• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Ekspert Politechniki Warszawskiej nt. przyczyn awarii układu przesyłowego pod Wisłą: jednego winnego nie ma

28.07.2020 15:30 Źródło: PAP
Strona główna Ekologia Morska, Ochrona Bałtyku, Rybołówstwo Morskie Ekspert Politechniki Warszawskiej nt. przyczyn awarii układu przesyłowego pod Wisłą: jednego winnego nie ma

Partnerzy portalu

Ekspert Politechniki Warszawskiej nt. przyczyn awarii układu przesyłowego pod Wisłą: jednego winnego nie ma - GospodarkaMorska.pl
fot. PAP/Paweł Supernak

Jednego winnego nie ma - powiedział we wtorek prof. Zbigniew Kledyński z Politechniki Warszawskiej przedstawiając wyniki ekspertyzy nt. przyczyn awarii układu przesyłowego pod Wisłą, która miała miejsce 28 sierpnia ubiegłego roku.

"Dochodzimy do takiej konstatacji, że (...) zdecydowanie wykluczyliśmy oczywiste, narzucające się potencjalne przyczyny, jak wada materiałowa, jak uderzenie hydrauliczne w tego typu instalacjach, czy też wbudowanie niewłaściwego materiału, przyspieszone korozyjne starzenie się – to wszystko wyeliminowaliśmy" – powiedział streszczając na wtorkowej konferencji prasowej w MPWiK blisko 200 stronicowy dokument nt. przyczyn awarii układu przesyłowego, nad którym eksperci z Politechniki Warszawskiej pracowali łącznie przez dziewięć miesięcy. Profesor zaznaczył jednak, że te kwestie były rozpatrywane jako pierwsze poszlaki wyjaśniające przyczyny tej awarii.

"Nie ma takiego oczywistego winnego, jednej przyczyny" – podkreślił reasumując wyniki badania. "Naszym zdaniem jest to splot kilku czynników, które staraliśmy się uprawdopodobnić" – wyjaśnił.

Wskazał, że miejsce, w którym doszło do awarii, jest szczególne, gdyż rurociąg stalowy przez kolano przechodzi tam w rurociąg kompozytowy. "Mamy do czynienia z połączniem dwóch różnych materiałów, co zawsze rodzi pewne napięcia i trudności" – wyjaśnił. Podkreślił także, że trudne były już warunki montażu końcowego elementu, nazywanego w opracowaniu ekspertów Politechniki łącznikiem - tj. odcinka rury o średnicy 160 cm i długości 64 cm. Wskazał także przy tym na fakt, że sam tunel nie jest przestronny.

"Wobec czego zdajemy sobie sprawę, że mogły wystąpić pewne trudności montażowe i zaowocować jakimś przypadkowym, niezauważalnym co do skutków udarem tego elementu" – powiedział. "Czyli mamy jakąś poszlakę w kierunku nadwyrężenia tego elementu w toku montażu" – dodał.

Inna kwestia, na którą wskazał, to miejsce na zakolu, gdzie zawsze pojawiają się siły hydrodynamiczne, ponieważ strumień ścieków o "niebagatelnej średnicy i przepływie skręca, wywiera określone parcia na ścianie rurociągu", które nie są symetryczne, a do tego dochodzą jeszcze pulsacje ciśnienia i cały szereg trudnych do zmierzenia i policzenia elementów. "Ale oszacowaliśmy to, stwierdziliśmy, że same w sobie nie były zbyt groźne, natomiast mogły się współprzyczynić do nadwyrężenia tego elementu" – wyjaśnił.

"Do tego dochodzą jeszcze kwestie, które również przypisałbym do etapu montażu" – dodał. Jak wyjaśnił, końcowe odcinki, które trzeba było szczelnie połączyć, były przycinane na budowie przy pomocy odpowiednich elektronarzędzi. "Siłą rzeczy takie przycinanie nie jest tak precyzyjne i dokładne, jak wykończenie fabryczne, wobec czego w owym łączniku łatwo zaobserwować nierówności powierzchni, pewne odchyłki geometryczne" – zaznaczył. One, jak wyjaśnił, kiedy ten łącznik znalazł się w bliskim kontakcie z rurociągiem stalowym i odkształcał się – chociażby termicznie w wyniku zmian temperatury sezonowej - mogły doprowadzić do punktowych nacisków na twardą stal i powodować lokalne naprężenia. "To też mogło ten łącznik przeciążyć lokalnie" - zaznaczył.

"Jeżeli złożymy te kwestie, to dochodzimy do takiego wniosku, takiej konkluzji w naszej opinii, że właściwie żaden z tych czynników sam w sobie nie powinien spowodować tak daleko idących następstw i konsekwencji, ale jeżeli złożymy je (…) to już jesteśmy niestety po stronie, która zaowocowała najpierw eksplozywnym rozerwaniem tego łącznika, a później – w tej drugiej fazie – również wypieraniem rurociągów płyty" – wyjaśnił.

"Jednego winnego nie ma" – podsumował całe badanie profesor. Dopytywany, czy wskazałby odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację, powiedział, że "absolutnie nie podejmuje się tego".

"Ekspertyza jest też przedmiotem zapoznawania się przez Najwyższą Izbę Kontroli, a my ze swojej strony przygotowujemy analizy możliwości ewentualnych dochodzeń na drodze prawnej, wynikającej z zawartych wcześniej kontraktów" - powiedziała z kolei dziennikarzom prezes MPWiK Renata Tomusiak.

Zaznaczyła, że spółka wykorzysta wszelkie prawem dozwolone możliwości, aby zabezpieczyć interes spółki. "I prawny i ekonomiczny, w tym i finansowy" - dodała. Przypomniała, że spółka ubezpieczyła układ przesyłowy. "Ta ekspertyza została już złożona do ubezpieczyciela i będziemy chcieli odzyskać te środki, które włożyliśmy w naprawę tego układu" - zaznaczyła. Przypomniała, że spółka wydała na pełne odtworzenie układu przesyłowego 45 mln zł.

Do awarii dwóch kolektorów odprowadzających ścieki z lewobrzeżnej Warszawy do leżącej na prawym brzegu oczyszczalni "Czajka" doszło pod koniec sierpnia. W jej efekcie nieczystości były w całości zrzucane do Wisły. Wobec zagrożenia ekologicznego premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o budowie tymczasowego rurociągu, dzięki któremu część ścieków z lewobrzeżnej Warszawy jest przepompowywana do oczyszczalni "Czajka".

W czasie, gdy działał tymczasowy rurociąg, na zlecenie MPWiK naprawiono kolektory. Od połowy listopada ścieki do "Czajki" znów płynęły w układzie przesyłowym pod dnem rzeki. Naprawa kosztowała miasto ponad 40 mln zł. Ponadto Wody Polskie naliczyły MPWiK ponad 10 mln zł opłaty za zrzut ścieków.

Od listopada 2019 roku w spółce trwa kontrola NIK, która jeszcze się nie zakończyła.

W maju Prokuratura Regionalna w Warszawie poinformowała, że powierzyła na początkowym etapie prowadzenie śledztwa ws. "Czajki" Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu. Sprawa jest w toku. (PAP

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.