• <

Historia badań i inicjatyw międzynarodowych w sprawie zatopionej amunicji

22.10.2021 11:19 Źródło: własne
Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Historia badań i inicjatyw międzynarodowych w sprawie zatopionej amunicji

Partnerzy portalu

Historia badań i inicjatyw międzynarodowych w sprawie zatopionej amunicji - GospodarkaMorska.pl
Fot. Marta Forreiter/GeoFusion

Zatopiona amunicja, a zwłaszcza amunicja chemiczna była postrzegana jako problem polityczny. Spowodowane było to kwestiami związanymi z odpowiedzialnością prawną. Powszechnie akceptowana zasada „Zanieczyszczający Płaci” (z ang. Polluter Pays) jest już w użyciu od IX wieku, ale jej stosowanie formalne to historia najnowsza.

Obecne akty prawne datowane są na lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, chociaż wywodzą się ze starszych uregulowań. Ponadto, do lat siedemdziesiątych, gdy weszła w życie konwencja Londyńska o zapobieganiu zanieczyszczenia mórz, topienie amunicji było zupełnie legalne. Poza tym, należy pamiętać o żelaznej kurtynie -  unikano rozmów o zatopionej amunicji, aby nie podrażniać sytuacji wschód- zachód. Dotyczyło to zarówno badań naukowych jak i  działań administracyjnych. Amunicja była tabu.

Wyjątkiem była amunicja zatopiona na wodach terytorialnych Niemiec i Danii, którą wyciągnięto prawie w całości w latach pięćdziesiątych, zalano betonem i utopiono ponownie na Atlantyku. Było to około 80 000 pocisków i 180 ton Tabunu, gazu zabijającego.

Pierwsze nieśmiałe ruchy pojawiły się w latach siedemdziesiątych – Dania zaczęła program oceny środowiska morskiego, co obejmowało także pobieranie prób wody z rejonu zrzutów, jednakże poziom technik analitycznych nie pozwolił na wykrycie zanieczyszczenia. W roku 1989 Norwegia przeprowadziła ekspedycję w rejon zatopienia statków wypełnionych amunicją chemiczną. Dokonano oględzin tego miejsca z robotów podwodnych i potwierdzono wydostawanie się amunicji z uszkodzonych ładowni. Jednakże prawdziwa dyskusja na forum międzynarodowym zaczęła się w 1993 r, kiedy komisja Helsińska, odpowiedzialna za kontrolowanie stanu ekologicznego Bałtyku stworzyła specjalną grupę ekspercką, do stworzenia raportu o zagrożeniach związanych z zatopioną amunicją chemiczną. Grupa ta zrzeszała przedstawicieli wszystkich krajów Bałtyckich, i opierała się na dokumentach dostarczonych przez te państwa. Nie było tego zbyt wiele – ale między innymi znalazła się tam lista tego, co zgromadzono w porcie Wolgast i przeznaczono do zatopienia. Istniał więc jakiś punkt wyjścia. Dokumenty z samej operacji zatapiania się nie odnalazły, ale federacja Rosyjska przedstawiła ich podsumowanie. Wiedzieliśmy zatem ile i jakiej amunicji zatopiono, i mniej więcej gdzie. Wpływ na środowisko oszacowano w oparciu o teorię – znaną rozpuszczalność i toksyczność, studia na temat korozji pojemników, raporty od rybaków o przypadkowych wyłowieniach, oraz jedną pracę badawczą, w której za pomocą magnetometru potwierdzono istnienie metalowych obiektów na trasie konwojów transportujących amunicję do miejsca zatopienia. Wnioski z raportu były uspokajające – amunicja owszem leży na dnie, ale zagłębiła się głęboko w miękki muł i jest kompletnie nieszkodliwa. Jednak oczywiste braki danych nie dawały naukowcom spokoju. W latach dziewięćdziesiątych pojawiły się pierwsze publikacje, i wystartowały pierwsze badania. Najpierw powoli, jak żółw ociężale, jak powiedziałby Tuwim, ale zaczął się proces dążenia do rzetelnej wiedzy. Niemcy wykonali osiem rejsów w latach 1994-1997 na trasach konwojów, w których poszukiwali (i odnaleźli) część zatopionych obiektów. Jak się okazało, nie wszystkie spoczywały pod mułem! Rosjanie, w latach 1994-2006 uwzględnili rejony zatopień na Bałtyku i Skagerraku w swoich rejsach monitoringowych. Wykryli wysokie stężenia arsenu, który mógł pochodzić z Bojowych Środków Trujących (BST) w osadach dennych. Przeprowadzili również badania mikrobiologiczne, które wykazały negatywny wpływ składowisk na bakterie. W 1997 roku, niejako równolegle rozpoczęły się badania brył iperytu wyciągniętych ze składowiska Bornholmskiego. Rosjanie wydobyli jedną w trakcie rejsu badawczego i przekazali do laboratorium w Petersburgu, zaś Polacy zabezpieczyli bryłę, którą przypadkiem wyłowił polski kuter WŁA- 206, i przekazali ją do Wojskowej Akademii Technicznej. I to ta polska bryła stała się słynna. Analizy wykazały, że iperyt zamienił się w pięćdziesiąt różnych związków chemicznych, z których większość była równie toksyczna co oryginał, za to mogła łatwiej rozprzestrzeniać się w środowisku morskim. Wyniki opublikowano w dobrym czasopiśmie, ale niewielu ludzi zwróciło na to wtedy uwagę.

Tymczasem po raz pierwszy problem zatopionej amunicji chemicznej uzyskał zainteresowanie na poziomie Unii Europejskiej. W 2004 rozpoczął się program MERCW (Modelling of Ecological Risks Related to Sea-Dumped Chemical Weapons). Zrzeszał on osiem instytucji z Finlandii, Łotwy, Rosji, Danii, Belgii I Niemiec, i otrzymał finansowanie na poziomie 2,8 milionów Euro. Badania skoncentrowane były w rejonie Głębi Bornholmskiej, największego bałtyckiego składowiska. Biorąc pod uwagę pionierski charakter prac zrobiono całkiem wiele – potwierdzono zaleganie amunicji na powierzchni dna, skażenie osadów BST opartymi o arsen (Clark, Adamsyt ), a także oszacowano wpływ na środowisko. Nie odnaleziono jednak prawie wcale iperytu (jedynie w dwóch próbkach). BST oparte o arsen także wydawały się zanieczyszczać dno w niewielkim stopniu. Ogólnie, wnioski z projektu były uspokajające, ale już nie tak różowe jak wcześniejsze, teoretyczne raporty.

Równolegle, pojawiły się doniesienia o badaniach na Adriatyku, gdzie również zalega broń chemiczna. Badacze z Uniwersytetu w Sienie, Mediolanie i Instytucie Badań i Ochrony Środowiska (ISPRA) potwierdzili w 2006 roku skażenie osadów w pobliżu zatopionej amunicji. Co było bardziej niepokojące, wykazali, że to zanieczyszczenie ma wpływ na tamtejsze ryby. Posłużyli się w tym celu metodą tzw. Biomarkerów. Było to wówczas dość nowatorskie podejście. W skrócie sprowadza się ono do tego, że jeśli zanieczyszczenie jest na tyle niewielkie, że nie prowadzi do akumulacji w tkankach, można je zaobserwować poprzez wpływ na zdrowie. Czyli, tak jak w powieściach Agathy Christie – jak ktoś jest podtruwany arszenikiem, nie musimy zaraz otwierać mu żołądka i analizować chemicznie jego treść, ale już prążkowane paznokcie, wypadanie włosów i chroniczne zmęczenie są wskazaniem, że to zatrucie. Podobnie u organizmów morskich – możemy sprawdzać częstość występowania chorób, pasożytów, ogólną kondycję – a także specyficzne wskaźniki stresu. Jest to aktywność pewnych enzymów, uszkodzenia komórek czy zmiany genetyczne. Większość z tych objawów zaobserwowano w rybach z pobliża portu Mofetta we Włoszech, gdzie zalega broń chemiczna.

W 2010 r. zwróciło to uwagę komisji Helsińskiej, która zdecydowała się na weryfikację raportu z lat 90tych, i uwzględnienie nowej wiedzy. Stworzono grupę specjalną HELCOM MUNI, zrzeszającą ekspertów z prawie wszystkich krajów bałtyckich. Prace trwały trzy lata – ale zanim przejdziemy do wniosków, musimy omówić jeszcze jedną niespodziankę, która się wydarzyła w międzyczasie.

W 2011 r. wystartował program CHEMSEA(Chemical Munitions Search & Assessment). Uzyskał finansowanie powyżej 4,5 M Eur, i zrzeszał 11 instytucji z Polski, Finlandii, Szwecji, Litwy i Niemiec, obejmował także Rosję, jako partnera stowarzyszonego. Instytut Oceanologii PAN, a ściślej autor tego artykułu, był jego koordynatorem. Założenia projektu były takie – skoro obserwuje się odpowiedź biomarkerów na Adriatyku, a wiemy że mamy podobną broń chemiczną, to może i na Bałtyku jest większe niż przypuszczano zagrożenie? Dlaczego zatem projekt MERCW wykrył stosunkowo niewiele? I tu, niczym strzelba Czechowa, pojawia się zapomniana bryła Iperytu z polskiego kutra. Jak wspomniano, wykryto w niej 50 różnych produktów degradacji – żaden z nich nie był badany w MERCW! Trzeba zatem ich poszukać. W konsorcjum uczestniczyła Wojskowa Akademia Techniczna – to oni analizowali bryłę, więc medody analiz były pod ręką. Ale jeśli, jak postulowano wcześniej, skażenie jest bardzo lokalne? Tu z pomocą przyszła Akademia Marynarki Wojennej – zaproponowali użycie robotów podwodnych. Powiedzieli, że nie wylądują robotem na bombie, ale skoro najbardziej optymistyczne założenia sugerowały skażenie w obrębie dwóch metrów, to mogą wziąć próbki pół metra od obiektu. Co do biomarkerów – stosowano je wówczas na całym świecie, ale jedne z pierwszych prac, na początku 21 wieku wykonano właśnie na Bałtyku – i prawie wszyscy ci uczestnicy dołączyli do projektu! Na obszar badań wybrano głównie Głębię Gotlandzką, zupełnie jeszcze nie zbadaną pod tym kątem. No się zaczęło – wyniki sypnęły się już od samego początku. W rezultacie, w raporcie HELCOM MUNI znalazły się informacje, że amunicja chemiczna rozrzucona jest po całych wysypiskach i poza nimi, skażenie osadów produktami rozkładu iperytu i arsenowych BST sięga co najmniej 40m wokół obiektu, i zdarza się w 40% przypadków – a przypadków na sonarowych mapach dna znaleziono… 18 000! I to na mniej zanieczyszczonym regionie. Biomarkery wskazały na istnienie wpływu na organizmy… Dlatego też, w końcowych wnioskach raportu MUNI znalazło się kontrowersyjne dla niektórych krajów zdanie „wydobycie i zniszczenie amunicji chemicznej nie powinno być dłużej odrzucane jako możliwa opcja”. Brzmi bardzo asekuracyjnie, prawda? Ale przyjęte zostało i tak po półrocznych negocjacjach i wielu burzliwych spotkaniach delegatów krajów bałtyckich.
Co stało się dalej? W HELCOM powołano kolejną grupę mającą oszacować ryzyko związane z zatopioną amunicją, konwencjonalną i chemiczną, oraz wrakami i innymi obiektami niebezpiecznymi. Nazywa się HELCOM SUBMERGED i pracuje do dziś, zaś jej finalny raport spodziewany jest na rok 2021. W ONZ przyjęto rezolucję UNGA 65/149 o dobrowolnej współpracy państw nad rozwiązaniem problemu zanieczyszczeń związanych z zatopioną amunicją chemiczną, na wniosek m.in. Litwy oraz organizacji IDUM – International Dialogue on Underwater Munitions, kanadyjskiego NGO. Zaś w temacie badań…

Tu przytoczę anegdotę. Byłem na statku, w trakcie jednego z rejsów CHEMSEA. Już na tyle daleko od brzegu, by telefon prawie nie miał zasięgu. Kapitan wezwał mnie na mostek, bo ktoś próbuje się skontaktować. Sygnał był na granicy – słyszałem w zasadzie co drugie słowo. Dialog wyglądał mniej więcej tak:
- Halo, tu [szum szum szum], dzwonię z kwatery głównej [szum szum szum], czy to państwo robią ten program badawczy o zatopionej amunicji?
- Tak, dodzwonił się Pan do koordynatora, w czym możemy pomóc?
- To bardzo [szum szum szum] badania, czy [szum szum szum] kontynuacja?
-Tak, zamierzamy to w jakiś sposób kontynuować, oczywiście.
-To świetnie, chętnie pomożemy, może przyjechałby Pan porozmawiać o [szum szum szum]?
-Tak, bardzo chętnie.
- No to proszę wpaść do Brukseli, prosto do nas, do NATO!

Przyznam, że szczęka mi opadła. TAKA kwatera główna? Pojechałem oczywiście, cały czas zastanawiając się o co chodzi. Okazało się, że NATO posiada agendę Science for Peace and Security – zajmującą się wsparciem badań. No i po roku ciężkiej pracy wystartował program MODUM – Towards the Monitoring of Dumped Munition Threat, mający na celu stworzenie podwalin do monitoringu miejsc zatopień. W ramach tego programu zbadano dokładniej rejon zatapiania na Głębi Bornholmskiej i Gotlandzkiej za pomocą autonomicznego pojazdu podwodnego. Jest to urządzenie przypominające torpedę, które programuje się na pokładzie i wypuszcza z misją zbadania fragmentu dna. Wyposażone jest w sonar boczny wysokiej rozdzielczości i magnetometr, co pozwoliło na odkrycie nawet niewielkich obiektów na dnie. Wyniki projektu MODUM opublikowano w książce z serii NATO ASI Science series w roku 2017.

Równolegle badania prowadzone były na Pacyfiku – w okolicy Pearl Harbor na Hawajach również znajduje się zatopiona amunicja chemiczna. Pierwsze prace prowadzono tam już od 2009r, ale rezultaty pojawiły się około roku 2013. Wykazano skażenie dna w rejonach zatopień oraz wpływ na organizmy morskie. Projekt o nazwie HUMMA był prowadzony przez University of Hawaii, na zlecenie Ministerstwa Obrony USA. Projekt ten nawiązał współpracę z grupą Bałtycką, co zaowocowało wspólną publikacją wyników w roku 2016, w specjalnym numerze czasopisma Deep Sea Research II.

Wiedza na temat zatopionej amunicji zaczęła przybierać konkretne kształty. W Niemczech zdecydowano się zrobić pierwszy krok w kierunku usuwania zagrożenia. W 2016 roku powstały dwa bliźniacze projekty – UDEMM i ROBEMM. Pierwszy z nich miał oszacować wpływ amunicji konwencjonalnej i chemicznej na środowisko, zaś drugi opracować nowatorskie metody jej rozbrajania i utylizacji. Unia Europejska sfinansowała w 2016r. projekt DAIMON (Decision Aid for Marine Munitions), który również był koordynowany przez autora niniejszego tekstu. W tym projekcie postanowiono dokonać przełomu w kategoryzacji ryzyka związanego z amunicją. Dlaczego? Ponieważ ilość zatopionej amunicji obezwładnia ludzi podejmujących decyzje. Są tego dosłownie miliony ton. Nie ma siły, żeby wszystko wyciągnąć i zniszczyć – taka operacja pochłonęła by niewyobrażalne fundusze i zajęła (przy obecnym stanie techniki i dostępnych statkach i instalacjach niszczących) setki lat. Natomiast uważna analiza danych pokazuje, że tylko niewielka część z zatopionych materiałów bojowych jest wciąż groźna. Ale nie ma tylu ekspertów, żeby analizować zagrożenie sztuka po sztuce. Projekt DAIMON więc postanowił podejść do problemu inaczej. Oszacowano jaki wpływ mają poszczególne czynniki – typ amunicji, jej stan, korozja, zanieczyszczenie okolicznych osadów, wpływ na różne organizmy, prądy morskie i wiele innych. Przedstawiono te zależności w postaci algorytmów i zastosowano w systemie sztucznej inteligencji. System ten ma dostęp do baz danych zawierających wyniki wszystkich dotychczasowych badań i jest w stanie ocenić ryzyko zarówno już odnalezionych bomb i pocisków, jak i nowych znalezisk. Pozwala to na znaczne ograniczenie puli obiektów do ewentualnego wyciągnięcia.

Wspomniane projekty zakończyły się w roku 2019. A co dzieje się teraz?

Po finalnej konferencji projektu DAIMON, która odbyła się w Bremerhaven w Niemczech, pojawiło się około dwustu doniesień medialnych w radiu, telewizji i gazetach lokalnych i narodowych w Niemczech. Problem zatopionej amunicji zyskał na znaczeniu. Inicjatywy landu Schleswig Holstein, prowadzone od 2011r dotyczące inwentoryzacji i znaczenia środowiskowego amunicji w wodach niemieckich zyskały teraz uwagę rządu federalnego. Dodatkowo, problem zatopionych pozostałości wojennych został przedstawiony na serii konferencji na forum unijnym. Działalność wspomnianej wcześniej grupy HELCOM SUBMERGED zaczęła przynosić efekty – pojawiły się pierwsze wnioski i raporty. W ramach NATO powołano grupę roboczą zajmującą się materiałami militarnymi zatopionymi w morzach – NATO AVT 330. Jednym słowem, problem zyskał uwagę polityków i społeczeństwa.

Efektem tego jest start czterech projektów – North Sea Wrecks, DAIMON2, Basta i Explotect. Ten pierwszy zajmuje się problemem amunicji i wraków w Morzu Północnym, trzy pozostałe skupiają się na aspektach oceny ryzyka i technologii wydobycia. Zmierzamy więc jak się wydaje w kierunku aktywnej remediacji. Coraz głośniej mówi się także o negatywnych skutkach wysadzania amunicji pod wodą – projekt UDEMM w swoich publikacjach i raportach podkreślał, że ta metoda prowadzi do skażenia środowiska i ma negatywny wpływ na ssaki morskie. Czy zatem remediacja będzie polegała na nowych technologiach? Ten kierunek sugerowany jest przez kilka czynników – pojawiła się propozycja dla następnej „pięciolatki” HELCOM, czyli planu działań dla Morza Bałtyckiego. Zakłada ona oprócz zintegrowania dostępnych informacji o zatopionej amunicji także testowanie i wdrażanie nowych technik remediacji. Ponadto, w Polsce wystartował ze wsparciem NCBiR klaster „Bezpieczny Bałtyk”, budujący obecnie prototypową technologię pozbywania się amunicji przez jej wyciąganie i zniszczenie na pokładzie specjalnych statków, zaś w ramach programu MARTERA ogłoszono nabór na programy dotyczące technologii wydobycia. Do tego dochodzą inicjatywy polityczno-administracyjne. Powstają obecnie dwa centra wiedzy dotyczące problemu amunicji – jedno w Unii Europejskiej, pod egidą programu JPI Oceans, drugie w Kanadzie z inicjatywy International Dialogue for Underwater Munitions, zgłoszone jako inicjatywa międzynarodowa na forum ONZ, w ramach Ocean Action. Polska, jako pierwszy kraj na świecie ogłosiła prawdopodobne włączenie zanieczyszczeń pochodzących z broni chemicznej do krajowego programu monitoringu wód. Mówi się również o stworzeniu zespołu ekspertów zajmujących się tym problemem, przy Kancelariii Prezesa Rady Ministrów. Zaś Niemcy aktywnie nagłaśniają ten problem na forum Unii.

Podsumowanie

Wydaje się, że wszystko zmierza ku przynajmniej częściowemu rozwiązaniu problemu. Świat zdaje sobie sprawę zarówno z zagrożenia dla środowiska, jak i gospodarki morskiej. Możemy się spodziewać (w końcu!) integracji wiedzy z różnych regionów świata i przeniesienie doświadczeń z poszczególnych rejonów, takich jak Bałtyk, Adriatyk czy Pacyfik na cały świat. Jak na razie, na horyzoncie pojawia się możliwość połączenia narzędzi wspierania decyzji i dostępności nowych technologii, co może doprowadzić do uczynienia pierwszego kroku – oszacowania kosztów pozbycia się najbardziej niebezpiecznej amunicji. Wtedy dopiero poznamy rzeczywisty rozmiar problemu. Czy okaże się on rozwiązywalny? Odpowiedź powinniśmy poznać może już za kilka lat…

prof. Jacek Bełdowski. Artykuł powstał w ramach projektu NCBiR nr POIR.01.01.01-00-0540/19

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.