• <
szkoła_morska_w_gdyni_980x120_gif_2020

Pracowniczki platformy wiertniczej: Dziwne jest nie to, że tu jesteśmy, tylko to, że nas tu wcześniej nie było

Strona główna Edukacja Morska, Nauka, Szkoły Morskie, Praca na Morzu Pracowniczki platformy wiertniczej: Dziwne jest nie to, że tu jesteśmy, tylko to, że nas tu wcześniej nie było

Partnerzy portalu

Pracowniczki platformy wiertniczej: Dziwne jest nie to, że tu jesteśmy, tylko to, że nas tu wcześniej nie było - GospodarkaMorska.pl

W ciągu moich lat pracy nie wszystkie osoby były zadowolone, że miały babę na pokładzie. Uważają, że ty im nie pomożesz, jak im się coś stanie. Życia nie uratujesz. Skąd oni mają pewność, że facet dałby radę?

Platforma wiertnicza działa na ptaki jak magnes. Gdy dostaną się w zasięg olbrzymich anten, tracą orientację. Ich wewnętrzny kompas przestaje działać. To podróż w jedną stronę. Sikorki, kawki, wrony, mysikróliki i dzięcioły. Krążą po orbicie platformy, dopóki nie zginą w śmigle helikoptera.

Czasem któryś z pracowników ulituje się i wysypie ziarno. Może nawet złapie nieszczęśnika w pudełko i odeśle statkiem na ląd.

"Ze względów sanitarnych na platformach nie zatrudnia się kobiet"

Taki zapis jeszcze do niedawna zawierał regulamin pracy dla pracowników polskich platform. W lutym 2014 roku do pracy zgłosiło się 30 kandydatów. W tym cztery kobiety.

Dziś, 80 km od wybrzeży Bałtyku, pracują trzy. Na platformie LOTOS Petrobaltic - dwie.

Wstają o 6 rano. Szybka toaleta. Zero makijażu. Tutaj jest zbędny. Włosy ściągnięte gumką. Śniadanie wydawane jest od 6.30. Gruba warstwa mortadeli ląduje na kanapce. Do tego plaster pomidora i słodka herbata. Słychać postukiwanie łyżeczek o szklanki. Gra telewizor. Poranne wiadomości. W Katowicach wybuchł gaz w kamienicy. Ekipy przeszukują gruzy. Jeszcze nie wiedzą, że zginęła trzyosobowa rodzina. Z dzieckiem. Ale to odległy problem. Tu dokoła tylko woda. I ropa. Też wybuchowa.

Stołówka jest na poziomie pierwszym. Idą więc na górę. Do pokonania trzy piętra - bez windy. Na klatce schodowej tablice informacyjne krzyczą czerwienią: "Idź wolno!", "Trzymaj się poręczy!", "W razie alarmu udaj się w miejsce zbiórki!".

Na czwartym poziomie znajduje się centrum dowodzenia. Przez okno widać helideck - kilka razy dziennie ląduje tam helikopter. Podają mu współrzędne, pogodę, siłę wiatru i wysokość chmur. Magda i Kasia są radiooficerkami. Cały dzień, czasem całą noc tkwią - w zależności od zmiany - przyklejone do słuchawki telefonu i mikrofonu. Wpatrzone w czujniki, barometry. W międzyczasie o 11.30 zejdą na obiad, a o 18.30 na kolację. Zjedzą tłuste żeberka z ziemniakami obficie polanymi sosem i zasmażanymi buraczkami. Potem będą narzekały, że trudno im zrzucić dodatkowe kilogramy. Na platformie tak karmią. Ci wszyscy faceci potrzebują dużo kalorii. Wykonują ciężką, fizyczną pracę.

Praca radiooficera polega na prowadzeniu korespondencji, utrzymywaniu łączności i radiokomunikacji z lądem, statkami i śmigłowcami. Radiooficer to inaczej operator radiostacji. Dziś to zajęcie praktycznie wymarło. Obowiązki radiooficerów przejmują maszyny. Teraz sprowadza się bardziej do bycia nawigatorem i czuwania, czy ktoś nie jest w niebezpieczeństwie. Czy ktoś nie wzywa pomocy.

Magda: - Prowadzimy nasłuch, czekamy na mayday. Monitorujemy czujniki pożarowe i gazowe. Musimy umieć natychmiast zareagować, poinformować statek dozoru. Od tego zależy nasze życie. Nasze i wszystkich na platformie Poznaj, to Łukasz - mój marynarz wachtowy. Dba o moje życie. Gdyby nie przyszedł Ja tu siedzę całą noc kompletnie sama. Mogłabym zasłabnąć

W kabinie wisi kartka z odręcznie narysowanym słonkiem. Ciągle go tu brakuje. "Sorry, taki mamy klimat". Na parapetach ktoś ustawił kwiaty w doniczkach - namiastka domu. Pracownicy spędzą tu dwa tygodnie, zanim wrócą do domów. Bez rodziny. Bez komórek. Ale też bez papierosów i alkoholu. Picie i palenie w takich warunkach to zły pomysł. Dookoła łatwopalna ropa. Dużo ropy. A picie? Platforma jest śliska, a schody i korytarze wąskie. Dokoła zaś głęboki i zimny Bałtyk.

Życie na platformie podzielone jest na pół. Pół doby pracy, pół odpoczynku. Pół miesiąca na lądzie, pół na morzu.

Każdemu pracownikowi przysługuje 208 godzin urlopu - w tym systemie to około trzech tygodni.

Istnieje coś takiego jak tęsknota ludzi gór za morzem

Magdalena Mączkowska od zawsze wiedziała, że chce studiować w Akademii Morskiej. Pochodzi spod Bielska-Białej. Jak miała pięć lat, rodzice wysłali ją z siostrą na kolonie nad morze. - Pływaniem zaraża się jeszcze gówniarzy - mówi. Weszła pierwszy raz do wody i nie chciała wyjść. Od tamtej pory wszystkie wakacje spędzała już nad Bałtykiem. Morze zawsze było daleko i było nagrodą.

Jej ojciec jest przewodnikiem górskim, siostra też. A ona w domu była głosem, który mówił: "Chodźmy na basen".

Magda: - Akademię Morską skończyło razem ze mną pięć kobiet na 15 osób. Na morzu pracują dwie z nich. Dlaczego? W 2009 roku kryzys dotknął też armatorów statków. Zaczęto ciąć załogi. Nikt nie potrzebował żółtodzioba, który jechał na szmacie. Zatrudniano niezbędne minimum. Ludzie, jak nie mogą się zaciągnąć na statek, to zaczynają z musu szukać pracy na lądzie. I tak już zostają.

Jeśli nie masz wypływanych 12 miesięcy, to nikt cię nie zatrudni na morzu.

Magdzie się udało, w 2009 roku uzyskała tytuł inżyniera i rok po skończeniu studiów zaciągnęła się na kontenerowiec. W 2014 roku wróciła z rejsu, bo chciała zrobić magisterkę.

- Kiedyś spędziłam na morzu sześć i pół miesiąca ciurkiem. Ale ja to kocham - mówi.

Starożytni Grecy podzielili ludzi na trzy grupy: na tych, którzy żyją, na tych, którzy umarli, i na tych, którzy nie żyją, ale nie umarli, jednak ich nie ma, bo są na morzu. Ludzie morza to specyficzna grupa ludzi. Nie każdy może tak żyć.

Dom studencki Akademii Morskiej to perełka architektoniczna

Biały, spadziste dachy, które wyglądają od strony morza jak dwa żagle. Wzbudza wiele kontrowersji, ale nie można przejść obok niego obojętnie. Autorem projektu z 1965 roku był Lech Zaleski.

Katarzyna Goławska miała 17 lat i leżała z przyjaciółmi na plaży. Pokazała palcem na akademik AM i powiedziała: - Zobaczycie, będę tu jeszcze mieszkać. Śmiali się.

Pochodzi ze Szczytna. Nikt z rodziny nie pływał. Myślała, że to mogą być fajne studia. W informatorze pisali o praktykach na "Darze Młodzieży". Zaczęła się przygotowywać do matury z matematyki i fizyki. Dostała się na Akademię Morską w Gdyni i w Szczecinie. Stanęło na Gdyni. To był ten akademik z żaglami.

Skończyła studia. Uzyskała dyplom inżynierski. Zrobiła roczne praktyki na promie. Do magisterki zostały jej jeszcze dwa semestry, bo musiała wziąć dziekankę. - Taka specyfika pracy - tłumaczy. Wszystko się opóźniło przez rejs. Po uzyskaniu tytułu inżyniera poszła na pięć miesięcy na statek - na chłodniowiec. Ładowali mandarynki w Hiszpanii i wieźli do Filadelfii. Albo banany z Ekwadoru do Gdańska.

- Uwielbiam, jak mnie ochlapie fala. Uwielbiam, jak buja. Jak jest poważny sztorm, to nie można chodzić prosto. Błędnik wariuje. Przedmioty fruwają po kabinie. Ja byłam tym zafascynowana. To najlepsze, co przeżyłam. I nie choruję. Choć podobno każdy marynarz musi przeżyć chorobę morską. Trzeba swoje zwymiotować, a potem przechodzi - mówi.

Platforma jest inna niż statek - tu nie buja

Stoi na dnie morza na trzech wielgachnych nogach. Dwukrotnie wyższych niż kościół Mariacki. I mruczy. Przez całą dobę pracują generatory prądotwórcze. Pomruk się wzmaga w chwili wiercenia. Herbata w szklance wtedy tańczy. Nikt tego nie zauważa. Herbata w szklance tańczy codziennie.

Platforma nie zasypia nigdy. Całą dobę świecą ogromne reflektory. Oświetlają pokład. Całą dobę jest jasno. Nie widać gwiazd. Nigdy.

Platforma należy do spółki z grupy LOTOS Petrobaltic. Wcześniej pracowała na Atlantyku w pobliżu wybrzeży Nigerii. Zakupiono ją w grudniu 2013 roku. Przy zakupie używanych platform jest pewność, że wyzbyły się "chorób wieku dziecięcego".

Zamontowano nowoczesny sprzęt nawigacyjny, nowe toalety i umywalki. Wymontowano klimatyzatory - w polskich warunkach nie są potrzebne. Na Bałtyku przez ponad pół roku jest zimno i mglisto. Zamontowano grzejniki. Wycięto z okien kraty, które miały chronić przed atakami piratów. Podobno wdarli się kiedyś na pokład. Ponoć nawet strzelali. Ale dziś kraty nie są potrzebne. Wymontowano również stalowe blokady z drzwi. Kuloodporne szyby pozostały.

Kasia: - Nie czuję się tu jak w więzieniu. Jest internet. Komórki nie działają. Ale mamy telefon, z którego w awaryjnych sytuacjach możemy dzwonić. Jest siłownia, pokój rekreacyjny, bilard i stół do ping-ponga. I telewizor. Choć telewizji mam powyżej uszu.

Najważniejsze jest to, z kim pracujesz. Bo nie możesz wyjść i trzasnąć drzwiami. Na szczęście mamy fajną ekipę.

Magda: - Jak człowiek wyjeżdża, to jest tęsknota. Powrót jest nagrodą. Mogę się założyć, że przez dwa tygodnie wolnego mogę załatwić więcej niż ty przez cały swój miesiąc na lądzie. Dla powrotów warto wyjeżdżać.

Dlaczego mogę tak żyć? Nie wiem. Odnalazłam siebie. Tu pracuję od kwietnia. Zobaczyłam ogłoszenie w gazecie o pracy na platformie i się zgłosiłam.

Kasia: - Pod koniec marca, po miesiącu od powrotu z pięciomiesięcznego rejsu, przyszłam do pracy na platformę. Jestem radiooficerem tak jak Magda. Aplikowałam z ogłoszenia. Dobra firma, dwutygodniowy cykl. Świetny układ. Przeszłam trzy rozmowy kwalifikacyjne. To była dla nich nowość, że mają do czynienia z kobietą.

Uważam, że jestem szczęściarą, że mam taką pracę. Ludzie potrafią przeżywać półroczny rejs. Ale dwa tygodnie? Jestem jeszcze młoda, na mnie nikt w domu nie czeka.

Znikam. I mnie nie ma. To są dla mnie dwa światy. Idę do pracy i pracuję. A potem jestem przez dwa tygodnie dostępna.

Lubię być na morzu. Mnie się nie znudził widok fal. Dla jednych to woda. Dla mnie ona wygląda zawsze inaczej.

Magda: - Nie czuję się odosobniona ani zamknięta w puszce. W wolnym czasie czytam. Oczywiście nie mogę wyjść, pójść do sklepu czy parku. Ale tu jest więcej czasu na odpoczynek i nie muszę stać w korkach. Śpię w pracy.

Pracowników platform obowiązują przepisy prawa morskiego i górniczego. Wszyscy członkowie załogi muszą mieć odpowiednie certyfikaty i staż pracy na morzu. Każdy musi umieć pływać. Poza zwykłym procesem rekrutacyjnym przechodzą testy psychoruchowe, na inteligencję i psychologiczne. Osoby zatrudniane na platformach muszą mieć odpowiednie predyspozycje interpersonalne. Platforma na morzu to nie miejsce dla każdego.

Jeśli warunki pogodowe są złe, na platformę płynie się statkiem

Statek do niej nie podpływa. Mógłby - obijając się o platformę - uszkodzić ją, a nawet przesunąć. Dlatego ludzi podaje się dźwigiem w specjalnym koszu.

Ale najczęściej na platformę leci się śmigłowcem.

Magda przed swoją szychtą przyjeżdża o świcie na lotnisko w Gdańsku. Przechodzi normalną lotniskową odprawę. Mija kolejne bramki. Skanuje bagaż. W poczekalni zakłada kombinezon ratowniczy. Wsuwa szczelne rękawice i buty. Zapina pod szyję niewygodny wodoszczelny suwak. Kombinezon ma chronić przed hipotermią. Na wypadek katastrofy helikoptera. Bus wiezie ją na płytę lotniska. Tam już czeka helikopter. Lot potrwa 45 min.

Szacuje się, że czas przeżycia w wodzie o temperaturze poniżej 10 st. C jest taki jak temperatura wody. 3 min w wodzie o temperaturze 3 st. C.

- Ludzie, jak jadą do pracy, to wsiadają w samochód czy do autobusu - mówi Kasia. - Pokażcie mi drugiego, który lata do roboty śmigłowcem.

O dobrą pracę w branży marynarskiej kobietom nie jest łatwo, choć wykształcenie mają takie samo

Dopiero od niedawna polskie firmy zaczynają dostrzegać, że kobiety mogą robić to samo co mężczyźni.

Po przybyciu pierwszy raz na platformę dziewczyny zorientowały się, że tu nie ma kobiet. Magda z Kasią pracują na zmianę, więc się raczej nie spotykają. Jedna wylatuje, druga zlatuje na platformę. Zdarzyły im się pojedyncze tygodnie wspólnej pracy. W zastępstwie.

Magda: - Jest lepiej, jeśli jest jeszcze jakaś kobieta. Wśród tych wszystkich facetów taka dziewczyna jak Kaśka to skarb. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy.

Jak nas chief officer zobaczył, to powiedział: "Boże, ja to wolę, jak kobieta paznokcie maluje, a nie burty!". W ciągu moich lat pracy nie wszystkie osoby były zadowolone, że miały babę na pokładzie. Uważają, że ty im nie pomożesz, jak im się coś stanie. Życia nie uratujesz. Skąd oni mają pewność, że facet dałby radę? Zawody lekkie to kobietki, a ciężkie to faceci? Szufladkowanie. Jesteś babą, to rób dzieci? Z kim tu robić, jak faceci na morzu? (śmiech)

Kasia: - Mój chief officer średnio co cztery dni powtarzał, że co ja tu robię! Że powinnam sobie męża szukać i dzieci robić! Na początku mnie to denerwowało. Potem zobaczyłam, że on po prostu tak ma. Dziś żartujemy, że jak wrócę na ląd, to będą te dzieci.

I Kasia, i Magda lubią pracować z samymi mężczyznami.

Kasia: - Faceci nie trzymają urazy. Można im czasem nawymyślać. Co nie znaczy, że cała współpraca musi legnąć w gruzach.

Są pomocni. Jak muszę wywiercić dziurę w pokoju albo przełożyć kabel, to mogę ich prosić. Z Magdą mamy wspólny pokój. Ja zjeżdżam i to jest jej kabina, jak wjeżdżam, to jest moja. I można czasem k sypnąć, jak jesteśmy bardzo zdenerwowani, i nikt się nie obraża.

Magda pierwotnie nie chciała się zgodzić na rozmowę.

Magda: - Wywiad? My nie przyszłyśmy na platformę, żeby robić wokół tego szum. Bo jesteśmy jedyne, ale nie wyjątkowe. Tu kobiety nie mogły pracować do zeszłego roku. W Polsce w ogóle to jest nowość. Na zagranicznych platformach i statkach już od jakiegoś czasu pracują kobiety. Żyjemy za kurtyną.

Kasia: - Denerwuje mnie to wielkie halo, że kobiety pracują na morzu. Przyzwyczajajcie się! Jest nas coraz więcej!

Magda: - Dziwne jest nie to, że tu jesteśmy, tylko to, że nas tu wcześniej nie było. Przecieramy szlaki. Jeszcze trochę i gros mężczyzn tu pracujących będzie na nas mówić "swój chłop". A jakby spojrzeć ich oczami? Wcześniej nie mieli kobiet. Pojawiają się kobiety, pojawiają się problemy. Przyjeżdża prasa, robią wywiady

Mnie się wydaje, że zmieniamy świat. Oficer Oficerka? Nikt nie powie tu na mnie oficerka. Tak jak marynarz. Nie ma na morzu marynarek Jak będą chcieli cię z błotem zmieszać, to powiedzą do ciebie marynarka.

Długie korytarze części mieszkalnej platformy wyglądają prawie jak u Stephena Kinga


Tylko buty stukają metalowym, głuchym dum, dum. Kajuty dwu- i czteroosobowe. Żelazne łóżka piętrowe przywodzą na myśl tani hostel. Metalowa szafa do połowy wypełniona jest kapokami ratunkowymi. Na podłodze PCW. Niewielkie, brudne, zamknięte na zawsze okna przysłania sztywna zasłonka. Pościel, w której spało już wielu zmęczonych ciężką, fizyczną pracą mężczyzn i kilka kobiet, nosi ślady zużycia, ale jest czysta i pachnie proszkiem do prania. Prawie jak w domu.

Kasia: - Czego brakuje na platformie? Wszystko jest, niczego mi nie brakuje. Czasem mam tylko jakąś zachciankę, coś bym dobrego zjadła. Ale do sklepu nie pójdę. Za to jest mała kantyna, a w niej nawet podpaski. Pomyśleli o tym! Faceci!

Dziewczyny mówią, że trzeba mieć jaja, żeby pracować na platformie. - Nie ma tu miejsca dla miękkiej kluchy - mówi Magda. Trzeba umieć się zachować w skrajnych warunkach. Gdziekolwiek się obrócisz, widzisz tych samych ludzi. Dwa tygodnie w jednym miejscu. Nie wyjdziesz i nie trzaśniesz drzwiami.

Siedem krótkich sygnałów i jeden długi to alarm pożarowy. Trzeba wiedzieć, która to twoja szalupa ratunkowa. Do lustra wody jest około 30 m. Podobno jak spuszczają łodzie zrzutowe wypełnione ludźmi, można złamać kręgosłup. Jest mniej wart niż życie.

Magda: - Nie stresuję się w pracy. Czuję się tu bezpiecznie. Najtrudniejszy moment w mojej pracy? Na początku - to był mój drugi raz na platformie - o 7.30 musiałam obudzić kierownika. Poszłam do jego kabiny. Zapukałam i cichutko powiedziałam: "Halo ". Dziś już wiem, że jak mam go budzić, to budzę.

Nie można się bać. Nie można okazać słabości. Nie można dać sobie wejść na głowę.

Kasia: - Największy stres był wtedy, kiedy miałam odebrać pierwszy helikopter. Jeden mały błąd i A jeśli popełnię błąd, to jestem jedyną osobą, która jako pierwsza reaguje, bo mam kontakt z maszyną i pilotami. Nikt mi nie pomoże.

Jestem emocjonalną osobą. Stąd nie ma możliwości ucieczki. Ale wiem, że potem pójdę do kabiny i będę miała dla siebie całe 12 godzin. Czasem chodzę na bieżnię, żeby wybiegać emocje.

Świat na lądzie nie znika. W tym czasie wszystko funkcjonuje bez zmian. Czas nie zatrzymuje się na dwa tygodnie i nie rusza po wylądowaniu na lotnisku w Gdańsku.

Magda: - Jesteś na morzu i na ten dom czekasz. Wracasz z morza i po tygodniu wszystko cię wkurza. Już ci się nudzi. Bo nie pamiętasz o urodzinach, imieninach, jaka jest data, bo to nie ma znaczenia. Morze zmienia ludzi. Wylogowujesz się z życia.

Na głębokości blisko 2 tys. m, uwięziona w porach skały tkwi ropa


Tak małych, że widocznych pod mikroskopem. Nie chlupocze, nie jest zebrana w jeziora. Czeka w skale na wydobycie.

Platforma wiertnicza wykonuje odwierty. Jest holowana na miejsce odwiertów przez trzy statki holowniki. Rozsiada się na swych pajęczych nogach. I wierci. 2 km w głąb. Ropa wypływa samoistnie ze względu na ogromną różnicę ciśnień między złożem a powierzchnią. Po pewnym czasie eksploatacji, gdy spada ciśnienie, do złoża wtłacza się wodę. To robota dla platformy wydobywczej Baltic Beta. Ta niczym przez gigantyczną słomkę wysysa ropę. Ropa z platformy jest transportowana rurociągiem na tankowiec.

Baryłka ropy kosztuje około 60 dol., choć jeszcze niedawno kosztowała 100 dol. Jedna baryłka to koło 159 l. Spółka LOTOS Petrobaltic planuje wydobycie 250 tys. ton ropy naftowej ze złoża B8, na którym stoi platforma.

Chodzą słuchy, że w Stanach, Kanadzie czy Norwegii w jeden dzień na platformie zarobisz tyle, ile wynosi średnia krajowa w Polsce. Według niektórych źródeł można zarobić 100 tys., inne podają nawet 150 tys. dol. rocznie (ponad 40 tys. zł miesięcznie według średniego kursu dolara).

Jakie są stawki w Polsce? Pracownicy platformy zasłaniają się tajemnicą zawodową.

Kasia: - Zarobki są duże. Firma zobowiązuje mnie do milczenia w tej kwestii. Ja dopiero zaczynam, ale nie narzekam. Niejedna osoba może mi pozazdrościć.

Magda: - Dla niektórych 10 tys. to może być mało, dla innych dużo. Sama praca nie jest dochodowa: to niewielka podstawa, ale do tego dostajesz coś, co się nazywa dodatkiem morskim, choć szału nie ma. Kiedy zarabiasz na morzu, płacą ci głównie za rozłąkę.

Tylko nie można tej rozłąki z rodziną i światem wycenić.

Ile warta jest rozłąka?

Źródło:
Gazeta Wyborcza

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.