• <
PGZ_baner_2025

Amerykańskie media: zrywanie kabli na Bałtyku to przypadek, a nie sabotaż. Europa sceptyczna

Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Amerykańskie media: zrywanie kabli na Bałtyku to przypadek, a nie sabotaż. Europa sceptyczna
Zatrzymanie przez fińskie służby statku Eagle S; fot. Straż Graniczna Finlandii

Amerykański dziennik „Washington Post” powołując się na anonimowe źródła w amerykańskich i europejskich służbach twierdzi, że powtarzające się na Bałtyku w ostatnim czasie incydenty ze zrywaniem kabli telekomunikacyjnych i energetycznych przez statki towarowe nie są aktami sabotażu, a wynikają ze złego przeszkolenia załóg i kiepskiego stanu technicznego jednostek.

W artykule opublikowanym w „Washington Post” przez Grega Millera, Robyn Dixon i Isaaca Stanleya-Beckera pada teza, że „pośród służb bezpieczeństwa USA i Europy coraz powszechniejsze jest przekonanie, że przyczyną uszkodzeń linii energetycznych i komunikacyjnych na dnie Morza Bałtyckiego były wypadki”. Według anonimowych źródeł w wywiadach w Stanach Zjednoczonych i na Starym Kontynencie, incydenty te miały nie być aktami sabotażu ze strony Rosji, jak powszechnie uważa się w Europie.

Autorzy powołują się na anonimowych urzędników w wywiadach amerykańskim oraz dwóch europejskich krajów zaangażowanych w śledztwa w sprawie rzeczonych wydarzeń. Według „Washington Post” ci odmówili jednak podania szczegółów ze względu na delikatny charakter postępowań. Gazeta twierdzi jednak, że dotychczas śledztwa nie przyniosły żadnych dowodów potwierdzających tezę sabotażu, a wręcz przeciwnie – zapisy przechwyconej komunikatów i „inne tajne informacje” mają potwierdzać, że zerwanie kabli przez ciągnięcie kotwic było efektem złych decyzji podjętych przez niedoświadczone załogi służące na statkach w złym stanie technicznym. Autorzy artykułu twierdzą, że amerykańscy urzędnicy natrafili w każdym badanym przypadku na „jasne wyjaśnienia” wskazujące na wysokie prawdopodobieństwo przypadkowego uszkodzenia linii oraz brak dowodów sugerujących udział Moskwy, zaś europejskie źródła dziennikarzy miały się do tych stwierdzeń przychylić. Jeden z Europejczyków miał dodać, że istnieją dowody sugerujące brak zaangażowania Rosji.

Teza zawarta w artykule „Washington Times” spotyka się z chłodną reakcją w Europie. Komentatorzy zwracają uwagę, że przed rozpoczęciem przez Rosję działań hybrydowych różnego rodzaju tego typu wypadków na Bałtyku nie było. Eksperci, a za nimi również politycy, wskazują, że nawet niedoświadczone załogi musiałyby zwrócić uwagę na powtarzające się ciągnięcie kotwicy przez kilka kilometrów.

Doniesienia amerykańskiego dziennika ujrzały światło dzienne tydzień po tym, jak szwedzki minister obrony Carl-Oskar Bohlin poinformował, że chiński masowiec Yi Peng 3, który w listopadzie 2024 roku zniszczył kotwicą dwa podmorskie kable na Bałtyku, najpewniej próbował zniszczyć także trzeci. Bohlin podał, że śledczy zidentyfikowali ślady ciągnięcia kotwicy przy linii NordBalt. Z kolei statek Eagle S, który w grudniu uszkodził kotwicą kabel Estlink 2, jest podejrzewany także o próbę zahaczenia jej o Estlink 1. Minister nadmienił, że polowanie na kable łączące kraje nordyckie z bałtyckimi trzeba rozpatrywać w kontekście planów uniezależnienia się przez Litwę, Łotwę i Estonię od energii importowanej z Rosji i Białorusi. Carl-Oskar Bohlin stwierdził również, że „jeśli ciągniesz za sobą kotwicę przez 150 kilometrów, co tutaj jest uznawane za przypadek, to wiele wskazuje na to, że powinieneś to przynajmniej zauważyć”. W podobnym tonie dotychczas wypowiadali się inni oficjele krajów europejskich, na czele z niemieckim ministrem obrony Oscarem Pistoriusem, który nie bał się użyć określenia „sabotaż”, czy fińskim prezydentem Alexandrem Stubbem, który podkreślał, że omawiane wydarzenia są powiązane z Rosją. Wątpliwości wydaje się nie mieć także sekretarz generalny NATO Mark Rutte, który wskazywał Rosję i Chiny jako sprawców ataków sabotażu, dywersji i cyberataków. "Widzieliśmy gwałtowny wzrost liczby tych ataków. Musimy pociągnąć sprawców do odpowiedzialności. Zarówno Rosja, jak i Chiny próbowały zdestabilizować nasze kraje i podzielić nasze społeczeństwa przy pomocy aktów sabotażu, cyberataków i szantażu energetycznego" – mówił na początku grudnia, jeszcze przed uszkodzeniem Estlink 2. Z kolei podczas niedawnego szczytu krajów bałtyckich NATO w Helsinkach liderzy państw Danii, Estonii, Finlandii, Niemiec, Łotwy, Litwy, Polski i Szwecji oficjalnie potępili akty sabotażu na Bałtyku i zobowiązali się do przeciwdziałania im, choć nie wskazali Rosji jako strony podejrzanej.

„Washington Post” cytuje jeszcze Erica Ciaramellę, starszego pracownika naukowego Carnegie Endowment for International Peace, byłego zastępcę oficera amerykańskiego wywiadu w Rosji, który mówi, że uszkodzenia „mogą równie dobrze być przypadkowymi incydentami”, ale zaznacza, że trudno wykluczyć zaangażowanie Rosji, skoro jej służby „próbują zabijać niemieckich dyrektorów (Rosjanie mieli planować zamach na Armina Pappergera, szefa niemieckiego koncernu zbrojeniowego Rheinmetall – przyp. red), podpalać fabryki w całej Europie i podkładać bomby w samolotach transportowych”. Wielu przyznaje, że ewentualny sabotaż trudno jednak będzie udowodnić. W artykule „Washington Post” mówią o tym Pekka Toveri, fiński europoseł i były szef wywiadu wojskowego Finlandii (wyraźnie jednak zaznacza, że stwierdzanie, że były to przypadkowe wydarzenia, to kompletna bzdura), oraz Mike Plunkett, ekspert morski z firmy Janes (który dodaje, że szansa wystąpienia trzech podobnych przypadków w krótkim czasie w jednym regionie nie jest zerowa, ale są niezwykle niska).

nauta_2024

Dziękujemy za wysłane grafiki.