• <

Rakietowe uderzenia na Morzu Czerwonym. Statki wciąż zagrożone

Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Rakietowe uderzenia na Morzu Czerwonym. Statki wciąż zagrożone

Partnerzy portalu

Fot. CENTCOM

Ponownie dali o sobie znać jemeńscy bojownicy Huti, którzy ponownie przystąpili do ataku na żeglugę, w rejonie Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej. Choć większość ich prób ataków kończy się niepowodzeniem, stale istnieje niebezpieczeństwo dla statków, które muszą być ochraniane przez okręty międzynarodowej koalicji.

Jak podały amerykańskie służby, 16 lutego od godziny 16.00 do 1.00 w nocy następnego dnia doszło do czterech ataków na statki, do których użyto przeciwokrętowe pociski balistyczne. Zostały wystrzelone z wschodniego terytorium Jemenu, kontrolowanego przez bojowników Huti. Specjaliści oceniają, że co najmniej trzy rakiety wystrzelono w kierunku zbiornikowca MT Pollux, pływającego pod banderą Panamy i zarejestrowanego w tym kraju, ale będącego własnością Danii. Co interesujące, zmierzał od 24 stycznia z portu w Noworosyjsku nad Morzem Czarnym do indyjskiego portu Paradip, gdzie ma dotrzeć do końca lutego. Załoga statku nie zgłosiła żadnych obrażeń ani uszkodzeń, niemniej potem okazało się, że została uszkodzona jego lewa burta. To samo dotyczyło innych statków na trasie prowadzącej z i do Kanału Sueskiego. Rzecznik prasowy Huti, Jahja Sarea potwierdził to w oświadczeniu prasowym Huti. Jako że prawdopodobnie statek transportował rosyjską ropę atak jest faktycznie zaprzeczeniem deklaracji, że bojownicy nie będą atakować rosyjskich statków.

Tego samego dnia amerykańskie siły zbrojne dokonały, w ramach samoobrony, ataków na instalacje Huti w Jemenie. W jej efekcie zniszczono przeciwokrętowy pocisk manewrujący oraz bezzałogowy statek nawodny, przygotowywane do działań przeciwko międzynarodowej żegludze. Dowództwo Sił USA (CENTCOM) zidentyfikowało oba obiekty i stwierdziło, że stanowią bezpośrednie zagrożenie, stąd zapadła decyzja o ich zniszczeniu.

Należy tu podkreślić, że w każdym przypadku uderzenia na cele w Jemenie amerykańska armia określa swoje działania jako w ramach "samoobrony" podkreślając, że nie jest to agresja, czy też działanie ofensywne. Podkreślają, że międzynarodowa koalicja ma na celu chronić żeglugę w rejonie, a nie atakować i zajmować terytorium Jemenu. Pojawiają się opinie, że tego typu wybiegi, jak i ograniczanie działalności tylko do defensywy, jak w przypadku obronnego założenia operacji "Prosperity Guardian", wcale nie przybliża zakończenia kryzysu w regionie. W tym miesiącu rozpoczyna się podobna misja, pod auspicjami Unii Europejskiej, pn. "Auspides". Przypomnijmy, że z powodu zagrożenia dla statków, ich załóg oraz ładunków wiele firm z branży transportowej zdecydowało, że ich jednostki będą rezygnować z trasy prowadzącej przez Kanał Sueski, obierając trasę opływającą Przylądek Dobrej Nadziei w Republice Południowej Afryki, co wydłuża czas żeglugi oraz podnosi jej koszt. Mimo że  80-90% ataków Huti jest powstrzymywanych bądź kończy się fiaskiem, przedsiębiorstwa nie chcą ryzykować w związku z wciąż trwającym zagrożeniem. 

Wśród powodów braku możliwości uspokojenia sytuacji w regionie wskazuje się trwającą od 2014 roku wojnę domową w Jemenie, a także rozpoczęty w październiku ub.r. konflikt między Palestyńczykami z Hamasu a Izraelem. Rebelianci Huti, walczący z jemeńskim rządem, wsparli walczące siły palestyńskie i w ramach solidaryzowania się rozpoczęli wpierw ataki na żeglugę w rejonie Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej. Udało im się zająć rorowiec Galaxy Leader, a także uszkodzić kilkanaście innych statków. Po tym jak rozpoczęła się misja pod auspicjami USA pk. Prosperity Guardian w grudniu ub.r., Huti zapowiedzieli ataki na statki należące do państw sprzyjających Izraelowi oraz tej misji. Jako wspierani przez Iran mają stałe dostawy uzbrojenia do działań morskich. Siły koalicji międzynarodowej nie znalazły wciąż sposobu, by skutecznie ukrócić ten proceder (choć kilkukrotnie zatrzymano próby przemytu). Ponadto nie rozwiązano kwestii wsparcia władz w Jemenie celem pokonania rebeliantów, bądź doprowadzenia do rozmów pokojowych. Mimo że światowe gospodarki cierpią z powodu tej sytuacji, wiele z nich, jak Chiny czy Arabia Saudyjska nie zdecydowały się na podjęcie poważniejszych kroków, by doprowadzić do powrotu stanu sprzed października ub.r.

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.