70 lat Szkunera to nie w kij dmuchał. Odbieracie maile i telefony z gratulacjami?
W maju zrobiliśmy imprezę rocznicową dla naszych kontrahentów i firm współpracujących. Wtedy oczywiście tak, były życzenia, były prezenty.
Ale celebracja nie ograniczała się do maja.
Cały rok uznajemy za jubileuszowy. 5 września odbyła się impreza rocznicowa dla naszych pracowników. Z kolei podczas rejsu z Gospodarką Morską w październiku br. pewnie będzie tort. Używamy logo 70-lecia przez cały rok. Można powiedzieć, że świętujemy przez 12 miesięcy.
Jeśli ktoś nie zna branży, patrzy na to z boku, to porównując Szkunera do niektórych stoczni czy portów choćby z Trójmiasta mógłby powiedzieć, że 70 lat to nic takiego, bo są przecież starsze. Ale tego wyniku nie można nie docenić przynajmniej z perspektywy branży połowowej, bo to bardzo trudny rynek. Co sprawiło, że Szkunerowi udało się przejść przez najtrudniejsze lata dla tego rynku, podczas gdy wiele innych firm po prostu z niego wypadło?
Szkuner, kiedy był zakładany w latach 50-tych, ale także później, do końca lat 80-tych, był jednym z pięciu przedsiębiorstw państwowych tego typu o bardzo podobnej działalności. Były wszędzie – od Helu po Kołobrzeg. Spośród tego grona, Szkuner był jedyną firmą, która przetrwała trudny okres przemian gospodarczych i później lat 90-tych. Myślę, że to, iż w Szkunerze się to udało, zawdzięczamy determinacji zarządzających, pewnie też jakimś splotom szczęśliwych okoliczności. Ale trzeba też powiedzieć, że Szkuner przez ten czas się bardzo mocno skurczył – ponad dziesięciokrotnie jeżeli chodzi o liczbę zatrudnionych, jeżeli chodzi o wielkość połowów również co najmniej pięcio-, a nawet ośmiokrotnie, w zależności od roku. To nie jest tak, że Szkuner przeszedł ten czas suchą stopą. Firma wyszła z tego okresu bardzo poobijana, z bardzo ograniczoną skalą działalności. Ale przetrwała, to jest najważniejsze. Do 2017 roku Szkuner radził sobie, powiedzmy, różnie. Rzadziej dobrze, częściej na minusie. Natomiast ostatnie lata to już rzeczywiście okres najpierw restrukturyzacji, a później rozwoju polegającego przede wszystkim na modernizacji i nadrabianiu tych 30 trudnych lat.
Gdyby zatem podsumować szybko te ostatnie 8 lat – jak przebiegała ta restrukturyzacja i odbudowywanie pozycji Szkunera?
Dwa pierwsze lata to restrukturyzacja. Szczęśliwie udało się uniknąć zwolnień – trzeba to podkreślić, bo to z reguły najbardziej bolesny element każdej restrukturyzacji. Najważniejszym elementem była racjonalizacja wszelkich kosztów. Miało to jednak swoje odbicie w nierosnących albo bardzo wolno rosnących wynagrodzeniach pracowników. Doszedł do tego outsourcing grup pracowniczych czy funkcji, które nie są core biznesem, np. ochrony. Do tego rezygnacja z pewnych niedochodowych zleceń. Nasze przychody w ciągu tych dwóch lat się zmniejszyły, ale bardzo mocna dbałość o koszty, pilnowanie każdej złotówki, poprawa wydajności spowodowały, że w ciągu 24 miesięcy z największej straty w historii firmy wyszliśmy na plus. To był taki bardzo maleńki plusik, ale był.
Teraz czas na nowe rozdanie?
Można powiedzieć, że to nowe rozdanie ma miejsce przynajmniej już od kilku lat. Jako zarządzający muszę powiedzieć, że to jest dużo przyjemniejsza część pracy – myślenie o rozwoju, o tym, jak wyremontować, zmodernizować majątek, poprawić procesy, wydajność. Planowanie nowych inwestycji jest zdecydowanie lepsze od myślenia ciągle o tym, gdzie ograniczyć koszty, gdzie zacisnąć pasa. Od 4-5 lat myślimy przede wszystkim o inwestycjach.
Są na nie fundusze, czy trzeba ich aktywnie szukać?
Jesteśmy w branży rybackiej. Bardzo intensywnie korzystamy z funduszy dostępnych dla tego sektora. Jest ich może trochę mniej niż w latach ubiegłych, ale staramy się korzystać z każdego dostępnego źródła, do którego możemy się kwalifikować.
Niestety jako spółka należąca do samorządu jesteśmy traktowani po macoszemu, ponieważ według definicji unijnej nie należymy do grupy MŚP, tylko do dużych przedsiębiorstw. W związku z tym zdecydowana większość funduszy, która jest dostępna dla naszych konkurentów, firm podobnej wielkości, dla nas jest niedostępna. Ale fundusze zewnętrzne to oczywiście jedna rzecz. Pośród nich są fundusze europejskie dla rybactwa, KPO – kwalifikowaliśmy się do jednego programu i udało nam się dostać dofinansowanie w wysokości prawie 2,5 mln złotych, które wykorzystamy do początku przyszłego roku. Ale są też inne źródła. Niezwykle ważne jest to, że przede wszystkim zaczęliśmy zarabiać. I to naprawdę porządne kwoty.
W 2017 roku Szkuner odnotował najwyższą stratę w swojej historii. Od sześciu lat jesteśmy na plusie i z roku na rok zysk jest coraz wyższy. Ani razu nie był niższy niż rok wcześniej. Do tego w tym roku przy obrotach rzędu pięćdziesięciu kilku milionów złotych wydamy na szeroko rozumiane prace rozwojowe – inwestycje, modernizacje i remonty – prawie 15 mln. To jest ponad 25% rocznych przychodów. To już naprawdę znacząca wartość. I jest to możliwe głównie dzięki poprawie wyników finansowych, bo są fundusze zewnętrzne, natomiast my maksymalnie dostajemy dofinansowanie na poziomie 30%. Rzadko, naprawdę bardzo rzadko to dofinansowanie jest dla nas wyższe. W związku z tym, musimy wyłożyć 70% finansowania projektu ze środków własnych.
Przy rosnących dochodach właściciel, czyli samorząd, musi być chyba zadowolony.
Przede wszystkim czuję bardzo mocne wsparcie naszego właściciela, czyli Starostwa Powiatowego w Pucku. Starostwo, poza oczywiście takimi typowymi zadaniami własnymi samorządów jak szkoły czy drogi, ma dwie duże jednostki organizacyjne – szpital i Szkuner. Wiemy jaka jest sytuacja szpitali, zwłaszcza tych małych, powiatowych. Nawet najlepiej prowadzony szpital nigdy nie będzie w bardzo różowej sytuacji. Do tego dochodził jeszcze Szkuner, który po prostu był w jeszcze gorszym stanie i przysparzał Starostwu jeszcze większego bólu głowy. Od kilku lat tego bólu głowy nie przysparzamy, wręcz przeciwnie. Ale to było możliwe też dzięki temu, że mamy naprawdę bardzo mocne wsparcie ze strony władz powiatu. Wszelkiego rodzaju inicjatywy rozwojowe, inwestycyjne, były wspierane. Wszelkie zgody korporacyjne, czyli walnego zgromadzenia, jakim jest Zarząd Powiatu, były bardzo szybko udzielane, więc mogliśmy naprawdę swobodnie i racjonalnie działać, żeby naprawić finansowy stan Spółki.
Czyli szpital też wam sporo zawdzięcza, bo odciążyliście dużą część budżetu.
Starostwo nie dotowało Szkunera, więc nie można powiedzieć, że Szkuner obciążał bezpośrednio budżet powiatu. Ale ryzyko tego typu było bardzo poważne, bo upadłość była moim zdaniem bliska, zaglądała nam w oczy. A wtedy pewnie Starostwo musiałoby się poważnie nad tym zastanowić. Na szczęście nie było jeszcze chyba takiego dylematu. Natomiast szpital jest oczkiem w głowie powiatu. Tam Starostwo bardzo mocno inwestuje, stara się o środki zewnętrzne, o dofinansowanie na wszystko na co się tylko da. Z dużymi sukcesami, zresztą.
Porozmawiajmy o portowej części działalności Szkunera. Znaleźliście się w grupie tych mniejszych polskich portów, które z jednej strony nie mają statusu strategicznych dla gospodarki państwa, a których status z drugiej strony rośnie choćby ze względu na rozwój morskiej energetyki wiatrowej. Coraz więcej jest na waszych barkach, wasza rola rośnie, oczy gospodarki morskiej też coraz częściej kierują się na was. Ale przecież ze środków własnych czy unijnych i samorządowych nie wszystkie inwestycje da się przeprowadzić, czasami trzeba sięgnąć głębiej. Czy to jest możliwe? Czy władze centralne też interesują się waszym rozwojem? Jak się współpracuje ze stroną rządową?
Podniósł pan bardzo istotny temat. Port Władysławowo to historycznie port rybacki. Blisko 90 lat temu dla tego miejsca pojawiła się taka, powiedziałbym, dziejowa szansa. Mądrzy ludzie w dwudziestoleciu międzywojennym wybrali Władysławowo i wybudowali tutaj port rybacki. Przez kilkadziesiąt lat port pełnił przede wszystkim taką funkcję, choć oczywiście były także inne, uzupełniające, na przykład turystyczna. Dzisiaj stoimy przed drugą dziejową szansą, związaną właśnie z offshorem, z rozwojem morskiej energetyki wiatrowej. Dla nas niezwykle ważne jest, żeby tę szansę wykorzystać. Rybołówstwo powoli się kurczy. Co prawda Władysławowo jest i moim zdaniem dalej będzie jednym z najważniejszych i największych portów rybackich w Polsce, ale to już nigdy nie będzie taka skala jak kiedyś. Dość powiedzieć, że w latach 80-tych stacjonowało tu około 180 jednostek rybackich, dzisiaj mamy ich około 30. Pewnie, że są one większe, bardziej nowoczesne niż 50 lat temu, ale mimo wszystko skala jest kilkakrotnie mniejsza. Wielkości połowów również są mniejsze. Dlatego też dla rozwoju portu niezwykle ważne jest to, abyśmy wykorzystali tę szansę i stali się portem serwisowym. Mamy bardzo silne wsparcie naszych władz lokalnych. Oczywiście mówię tu o naszym właścicielu, czyli powiecie puckim, ale również Urząd Miasta Władysławowo, na terenie którego port się znajduje, bardzo mocno wspiera nasz kierunek rozwoju. Ale ani port samodzielnie, ani żaden samorząd lokalny nie jest w stanie wygenerować takich środków, które pozwoliłyby w sposób znaczący modernizować infrastrukturę portową.
Natomiast wsparcia ze strony władz centralnych, małe porty tego typu jak Władysławowo nie otrzymują. Pojawiła się szansa związana z KPO. Niestety, jak widzę, wszystkie środki z KPO, jakie były na porty, otrzymał Urząd Morski. Żaden port samorządowy nie dostał nawet złotówki z KPO. Troszkę nas to boli, bo na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że Władysławowo jest chyba najlepiej przygotowanym portem do pełnienia roli bazy serwisowej. Faktem jest, że nie jesteśmy najbliżej tych farm wiatrowych, tutaj Łeba ma zdecydowaną przewagę, od strony zachodniej zaś Ustka. Ale od strony wschodniej jest Władysławowo. Dzisiaj realizowane są już pierwsze prace budowlane na farmie wiatrowej. Z którego portu korzystają jednostki obsługujące budowę? Z Władysławowa. Jednostki CTV firmy Van Oord, która buduje pierwszą farmę Baltic Power, korzystają z Władysławowa. Boskalis, który przystępuje do budowy kolejnej farmy, Deme, kolejny gigant, Vestas – wszystkie te firmy korzystają z Portu Władysławowo. Ocean Winds, który w przyszłym roku przystąpi do budowy własnej farmy, również wybrał Władysławowo jako swoją bazę na najbliższe kilkadziesiąt lat.
To pokazuje, że Władysławowo jest dobrym portem, bezpiecznym i przygotowanym. Natomiast to jest sytuacja na dziś. Jeżeli rozmawiamy o morskich farmach wiatrowych, to mówimy o perspektywie co najmniej 30, a tak naprawdę pewnie 40, być może 50 lat. Chcielibyśmy zmodernizować, wyremontować, poprawić naszą infrastrukturę portową, żeby wytrzymała te kilkadziesiąt lat i służyła wszystkim tym firmom związanym z offshorem. To wymaga niestety znacznych nakładów inwestycyjnych. Policzyliśmy, że na doprowadzenie portu całościowo do sytuacji, w której spełniałby wszystkie wymogi i potrzeby i stał się wizytówką jako port serwisowy, łącznie z obsługą nie tylko tych najmniejszych jednostek CTV, ale także tych większych SOV, do czego konieczne jest pogłębienie portu, potrzeba raptem 80 mln zł. To jest nic w porównaniu z przebudową jednego falochronu w Darłowie, który jest finansowany z KPO, czy dwustu kilkudziesięciu milionów na przebudowę falochronu w Ustce. Niestety tych pieniędzy na dzień dzisiejszy nie ma.
Jakie prace powinny być przeprowadzone we Władysławowie, żeby ten offshore na kolejne pół wieku zaspokoić?
Przede wszystkim musimy zmodernizować dwa, nawet trzy nabrzeża. Pierwsze to Nabrzeże Wyładunkowe. Jak sama nazwa mówi, służy ono do wyładunków czy generalnie różnego rodzaju operacji przeładunkowych. Na przykład w ubiegłym roku to właśnie również przez Władysławowo przechodził transport czterech transformatorów do lądowej stacji energetycznej farmy Baltic Power. Każdy z tych transformatorów ważył 450 ton. W tym roku przez Władysławowo będzie przechodził kolejny transport tego typu transformatorów, prawdopodobnie w październiku. To nabrzeże musi być zmodernizowane, żeby tego typu transporty mogły na większą skalę przechodzić przez nasz port. Do tego remont placu manewrowego przylegającego do tego nabrzeża. Trzeba po prostu wzmocnić nośność placu i nabrzeży oraz wbić nowe ścianki szczelne, żeby móc pogłębić port.
Dzisiaj przy dobrych warunkach możemy przyjmować jednostki o zanurzeniu do 4,5 metra. Natomiast jednostki SOV, czyli większe, wymagają zanurzenia przynajmniej 5,5-6 metrów. Gdyby udało nam się tego typu modernizację nabrzeży przeprowadzić, to te jednostki również mogłyby korzystać z Władysławowa, nie musiałyby chodzić dużo dalej do Trójmiasta czy Świnoujścia.
Kolejne nabrzeże to tak zwane Molo Pasażerskie. Ono już dawno nie ma nic wspólnego z tą nazwą, pewnie od trzydziestu kilku lat. To jest nabrzeże, które będzie służyło celom postojowym i bieżącej eksploatacji jednostek CTV. Tu również trzeba wzmocnić nośność, wbić nowe ścianki, poprawić nawierzchnię i doprowadzić media. Podobny zakres prac dotyczy Nabrzeża Wschodniego. Władysławowo może dysponować ponad 400 metrami linii postojowej dedykowane dla offshoru.
Oczywiście potrzebne jest też pogłębienie akwatorium portowego, żeby mogły tu wpływać statki o zanurzeniu 6-6,5 metra.
Jest jeszcze jeden czynnik, który może wpływać zachęcająco dla operatorów jednostek offshorowych, a mianowicie stocznia. Wszystkie te statki przecież muszą być na bieżąco obsługiwane.
Tak, to jest kolejny element, na który bardzo mocno stawiamy. Nasza stocznia jest dziś przygotowana tradycyjnie do obsługi jednostek jednokadłubowych o szerokości do około 8 metrów. Jednostki offshorowe mają zupełnie inną charakterystykę. Bardzo często są to już katamarany. Są też dużo szersze – 11, 12, czasem nawet trochę więcej metrów. Już dzisiaj podjęliśmy prace, aby dostosować stocznię do przyjmowania tego typu jednostek i wciągania ich na slip stoczniowy. Przygotowaliśmy pierwszy wózek stoczniowy i będziemy w stanie przyjmować takie jednostki jeszcze w tym roku.
Myślimy też o przebudowie naszego slipu. Do tego wymagany jest większy horyzont czasowy. Dziś możemy na nim przyjmować jednostki o wadze do 220 ton. Myślimy o zwiększeniu jego nośności do prawie 400 ton. To znacząco powiększy dostępny dla nas rynek.
Liczę na to, że jednostki, które będą stacjonowały we Władysławowie przez kolejne 30 lat nie będą musiały szukać żadnej innej stoczni, bo po prostu będą mogły z marszu wejść na slip stoczniowy u nas i być szybko wyremontowane, jeżeli będzie taka potrzeba. Ale przede wszystkim mam nadzieję, że będziemy wykonywać wszystkie przeglądy. Na pewno jesteśmy dużo tańsi niż stocznie trójmiejskie.
Branża morska skarży się na brak kadr. Tych ludzi po prostu nie ma, tych, którzy odchodzą na emeryturę lub wyjeżdżają za granicę nie ma kim zastąpić. Ale też pewnie łatwiej o pracownika w Trójmieście czy Szczecinie niż w mniejszym Władysławowie.
Nie różnimy się w tej kwestii od innych firm z branży. Bardzo mocno musimy myśleć o kadrach. Średnia wieku u nas jest dość wysoka, ci fachowcy mają już swoje lata i w ciągu najbliższych kilku czy kilkunastu lat będą odchodzić na emeryturę. Ale do tej pory jakoś udaje nam się pozyskiwać młodszych pracowników. Wiadomo, że oni muszą się nauczyć tej pracy. Ta nauka będzie trwała co najmniej kilka lat, jeśli nie więcej.
Jeżeli więc chodzi o stocznię, to z trudem, ale braki póki co udaje nam się uzupełniać. Zupełnie inna sytuacja jest w przetwórni ryb. Tam przede wszystkim korzystamy już od wielu lat z agencji pracy tymczasowej, z pracowników zagranicznych. Ten model sprawdza się nam bardzo dobrze. W przetwórni są zupełnie inne wymagania, umiejętności początkowe nie są aż tak wysokie. To prostsza praca, której dużo szybciej można się nauczyć.
Jest jedna inwestycja, która już się w Szkunerze toczy. Stawiacie na fotowoltaikę.
Od kilku lat bardzo mocno stawiamy na poprawę efektywności energetycznej. W ciągu pięciu lat udało nam się ograniczyć zużycie energii elektrycznej o ponad 20%, przy jednoczesnym znaczącym wzroście produkcji. Od trzech lat korzystamy w zasadzie wyłącznie z zielonej energii. Mamy podpisaną umowę na dostawę energii, która pochodzi z lądowych wiatraków. Ale to nie jest koniec naszego rozwoju w kwestii energetycznej. Chcemy wybudować całkiem sporą instalację fotowoltaiczną, jej moc będzie wynosiła 950 kW. Będzie zlokalizowana na wszystkich dachach stoczni i przetwórni. W zasadzie wszystkie dachy, które się do tego nadają, będą wykorzystane pod fotowoltaikę. Produkcja roczna tej instalacji będzie stanowiła około 20-25% naszego zużycia, więc jesteśmy po dość bezpiecznej stronie. W zasadzie liczymy na to, że 100% energii elektrycznej wytworzonej przez naszą instalację wykorzystamy samodzielnie. Do tego mamy też coś w rodzaju magazynów energii w postaci dwóch mroźni składowych. Wszelkie nadwyżki będziemy po prostu mogli wykorzystywać w ciągu dnia do zasilania mroźni, żeby w nocy już nie korzystać z prądu zewnętrznego.
Jak duże było zainteresowanie przetargiem?
Spore, chociaż postawiliśmy dość restrykcyjne wymagania. Chcemy wybudować całkiem dużą instalację przemysłową, więc nie interesowały nas firmy, które budują fotowoltaikę na domkach jednorodzinnych. Ograniczeniem było doświadczenie firm w realizacji podobnie dużych lub prawie tak dużych projektów jak nasz. Zgłosiło się dziewięć firm, więc całkiem sporo. Przygotowane zostały naprawdę dobre oferty, wybraliśmy najlepszą z nich i mam nadzieję, że będziemy z tego zadowoleni.
Nie mogę nie zapytać o jeszcze jedną rzecz: o statki. Czy zakup nowych jednostek dla Szkunera jest realny? Jeśli tak, to jaka jest perspektywa czasowa?
Z jednej strony widzimy, co się dzieje na rynku. Starsi armatorzy sprzedają swoje jednostki i wycofują się. Mogą to zrobić na dwa sposoby: albo w postaci złomowania, i taki program jest obecnie realizowany, albo po prostu sprzedać te jednostki innym armatorom, którzy ciągle chcą tę działalność prowadzić.
Szkuner do tej pory nie kupował nowych jednostek przede wszystkim z uwagi na to, że zasoby finansowe jeszcze na to nie pozwalały, ale też dlatego, że firma ma mnóstwo innych potrzeb remontowych, modernizacyjnych, które wymagają bardzo dużych nakładów. Ale nasze wyniki finansowe rzeczywiście się bardzo mocno poprawiają, nasza płynność finansowa jest bardzo dobra. Zaczynamy mieć zasoby pozwalające na to, żeby myśleć też o zakupach takich jednostek. Pewnie od przyszłego roku zaczniemy się temu przyglądać i być może podejmiemy jakieś działania. Będzie to jednak na pewno jednostka z rynku, bo co jest największą wartością jednostki rybackiej? Nie sam kadłub czy statek. Największą wartością jest limit połowowy, który jest do tej jednostki przypisany. I jeżeli chodzi o cenę takiego statku to zdecydowanie ponad połowa płacona jest za ten limit.
Natomiast kiedyś, ale nie potrafię powiedzieć, czy będzie to za kilka czy kilkanaście lat, trzeba będzie również myśleć o wymianie tych jednostek na nowe. To akurat dotyczy nie tylko Szkunera, ale całego polskiego rybołówstwa.
Wygląda na to, że następne 70 lat Szkunera zapowiada się dobrze.
Jeśli popatrzeć na historię firmy, to pierwsze 30 lat to były lata tłuste, drugie 30 lat to niestety lata chude. Teraz od pięciu lat zaczęliśmy, mam nadzieję, co najmniej kolejną trzydziestkę tłustą.
00:04:03
Rekordowy tunel dnie Bałtyku połączy Niemcy i Danię w 2029 roku (wideo)
00:04:15
Największe kontenerowce świata - przegląd
Polski masowiec zderzył się z suwnicą i żurawiami
Grupa OTL podsumowuje III kwartał. Trudna sytuacja rynkowa
Znamy laureatów IV edycji Grantu Dzielnicowego Busole organizowanego przez Baltic Hub
Hapag-Lloyd: biznes urósł, ale zyski mocno spadły
Wietnamskie porty na liście rankingu Lloyd’s List. Refleksje po Port Gdańsk Business Mixer w Wietnamie
Prezydent Świnoujścia popiera rozwój portu, ale nie utworzenie Przylądka Pomerania
Porzucony w Basenie Północnym w Świnoujściu kuter zatonął