• <
PGZ_baner_2025

Władze „robią wszystko, by pozyskać nowe okręty podwodne”. Komentatorzy nie dowierzają

Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Władze „robią wszystko, by pozyskać nowe okręty podwodne”. Komentatorzy nie dowierzają
Fot. Służby Prasowe 3. FO

Opublikowany rankiem 9 czerwca tekst w „Rzeczpospolitej” pt. Okręty podwodne znów podtopione. Spektakularna porażka programu „Orka”, wywołał lawinę komentarzy w prasie oraz mediach społecznościowych. Jest to też pokłosie niedawno ogłoszonego listu otwartego byłych członków załogi ORP Sokół, aby decydenci podjęli zdecydowane działania, aby jeszcze w tym roku, zgodnie z obietnicą, wybrano oferenta, który dostarczy nowe okręty podwodne dla polskiej Marynarki Wojennej, a także podpisano w związku z tym umowę. Choć resort obrony stara się uspokajać, tak nie studzi to emocji komentujących.

W odpowiedzi na opublikowany 4 czerwca list otwarty Ministerstwo Obrony Narodowej przekazało, że „w sprawie programu „Orka”, proces przebiega zgodnie z procedurą i bez opóźnień”, co zdaniem wielu obserwatorów brzmi ironicznie, jako że proces zakupu nowych okrętów podwodnych trwa właściwie od… 28 lat i dotąd nie miał swojego finału. Resort obrony przypomniał, że Agencja Uzbrojenia przekazała już do Rady Modernizacji Technicznej pełną dokumentację, w tym wymagania sprzętowe oraz Studium Wykonalności, zawierające analizy i rekomendacje dla ofert.

Sytuacja jest dramatyczna


Aktualnie trwa etap konsultacji międzyrządowych, który został zainicjowany na poziomie MON. Wiąże się to z wizytami delegacji resortu i Agencji Uzbrojenia w krajach oferentów oraz wizyt przedstawicieli firm i strony rządowej w Polsce. Taka forma prowadzenia rozmów ma być, jak zapewnia resort, „standardem przy projektach realizowanych w formule międzyrządowej (G2G), gdzie kluczowe są nie tylko kwestie przemysłowe, ale też strategiczne i polityczne”. Choć podobne odpowiedzi władz pojawiały się w przeszłości kilkukrotnie, należy przypomnieć, że jak dotąd delegacje odwiedziły trzech z sześciu oferentów, Szwecję, Włochy i Niemcy, przy czym ostatnia wizyta miała miejsce… w marcu. Zapowiadane wizyty we Francji, Hiszpanii i Korei Południowej do czerwca nie odbyły się i nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Stąd coraz bardziej pod znakiem zapytania stoją deklaracje wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza, że jeszcze w 2025 roku zostanie wyłoniony wykonawca umowy i dojdzie do jej podpisania. Na ten moment, jak wskazują komentatorzy, to ostatnie wydaje się mało prawdopodobne, a i wybór oferenta staje się, ich zdaniem coraz mniej pewny.

Liczne komentarze i emocje, tak ze strony ekspertów, jak i zwykłych obserwujących, wynikają z poczucia wyścigu z czasem o przetrwanie zdolności polskiej Marynarki Wojennej do prowadzenia działań podwodnych. W skład Dywizjonu Okrętów Podwodnych 3. Flotylli Okrętów wchodzi na ten moment tylko niemal 40-letni ORP Orzeł, a jego zdolność do wykonywania zadań zgodnie z przeznaczeniem budzi wiele obaw i wątpliwości, mimo zapewnień samej marynarki wojennej oraz resortu obrony. Ponadto już teraz wydaje się, że nawet w razie dokonania wyboru oferenta będzie trzeba odbudowywać od podstaw struktury dywizjonu z racji na naturalne odchodzenie doświadczonych kadr ze służby oraz na inne stanowiska. Szkolenie ich następców, czy nawet zachęcenie do podwodnej służby jest w tej sytuacji wyjątkowo utrudnione.

Rozmowy trwają… ale końca nie widać


Wiceminister w MON, Paweł Bejda, który był głównym przedstawicielem resortu biorącym udział w rozmowach z oferentami i wyjazdach zagranicznych przekazał na platformie X (dawniej Twitter), że „program Orka jest i będzie kontynuowany”. Zapewnił, że władze robią wszystko „by umowa na pozyskanie okrętów podwodnych została podpisana w rym roku”. Komentujący wskazują, że polityk nie wskazał, o jaką formę umowy chodzi, biorąc pod uwagę, że władze mogą podpisywać dokumenty jedynie wskazujące na „chęć zakupu”, a nie realnie wskazujące, że przeznaczono środki, a wykonawca może ruszyć z budową okrętu. Co należy zauważyć, od podpisania nawet umowy wykonawczej do cięcia blach i tak miną miesiące, co wynika z przygotowania infrastruktury stoczniowej do budowy, przeznaczenie środków finansowych oraz poczynienia przez wykonawcę zamówień na wyposażenie, materiały oraz uzbrojenie, które znajdą się na wspomnianych okrętach.

Przypomnijmy, że w przypadku wielozadaniowych fregat programu „Miecznik” wiązało się to z okresem dwóch lat między podpisaniem umowy wykonawczej a rozpoczęciem budowy na pierwszą z jednostek. Podobnie jest w przypadku okrętu programu „Ratownik”, gdyż jak wskazały władze po podpisaniu umowy w grudniu 2024 roku, start budowy ma nastąpić do końca roku. Tak samo w przypadku umów na niszczyciele min typu Kormoran 2 i okręty rozpoznania radioelektronicznego programu „Delfin” minęło ponad pół roku między umową a startem budowy. Nawet biorąc pod uwagę inne możliwości przerobowe potencjalnego dostarczyciela okrętów podwodnych, należy liczyć się z tym, że prace związane z realną budową pierwszej jednostki to także okres w najlepszym razie kilku miesięcy.

Krytycznie o działaniach władz wypowiedział się również były minister obrony, Mariusz Błaszczak. Gdy sprawował urząd, w lipcu 2023 roku ogłosił rozpoczęcie wstępnych konsultacji rynkowych (WKR) z myślą o pozyskaniu nowych okrętów podwodnych. Pojawiło się wtedy nawet 11 potencjalnych oferentów, ostatecznie ich liczba spadła do siedmiu, a obecnie jest to sześciu. Zgodnie ze stanem na czerwiec 2025 roku, oferentami są francuski Naval Group (Scorpène), hiszpańska Navantia (S-80) koreański Hanwha Ocean (KSS-III Batch II), niemiecki Thyssenkrupp Marine Systems (212CD), szwedzki Saab (A26) i włoski Fincantieri (212NFS).

Zdaniem polityka rząd nie wywiąże się z obietnicy, wskazując też na inne, niezrealizowane lub opóźnione umowy. Komentatorzy przypominają jednak, że do końca sprawowania przez siebie funkcji w grudniu 2023 roku nie podjął decyzji, ani tym bardziej wcześniej. Bardziej stanowczy krytycy przypomnieli, że po objęciu resortu obrony w 2018 roku przerwał dotychczasowe rozmowy odnośnie pozyskania okrętów podwodnych produkcji francuskiej, jakie prowadził jego poprzednik, Antoni Macierewicz. Wtedy jeszcze zakładano, że nowe jednostki będą zamówione do 2020 roku i po tym czasie będą budowane i wchodziły do służby. Tak się jednak nie stało, a szef MON w trakcie pięcioletniego urzędowania nie dokonał żadnej decyzji w tym zakresie, także gdy w 2021 roku wycofano ze służby dwa ostatnie okręty podwodne typu Kobben, ORP Bielik i ORP Sęp.

Politycy i generałowie nie chcą i nie lubią okrętów?


Na temat problemów z nabyciem nowych jednostek dla dOB 3. FO pisaliśmy w tekście pt. Czy na "Orkę" nie można już czekać? Apel byłej załogi ORP Sokół do władz o zdecydowane działania. Należy tu dodać, jak również wskazują komentujący, że tak poprzednia, jak i obecna ekipa rządząca dokonała szeregu wielomiliardowych zamówień na sprzęt nie podejmując się realizowania ich w ramach formuły międzyrządowej. Były wśród nich zarówno pozytywnie oceniane zakupy, jak wspomniane okręty programu „Delfin” czy bojowe wozy piechoty Borsuk, jak i dużo bardziej kontrowersyjne, w tym czołgi K2 Black Panther, armatohaubice K9, śmigłowce Apache czy też nowe pociski NSM dla kilku zaplanowanych dywizjonów z myślą o przyszłej Brygadzie Rakietowej, która będzie stanowiła największy, lądowy komponent Marynarki Wojennej. Wartość wielu z tych zamówień daleko przekraczała kwotę 10 mld zł, które planuje się przeznaczyć na nowe okręty podwodne.

Powodem, zdaniem wielu komentujących, opieszałości władz oraz strony wojskowej jest niechęć do tematów morskich, z racji choćby na pokutujące przekonanie o ich wysokiej cenie, co przy wielomiliardowym zakupie czołgów Abrams nie wytrzymuje krytyki. Przypomnijmy, że sam szef rządu powtórzył tę narracje po spotkaniu z kadrą morską pod koniec maja, gdy zaobserwowano podejrzany statek w pobliżu kabla światłowodowego, łączącego Polskę i Szwecję. Wskazał, że władze zakupią bezzałogowe pojazdy, które będą wspierać pilnowanie infrastruktury morskiej, „dużo taniej niż wtedy, kiedy potrzeba do tego wyspecjalizowanych okrętów”, co spotkało się również z falą krytyki. Jeszcze przy okazji rozpoczęcia budowy fregat, wiele osób, w tym polityków podnosiło, że tak drogi zakup jest bezcelowy, podając za przykład wojnę na Ukrainie, gdzie broniąca się od lutego 2022 roku strona ukraińska, mimo właściwie braku okrętów, zdołała zadać, dzięki skutecznemu użyciu pojazdów bezzałogowych i lotnictwa, spore straty rosyjskiej Flocie Czarnomorskiej. Entuzjazm zwolenników wdrażania dronów jest jednak też tonowany przez ekspertów, którzy wskazują, że Ukraina dąży do odbudowy także swoich załogowych sił okrętowych, a Rosja stale jest zdolna do ataków rakietowych z morza, zagrażając portom i transportowi morskiemu. Polemikę z tezą o ukraińskim sukcesie przedstawiliśmy w tekście pt. Czy Ukraina wygrywa na Morzu Czarnym? Polemika z przekazem na temat konfliktu.

ORP Orzeł w Gdyni, fot. GospodarkaMorska.pl


W perspektywie kadencyjności władz i polityki „od wyborów do wyborów” budowa okrętów jest przedsięwzięciem wieloletnim, dużo dłuższym niźli trwanie kadencji władz. Przykładowo pierwsza fregata programu „Miecznik”, przyszły ORP Wicher, powstaje w ciągu 7 lat, co obecnie oznacza, że do momentu pierwszego podniesienia bandery w 2029 roku, dwa lata wcześniej będą miały miejsce kolejne wybory parlamentarne. Złośliwcy wskazują też, że „okrętu nie można zabrać na paradę w Warszawie”, a obecność głównych instytucji państwowych i wojskowych setki kilometrów od morza wpływa na mniejsze zrozumienie o znaczeniu nie tylko morskiego rodzaju sił zbrojnych, jak i gospodarki morskiej. Stąd także wśród głównych wojskowych pokutuje anachroniczne przekonanie, że Polska jest „państwem lądowym”, a morze ma znaczenie drugorzędne, ignorując zagadnienie dostaw uzbrojenia, surowców energetycznych czy też kabli światłowodowych. Co istotne, kierownicze stanowiska w dowództwach oraz Sztabie Generalnym zajmują oficerowie wojsk lądowych i także w gronie ich zastępców nie ma przedstawicieli sił morskich. Sam Inspektorat Marynarki Wojennej przeniesiono, wtedy za prośba samych marynarzy, z Warszawy do Gdyni, co jak się okazuje, oddaliło tym bardziej sprawy morskie od głównych miejsc podejmowania decyzji, tylko potwierdzając przypuszczenia o niechęci decydentów do sił morskich. Stąd też nie dziwi, że zdaniem członków kadry dowódczej marynarki wojennej planowane od lat przywrócenie Dowództwa Marynarki Wojennej powinno się wiązać z jego ulokowaniem w stolicy, podobnie jak to miało miejsce w przypadku przedwojennego kierownictwa tego rodzaju sił zbrojnych. Oprócz tego, jak wskazują też specjaliści, w kluczowych resortach i dowództwach także, choćby jako zastępcy, powinni być oficerowie w marynarskich mundurach, by wojskową perspektywę nie ograniczano tylko do lądowej i ewentualnie powietrznej.

Podsumowanie


Dyskusja, która wynikła w ostatnim czasie wokół programu „Orka” wskazuje, że temat zakupu okrętów podwodnych trafił do mainstreamu i jest powszechnie tak komentowany, jak i podnoszony, nie tylko przez wąskie grono specjalistów i entuzjastów. Wymusza to również odpowiedzi ze strony władz, przez co istnieje nadzieja, że dzięki temu rzeczywiście dojdzie do podjęcia decyzji i wskazania oferenta, który dostarczy nowe okręty dla polskiej Marynarki Wojennej. Choć sceptycyzm czy pesymizm pozostają dominującymi poglądami wśród osób obserwujących czy też żywo komentujących ten temat, nie można zaprzeczyć, że aktywność w tej mierze może okazać się kluczowa dla urzeczywistnienia zakupu po niemal trzech dekadach opóźnień.

ORP Kondor, archiwum dOB 3. FO
nauta_2024

Dziękujemy za wysłane grafiki.