• <
PGZ_baner_2025

Jak skuteczniej działać na rzecz bezpieczeństwa morskiego? Kadra Marynarki Wojennej jest zgodna, dowództwo musi wrócić do Warszawy

Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Jak skuteczniej działać na rzecz bezpieczeństwa morskiego? Kadra Marynarki Wojennej jest zgodna, dowództwo musi wrócić do Warszawy
Fot. GospodarkaMorska.pl

Drugiego dnia konferencji Defence24 Days, która odbyła się w dniach 6-7 maja w Warszawie, odbył się panel dyskusyjny poświęcony morskiemu rodzajowi sił zbrojnych, pt. „Marynarka Wojenna RP w dobie zagrożeń czasu pokoju i wojny”. Tak w trakcie innych wystąpień o tematyce morskiej, także i tu nie brakowało zaskakujących wniosków.

Uczestnikami panelu byli kolejno wiceadm. Jarosław Wypijewski, dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, wiceadm. Krzysztof Jaworski, dowódca Centrum Operacji Morskich - Dowództwa Komponentu Morskiego, kmdr Grzegorz Mucha, zastępca szefa Zarządu Uzbrojenia Inspektoratu Marynarki Wojennej w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych, kmdr Piotr Skóra, szef Szefostwa Techniki Morskiej w Agencji Uzbrojenia, Roger Burek-Bors, dyrektor Pionu Projektów Morskich PGZ S.A. i Joshua Aisen, dyrektor programów morskich Anduril Industries, a także oficer rezerwy US Navy. Prowadzącym był red. Jarosław Ciślak z Defence24.

Dyskusja skupiała się na zdolnościach polskiej Marynarki Wojennej w kontekście działań morskich, z zaznaczeniem na Bałtyk jako obszaru o kluczowy znaczeniu dla Polski oraz poza nim. Uczestnicy omawiali zagrożenia, jakie mogą występować zarówno w warunkach pełnoskalowego konfliktu jak i operacji hybrydowych poniżej progu wojny. Wśród omawianych tematów znalazła się struktura dowodzenia morskim rodzajem sił zbrojnych.

Marynarka zaniedbywana, marynarka odbudowywana


Co przypomniał prowadzący panel, w 2014 roku dowództwa, w tym Marynarki Wojennej, zostały zlikwidowane, a w ich miejsce powstały Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych (DGRSZ), odpowiedzialne za realizację programów rozwoju Sił Zbrojnych, w tym szkolenie i Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, odpowiadające za planowanie i dowodzenie wojskami oraz przydzielonymi elementami pozamilitarnymi w operacjach połączonych itp. Zdaniem wielu komentatorów i specjalistów ta forma dowodzenia nie sprawdza się, a z perspektywy sił morskich miała okazać się krzywdząca, gdyż wszelkie kluczowe decyzje zapadają w stolicy, a z racji na to, że czołowe stanowiska zajmują oficerowie Wojsk Lądowych, sprawy morskie miały być spychane bądź wręcz pomijane.

Pierwszym pytaniem do członków kadry było przedstawienie perspektywy władz oraz kadry dowódczej sił zbrojnych na sprawy morskie. Kmdr Wypijewski zapewniał, że obecnie jest zrozumienie o roli spraw morskich z perspektywy tak prezydenta, jak i premiera, a dowodem miały być zapewnienia przekazane podczas pierwszy raz obchodzonego w XXI wieku 28 listopada Święta Marynarki Wojennej.

- Ta troska i chęci to efekt zrozumienia wieloletnich zaniedbań, które miały miejsce w marynarce wojennej. Był to najbardziej zaniedbany rodzaj sił zbrojnych. Powoli podnosi się do właściwego poziomu. Pierwszy ukończony z sukcesem program to budowa sześciu holowników, co zostało wykonane rękami polskich stoczniowców w polskiej stoczni. Następny program, który realizujemy, program „Miecznik”. Mieliśmy okazję uczestniczyć niedawno w paleniu blach stoczni wojennej, gdzie w części niejawnej, zamkniętej, mieliśmy okazję zobaczyć, na jakim etapie jest pierwszy okręt, Wicher i widzieliśmy palenie blachy pod Burzę. To naprawdę są budujące rzeczy. Program Ratownik, który tutaj został wspomniany, będzie tworzony od grudnia tego roku. Do tego dochodzi budowa trzech okrętów podwodnych programu „Orka”, dwa okręty programu „Delfin”. To oczywiście jest wszystko potrzebne, ale nie są rzeczy, które mamy dostępne w magazynie na dziś. To nie są rzeczy, które możemy kupić od ręki. To są rzeczy, które wymagają, tak jak tutaj było mówione przez przedstawicieli Polskiej Grupy Zbrojeniowej, tworzenia najpierw bazy, zdolności. My niestety te zdolności straciliśmy w znacznej mierze. Nasz przemysł stoczniowy przez wiele lat tracił rangę, jaką posiadał. Dzisiaj jest to odbudowywane i zmiany, jakie nastąpiły w finansowaniu sił zbrojnych przede wszystkim. Znalazły się na to pieniądze, pojawili się kontrahenci, którzy chcą nam przekazać technologię. Pojawiły się fabryki, stocznie, kontrahenci, którzy realizują te programy – wskazał wiceadm. Wypijewski.

Oficer też wskazał, że siły zbrojne znajdują się w trakcie generacyjnej zmiany uzbrojenia, choć jak zauważają komentatorzy, powinno to było nastąpić wcześniej i odbywa się w krytycznie trudnym okresie, gdy wiele zamówień jest realizowanych szybko, a do tego dochodzi potrzeba odbudowy struktur wojskowych nie tylko w siłach liniowych, ale też w zakresie logistyki i dowodzenia. Zwiększanie liczebności sił zbrojnych i ich dozbrajanie mają odbywać się zgodnie z planem modernizacji technicznej na lata 2021-2035, acz co należy zauważyć, także i to odbywa się w obliczu krytyki, biorąc pod uwagę podawaną przez władzę liczbę żołnierzy, a rzeczywisty potencjał obronny państwa i szereg problemów z m.in. zapewnieniem wyposażenia osobistego.

Dowodzenie morskie w obliczu nowych wyzwań


Kolejnym poruszanym zagadnieniem była struktura dowodzenia sił zbrojnych i jak sprawdza się ona w obliczu współczesnych zagrożeń na Bałtyku. Na pytania z tym związane odpowiedział wiceadm. Krzysztof Jaworski, wskazujący że jako dowódca COM-DKM dowodzi przydzielonymi siłami wykonującymi zadania związane z choćby ochroną infrastruktury krytycznej czy też samej żeglugi. Wskazał tu na rosnące wyzwania, jak ochronę portów, Baltic Pipe, terminali gazowych, naftoportu, a także platform wydobywczych i przyszłych morskich farm wiatrowych. Zaznaczył jednak, że to wszystko jest chronione, acz tu można zapytać, na ile skutecznie marynarka wojenna jest w stanie to zrobić, zarówno samodzielnie (operacja „Zatoka”) jak i wariancie sojuszniczym (misja „Baltic Sentry”).

- Mamy naprawdę tego sporo w naszej strefie odpowiedzialności. To wszystko jest chronione. Jesteśmy jako państwo też coraz bardziej uzależnieni od tego, co się dzieje na morzu. Mówimy o dostawach gazu, mówimy o dostawach prądu, o momencie uniezależnienia się od Rosji. W tej chwili większość idzie morzem, stąd to jest niezwykle istotne i stąd niezwykle potrzebna jest marynarka wojenna. Działamy z tym co mamy, ale dzięki tym siłom możemy zobaczyć czy wszystko jest w porządku, czy nikt nam tutaj potencjalnym przeciwnik nie namieszał w tym co jest pod wodą. Pamiętajmy, że siły, które mamy przydzielone na co dzień, nie działają w „przestrzeni pustej”. My działamy w systemie. Mamy do tego bardzo blisko współpracę z Strażą Graniczną, urzędami i również operatorami tych instytucji. Razem tworzymy system tworzący bezpieczeństwo – wskazał wiceadm. Jaworski.

Oprócz samego dowodzenia innym wyzwaniem, wskazanym przez kmdr. Grzegorza Muchę, jest transfer wiedzy i pozyskanie zdolności w polskim przemyśle, a także zapewnienie im stabilnego finansowania. Bardzo ważny jest również czynnik ludzki w postaci decydentów definiujących wymagania, proces modernizacji i pozyskiwania sprzętu. W tym przypadku kadra musi umieć postawić na tym, że ma pozyskiwać to, czego potrzebuje do realizacji swoich celów, a nie to, co przemysł chce im przekazać. Kolejnym elementem jest zapewnienie szkolenia i zdolności do szkolenia nowych kadr, działających na każdym szczeblu, a także rezerw. To ostatnie od lat, szczególnie z racji na rezygnację z poboru w 2008 roku, stanowi istotny problem.

Marynarka Wojenna musi być obecna w stolicy


Najbardziej zaskakującym punktem dyskusji były odpowiedzi prelegentów na pytanie redaktora prowadzącego odnośnie wizji przeniesienia Dowództwa Marynarki Wojennej – jeśli takowe zostanie odtworzone – do Warszawy. Swoją drogą historycznie, w okresie II RP, znajdowało się ono właśnie w stolicy. Mieściło się do 1947 roku w zachowanym modernistycznym Gmachu Kierownictwa Marynarki Wojennej przy ul. Żwirki i Wigury 105. Obecnie jest on zajmowany przez inne instytucje wojskowe. Także utworzony w 2014 roku Inspektorat Marynarki Wojennej znajdował się w stolicy, skąd został przeniesiony w 2018 roku do Gdyni, idąc za sugestiami samych marynarzy, zgodnie też z ówczesnymi obietnicami o odtworzeniu dowództwa, co ostatnie jednak nie nastąpiło.

Należy tu zaznaczyć, że temat obecności Marynarki Wojennej w stolicy co jakiś czas powraca w sferze dyskusji, przypominając o braku członków marynarskiej kadry w kluczowych strukturach dowodzenia. Zdaniem części komentatorów to efekt braku struktur w stolicy, a przeniesienie dowództwa miałoby zmienić ten stan rzeczy. Druga strona jest zdania, że powinno być odwrotnie i to władze powinny zabiegać o obecność marynarzy na istotnych stanowiskach, a nie żeby się „dopraszali”. W obu przypadkach tak samo podnosi się temat odległości i łączności między stolicą a Bałtykiem.

Zaskakująca w dyskusji dla wielu słuchaczy (a także prowadzącego panel) mogła być panująca wśród prelegentów zgoda, że… dowództwo powinno znajdować się w Warszawie, a nie Gdyni, o ile zostanie przywrócone.

- Uważam, że wszystkie decyzje dotyczące kształtu sił zbrojnych, programów modernizacyjnych zapadają w Warszawie. I to jest właściwe miejsce. I tutaj w Warszawie uważam, że moi koledzy powinni być. Powinni tak jak siły powietrzne być wyrzutem sumienia na co dzień, decydentów pokazywać się, walczyć, zabiegać, rozbudowywać ten rodzaj sił zbrojnych. Rozumiem, że okręty są na wybrzeżu, ale powiedzmy sobie szczerze, na nich służą dowódcy okrętów, a dzisiaj nawet wojna na Ukrainie pokazuje, że dowodzenie odbywa się naprawdę z dużego dystansu, a z Warszawy wcale tak daleko nie jest. Więc ja uważam, że o losach marynarki decyduje się w Warszawie i tu jest miejsce dowództwa – wskazał wiceadm. Wypijewski.

Dowódca COM-DKM jako były dowódca 3. Flotylli Okrętów poznał struktury dowodzenia i szkolenia, wskazał że jego zdaniem powinna obowiązywać zasada, „szkolisz, dowodzisz, odpowiadasz”. Zaznaczył, że teraz dowodzi siłami, które dostaje, ale nie odpowiada za ich szkolenie, bo to robi ktoś inny. Mimo tych trudności siły morskie muszą w tym systemie funkcjonować i „nie ma innego wyjścia”. Zaznaczył też, że nie ma czasu na dywagacje, ale należy pozostawać efektywnym, by skutecznie przeciwdziałać zagrożeniom, jakie są w tej chwili na Morzu Bałtyckim. Biorąc pod uwagę swoje doświadczenie ze współpracy międzynarodowej zgodził się z przedmówcą co do przeniesienia dowództwa.

- W Warszawie są „decision makers”, a w Gdyni dowodzenie. Można to załatwić, to jest techniczna sprawa tak naprawdę, jak w wielu flotach, gdzie mamy systemy z dowódcą marynarki i dowódcą floty, gdzie ten drugi jest często zastępcą pierwszego i w jego imieniu dowodzi gdzieś bliżej, tam gdzie są siły. –  zaznaczył wiceadm. Jaworski.

Z przedmówcami zgodził się kmdr Mucha, obecnie służący w strukturach Inspektoratu Marynarki Wojennej. Wskazał, że jako dowódca dywizjonu, wcześniej jako dowódca okrętu, lepiej rozumiał ideę „szkolisz, odpowiadasz, używasz”.  Teraz patrzy na to z perspektywy DGRSZ, które szkoli i przekazuje siły użytkownikowi, tj. DORSZ.

- Byłem w Warszawie, przenieśliśmy się z inspektoratem do Gdyni. Rzeczywiście decyzje podejmowane są w Warszawie. Obecnie systemy komunikacji i możliwość lokalizacji w kilku miejscach nie stanowi problemu, więc rzeczywiście, jak najbardziej powinny się tam znajdować „decision makers”. Ale żeby Gdynia nie czuła się osamotniona, musi być również coś, co sprawuje nad siłami morskimi kontrolę, coś co jest nad morzem. No i w tym wypadku pozostaje oczywiście naturalnie budynek, w którym obecnie urzędujemy, czy też może inne miejsca, ale też część kierownicza musi równie znajdować się częściowo w Gdyni, ale decision makers rzeczywiście, to rzeczywiście powinna być Warszawa – wskazał oficer.

Redaktor Ciślak wskazał, że w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego żaden z zastępców nie jest marynarzem, tak samo w DGRSZ i DORSZ, gdzie niekiedy na dowódcę przypada kilku zastępców. To samo dotyczy też Agencji Uzbrojenia, acz tu kmdr Skóra zaznaczył, że obecnie większość kadry dowódczej w tej instytucji to oficerowie lotnictwa. Zasugerował, że większa obecność oficerów sił morskich jest tam możliwa.

Prowadzący panel przypomniał też, że dwukrotnie prezydent miał zgłaszać do władz potrzebę przywrócenia dowództw, lecz sprawa nigdy nie nabrała biegu. Sytuację skomentowali wiceadm. Wypijewski i wiceadm. Jaworski którzy wskazali, że obecna sytuacja międzynarodowa stanowi wielkie wyzwanie. Zmiana struktury dowództwa sił zbrojnych wiąże się z pewnymi trudnościami organizacyjnymi, procedurami, a w obliczu obecnych zagrożeń, w tym na Bałtyku. Należy brać pod uwagę margines czasowy do ewentualnego konfliktu, a jeśli pojawi się potencjalne niebezpieczeństwo, to wykonywać zadania w strukturach, które umożliwią jak najsprawniej przeprowadzoną operację obronną, zapewnią skuteczne dowodzenie i będą odpowiadały strukturom, które są w sojuszu. Zapewniają jednak, że skoro system  powinien być jak najbardziej zbliżony do sojuszniczego, a przy tym realny i wykonywalny, to można wyciągnąć wniosek, ze „ciąg dalszy będzie”, a dowództwa, w tym marynarki wojennej, powrócą po ponad 10 latach.

Morskie oczekiwania


Jako że we wcześniejszym wystąpieniu kmdr. Muchy wymieniono szereg programów i przedsięwzięć związanych z modernizacją sił morskich, redaktor prowadzący zapytał przedstawiciela Agencji Uzbrojenia o proces pozyskiwania nowego sprzętu, w tym tak oczekiwany jak okręty podwodne w ramach programu „Orka”. Kmdr Skóra wskazał tu, że decydujący jest tu głos resortu obrony, niemniej sama instytucja posiada wszelkie procedury związane z wdrażaniem zakupu i jego nadzorem. Zapewniał też, że w razie ogłoszenia wyboru proces pozyskiwania okrętu, choć wieloletni, będzie prowadzony tak, aby Dywizjon Okrętów Podwodnych nie musiał czekać na nowej jednostki dłużej niż jest to wymagane.

Tu należy przypomnieć, DGRSZ wskazało datę 2039 jako moment, gdy trzy okręty podwodne będą znajdowały się w służbie operacyjnej. Choć ta najpewniej nastąpiłaby wcześniej, wciąż największym wyzwaniem pozostaje utrzymanie ciągłości szkolenia i kadr „podwodników” od dowództwa po przyszłe załogi.

Perspektywę przemysłu zbrojeniowego w kwestii działań resortu obrony i Agencji Uzbrojenia przedstawił Roger Burek-Bors, dyrektor Pionu Projektów Morskich PGZ S.A. Podkreślił, że działania spółki są ściśle związane z tym, co robi Agencja Uzbrojenia, stając się często częścią procedury pozyskiwania sprzętu. Aktualnie PGZ S.A. prowadzi rozmowy z każdym potencjalnym zagranicznym dostawcą uzbrojenia czy innego wyposażenia, starając się wypracować, jakie są możliwości transferu wiedzy i zdolności, a także rozpatrzenia i wdrożenia zakupów. Wiele też wiąże się z tym, jakie inwestycje będą wymagane w przemyśle. Przykładowo spółka podejmuje decyzje w związku z wdrażaniem MRO w podległych jej stoczniach w jakiej stoczni ma być wdrażane MRO. Dotyczy to potencjalnie zamówienia na okręty podwodne, gdyż obok samych jednostek musi powstać infrastruktura do ich serwisowania i utrzymywania w okresie służby.

- Będzie możliwe podpisanie umów ramowych wieloletnich na wsparcie cyklu życia okrętu, gdzie my na podstawie inwestycji, transferu do ekonomii, będziemy w stanie uruchamiać potencjał kadrowy, przemysłowy, żeby po prostu te zdolności budować, bo oczywiście zanim nowy okręt podwodny będzie w linii, w służbie, minie minimum 7-8 lat. My jako przemysł też musimy te 7 lat przeżyć, żeby dostarczyć siłom zbrojnych odpowiedni serwis – wskazał dyrektor.

Przedstawiciel PGZ S.A. odpowiedział także na czas procedowania programu „Miecznik”, czy istnieje zagrożenie jego przesunięć w czasie, co już kilkukrotnie miało miejsce i było spowodowane m.in. opóźnieniami w dostawach niezbędnego wyposażenia, a także procedowania zamówień i realizowanych przedsięwzięć. Stąd np. zaplanowane obecnie na 2026 rok wodowanie pierwszej z fregat pierwotnie miało odbyć się jeszcze w tym roku. Także przekazanie gotowego okrętu do służby przesunięto na 2029 z 2028 roku. Jednocześnie należy pamiętać, że mimo tych zmian data pozyskania wszystkich okrętów pozostaje bez zmian i jest to 2031 rok, a początkowo miał to być 2034. Zdaniem dyrektora pionu średni czas budowy pierwszego okrętu w wiodących stoczniach wynosi 7 lat, licząc od zamówienia, przygotowania, produkcję do wypuszczenia. PGZ Stocznia Wojenna miała o tyle wyzwanie, że musiała właściwie od podstaw stworzyć nowoczesną infrastrukturę i wdrożyć nowoczesne linie technologiczne do produkcji fregat. Choć pierwotny projekt Arrowhead 140 został zakupiony od brytyjskiego Babcock, niemniej został przemodelowany pod kątem polskich wymagań, co wiąże się choćby z różnicą w długości i wyporności „Miecznika” i typu 31.

– Wydaje nam się, że jesteśmy w chwili obecnej zgodnie z harmonogramem kosztowo-rzeczowym, przyjętym i uzgodnionym w ramach umowy na fregaty programu „Miecznik” z Agencją Uzbrojenia. Dążymy do tego, żeby tak jak prezentowałem to w swoich slajdach, żeby w połowie 2026 roku zwodować pierwszą jednostkę. Oczywiście trzeba pamiętać, że pierwsza jednostka przy zwodowaniu będzie już wyposażona w te urządzenia, które standardowo w procesie budowy okrętów uwzględnia się, i muszą być dostarczone w spawanych sekcjach. Daje nam to kilka miesięcy na założenie odpowiednich systemów i w połowie, tak jak mówiłem, roku 2026 zwodowanie i dalsze prace tak, żeby w 2028 przekazać pierwszy fregat siłom zbrojnych, a w 2029 ma być podniesiona bandera na tej fregacie. Trzeba pamiętać, że pierwsza jednostka, to prototyp i mam nadzieję, że przy drugim już będziemy bardziej sprawni, jeżeli chodzi o prowadzenie procesu budowlanego i wykonamy ten plan zgodnie z oczekiwaniami zamawiającego, czyli 2029-2031 w latach podnoszenia bandery na poszczególnych „Miecznikach”. Przedwczorajsze cięcie blach na drugą fregatę pozwala na uruchomienie procesów produkcyjnych, wykonywania sekcji pod już drugą jednostkę. Za kilkanaście miesięcy ruszy podobny proces dla budowy trzeciej fregaty. Jedna fregata będzie wychodziła z hali kadłubowej, kolejne sekcje do drugiego egzemplarza będą wchodziły i będzie się dokonywał ten sam proces – podkreślił Roger Burek-Bors.

Obecny w panelu Joshua Aisen, mający doświadczenie zarówno ze służby w US Navy jak i przemyśle zbrojeniowym USA, odniósł się do programu AUKUS, którego celem jest dostarczenie w przyszłości nowych okrętów podwodnych z napędem jądrowym dla Australii i Wielkiej Brytanii, a partnerem w tym przedsięwzięciu są też USA. Co istotne, związana z tym współpraca jest rozłożona na wiele lat, wymagając też ogromnych kosztów, co wiąże się z tworzeniem infrastruktury i szkoleniem kadr, celem pozyskania niezbędnych kompetencji tak w obronności, jak i przemyśle okrętowym. Dodał też, że Polska jest dobrym miejscem na tworzenie, rozwijanie i wdrażanie innowacji w sektorze zbrojeniowym, niemniej wymaga to czasu i kosztów, w czym leży największe wyzwanie.

Prowadzący panel przypomniał, że pojawia się wiele pytań pojawia się o bezpieczną realizację programów związanych z budową okrętów, biorąc pod uwagę że w przeszłości miały w ich przypadku pewne przesunięcia. Jak jednak zapewnił kmdr Skóra, nie ma zagrożeń co do realizacji podpisanego kontraktu w założonym terminie kontraktowym.

– W 2029 roku chcemy przeprowadzić badania eksploatacyjno-wojskowe z myślą o kolejnych jednostkach. Oczywiście istnieje cały szereg wyzwań, jak zawsze przy tak złożonych projektach, dlatego jeśli w ich trakcie zdarza się „nuda”, to czegoś takiego sobie życzymy, gdyż oznacza to, że wszystko idzie sprawnie. Wyzwania mają miejsce przy każdym programie, choćby niszczycielach min. Choć robimy ich kolejną serię, pojawiają się nowe wyzwania, jakieś drobne, tak powiem, korekty kursu. Istotne jest odpowiednio wcześniej reagować,, zauważyć, znaleźć rozwiązanie, tak żeby osiągnąć ostateczny wynik i założony cel, Budowa fregat to proces złożony. W pierwszej kolejności, pierwszy etap tej mowy, tak naprawdę to było przygotowanie przedsiębiorstwa do budowy. Przygotowanie, struktur, infrastruktury, ludzi, łańcuchów dostaw. Analizując przyjęty do procesu budowy projekt, dokonaliśmy modyfikacji pierwotnego zamysłu, dostosowując do wymogów pola walki, jak i pewnych ograniczeń, czy możliwości mocy produkcyjnych, żebyśmy mogli uzyskać wysoko jakościowy produkt, ale również to, żebyśmy mogli zmieścić się w realiach finansowych i terminowych. – przekazał szef Szefostwa Techniki Morskiej.

Z kolei wiceadm. Wypijewski wskazał, że Biuro Bezpieczeństwa Narodowego wspiera programy modernizacyjne, gdzie też powstała, w współpracy z Akademią Marynarki Wojennej i innymi ośrodkami, Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego. Zaznaczył przy tym potrzebę myślenia długofalowego, aby już raz pozyskane zdolności technologiczne i stoczniowe nie zostały zaprzepaszczone. Oznacza to, że jeśli nawet zostałyby zrealizowane wszystkie obecne potrzeby marynarki wojennej, trzeba też, tak jak to robią inne państwa, myśleć też daleko w przód, planując dalsze modernizacje sił zbrojnych, jednocześnie zapewniając ciągłość pracy przemysłu zbrojeniowego i okrętowego.

– Od zmiany w 1989 roku dokonaliśmy jako państwo niesamowitego rozwoju ekonomicznego czy technologicznego. Inne państwa, które oferują jednostki, na przykład okręty podwodne czy fregaty, budowały te zdolności przez dziesiątki lat, rozwijając naukę, przemysł i technologię. My dzisiaj pomimo tego, że jesteśmy beneficjentami, jeżeli chodzi na przykład o rozwój nauki, przemysłu, wzrost PKB, to dalej nie produkujemy samochodu osobowego, a trzy lata temu przestaliśmy produkować ciąg Ursus C325. I teraz mierzymy się z olbrzymimi wyzwaniami technologicznymi, gdzie w czasie, kiedy nasi oferenci budowali przemysł stoczniowy i zdolności, my go rodowaliśmy. Wspieramy bardzo przemysł stoczniowy, ale musimy mieć świadomość, że te zdolności, musimy utrzymać i nie będziemy tutaj robili konferencji na temat, jak skasować dobrze prosperujące stocznie, bo one muszą mieć pomysł na siebie na przyszłość. Obsługa, serwisowanie, naprawy, oczywiście te zdolności musimy posiadać i to również Agencja Uzbrojenia w czasie swoich negocjacji, Ministerstwo Obrony, pan minister Bejda, z tego co wiem, wizytuje wszystkie te stocznie, trzy jeszcze są w planie (fracuska, hiszpańska i koreańska, dop. red.). My musimy mieć świadomość, na jakim poziomie technicznym, technologicznym jesteśmy. Możemy spawać tylko kadłuby, albo możemy wejść do ekstraklasy. Podam przykład Turcji, która po wojnie grecko-tureckiej obłożona została sankcjami, rozwinęła w sposób niesamowity swoje zdolności. Okręt podwodny typu 214, chyba kryptonim „Rise”, produkują i oferują, ale w ubiegłym roku zaczęli mówić o budowaniu zdolności jednostki morskiej o napędzie atomowym. Więc wydając olbrzymie środki na programy modernizacyjne, nie możemy poprzestać. Musimy budować również nasze zdolności, ażeby po zakończonych programach te zdolności służyły na rzecz budowania potencjału obronnego i narodowego i zdolności eksportowych, o których tu mówiliśmy i pozwalały na utrzymywanie w stałym, wysokim poziomie gotowości tych środków, które kupiliśmy i które są użytkowane – przekazał.

Podsumowanie


Na koniec całego panelu jego uczestnicy wskazali, że mimo trudności, wieloletnich zaniedbań sił morskich i braku zrozumienia spraw związanych z morzem następuje rozwój marynarki wojennej, acz wiele wciąż pozostaje do zrobienia. Wiceadm. Wypijewski uspokajał, że „marynarka nie leży na dnie”, nawet biorąc pod uwagę trudną sytuację sił podwodnych. Wspomniana strategiczna koncepcja jest stale brana pod uwagę w ogólnych planach bezpieczeństwa państwa. Wymaga to również współpracy i zaangażowania krajowego przemysłu, w tym stoczniowego. Z kolei kmdr Mucha przypomniał o potrzebie przekonywania obywateli całego kraju, nie tylko tej części nadmorskiej, że siły morskie są potrzebne i wydawane w tym celu środki finansowe nie idą na marne, gdyż przekładają się na bezpieczeństwo dla wszystkich. Także Roger Burek-Bors zaznaczył potrzebę utrzymania wsparcia finansowego sił zbrojnych, by nowe okręty przez cały cykl „życia” miały zapewnione serwisowane, utrzymując ich zdolność do działania, a nie zostały zaniedbane. Dodał też, że trzeba myśleć o nowych technologiach i działać od razu.

Te i inne wypowiedzi wskazują na rosnące zrozumienie jaką rolę w systemie obrony państwa stanowi marynarka wojenna, przypominając że nie można patrzeć na kraj jako „państwo lądowe”, bo to oznacza ignorowanie oraz spraw morskich, w tym i gospodarki morskiej. Z jednej strony wiele programów modernizacji floty pozostaje jedynie na papierze, a średnia wieku okrętów polskiej Marynarki Wojennej niestety rośnie, z drugiej jest realizowana największa ilość przedsięwzięć związanych z budową okrętów od dekad, a kwestia pracy nad kolejnymi coraz częściej przewija się w mediach i dyskusjach tak dziennikarskich, jak i politycznych. Słuchając wyższych oficerów sił morskich pojawia się pewien optymizm względem jej rozwoju, pozostaje on jednak ostrożny.

nauta_2024

Dziękujemy za wysłane grafiki.