Porzucony w Gdyni tankowiec zrywał się z cum. Port uspokaja

Media w kraju i za granicą zainteresowały się porzuconym w Gdyni przez właściciela tankowcem Khatanga, który w ostatnim czasie dwukrotnie zrywał się z cum. Jednostka znalazła się w prawnym limbo – nie ma już formalnie właściciela, a jednocześnie przepisy nie pozwalają na jej odpowiednie zabezpieczenia. Port Gdynia uspokaja, że sytuacja statku jest pod kontrolą.

Zbiornikowiec Khatanga przypłynął do Gdyni w 2017 roku, ale nigdy z niej nie wypłynął – nie przeszedł rutynowej kontroli i został zatrzymany w Polsce na czas wykonania odpowiednich napraw. Do tych jednakże nigdy nie doszło, a w międzyczasie w 2020 roku jej rosyjski właściciel – Murmansk Shipping Company – ogłosił upadłość. Statek pozostał przy nabrzeżu, a jednocześnie znalazł się w prawnej dziurze. Według informacji Radia Zet powiernik armatora, który formalnie przejął kontrolę nad statkiem, po pewnym czasie stracił zainteresowanie jednostką. Stoi ona zatem pusta, bez nawet szkieletowej załogi.

Kalina Gierblińska, rzeczniczka Zarządu Morskiego Portu Gdynia tłumaczy, że port przejął problem wraz z Basenem II.

– Jednostka cumuje przy Pirsie Południowym w Basenie II, terenie, który w okresie wejścia statku do portu, tj. w 2017 roku, należał do stoczni Nauta, a od 2021 roku przeszedł na własność portu, wraz z problemem bezumownie cumującego statku. Wcześniej rosyjski tankowiec podlegał działaniom administracyjnym prowadzonym przez Stocznię Nauta i Urząd Morski. Zgodnie z decyzją Urzędu Morskiego w Gdyni, Khatanga ma status jednostki „zatrzymanej” . Oznacza to, że od czasu wykonanej kontroli w 2017 roku przez Inspektorat Państwa Portu (Port State Control, Inspektorat Państwa Portu – PSC) nie może samodzielnie opuścić Portu i pozostaje w nim do czasu spełnienia określonych wymogów, w tym ponownej inspekcji po zgłoszeniu gotowości przez armatora. Do tej pory takie zgłoszenie nie wpłynęło, a jednostka nie posiada ważnych certyfikatów ani załogi – opisuje rzeczniczka portu.

Choć Khatanga cumuje w Gdyni od siedmiu lat, to media i służby przypomniały sobie o niej dopiero teraz. Powodem był fakt, że statek miał w ostatnim czasie dwukrotnie zrywać się z cum: 15 grudnia i 12 stycznia.

– Wpływ na to miały warunki atmosferyczne i jakość samych cum. W żadnym z tych przypadków jednostka nie odpłynęła od nabrzeża ani nie stanowiła zagrożenia dla ruchu statków. Dzięki natychmiastowej reakcji portu sytuacje te zostały szybko opanowane i nie doszło do żadnych szkód. Wdrożono dodatkowe środki zapobiegawcze, takie jak wzmocnienie cum oraz zwiększenie częstotliwości inspekcji – podaje Kalina Gierblińska.

Jednostka miała w ostatnim czasie ponoć wpaść w oko polskim służbom – ABW i SKW – które w obliczu wydarzeń na Bałtyku mogą się obawiać, że na jej pokładach mogą znajdować się rosyjskie urządzenia nasłuchowo-wywiadowcze. Dodatkowo media podają, że statek, który przewoził produkty naftowe, obecnie może stanowić zagrożenie. Khatanga nie przechodziła żadnych prac konserwacyjnych, w jej zbiornikach mogą gromadzić się wybuchowe gazy. Port uspokaja, że stan techniczny oraz bezpieczeństwo cumowania tankowca są regularnie monitorowane, ponadto zgodnie z obowiązującymi przed wejściem statku do Nauty w 2017 roku przepisami, jednostkę opróżniono z substancji niebezpiecznych dla środowiska.

Jednakże ani służby, ani administracja portu nie może wejść na statek bez zgody syndyka zarządzającego majątkiem pozostawionym przez armatora. „Wprost” podaje, że polskie władze rozważają konfiskatę statku w ramach spłaty zadłużenia armatora za długoletni postój statku w Porcie Gdynia oraz wpisanie armatora na listę sankcyjną, co miałoby pomóc w procedowaniu przejęcia statku. Kalina Gierblińska dodaje, że "obecny Zarząd Morskiego Portu Gdynia wielokrotnie kierował do  armatora i syndyka masy upadłościowej odpowiednie pisma w sprawie zatrzymanej jednostki. Pozostały one jednak bez odpowiedzi". Ze względu na międzynarodowy charakter sprawy nie może jednak informować o szczegółach podejmowanych w sprawie Khatangi działań prawnych.