• <

"Polska morska energetyka wiatrowa a rozwiązywanie ewentualnych sporów" – wywiad z radcą prawnym Mateuszem Romowiczem

Strona główna Prawo Morskie, Finanse Morskie, Ekonomia Morska "Polska morska energetyka wiatrowa a rozwiązywanie ewentualnych sporów" – wywiad z radcą prawnym Mateuszem Romowiczem

Partnerzy portalu

"Polska morska energetyka wiatrowa a rozwiązywanie ewentualnych sporów" – wywiad z radcą prawnym Mateuszem Romowiczem - GospodarkaMorska.pl

Panie mecenasie, biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia wygląda na to, że polski offshore wind przyspiesza. Jak według pana to wygląda legislacyjnie?

Cóż, w mojej ocenie nie za wiele się zmienia, ale marketing dalej mamy jeden z najlepszych na świecie w tym zakresie. Nie chcę powtarzać moich wcześniejszych zastrzeżeń, ale niestety pozostają one dalej aktualne. Pojawiły się oczywiście głosy, że potrzebna jest „specustawa”, ale to by było na tyle. Brak pomysłu, że o projekcie nie wspomnę. Z drugiej strony porozumienie sektorowe stało się płaszczyzną do jednoczenia coraz bardziej zróżnicowanych interesów w zakresie polskiego wind offshore, co niekoniecznie musi być dobre, a z pewnością może znacząco utrudnić funkcjonowanie przyjętych w nim rozwiązań o charakterze „organizacyjnym”.

Wszystko wskazuje na to, że polski local content zostanie raczej „zabezpieczony” biznesowo, a nie prawnie. Dobrym tego przykładem jest coraz większa aktywność polskiego biznesu, ale również zagranicznego, na powstanie w Polsce portów serwisowych. Pasywność polskiego ustawodawcy w tym zakresie pozostawię bez komentarza.

Z tej perspektywy trzeba przyznać, że możemy faktycznie mówić o pewnych pozytywach, ale pojawia się inna sfera problemów związanych z tym nowym sektorem, a dotyczy ona ewentualnych sporów wokół szeroko rozumianego wind offshore.

Czego obawia się pan najbardziej, jeśli chodzi o kwestie rozwiązywania sporów w sprawach dotyczących polskiej morskiej energetyki wiatrowej?

Z mojej perspektywy sprawa ma wymiar trzypłaszczyznowy. Z jednej strony z pewnością pojawią się sprawy, które będą rozpatrywane w polskich sądach na gruncie prawa polskiego, co może okazać się bardzo traumatycznym doświadczeniem dla obu stron sporu, gdyż polskie sądownictwo nie jest zwyczajnie przygotowane na tego typu spory, że o braku odpowiednich konstrukcji prawnych nie wspomnę.
Drugą ścieżką rozwiązywania sporów będzie ich poddanie w zapisie umownym pod zagraniczną jurysdykcję i zagraniczne prawo, co z kolei może znacząco skomplikować dochodzenie ewentualnych roszczeń polskim podmiotom, w efekcie obniżając ich szanse na zaspokojenie swoich roszczeń.

Ostatnią płaszczyzną rozwiązywania sporów będą z pewnością wszelkie alternatywne formy rozwiązywania sporów wynikające z zapisów umownych, np. arbitraże, mediacje, co również będzie niosło za sobą określone ryzyka, a przede wszystkim zupełnie inny styl prowadzenia sporu przez strony.  

Zwracam uwagę na te kwestie już teraz, gdyż dla wielu podmiotów być może już się zaczął, a jeżeli nie to z pewnością niebawem się zacznie czas kontraktowania i to na tym etapie trzeba być świadomym pewnych ryzyk i zagrożeń wynikających z wyboru takiej a nie innej drogi rozwiązywania ewentualnych sporów.

No tak, ale przecież w wielu przypadkach trudno jest mniejszym przedsiębiorcom negocjować z większymi firmami warunki rozwiązywania sporów, skoro otrzymują szansę uczestniczenia w intratnym przedsięwzięciu. Co wtedy?

Wtedy od samego początku trzeba mieć świadomość w jaką grę się gra. Czasami dla wielu podmiotów w takiej sytuacji kluczową kwestią staje się znajomość pewnych reguł panujących w danym arbitrażu, a to z kolei prowadzi do odpowiedniego katalogowania i porządkowania potencjalnych dowodów pod kątem przyszłego sporu. Pamiętajmy, że niektóre kontrakty realizowane są przez lata, a ich rozliczenie w sądzie lub arbitrażu wymaga przedstawienia uporządkowanej i zarazem syntetycznej argumentacji od pierwszego dnia wykonywania usługi do powstania sporu. Mam za sobą wiele spraw, gdzie czytelne uporządkowanie materiału dowodowego na potrzeby prowadzonego sporu było jednym z największych wyzwań dla mnie i mojego zespołu.

Same umowy mogą zawierać takie obostrzenia, że niewłaściwe lub nieterminowe zgłoszenie roszczeń z perspektywy klauzul umownych znacząco utrudni lub wręcz uniemożliwi ich dochodzenie.

Co więcej, w niektórych systemach prawnych obowiązują odmienne w stosunku do polskich terminy przedawnienia lub całkowicie nieznane nam konstrukcje prawne, o których istnieniu trzeba wiedzieć już w trakcie zawierania kontraktu. Brak tej wiedzy może okazać się katastrofalny w skutkach.

Brzmi to dość niepokojąco. Jak polski przedsiębiorca może zabezpieczyć się przed negatywnymi skutkami prowadzonego sporu z zagranicznym podmiotem?

Odpowiedź nie jest prosta, gdyż ma charakter wysoce zindywidualizowany, ale wskażę kilka ważnych kwestii, o których należy pamiętać.

Rozpoczynając zagraniczny spór nie trzeba od razu korzystać z bardzo drogich i często w niewystarczającym stopniu zaangażowanych kancelarii zagranicznych, które niejednokroć działają bardzo zachowawczo, nie rozumiejąc zarazem specyfiki polskiego rynku.  

Uwagi wymaga również fakt, iż pierwszą fazą sporu z są z reguły negocjacje, które są również świetną przestrzenią na ustalenie oczekiwań stron oraz materiału dowodowego, którym dysponuje klient. W wielu sprawach już na tym etapie udaje się zawrzeć ugodę.

Kolejną bardzo ważną kwestią jest dobór sprawdzonej zagranicznej kancelarii, która może mieć charakter kancelarii wiodącej lub wspierającej kancelarię polską. Przedsiębiorca z reguły nie wie, jak efektywnie zweryfikować daną zagraniczną kancelarię, dlatego też na kanwie mojego ponad 15-letniego doświadczenia w sprawach morskich, odszkodowawczych i stoczniowych, wypracowaliśmy listę sprawdzonych kancelarii zagranicznych m.in. w USA, Danii, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Holandii, etc., które to kancelarie wspierają nas w prowadzonych sporach.

Warto też mieć na uwadze, że czasami dla polskiego przedsiębiorcy znacznie lepiej jest, jeśli spór prowadzony jest za granicą. Z moich obserwacji wynika również, że w bardzo wielu przypadkach najkorzystniejszym dla stron jest, gdy spór rozstrzyga sąd arbitrażowy, mający siedzibę w państwie trzecim. Powodów jest wiele i nie jest tajemnicą, że zachodnie sądy powszechne, np. niemieckie lub holenderskie potrafią być dość stronnicze, gdy po obu stronach sporu występują np. podmiot polski i odpowiednio podmiot niemiecki lub holenderski. Pewną regułą jest, że ten podmiot, który prowadzi spór w swoim rodzimym sądzie (zachodnim)  ma większe szanse na powodzenie.

Jeśli jednak spojrzymy na sądy polskie, to niekoniecznie możemy dostrzec takie prawidłowości. Myślę, że wynika to z dość niskiego poziomu orzecznictwa polskich sądów w zakresie spraw o charakterze specjalistycznym, szczególnie w sprawach stoczniowych, morskich itd., gdzie pojawia się element zagraniczny i z reguły dość skomplikowany oraz trudny „technicznie materiał dowodowy”. W takich przypadkach mamy często do czynienia z dość zaskakującymi orzeczeniami… co niestety staje się również normą w innych sprawach.

Co więcej, uważam że polscy przedsiębiorcy powinni w sporach między sobą częściej korzystać z mediacji lub arbitrażu, gdyż są to dużo szybsze i bardziej odformalizowane formy prowadzenia sporów, które w obliczu bardzo słabej wydolność polskiego systemu sądownictwa oraz przewlekłości postępowań zyskują na atrakcyjności.

Czyli według pana byłoby lepiej, gdyby spory dotyczące wind offshore były rozpatrywane przez sądy arbitrażowe?

W mojej ocenie, jak najbardziej. Są to postępowania na pozór dość drogie, ale za to w wielu przypadkach szybkość sporów zdecydowanie rekompensuje ten wydatek.

Co więcej, spory są rozpatrywane przez specjalistów z danej dziedziny lub prawników z wieloletnim doświadczaniem. W wielu aspektach postępowanie ma charakter odformalizowany, co daje możliwość dużo efektywniejszego prezentowania stanowiska stron.

Niektóre zagraniczne arbitraże w swoich regułach funkcjonowania mają nawet wskazane zastrzeżenia dotyczące czasu rozpatrzenia sprawy, np. maksymalnie w terminie 6 lub 12 miesięcy od zawiązania sporu. Z kolei w polskich sądach wcale nie jest tanio i bardzo często pierwsza rozprawa w danej sprawie odbywa się dopiero w terminie 1 lub nawet 2 lat od wniesienia pozwu.  

Byłoby świetnie, gdyby w Polsce powstał wyspecjalizowany międzynarodowy arbitraż morski, mogący efektywnie rozstrzygać spory z zakresu polskiej morskiej energetyki wiatrowej.

Z pana wypowiedzi wynika, że prowadzenie sporów przed arbitrażem też nie jest proste, ale jak rozumiem dużo szybsze dla stron. Zgadza się?

Zgadza się, ale chciałbym w tym miejscu podkreślić jedną kluczową kwestię, która często rodzi pewien rozdźwięk między prawnikami i ich klientami. Rolą prawnika jest takie zaprezentowanie argumentacji odnośnie sprawy, aby przekonać sąd arbitrażowy, że to my mamy rację, a nie strona przeciwna. Pamiętajmy, że jak w każdym postępowaniu, to na tym kto podnosi twierdzenia ciąży obowiązek ich udowodnienia. W sprawach o wysokim stopniu trudności, które wynikają ze specyfiki materii i obszerności materiału dowodowego, ale również z licznych wątków transgranicznych i przenikania się systemów prawnych, trzeba posiadać doświadczenie w pewnym „zarządzaniu” taką sprawą, aby poprowadzić ją jak najefektywniej dla klienta. Tym o czym musimy pamięta jest to, że w arbitrażu trzeba być dużo bardziej proaktywnym i starać się przewidzieć, co może przekonać arbitraż do naszego stanowiska. Krótki czas prowadzenia sporu staje się często pułapką dla tych, którzy przyzwyczajeni są do polskich realiów rozwiązywania sporów, co zazwyczaj trwa przecież latami.

W przypadku arbitrażu, szczególnie zagranicznego, trzeba działać szybko, ale zarazem bardzo precyzyjnie, aby poprzeć prezentowane stanowisko odpowiednią wiedzą specjalną i dowodami, które często w polskich realiach są wnoszone są poniewczasie albo dopiero w efekcie inicjatywy sądu.

Z mojej perspektywy zawsze traktuję tego typu sprawy jako organizacyjne wyzwania, ale również bardzo ciekawe doświadczenia prawne.

Dziękuję za rozmowę.

Partnerzy portalu

legal_marine_mateusz_romowicz_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.