• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

"Okręt płonie", czyli 60. rocznica tragicznego pożaru na statku m/s „Konopnicka” w Stoczni Gdańskiej

13.12.2021 23:45 Źródło: własne
Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo "Okręt płonie", czyli 60. rocznica tragicznego pożaru na statku m/s „Konopnicka” w Stoczni Gdańskiej

Partnerzy portalu

"Okręt płonie", czyli 60. rocznica tragicznego pożaru na statku m/s „Konopnicka” w Stoczni Gdańskiej - GospodarkaMorska.pl
Fot. Wikipedia

W naszej kolejnej analizie dotyczącej wypadków morskich przedstawiamy tym razem zdarzenie, które miało miejsce 13 grudnia 1961 roku w ówczesnej Stoczni Gdańskiej. Wtedy to podczas prowadzonych prac wykończeniowych doszło do tragicznego w skutkach pożaru, który miał miejsce na statku m/s „Konopnicka”. 

Kolejna nowa budowa w gdańskiej stoczni

Statek m/s „Konopnicka” był nową budową realizowaną w Stoczni Gdańskiej dawniej prężnie działającej i budującej nowe statki dla między innymi krajowych armatorów. W dniu 11 grudnia 1961 roku m/s „Konopnicka” - statek, który był dwudziestym czwartym z serii dziesięciotysięczników typu B-54 powrócił do stoczni z kilkudniowych prób morskich, aby za kilka dni można było go przekazać do armatora, tj. Polskich Linii Oceanicznych. Statek miał rozpocząć już kilka dni później dziewiczy rejs na Daleki Wschód. Tymczasem do momentu finalnego odbioru i przekazania statku do armatora pracownicy stoczni mieli dokonać niewielkiej ilości poprawek i wykończeń oraz doposażenia. Było to konieczne, aby finalnie zdać jednostkę. 

Zamieszanie w organizacji i przyczyna tragedii

Jedną z poprawek miało być zainstalowanie na jednym z rurociągów paliwowych rozgałęzienia w postaci tzw. trójnika. Jednocześnie w trakcie prac wykończeniowych, czego jak się później okazało nie wiedział wydział ruraski uruchamiano statkowe chłodnie. Wymagały one nieprzerwanego działania agregatu prądotwórczego zasilanego przez ten właśnie przewód paliwowy, który na czas prac został odłączony. Jednakże zanim całkowicie zaniknął dopływ paliwa, to  agregat działał jeszcze przez pewien czas. Było to możliwe dzięki resztkom paliwa, pozostającego w końcowych częściach rurociągów o dużej średnicy. Kiedy w pewnym momencie paliwo całkowicie skończyło się, światło na statku zaczęło migotać i agregat prądotwórczy wyłączył się. Nastąpił tzw. „black out”, czyli całkowity zanik prądu. Mając na uwadze potrzebę podtrzymania zasilania między innymi pod kątem uruchamianych chłodni jeden z pracowników stoczni szybko zorientował się w sytuacji, co jest przyczyną wyłączenia agregatu i nie wiedząc o prowadzonych pracach spawalniczych pospiesznie udał się do zaworu i ponownie odkręcił go. Tym samym paliwo ponownie zostało doprowadzone, aby zapewnić pracę agregatu.

Słaba organizacja pracy i brak odpowiedniego przepływu informacji doprowadziły do tragicznych w skutkach konsekwencji. Bezpośrednią przyczyną było więc zapalenie się paliwa z uszkodzonego rurociągu prowadzącego do agregatu prądotwórczego podczas prac spawalniczych mających na celu jego przeróbkę. Ogień momentalnie przeszedł na spawacza, który spłonął i zginął na miejscu. Szybko pożar rozprzestrzenił się po dalszych częściach statku. Uciekający pracownicy zamykali kolejne przedziały statku, aby pożar nie rozprzestrzenił się. W wyniku takich zdarzeń doszło do uwięzienia 22 osób, które skryły się między innymi w maszynowni jednostki, oczekując tam pomocy z zewnątrz. Szczęściem w tym nieszczęściu było to, że akurat trwała przerwa śniadaniowa i wiele z osób pracujących tego dnia na tej jednostce po prostu nie było na burcie.

Akcja ratunkowa

W wyniku powstałego pożaru rozpoczęto akcję ratunkową. Jednakże portowa straż pożarna początkowo pomyliła nabrzeża, ponieważ m/s „Konopnicka” wcześniej cumowała w innym miejscu i fakt przeholunku statku nie został przez wszystkich właściwie odnotowany. Z kolei po przyjeździe straży pożarnej oraz innych zastępów ratowniczych we właściwe miejsce okazało się, że siły te nie dysponują  odpowiednim i wystarczającym do gaszenia pożaru sprzętem. Na nabrzeżu zebrało się mnóstwo ludzi. Wśród nich znaleźli się ostatni ocaleni uciekinierzy, którzy opisali służbom ratowniczym tragizm sytuacji oraz podali informację, iż na statku pozostają jeszcze ludzie, którzy pochowali się w różnych zakątkach maszynowni.

Przynajmniej część z nich nie za bardzo znało statek. Dzięki tej informacji powstrzymano się od użycia gaszenia CO2, który zapewne szybko ugasiłby pożar i zapobiegł dalszym zniszczeniom, jednakże byłby zabójczy dla pozostających na burcie ludzi. Akcja gaśnicza trwała, a schronieni w maszynowni ludzie dla lepszego zlokalizowania ich położenia zaczęli uderzać młotami o burty w miejscach, w których się znajdowali. Niestety kierownictwo stoczni z różnych względów (oficjalnie operacyjnych, ale częściowo również bezpieczeństwa) nie podjęło początkowo decyzji, co do wypalenia w miejscach pojawiających się rozpaczliwych odgłosów specjalnych ratowniczych otworów, chociaż był na to jeszcze czas. 

Tragiczne skutki

Dopiero po około godzinie czasu wypalono otwór w grodzi, łączącej maszynownię jedną z ładowni (była to ładownia numer 3). Przez otwór, przez który miano przeprowadzić akcję ratowniczą powyciągano już niestety kilkanaście nieprzytomnych osób, które pomimo szybkiej akcji reanimacyjnej nie zostały uratowane. 

Tymczasem statek coraz bardziej zajmował się ogniem tak, że strażacy musieli całkowicie wycofać się na ląd. Pojawił się również pomysł wyholowania trawionego przez ogień statku z portu, aby na redzie wypalił się do reszty. Niemniej jednak odstąpiono od tego pomysłu. W międzyczasie na skutek intensywności gaszenia oraz ilości wykorzystanej przez straż pożarną wody statek zaczął się przechylać. Podjęto różne starania, aby jak najszybciej unormować sytuację i nie pozwolić, aby jednostka przewróciła się. 

Po około godzinie 13, a więc już kilka godzin od początku pożaru sytuacja zdawała się normować. W związku z tym otwierano luki ładowni, w tym chłodni, co niestety ponownie częściowo wznieciło pożar.

Jednakże wieczorem finalnie uporano się z ogniem. Jeszcze tego samego dnia rozpoczęto poszukiwania zaginionych. Niestety znajdowano jedynie martwych. Łącznie zginęły na statku 22 osoby: stoczniowcy, podwykonawcy a także pracownicy armatora. Straty oraz zniszczenie statku było bardzo duże i oszacowano je na 43 mln ówczesnych złotych.

Dalsze losy

Po zdarzeniu bardzo szybko rozpoczął się proces sądowy. Opieką otoczono również rodziny zmarłych. Co do statku, to postanowiono, że zostanie on odbudowany. Był to proces mozolny i skomplikowany, który trwał 1,5 roku i został zakończony 30 czerwca 1963 roku kosztem kolejnych ówczesnych kilkudziesięciu milionów złotych. Statek rozpoczął żeglugę na regularnych liniach na Daleki Wschód. Statek pływał pod polską banderą do 1979 roku, kiedy to przekazano go Chińskiej Republice Ludowej. Tam statek już pod inną nazwą (Yixing) dalej pływał, ale niedługo.  W 1980 roku jednostka ponownie zajęła się pożarem i uległa kompletnemu zniszczeniu. 

W ten sposób los ponownie w pdoobny sposób dotknął ten sam pechowy statek. O pierwszym pożarze jeszcze w Stoczni Gdańskiej można usłyszeć w piosence „MS Maria Konopnicka” Jacka Kaczmarskiego (zwanego bardem „Solidarności”). Utwór swoją atmosferą wspomina tamte momenty. 

Dane techniczno- eksploatacyjne

Rok budowy: 1963

Numer budowy: Gk B-54/24 (Gdańsk)

Stocznia: Stocznia Gdańskiej

Okres eksploatacji w PLO: 1963 - 1979

Bandera, port macierzysty: Polska, Gdynia

Nośność: 10,293 ton

Długość: 153,9 m

Szerokość: 19,4 m

Zanurzenie: 9 m

Napęd: Silnik spalinowy (moc 5,733 kW)

Prędkość eksploatacyjna: 16 węzłów

* "Okręt płonie" zawarty w tytule to cytat z piosenki Jacka Kaczmarskiego – „MS Maria Konopnicka”

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.