Żeglugowy gigant CMA CGM po raz kolejny spróbuje wrócić do tranzytu przez Morze Czerwone. Grupa już dwa razy się wycofywała z tej trasy ze względu na zagrożenie atakami Huti.

W swojej informacji dla klientów datowanej na 28 lutego grupa CMA CGM stwierdziła, że po ponownej ocenie sytuacji w południowym obszarze Morza Czerwonego „zmieniające się warunki pozwalają na wznowienie tranzytu w indywidualnych przypadkach”. Firma dodała, że sytuacja każdego statku jest dokładnie oceniana przed każdym tranzytem, więc nie można przewidzieć ani przekazać wcześniej wyboru trasy.

Jednocześnie Huti wcale nie zamierzają odpuścić. Komentatorzy zwracają także uwagę, że spektrum ich celów zaczyna wychodzić poza pierwotnie zakładane statki powiązane z Izraelem, a następnie także z USA i Wielką Brytanią. Abdul-Malik al-Houthi, przywódca jednej z największych frakcji Huti, w ostatnim przemówieniu telewizyjnym mówił wprost, że działania bojowników na Morzu Czerwonym będą kontynuowane „z jeszcze większą skutecznością”.

Na Morzu Czerwonym pojawia się jednak także coraz więcej jednostek, które mają zadanie zapewnić bezpieczeństwo statkom komercyjnym w regionie. Ostatnio do unijnej misji Aspides dołączyła marynarka wojenna Francji, choć de facto francuski okręt operuje na Morzu Czerwonym i w Zatoce Adeńskiej od grudnia, a CMA CGM podawało wcześniej, że korzysta z jego eskorty, co zresztą wpływa na rozkład statków. W rejonie obecne są także jednostki Danii, Grecji i Niemiec oraz rzecz jasna USA i Wielkiej Brytanii, które prowadzą także ostrzał celów lądowych w Jemenie. Choć niemal codziennie zgłaszane są ataki wyprzedzające sojuszników i zniszczenie kolejnych dronów czy rakiet użytkowanych przez Huti, to właśnie w ostatnim czasie to bojownicy z Jemenu odnieśli swój największy sukces, trafiając statek Rubymar, który został opuszczony przez załogę i powoli tonie.

fot. Depositphotos