• <
mewo_2022

Rejs z GospodarkaMorska.pl, panel II: wciąż budujemy kompetencje, zbudujemy też statki [RELACJA]

Strona główna Energetyka Morska, Wiatrowa, Offshore Wind, Offshore Oil&Gas Rejs z GospodarkaMorska.pl, panel II: wciąż budujemy kompetencje, zbudujemy też statki [RELACJA]

Partnerzy portalu

Fot. GospodarkaMorska.pl

Pierwszy dzień konferencji Rejs z GospodarkaMorska.pl. wieńczył panel dyskusyjny dotyczący tego, czy i jak transformacja energetyczna, na czele z rozwojem morskiej energetyki wiatrowej, może stać się motorem napędowym dla sektora morskiego w Polsce.

Zaraz po tym, jak prom Nova Star linii Polferries opuścił w poniedziałek wody Portu Gdańsk, na pokładzie jednostki rozpoczęła się 3. konferencja Rejs z GospodarkaMorska.pl – dotychczas największa edycja wydarzenia, skupiającego reprezentantów szeroko pojmowanego sektora morskiego w Polsce.

Konferencję otwierała prezentacja firmy Nyborg-Mawent i panel dotyczący przemysłu stoczniowego i offshore.

Lotos Petrobaltic chce floty


Drugą część wieczoru rozpoczęła prezentacja kolejnego z Ambasadorów rejsu – firmy Promap, zajmującej się produkcją okien i iluminatorów do jednostek pływających. Następnie przyszedł czas na drugą tego dnia dyskusję, tym razem zatytułowaną „Transformacja energetyczna szansą dla sektora morskiego”. Jej moderator Jakub Budzyński, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej, zaprosił do wzięcia udziału sześciu gości. Na umownej scenie sali konferencyjnej promu Nova Star miejsca zajęli Peter Cherneski z N-Sea Polska, Paweł Gajewski z MEWO, Kacper Kostrzewa z OW Ocean Winds, Grzegorz Strzelczyk z Lotos Petrobaltic, Adam Ślipy z Seatech Engineering i Tomasz Świątkowski ze Stogda Ship Design & Engineering.

Dyskusja rozpoczęła się od kontynuacji wątku, rozpoczętego na poprzednim panelu przez Ireneusza Ćwirko ze stoczni CRIST, który zdradził, że jego firma jest zaangażowana w rozmowy z DEME o budowie statku do stawiania fundamentów morskich turbin wiatrowych. Tymczasem DEME ma zawarte memorandum of understanding z Lotos Petrobaltic. Taki protokół ustaleń został podpisany między spółkami w zeszłym roku.

– Mamy doświadczenie w oil & gas, chcieliśmy podpisać porozumienie z partnerem, który ma szersze doświadczenie w offshore wind – tłumaczył prezes Lotos Petrobaltic Grzegorz Strzelczyk. – Są różne projekty, które chcielibyśmy realizować na Morzu Bałtyckim i innych akwenach. W umowie jest możliwość zawarcia joint venture, które wspólnie wybuduje jack-up. Zapotrzebowanie na tego typu jednostki w Polsce to dość dynamiczna kwestia, są kłopoty z ich finansowaniem.

Strzelczyk opisał także, jak zmieniała się optyka DEME na budowę jednostek offshore w Europie. Początkowo spółka nie chciała nawet o tym słyszeć, jako że miała zarezerwowane sloty stoczniowe w Chinach.

– Potem ich podejście się zmieniło. Kierownictwo DEME w związku z sytuacją geopolityczną zerwało kontrakty i obecnie są zainteresowani budową jednostek w Europie, w tym w Polsce. Stąd rozmowy z CRIST. Zmiana ta jest dla nas korzystna, bo zależy nam na lokowaniu zamówień w Polsce. Skoro się nie udało w pierwszej fazie, to robimy wszystko, żeby w drugim etapie udział polskiego przemysłu wzrósł – tłumaczył Strzelczyk. – Chciałbym ostudzić nastroje – jesteśmy mocno zaawansowani w rozmowach o statki serwisowe, ale sytuacja nie jest prosta – dodał. Zapowiedział jednakże, że prace nad tym w Lotos Petrobaltic są zaawansowane i spółka chce móc zakomunikować „coś” najpóźniej w trakcie targów Baltexpo.

– Jesteśmy w trakcie pozyskiwania dwóch jednostek z rynku. Na Baltexpo powiemy o przymiarce o kilkunastu jednostek CTV i SOV – zdradził. – Wykorzystujemy doświadczenie armatorskie naszego partnera, finalizujemy rozmowy z biurami projektowymi. Będziemy robili wszystko, żeby zlecenia lokować w polskich stoczniach. Mam nadzieję, że do końca tego roku będziemy mogli o tym zakomunikować.

Prowadzący Jakub Budzyński dodał także, że rozmowy o budowie „więcej niż dwóch jednostek” prowadzi z polskimi stoczniami także FRS Windcat.

Grzegorz Strzelczyk wspomniał również o należącym do prowadzonej przez niego firmy statku Sylur, który jako jedna z niewielu jednostek wyposażony jest w specjalistyczną wiertnię, przez co może być szeroko wykorzystywany do badań dna morskiego, również na potrzeby morskiej energetyki wiatrowej.

– W pierwszym kwartale tego roku skończyliśmy zlecenie dla partnera litewskiego. Obecnie Sylur pracuje dla jednego z inwestorów skandynawskich, zakończy na przełomie października i listopada. Wykorzystujemy ten czas na szkolenie załogi. Rozbudowujemy załogę geofizyczną, żeby być w stanie obsłużyć przyszłe zlecenia – mówił prezes Lotos Petrobaltic.

Grzegorz Strzelczyk na koniec udzielił także enigmatycznej zapowiedzi, dotyczącej zmian w Lotos Petrobaltic z myślą o offshore:

– Prowadzimy działania na polu integracji polskich armatorów offshore. Do końca tego roku znacznie rozszerzymy spektrum działalności – powiedział.

Duże potrzeby, a stocznie zbyt dobre


O niezbędnym zaangażowaniu dużej ilości jednostek pływających do prowadzania badań środowiskowych przy budowie farm wiatrowych na morzu opowiadała Paweł Gajewski z MEWO.

– Badania środowiskowe to jeden z elementów, które rozpoczynają cały proces inwestycji w farmy wiatrowe. To jeden z kilku etapów – potem są jeszcze badania inżynieryjne, konstrukcyjne i eksploatacyjne. Przy badaniach środowiskowych na jednej lokacji w tym samym czasie może operować do 10 statków. Mowa o statkach różnego rodzaju – od kutrów rybackich do statków wiertniczych, jak wspomniany Sylur. Potrzeba 10 statków, funduszy w granicach 200 milionów złotych, żeby przeprowadzić badania od początku do końca i przygotować lokację do tego, żeby można było coś zrobić. 100 km kwadratowych to około 1 GW mocy wytworzeniowej – tłumaczył Gajewski.

Jakub Budzyński dociekał, kto może szukać pracy na etapie badań środowiskowych, skoro w Polsce będzie w pierwszej fazie 10 takich lokacji, a w zasięgu polskich firm jest także to, co otwiera się na rynkach ościennych.

– Na polskim Bałtyku to 5-7 lat badań środowiskowych, geotechnicznych, geofizycznych na lokacjach, które mamy w puli. To bardzo dużo pracy. Co roku potrzebne będą 1-3 statki wiertnicze podobne do Sylura, minimum dwa statki non-stop do UXO, minimum jeden jack-up do wierceń na przyłączu, minimum dwa statki geofizyczne, aż do skomplikowanej sejsmiki wielokanałowej w celu projektowania fundamentów. To już ponad sześć statków, które będą zaangażowane na każdą lokalizację. Marzeniem byłoby wybudować nowy piękny statek, ale realia są inne – przeważnie są to statki zgarnięte od kolegów z Zachodu, troszeczkę zużyte. Ale zapotrzebowanie jest ogromne, nieważne, czy statek będzie nowy, czy stary, wszystkie będą przez najbliższe siedem lat w użyciu – kontynuował Gajewski.

Paweł Gajewski opisał także, że MEWO wykorzystuje do badań środowiskowych, m.in. obserwacji ptaków, ssaków i ryb na przyszłych lokacjach farm wiatrowych, statki rybackie z polskich portów.

– Dzięki temu przynajmniej część rybaków zdaje sobie sprawę z czym to się je i że mają pracę na co najmniej siedem lat – tłumaczył.

Fot. GospodarkaMorska.pl


Peter Cherneski z N-Sea przedstawił natomiast koncept Marine Coordination Center, które jego firma chce utworzyć we Władysławowie, m.in. przy współpracy z tamtejszą stocznią Szkuner, która ma prowadzić prace serwisowe na jednostkach CTV.

– Marine Coordination Center to stary koncept z oil&gas. Podczas budowy farm pracują statki badawcze, potem kolejne, jest duży ruch, są jednostki rybackie, statki z Rosji z wyłączonym AIS, nawet turyści... Trzeba mieć kontrolę nad tym, co się dzieje. Po uruchomieniu farmy też trzeba kontrolować kto wpływa na jej obszar, czy jest ryzyko kolizji. Potem będzie trzeba wysyłać techników, trzeba liczyć ile osób popłynęło i ile wróciło. Trzeba to kontrolować – mówił Cherneski dodając, że Polska w tej materii może wyciągnąć wnioski popełnione z błędów przez inne kraje. – Miałem sytuację na statku w Niemczech, że pracownik miał atak serca. Potrzebna była koordynacja, trzeba go odstawić do szpitala, poinformować rodzinę. Uratowaliśmy go. Osoba wychodząca z domu do pracy musi wrócić do rodziny, mieć dalej 10 palców i być zdrową. MCC to tego ważna część. Potrzebne są różne rzeczy – helikopter, ochrona, kontrola kabli. Farma wiatrowa to duża inwestycja, nie zostawia się jej bez kontroli. Stawia się wirtualny płot, który kontroluje, żeby nikomu nie stała się krzywda i żeby sobie nie zrobić krzywdy – powiedział Cherneski, co zgromadzeni nagrodzili brawami.

Cherneski opisał także filozofię wyznawaną przez N-Sea w kwestii pracy z lokalnymi pracownikami.

– Nie będziemy przywozić kadry. Planujemy robić retraining rybaków, nie za starych, nie za młodych, którzy widzą wartość, znają wodę, mieszkają lokalnie.

Dyrektor zarządzający N-Sea Group & UXO Control mówił, że jego firma przywozi do kraju wiedzę i doświadczenie, ale stawia na pracowników lokalnych, którym pozwala nabrać doświadczenia poprzez pracę na rynkach zagranicznych, co przygotowuje ich do pracy w Polsce.

– Ci ludzie nie mogą się uczyć na pierwszej pracy. Musimy ich wysyłać tam, gdzie mogą zdobyć kompetencje. Nie mamy ludzi, któzy siedza w domu. Kazdy statek pracuje, rozmawiamy o budowie nowych – opisywał Cherneski.

Do wytężonych prac na morzu w związku z budową i rozwojem morskich farm wiatrowych na polskiej części Bałtyku przygotowuje się m.in. Seatech Engineering, reprezentowane podczas rejsu przez Adama Ślipego. Ślipy wyjaśnił na początku, że jego firma specjalizuje się w projektowaniu małych i średnich jednostek i próbuje budować kompetencje na polskim rynku, „co nie jest łatwe”. Powiedział także, że nie pojawiły się jeszcze zamówienia z polskiego rynku offshore wind. Opowiedział także o projekcie CTV SE-223:

– To jednostka 26-metrowa, wszystko jest gotowe. Możemy stosowac wodór, projektujemy zastosowanie ogniw paliwowywch, oczywiście uwzględniamy baterie. Jednostka może mieć do 500 kVh napędu z baterii. Może odpowiadać na zapotrzebowanie lokalnych armatorów, potrzebujemy tylko decyzji, żeby to robić.

Ślipy odniósł się także do słów Radosława Marciniaka z poprzedniego panelu, który stwierdził, że polskie stocznie oferują armatorom wyższe ceny. Według Ślipego polscy producenci... są za dobrzy.

– Robimy mercedesy, za które nie chcą nam płacić – mówił Ślipy. Wyjaśnił, że jego postulatem jest dostosowanie jakości do ceny, „bo robimy za dobrze”. Z drugiej jednak strony stwierdził także, że jesteśmy w stanie wykonać CTV lepiej niż stocznie na dalekim wschodzie, „ale w dobrej cenie”.

Dodał także, że w szeroko zakrojonych planach stoczniowych nie muszą brać udziału jedynie wiodące przedsiębiorstwa polskiego przemysłu stoczniowego.

– Projektujemy 17-metrowy katamaran dla Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Buduje go niewielka stocznia w Gdańsku – zdradził.

Jak dotrzeć do Tier 1?


W nieco innej sytuacji znajduje się biuro projektowe Stogda Ship Design & Engineering. Firma od dłuższego czasu stara się wejść w kontakt z dostawcami Tier 1 w sektorze offshore wind.

– Proces jest długi, bo trzeba zdobyć ich zaufanie. Rozpoczęliśmy współpracę z francuską firmą z Tier 1 od prostego szkolenia w Saint Nazaire. Praca przeniosła się do nas do biura, w październiku robimy pilotażowy projekt – dwa panele trafostacji. Mamy obiecane, że ruszymy z kolejnym projektem trafostacji – mówił Tomasz Świątkowski ze Stogda. – Jesteśmy w łańcuchu dostaw CRIST Offshore, który chce być w Tier 1. Mamy lepszą pozycję, bo jesteśmy przez podmiot niemiecki zaangażowani do realizacji projektu. Liczymy na to, że się to powiedzie i CRIST Offshore dostenie tę robotę, a tym samym my też będziemy mogli coś tam zrobić.

Świątkowski dodał, że w jego spółce nieustannie rozważany jest także temat floatera.

– To temat, który siedzi mi z tyłu głowy, ale jest tak duży, że nie wiem czy w ramach własnej inicjatywy jesteśmy w stanie coś stworzyć. Jesteśmy w kontakcie z Lotosem, gdzie występujemy jako partner do zaprojektowania floatera pod wieżę wiatrową – mówił.

Ostatnim rozmówcą Jakuba Budzyńskiego tego wieczora był Kacper Kostrzewa z Ocean Winds.

– Jesteśmy bardzo zaangażowani w polski łańcuch dostaw, staramy się go rozwijać i animować dyskusję ze zbożnego celu promowania go, ale nie tylko – to potencjalny łańcuch dostaw dla nas nie tylko dla projektow polskich – mówił Kostrzewa. Stwierdził, że największe perspektywy dla polskiego łańcucha dostaw jego firma widzi nie w fazie budowy farm wiatrowych, a w fazie operacyjnej. – Pierwsza faza projektów rozwinęła się szybko, być może łańcuch dostaw nie zdążył się zaadaptować – dodał, mówiąc o niewielkim udziale polskich firm na aktualnym etapie rozwoju energetyki wiatrowej.

– Kompetencji w fazie budowy jest coraz więcej. Jest kilka firm, które są w stanie z sukcesem konkurować z międzynarodowymi dostawcami – mówił Kacper Kostrzewa.

Fot. GospodarkaMorska.pl


Zakończenie dyskusji na temat szans dla sektora morskiego płynących z transformacji energetycznej nie oznaczało zakończenia wieczoru. Ostatnim oficjalnym elementem programu pierwszego dnia Rejsu z GospodarkaMorska.pl był toast i tort pierwszego z dwóch jubilatów, którzy świętowali podczas konferencji swoje jubileusze. Była nim stocznia Karstensen Shipyard Poland, która celebrowała 5-lecie na polskim rynku. W tym czasie zakładowi udało się zrealizować 28 projektów, a w ostatnich miesiącach zakończono przeprowadzkę stoczni z Gdyni do Gdańska, co otworzyło przed firmą nowe perspektywy.

Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Partnerzy portalu

aste_390x150_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.