• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Wojna o portową spółkę. Trwa dziwna gra

Partnerzy portalu

Wojna o portową spółkę. Trwa dziwna gra - GospodarkaMorska.pl

W przetargu na prywatyzację operatora przeładunkowego w Porcie Gdańskim zwyciężył inwestor z Malty. Ale o spółkę trwa dziwna gra.

Port Gdański Eksploatacja (PGE) jest trzecim pod względem przeładunków operatorem w porcie Gdańsk, rocznie może przeładować do 6 mln ton ładunków. Dysponuje 90 hektarami gruntu w porcie wewnętrznym w Gdańsku, zatrudnia blisko pół tysiąca osób, osiąga rocznie ok. 80 mln zł przychodów i jest dochodowa. W pierwszych czterech miesiącach 2015 r. miała (wg nieoficjalnych danych) 1,2 mln zł zysku netto.

Przed rokiem spółka została wystawiona na sprzedaż przez Zarząd Morskiego Portu Gdańsk (ZMPG), kontrolowany przez skarb państwa. To wymuszona prywatyzacja, przepisy zakazują zarządom portów bezpośredniego prowadzenia działalności przeładunkowej. Idea jest taka, by operatorzy mogli uczciwie konkurować.

Mariner wygrywa, ale

We wrześniu 2014 r. wiążące oferty na kupno PGE złożyli: Mariner Capital Limited z Malty i konsorcjum Węglokoksu z PKP Cargo. Do kolejnego etapu przeszedł tylko Mariner - zaoferował więcej, a jedynym kryterium była cena. W listopadzie - jak poinformował zarząd portu - osiągnięto porozumienie. Według przedstawicieli Marinera podpisano wówczas umowę przedwstępną. Maltańczycy oferowali za PGE ok. 80 mln zł i zadeklarowali inwestycje w spółkę sięgające 25 mln euro. Podpisali też porozumienie z załogą dotyczące pakietu socjalnego, czym zyskali poparcie zakładowej "Solidarności". Zgodę na transakcję wydał UOKiK, a inwestor zdeponował pieniądze za udziały na koncie powierniczym.

Zawarcie transakcji wyglądało na formalność - do czasu, kiedy swoje krytyczne uwagi zgłosiło konsorcjum Węglokoksu i PKP Cargo. Spółki zwróciły uwagę, że ich oferta została odrzucona bez negocjacji. Do sprzedaży PGE do dziś nie doszło, oficjalnie z powodów formalnych. Brakuje uchwały rady nadzorczej ZMPG, zezwalającej na sprzedaż. Sprzeciw wyrazili przedstawiciele skarbu państwa zasiadający w radzie.

W lutym wiceprzewodnicząca rady nadzorczej Ewa Pawlak wyjaśniała, że w ocenie przedstawicieli skarbu umowa nie zapewnia gwarancji, że Mariner dokona inwestycji i będzie realizował strategię rozwoju spółki. Dodała, że w umowie powinien znaleźć się zapis gwarantujący, iż "wyłoniony kontrahent i jego struktura kapitału pozostanie pod kontrolą podmiotów z siedzibą w państwach członkowskich albo skupionych wokół WTO (Światowej Organizacji Handlu)".

Zaczęły pojawiać się nieoficjalne informacje, że resort skarbu wolałby oddać PGE konsorcjum z PKP Cargo, bo byłoby lepiej, gdyby operator portowy pozostał w polskich rękach. O Maltańczykach zaczęto pisać na forach internetowych, że mogą być powiązani z Rosjanami. Zarząd Portu poprosił uczestników przetargu o przedłużenie ważności ofert do końca czerwca. Maltańczycy przystali na to, choć uważają, że umowa przedwstępna obowiązuje. Nie było w niej zapisu o karze za jej niedotrzymanie. Jednak przedstawiciele Marinera sugerują, że mają podstawy, by w sądzie dochodzić swoich praw. Ale dodają, że to ostateczność, i mają nadzieję, że tak się sprawa nie skończy.

ZMPG rozważa obecnie dwa scenariusze - zamknięcie postępowania bez wskazywania zwycięzcy lub podjęcie równoległych negocjacji z dwoma oferentami. Zwolennikiem drugiego rozwiązania jest prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, przewodniczący rady nadzorczej ZMPG.

"Solidarność" czeka na pakiet

W marcu związkowcy "Solidarności" pytali przedstawicieli rządu o przyczyny opóźnienia prywatyzacji. Wiceminister skarbu Rafał Baniak odpowiedział, że resort ma wątpliwości dotyczące realizacji zobowiązań inwestycyjnych przez Marinera. Przewodniczący zakładowej "S" w PGE Piotr Ratkowski odparł na to, że związki nie zgodzą się na "ingerencje w porozumienie społeczne" zawarte z Marinerem.

- Nie zgadzamy się, aby to pracownicy ponosili negatywne skutki decyzji związanych z prywatyzacją lub jej brakiem - powiedział Piotr Ratkowski.

W kwietniu Marin Hili, prezes Marinera, wystosował list do ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego. O wątpliwościach wobec jego oferty czytał w mediach, ale oficjalnie resort o niczym go nie powiadomił.

"Zwracam się z prośbą o wyjaśnienie przyczyn, z powodu których skarb państwa uniemożliwił zawarcie przez Mariner Capital Limited umowy nabycia akcji" - napisał. Podkreślił, że jedynym kryterium wyboru ofert była cena, natomiast zobowiązanie inwestycyjne było efektem negocjacji z ZMPG.

"Jeżeli przedstawiciele ministra skarbu mieli takie obawy, to należało profesjonalnie zgłosić je do znanej im procedury prywatyzacyjnej lub minimum do projektu umowy sprzedaży akcji" - podkreślił Hili.

Minister Karpiński nie odpowiedział na list. Tłumaczy, że prywatyzacja trwa i decyzje zależą od... ZMPG.

W połowie maja do Gdańska przyleciał zaniepokojony Marin Hili. - Jesteśmy nadal zainteresowani kupnem i będziemy korzystali z przysługujących nam praw, które wynikają z faktu, iż zostaliśmy wybrani w przetargu - powiedział.

Przedstawił dziennikarzom historię swojej rodzinnej firmy, która zaczynała w latach 20. ubiegłego wieku od handlu zbożem, a obecnie jest operatorem portowym m.in. w Rydze (od 20 lat) i Wenecji (od 10). Tłumaczył, że nie ma związków z Rosjanami - współpracuje z certyfikowanym partnerem brytyjskiej Royal Navy.

- Chcę kupić PGE, aby czerpać z tej spółki korzyści. Nie zamierzam jej sprzedawać ani zbywać swojej firmy - powiedział.

Ale sprawa staje się polityczna. W poniedziałek gdańscy radni PiS oświadczyli, że PGE powinno zostać w polskich rękach. - Spółka posiada ważne tereny rozwojowe, które powinny pozostać pod kontrolą państwa - powiedział radny Grzegorz Strzelczyk (PiS).

bulk_cargo_port_szczecin
Źródło:
Gazeta Wyborcza

Partnerzy portalu

Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna
port_gdańsk_390x100_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.