• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Dowódca pododdziału sił specjalnych Ukrainy: działamy niestandardowo, ale skutecznie

Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Dowódca pododdziału sił specjalnych Ukrainy: działamy niestandardowo, ale skutecznie

Partnerzy portalu

Fot. Ukrinform

Zdarza się, że w dziesięć osób wsiadamy do łodzi i wyruszamy na misję na Morzu Czarnym, a nad nami krążą rosyjskie myśliwce typu Su; takie są jednak realia naszej pracy, w której, z powodu ograniczonych zasobów, musimy walczyć niestandardowo, lecz skutecznie - przyznał w środę dowódca ukraińskiego pododdziału sił specjalnych Artan Wiktor Torkotiuk.

W ten sposób generał Kyryło Budanow, szef wywiadu wojskowego Ukrainy (HUR), działał jeszcze przed kilkoma laty podczas walk z Rosjanami w Donbasie. Po prostu idziemy na misję, a tam zobaczymy, jak wygląda sytuacja i w razie potrzeby coś skorygujemy. Podobnie wygląda to też obecnie podczas naszych akcji. W tych okolicznościach zawsze mamy jednak jasny plan. Każdy żołnierz wie, co powinien robić - powiedział Torkotiuk w rozmowie z portalem Ukrainska Prawda. Jego wypowiedzi przytoczyła również agencja Ukrinform.

W ocenie Torkotiuka ukraińskie siły operacji specjalnych mogą jedynie pomarzyć o warunkach prowadzenia działań, które są standardem w państwach NATO. W przypadku HUR zazwyczaj nie ma bowiem mowy o zapewnieniu "specjalsom" dodatkowego wsparcia z morza czy powietrza.

"Amerykanie czy Brytyjczycy zawsze mają w takich sytuacjach osłonę lotnictwa i (dysponują danymi) wywiadu satelitarnego. A my wypływamy daleko w morze, dokąd jeszcze nikt nie docierał. Jeśli oni (wojska państw NATO - PAP) robiliby coś takiego, to chyba ze wsparciem krążownika... My nie mamy tego w ogóle" - podkreślił rozmówca Ukrainskiej Prawdy.

"Tym różnimy się od innych, że my te (bardzo trudne) zadania (skutecznie) realizujemy. Niestandardowymi metodami, ale realizujemy" - zapewnił oficer.

Jak dodał, "popisową" operacją jego pododdziału było przeniknięcie głęboko na terytorium kontrolowane przez wroga i zlikwidowanie tam ważnego rangą dowódcy. "Moi ludzie pokazali wtedy to, czego zawsze od nich oczekuję - działali jak jeden organizm. Było tam do 100 osób z batalionu. Dokonali tego, czego nie robił praktycznie nikt" - wspominał Torkotiuk.

Dowódca przyznał, że partnerzy z krajów zachodnich nie mogą wyjść z podziwu, słysząc o tych operacjach. Zdarza im się wręcz ganić Ukraińców za lekkomyślność i podejmowanie tak dużego ryzyka.

"Mówię (tym rozmówcom), że nasz plan to pójść na misję i potem zorientować się na miejscu, co i jak. Odpowiadają, że tak nie można, ponieważ trzeba mieć (wsparcie) lotnictwa itp. A ja pytam: +Jakie lotnictwo?+ (...) Robią wielkie oczy. Ale (ta akcja) okazała się udana, (rosyjskie) wojska po prostu przed nami uciekły" - opowiadał wojskowy.

W ubiegłym tygodniu ukraińskie władze i media informowały o skutecznych operacjach desantowych na okupowanym przez Rosję Krymie. Jak powiadomił HUR, 23 sierpnia zniszczono rosyjski system przeciwlotniczy i przeciwrakietowy S-400 w miejscowości Ołeniwka na zachodzie Krymu, a dzień później doszło do starcia z wrogiem w sąsiedniej wsi Majak na Półwyspie Tarchankuckim. Znajdują się tam baza 3. pułku radiotechnicznego sił powietrznych Federacji Rosyjskiej, a także dwie stacje radiolokacyjne wraz ze stanowiskami obrony przeciwlotniczej.

Misja została zrealizowana ze wsparciem lotnictwa i marynarki wojennej. Wypełniliśmy wszystkie zaplanowane zadania, nie ponosząc strat osobowych - zapewniał ukraiński wywiad.

szm/ adj/

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.