Spełniły się najgorsze obawy OPEC (Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową) oraz azjatyckich eksporterów gazu. Gaz oraz ropa łupkowa pochodzące z amerykańskich firm po raz pierwszy od dekad są eksportowane na zagraniczne rynki. To prawdziwa rewolucja w tym sektorze gospodarki.

Pierwszy tankowiec z ropą łupkową wyruszył w Sylwestra z teksańskiego portu, a pierwsza metanowiec z LNG ma wyruszyć ze Stanów Zjednoczonych jeszcze w tym miesiącu. Oznacza to wzmożoną konkurencję na rynku, z której na pewno nie ucieszą się kraje zrzeszone w OPEC. Te państwa już teraz produkują ponad miarę, by podciąć skrzydła rywalom i utrzymać swój udział w rynku.

Teraz lider tej grupy – Arabia Saudyjska, musi dodatkowo konkurować z producentami czarnego złota z USA, którzy kolektywnie stanowią trzecią siłę produkcyjną tego surowca na świecie. Z kolei najwięksi importerzy LNG od Hiszpanii po Japonię mają alternatywne źródło pozyskiwania tego gazu. Dotąd rynek zdominowany był przez trzy kraje: Katar, Malezję i Australię.

- Kto by pomyślał, że w tym samym miesiącu rozpoczniemy eksport ropy i LNG? - pyta retorycznie Phil Flynn, analityk rynkowy z Chicago. - Szczelinowanie, czyli proces wydobycia gazu i ropy łupkowej zmienił świat.

Dzięki tej technice, Stany Zjednoczone obecnie notują rekordową wydajność energetyczną. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała pod koniec zeszłego wieku, gdy produkcja gazu i ropy w Północnej Ameryce była bardzo niska. USA groziło wtedy uzależnienie energetyczne od swoich największych rywali: Rosji, Iraku i Arabii Saudyjskiej.

W dobie łupków USA ma stać się trzecim największym dostawcą gazu już w 2020 roku. Z każdym rokiem bowiem produkcja tego surowca wciąż rośnie. W zeszłym roku wzrost wyniosła 1,8 proc. do 2,3 mld sześciennych dziennie.