"Najgorsze już za nami" - twierdzą członkowie sektora transportu towarów masowych. Możliwe, że mają rację, ale na szybkie ożywienie też nie ma co liczyć.

Armatorzy masowców, których jednostki transportują głównie węgiel, rudy metali i zboża, najgorzej radzili sobie w ostatnich latach z kryzysem na rynku żeglugi. Wpływ na to miało załamanie w Chinach - największym światowym importerze tych towarów. Nie wszyscy wytrzymali presję. Upadło wielu armatorów, w tym koreański Hanjin.

W ostatnich tygodniach widać jednak oznaki poprawy, a wiele wskazuje na to, że światowy popyt również rośnie.

- Nikt nie twierdzi, że nadejdzie nagle bajkowy boom na rynku, ale najgorsze jest już za nami. Obecnie sytuacja jest dosyć stabilna - powiedział Mats Berglund, szef Pacific Basin.

W ciągu ostatniego miesiąca indeks BDI, śledzący zarobki armatorów masowców, wspiął się na najwyższy od dwoch lat poziom.

- W końcu widzimy światełko w tunelu. Czekaliśmy na ten moment od lat. Nadchodzi okres stabilnego popytu na dobra przemysłowe - powiedział John Wobensmith, prezes Genco Shipping.

Z kolei Ioannis Zafirakis, szef Diana Shipping, przewiduje, że rynek potrzebuje jeszcze od 8 do 12 miesięcy, by stawki powrócił do normalneg poziomu.

Powodem wcześniejszego załamania stawek była przede wszystkim słabnąca produkcja stali w Chinach, która przekładała się na mniejszy import żelaza i węgla do tego kraju. Państwo Środka odpowiada za prawie połowę produkcji stali na świecie i przez ostatni rok zanotowało w tym segmencie największy regres od ponad 20 lat.

Za ten stan odpowiadał nie tylko mniejszy transport żelaza drogą morską, ale też węgla – drugiego najczęściej przesyłanego masowcami surowca. Zapotrzebowanie na węgiel wzrośnie w tym roku tylko o 2 proc. W samych Chinach spadnie za to o 5,7 proc., do 159,7