• <

Strażnicy życia na morzu

Partnerzy portalu

Strażnicy życia na morzu - GospodarkaMorska.pl

Czuwają nad polskim Wybrzeżem i w każdej chwili są gotowi ruszyć do akcji. Niosą pomoc osobom i statkom, które na morzu znalazły się w opresji. Mowa o ratownikach Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. W tym roku interweniowali już prawie 300 razy. Odwiedziliśmy ich na flagowej jednostce – wielozadaniowym statku Kapitan Poinc. Zobacz, jak wygląda ich praca, jakie działania prowadzą najczęściej i co planują na najbliższe lata.  
 

Ratownicy są na służbie całą dobę przez 7 dni w tygodniu i mają pełne ręce roboty. Działają, kiedy inni nie są w stanie sami sobie poradzić. Nie ma dyżuru, podczas którego nie musieliby wypływać na ratunek.
 
– Od stycznia, do tej pory, przeprowadziliśmy 299 akcji. To bardzo dużo, a rok jeszcze się nie skończył, więc na pewno ta liczba wzrośnie. Dla porównania w 2017 roku mieliśmy 274 akcje, a w 2016 roku – 209. Przeważały działania poszukiwawcze, ratowania życia na morzu. Były to akcje plażowe, czyli poszukiwanie osób zaginionych wzdłuż brzegu, a także akcje holowania jachtów, które były w potrzebie, bo np. weszły na mieliznę. Działaliśmy również, w raz z Marynarką Wojenną, przy ewakuacjach medycznych osób poszkodowanych z promów – mówi Rafał Goeck, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
 
W gdyńskim porcie cumuje flagowa jednostka SAR-u. To wielozadaniowy statek Kapitan Poinc. Służy do prowadzenia akcji poszukiwawczych i ratowniczych. Jest wyposażony w specjalny sprzęt, dzięki któremu ma możliwość zwalczania rozlewów ropopochodnych. Może też wykonywać holowania ratownicze innych jednostek oraz gasić pożary. Na jego pokładzie znajduje się także motorowa łódź ratownicza R20 – jest ona wykorzystywana do prowadzenia akcji na całej Zatoce Gdańskiej. Załoga statku pracuje w systemie dwuzmianowym i cały czas jest gotowa ruszyć do akcji. W sezonie wypływają zwykle raz lub dwa razy w ciągu zmiany.
 
– Wygląda to tak, że jesteśmy na statku przez dwa tygodnie. W tym czasie mamy podział na wachty. Trzeba być cały czas na nasłuchu, w ciągłym napięciu. Jak tylko słyszymy jakieś komunikaty w radiu, to wyczekujemy czy to nas będą wołać czy nie. Cały czas musimy być gotowi. W każdej chwili możemy być wezwani do akcji. Kiedy przychodzi komunikat z centrum koordynacyjnego, dalsze działania zależą od rodzaju wezwania. Jeśli to akcja ratunkowa lub poszukiwawcza to łódź, którą mamy na statku musi wyjść do akcji w ciągu 15 minut od chwili powiadomienia. W tym czasie trzeba ją przygotować i zrzucić na wodę. Dostajemy dane lokalizacyjne i łódź płynie tam i robi rozeznanie. Jeżeli to duża akcja, wtedy dołącza do nas jednostka z Helu i pracownicy stacji brzegowych. W takich sytuacjach wszyscy się mobilizują i pracujemy cały czas. Natomiast jeśli do akcji rusza cały statek, to jest gotowy do działania w ciągu około 40 minut. W przypadku akcji rozlewowej czas na przygotowanie i wypłynięcie to dwie godziny. Kiedy nie działamy na morzu, część czasu poświęcamy na bieżącą obsługę statku i czynności eksploatacyjne - czasami trzeba też zrobić drobne naprawy – opowiada Józef Wicki, kapitan statku ratunkowego Kapitan Poinc.
 
W pracy ratownika najważniejszy jest czas. Szczególnie, kiedy chodzi o akcje ratownicze. Kiedy ktoś wszedł do wody i zniknął lub wypłynął na morze i stracono z nim kontakt, liczy się każda sekunda. Niestety nie wszystkie akcje kończą się szczęśliwie.
 
– Są akcje stricte ratownicze, kiedy jest pełna nadzieja, że uda się znaleźć osoby potrzebujące pomocy całe i zdrowe. Jednak nie wszystko da się przewidzieć. Niektóre działania się przeciągają. W takich sytuacjach często - ze względu na warunki pogodowe czy temperaturę wody - szansę na odnalezienie żywej osoby maleją. Wtedy to już są akcje bardziej poszukiwawcze. Najtrudniejsze jest to, żeby komuś powiedzieć, że już nie ma szans na ratunek i przerywany akcję – mówi Wicki.
 
Często wypadki na wodzie zdarzają się przez nierozważne zachowanie ludzi. Dlatego ratownicy apelują, żeby wchodząc do wody, czy wypływając na morze przestrzegać pewnych zasad.
 
– Wchodząc do wody trzeba się dobrze ubrać. Dotyczy to szczególnie kitesurferów. Jeśli dana osoba ma na sobie tylko czarną piankę i jeszcze do tego ciemne nakrycie głowy, to w razie wypadku, znalezienie takiego człowieka w nocy jest bardzo trudne. Należy mieć ze sobą coś odblaskowego, np. opaskę czy pławkę świetlną. Nie wszystkim to przychodzi do głowy. Wypływając trzeba też pamiętać, że pogoda nad morzem, tak samo jak w górach, potrafi się bardzo szybko zmienić. Nie można działać pod wpływem impulsu, bo świeci słońce i jest ciepło. Za chwilę może się to zmienić. Zawsze trzeba być odpowiednio przygotowanym – podkreśla Wicki.
 
Żeby móc odpowiednio i sprawnie prowadzić działania na Bałtyku Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa stara się stale poszerzać swoją flotę i wyposażenie. Obecnie na całym Wybrzeżu działa 12 różnego rodzaju jednostek ratowniczych. W tym roku ratownicy zakupili też siedem nowych skuterów ratowniczych.
 
– To specjalistyczny sprzęt zaprojektowany przez szwedzkich ratowników. Skutery mają możliwość operowania przede wszystkim w strefach brzegowych, ale również podczas akcji bardziej oddalonych od brzegu. Mają moc 140 koni mechanicznych i osiągają prędkość około 70 km/h. Wykorzystywane są do poszukiwania osób zaginionych, bądź ratowania ludzi w potrzebie, którzy toną w strefie brzegowej – mówi Rafał Goeck, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
 
W planach jest też budowa nowego statku. Ma powstać w najbliższych latach. W założeniu będzie to statek wielozadaniowy, ale większy od Kapitana Poinca. Zostanie przeznaczony do ratownictwa, poszukiwań, zwalczania pożarów i holowania innych jednostek.

Źródło:
gdynia.pl

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.