Rosyjska mobilizacja dotarła na morze. Powołania do wojska otrzymują cywilni marynarze służący na statkach pod różnymi banderami. Część z nich chce uciec na morze, część szuka schronienia za granicą, część jest wyłapywana przez wojsko w rosyjskich portach.
Armatorzy zatrudniający wielu marynarzy z Rosji próbują gorączkowo uzupełniać kadry po tym, jak zostały one przetrzebione przez rosyjską mobilizację. „Barents Observer” opisał problemy firmy crewingowej z Karelii.
Według portalu problemy zaczęły się zaraz po ogłoszeniu przez Władimira Putina „częściowej” mobilizacji. Z Rosji zaczęło do sąsiednich krajów uciekać mnóstwo mężczyzn w wieku poborowym, w tym również marynarzy. Spora część z nich zdecydowała, że nie wróci do kraju, a spróbuje poszukać azylu gdzie indziej. Ci, którzy w momencie ogłoszenia naboru byli w Rosji, zostali albo zmobilizowani, albo czym prędzej ruszyli na statki. Rosyjskie służby jednak również ruszyły do portów, by wyłapać jak najwięcej marynarzy i dostarczyć ich na front. Media spekulują, że problemy kadrowe na statkach mogą się tylko pogłębić, kiedy rozpocznie się kolejna mobilizacja.
„Barents Observer” cytuje pracownicę firmy crewingowej z Karelii, która opisuje, że ze statków zawijających do rosyjskich portów zabierani są marynarze. I to niezależnie od tego, czy otrzymali powołanie do wojska, czy nie. Straż graniczna nie udziela pozwolenia na opuszczenie kraju mężczyznom poniżej 35. roku życia, czasami także starszym. Kobieta podaje, że w ich firmie było już co najmniej dziesięć takich przypadków. Zaznacza jednak, że zakaz opuszczania kraju nie wiąże się automatycznie z włączeniem do wojska i opisuje przypadek mężczyzny, któremu zakazano wyjazdu za granicę, choć nie dostał powołania do wojska. Zgłosił się on zatem do punktu mobilizacyjnego, gdzie odesłano go do domu z powodu... braku powołania.
Problemy rosyjskich marynarzy nie skończyły się bynajmniej po ogłoszeniu przez władze kraju zakończenia mobilizacji, ponieważ decyzja nie została w żaden sposób udokumentowana. Komisariaty wojskowe nie wystawiają więc zaświadczeń, które umożliwiałyby Rosjanom opuszczenie kraju. Ich sytuacja stała się więc patowa. Niemniej jednak, jak się okazało, bałagan administracyjny w Rosji sprawia, że marynarze nie są zatrzymywani na granicy, bo straż graniczna dla odmiany nie ma ku temu powodów.
Rosyjskie firmy żeglarskie i administrujące crewingiem zmagają się zatem przede wszystkim z chaosem i działają na ślepo. Jak podkreślają ich pracownicy, w zasadzie nie da się przewidzieć, czy marynarz skierowany na statek zostanie wypuszczony, czy zatrzymany. Opowiadają o przypadkach, kiedy dany marynarz został zatrzymany w drodze na statek, ponieważ w czasie, kiedy był już w podróży, wpisano jego nazwisko na listę. Innych z kolei bez problemu przepuszczano przez granicę.
Problemy z załogami przekładają się na działanie rosyjskich firm żeglugowych bazujących głównie na miejscowych kadrach. Statek, który nie został obsadzony minimalną wymaganą w dokumentach załogą, nie zostanie wypuszczony z portu, choć są niewielkie wyjątki, jak przepłynięcie z jednego portu do drugiego bez kucharza, co daje nieco czasu na uzupełnienie obsady na jednostce. Jednocześnie armatorzy i firmy crewingowe przyznają, że uzupełnienie personelu jest niezwykle trudne – płace nie są wysokie, a wymagania wobec personelu – jak choćby doświadczenie w żegludze na konkretnych akwenach czy umiejętność obsługi konkretnych przyrządów i sprzętu – wręcz przeciwnie. Coraz częściej na statkach lądują zatem emeryci z doświadczeniem w cywilnej żegludze i odnowionymi papierami.
Profesjonalnych żeglarzy w Rosji zaczyna brakować również dlatego, że w obawie przed mobilizacją ta część z nich, która w ostatnim czasie była na morzu, postanowiła pozostać za granicą. Media przytaczały m.in. przypadek dwóch mężczyzn z Kaliningradu, których rodziny poinformowały o tym, że otrzymali dokumenty poborowe. Zgodnie z planem ich statek miał zawinąć do Murmańska, gdzie mieliby zostać zmobilizowani. Marynarze jednak zeszli na ląd w Irlandii. „Barents Observer” opisuje także przypadki Rosjan, którzy pozostali w Rotterdamie czy Tallinie.
Dziennikarzom „Barents Observer” udało się krótko porozmawiać z członkiem załogi jednego ze rosyjskich statków w norweskim Kirkenes. Przyznał on, że kilku załogantów otrzymało zawiadomienia poborowe. Zapewnił, że wszyscy pójdą służyć w wojsku po powrocie do kraju. Powiedział także, że sam również jest na to gotowy, jako że służył jako chorąży na okręcie podwodnym przez 17 lat. Portal cytuje także mieszkającego w Karelii kapitana statku handlowego, który powiedział z kolei, że walka jest zadaniem wojska, które w kraju w trakcie pokoju cieszy się przywilejami, zaś w trakcie wojny nagle potrzebuje wsparcia cywilnego.
Fot. Depositphotos
Przygotowania do bazy offshore. Jak wygląda budowa?
Dzień Kierowcy Zawodowego z udziałem gdyńskich terminali
Polski sektor transportu wodnego podkreśla znaczenie współpracy w obszarze badań i rozwoju
Nabrzeże Hanzy– nowa nazwa Nabrzeża Wyspy Spichrzów w Gdańsku
Rynek kontenerowy nadal w dołku
Oceanarium w kołobrzeskim porcie – nowa, całoroczna atrakcja?