa Leszek Pacholski.
Powstała w wyniku przekształceń Stocznia Szczecińska Porta Holding i jej dzieje warto prześledzić z kilku powodów. To szczegółowy opis jak gospodarka przenika się z polityką. Jak sprawy organizacyjne ścierają się z oporem ludzi na zmiany. Jak osobiste ambicje i animozje przekładają się na losy ludzi i firmy.
Jak wahania na rynku kontraktowym i walutowym mogą zachwiać biznesem, a wręcz go zatopić. Jak ciężko przebić się z myśleniem niestandardowym przez populizm i niekompetencję. Jest takie, podkreślmy, światowe powiedzenie: „Jeśli wejdziesz między wrony musisz krakać jak i one”. Świat nie jest czarno-biały, a ścieranie się interesów na rynku globalnym i lokalnym sprawiły, że Stocznia Szczecińska nie stanęła na równej stępce jak solidnie zbudowany statek, lecz została zwodowana w kadłubie bankruta. W opisie książki skupiłem się na kilku wątkach ekonomicznych i organizacyjnych.
Do dziś stoczni produkcyjnej w Szczecinie nie udało się uruchomić w kształcie, który by zasługiwał na to miano. Mamy w Polsce problem z terminowością i rentownością wielu kontraktów realizowanych w długich cyklach i to nie tylko w Szczecinie. Nie uruchomiły produkcji wielkoskalowej rządy i organizacje, które zamierzały ożywić tereny stoczni szczecińskiej. Zdekapitalizowany i zdegradowany technicznie majątek w wielu przypadkach zastał już utracony.
Wiele spraw opisanych przez Krzysztofa Piotrowskiego brzmi sensacyjne, a wręcz spiskowo. Dlatego książkę polecam nie tylko stoczniowcom, ale wszystkim tym, którzy o gospodarce i ekonomii chcą się dowiedzieć w kontekście politycznym i ludzkim. Kapitał i polityka nie ma ludzkiej twarzy tylko interesy.
Krzysztof Piotrowski, „Piechotą po stoczni”, Fundacja Promocji Przemysłu Okrętowego i Gospodarki Morskiej, Gdańsk 2024, s. 280.

11
Tak to robią Włosi. Zobaczyliśmy jak powstają okręty podwodne i nawodne w Fincantieri
Szwedzi czekają na polskie promy. W porcie Ystad rosną obawy o finanse i przyszłość wspólnego projektu
Latarnie Gospodarki Morskiej 2022 w kategorii "Lider Technologii Morskich". Ruszyło głosowanie online
Stena Futura przeszła ceremonię chrztu w Belfaście. Stena Connecta ukończona
Zwodowano największy na świecie statek do układania kabli
Świnoujście: zatopiony kuter wydobyty z dna Basenu Północnego. Służby podejrzewają celowe działanie
PRS sprawuje nadzór nad budową okrętu ratowniczego programu „Ratownik”
Chiny oddały do użytku gigantyczny statek do akwakultury. 12 gatunków ryb na jednostce
HD Hyundai jako pierwsza stocznia wyprodukował 5 tys. jednostek