W trakcie obrad Komisji ds. Sił Zbrojnych Senatu USA sekretarz Marynarki Wojennej John Phelan przedstawił niecodzienny pogląd dotyczący serwisowania i napraw sprzętu i wyposażenia używanych przez marynarzy. Jego zdaniem powinni mieć możliwość ich naprawy, nie czekając aż zrobią to podwykonawcy, co wynika z umów, licencji czy praw własności intelektualnej.
Swój pogląd polityk przedstawił po wizycie na lotniskowcu USS Gerald R. Ford (CVN-78). Przyznał, że zaskoczyło go, że mimo tak dużej załogi okrętu, liczącej 4539 osób, w kuchni pokładowej funkcjonują obecnie tylko dwa z sześciu pieców, co wpływa na wydłużenie przygotowywania jedzenia, a dziennie jest wydawanych 15 300 posiłków. Piece, które są wyłączone z użycia, czekają na możliwość przeprowadzenia naprawy przez przypisane do tego podmioty, choć zdaniem marynarzy sami byliby w stanie to zrobić, acz… nie ma na to pozwolenia. Jednocześnie okręt pozostaje cały czas w służbie liniowej, co wpływa na opóźnienie przeprowadzenia prac naprawczych, do tego też wpływa na zwiększenie ich kosztów z racji na opłacenie podwykonawców, w tym ich transport oraz pobyt na pokładzie.
Sekretarz przekazał, że to samo dotyczyło wind i innego wyposażenia. Jego zdaniem kwestie licencji i własności intelektualnej związanej ze sprzętem na pokładzie okrętu, który nawet nie jest uzbrojeniem, stanowią niepokojące zjawisko. Wskazał, ze w sektorze prywatnym ruch mający na celu umożliwienie właścicielom sprzętu samodzielnej naprawy, zamiast oczekiwania na wykonanie prac przez producenta, jest znany w amerykańskiej nomenklaturze jako „prawo do naprawy” (right to repair).
– Muszą przyjechać i zdiagnozować problem, a następnie go naprawić. To szaleństwo. Powinniśmy być w stanie to naprawić. Kończymy płacąc za wiele rzeczy, nad którymi nie mamy kontroli, i musimy to zmienić. I tak, ogólnie rzecz biorąc, kontraktowanie jest czymś, czemu bardzo się przyglądamy i naprawdę musimy starać się zapewnić, że w przyszłości będziemy kontrolować naszą własność intelektualną i będziemy mieć możliwość naprawiania rzeczy, ponieważ jeśli będziemy w walce, jak wtedy... to naprawimy – przekazał.
Jeszcze w kwietniu tego roku sekretarz obrony Pete Hegseth
wydał wytyczne dotyczące transformacji armii. Część tych wytycznych obejmowała
polecenie, aby armia podjęła próbę uwzględnienia postanowień o „prawie do
naprawy” w istniejących i przyszłych umowach, tworząc potencjalne kierunki
rozwiązań serwisowania sprzętu także dla sił morskich. Z kolei sekretarz armii Daniel
Driscoll wyjaśnił, że wydano polecenie, by nie podpisywać umów, które nie dają
prawa do naprawy. Celem na przyszłość ma być negocjowanie umów w tym zakresie.
Kwestia naprawy sprzętu przez samych marynarzy może budzić kontrowersje, bo choć racją na pierwszy rzut oka wydaje się, że niemożność naprawy pieca, lodówki czy mikrofalówki, jest absurdalna, niemniej należy wziąć pod uwagę wspomniane już kwestie licencyjne i współpracę z krajowymi podmiotami. Dla nich kontrakty dla sił zbrojnych, oznaczające tak serwisowanie jak i naprawę wyposażenia okrętowego i nie tylko, stanowi ważne źródło zarobków, szczególnie biorąc pod uwagę współpracę w perspektywie wieloletniej. Do tego dochodzi zakres napraw i ich efekt, gdyż dedykowane do nich firmy działają już jako sprawdzone, zapewniając tez pewność o skutecznym ich przeprowadzeniu. W przypadku samych marynarzy błędy przy własnoręcznym serwisowaniu sprzętu, wstawianie zamienników innych niż te od producenta może doprowadzić do dalszych uszkodzeń czy wypadków.
Krytycy wskazują tu, nie pierwszy raz, że nowy sekretarz marynarki wojennej, który nigdy nie służył w wojsku, nie zna specyfiki i perspektywy sił zbrojnych od strony zaplecza i umów z tysiącami podmiotów działających w ramach łańcucha dostaw. Złośliwi wskazują, że mając doświadczenie tylko w prywatnym biznesie dostał intratną i kluczową posadę jako „nagrodę” za wielomilionowe wsparcie finansowe kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, mając też misję wdrożenia do sił zbrojnych podejścia bardziej „biznesowego”, w tym nastawionego na optymalizowanie wydatków i cięcia kosztów. Przypomnijmy, że poprzednik Johna Phelana, Carlos del Toro, służył w US Navy przez 22 lata, dochodząc do stopnia komandora porucznika (ang. commander), mając doświadczenie tak jako oficer liniowy (m.in. dowodząc niszczycielem typu Arleigh Burke, USS Burkeley (DDG-84)) jak i zaplecza, dowodzenia i finansowania, w tym w Biurze Sekretarza Obrony oraz jako zastępca dyrektora Biura Zarządzania i Budżetu.
Choć nietrudno tu również o opinie w stylu „jakim prawem marynarze nie mogą naprawić nawet spłuczki w toalecie” teoretycznie wskazują na pewien absurd podejścia do licencji i serwisowania wyposażenia, niemniej, jak zostało wspomniane wcześniej, pojawia się pytanie o jakość i zdolność kadry do prowadzenia napraw, co także każe się zastanowić, na ile sprawa jest niedorzeczna, a na ile rzeczywiście poważna, wpływająca na służbę okrętów. Te, będąc bardzo złożonymi konstrukcjami, a biorąc pod uwagę automatyzację i cyfryzację zaczynają przypominać wręcz pływające serwerownie, wymagają fachowej obsługi i specjalistów, a licencje pozwalają na utrzymanie standardów bezpieczeństwa i kontrolę napraw. To wiąże się także z zaufaniem do samych marynarzy, czy mają być tu traktowani trochę jak dzieci, którym odbiera się prawo do obsługi sprzętu, czy też istnieją realne obawy, że mogą, przypadkiem lub celowo, uszkodzić naprawiane wyposażenie. Pozostaje tu pytanie, na ile jest możliwa np. współpraca resortu obrony i podwykonawców w zakresie utrzymania umów na serwisowanie sprzętu przy jednoczesnym szkoleniu załóg nie tylko w zakresie obsługi, ale też prowadzenia napraw i serwisowania, a także dostarczania części zamiennych. Jeśli „prawo do naprawy” nie miałoby stać się szerszym rozwiązaniem, mogłoby dojść do pewnego konsensusu.
Dramat na pokładzie Steny. Na ratunek wezwano śmigłowiec Marynarki Wojennej
4
Dwa niszczyciele min na Mierzei Wiślanej. Kanał dostępny dla okrętów
Polski wiceadmirał z wizytą w litewskiej Marynarce Wojennej
Naval Group zbuduje czwartą fregatę dla Grecji. Zamówienie potwierdzone
Umowa USA i Korei Pd. wywoła efekt nuklearnego domina?
Lotniskowiec Royal Navy i jego myśliwce oddane pod dowództwo NATO
Port w Noworosyjsku wznowił działanie po ataku ukraińskich dronów
NATO ćwiczyło zwalczanie okrętów podwodnych. „Playbook Merlin 25” na szwedzkich wodach