• <
szkoła_morska_w_gdyni_980x120_gif_2020

Ekspert: Nadchodzące aukcje będą kluczowe dla polskiego offshore. Bez ich sukcesu będzie źle

Strona główna Edukacja Morska, Nauka, Szkoły Morskie, Praca na Morzu Ekspert: Nadchodzące aukcje będą kluczowe dla polskiego offshore. Bez ich sukcesu będzie źle
Vulcan Training&Consultancy

Rozmowa z Arturem Ambrożewiczem, prezesem spółki Vulcan Training&Consultancy zajmującej się szkoleniami specjalistycznymi dla branży wiatrowej i Oil & Gas oraz Członkiem Zarządu PIMEW.

- W nowoczesnych technologiach energetycznych, zwłaszcza w szeroko rozumianej energetyce OZE, w Europie brakuje nawet półtora miliona pracowników. To ogromna liczba. Czy z Waszych obserwacji i obecności na rynku wynika, że te dane są prawdziwe? Czy rzeczywiście jest takie zapotrzebowanie na pracowników w branżach związanych z offshorem, energetyką solarną czy nawet nuklearną?

- Najłatwiej mi ocenić sytuacje w „wiatrowej części” tego zapotrzebowania. Rzeczywiście widzimy wzrost liczby osób korzystających ze szkoleń, co roku jest ich więcej o około 15-20%. Więc przybywa osób, które zaczynają przygodę z branżą. Ale też nie ma co wpadać w nadmierny optymizm, rok 2023 i 2024 były dla branży bardzo trudne, szczególnie w inwestycjach w wiatraki na lądzie. Budowało się mało, wiele kontraktów i projektów nie zostało zrealizowanych, a niektóre firmy wręcz zwalniały ludzi. Było to pokłosie wstrzymania etapu projektowania podczas pandemii.

- To, co Pan mówi, idzie trochę pod prąd powszechnemu przekonaniu, że branża kwitnie.

- No właśnie, ale kto mówi, że kwitnie?

- Jest takie medialne wrażenie, że już zatrudniamy przy wiatrakach…

- Podmioty, którym zależy na promowaniu tego przemysłu, mówią, że będzie zapotrzebowanie na ludzi, że branża wyniesie gospodarkę na wyższy poziom w przyszłości. I to prawda, że ludzie będą potrzebni, ale to jest zapowiedź wydarzeń przyszłych, a biznes patrzy na „tu i teraz”. Czy mamy kontrakty, czy mamy realizowane umowy,  na 2025, 2026? Bez kontraktów firmy nie zatrudnią ludzi. Więc tu są 2 nieco sprzeczne wizje: wizja przyszłości, gdzie ludzie będą potrzebni, i rzeczywistość, która biznesowo jest trudna.

- Czyli kluczowe pytanie brzmi: kiedy ci pracownicy będą potrzebni?

- Dokładnie tak. A to zależy od tego, czy deweloperzy zrealizują projekty i kiedy to nastąpi. W Polsce mówimy o projektach offshore dających do 2040roku 18 gigawatów – 5,9 GW obecnie, w pierwszym etapie i 12 GW później.
Jeśli spojrzymy na te 5,9 GW, to Orlen już buduje, PGE ma decyzję inwestycyjną, ale nie zaczęło budowy. Equinor i Polenergia prawdopodobnie ruszą niedługo i o ten projekt jestem spokojny, ale Ocean Wind i RWE to kwestia jeszcze bliżej nie określona. Trzymam za nie kciuki, ale na dziś nie mają zakontraktowanych wszystkich kluczowych komponentów a co za tym idzie brak dopiętego finansowania. W tym roku ma się odbyć aukcja na kolejne 2 GW. Minimum trzy firmy muszą wziąć w niej udział, ale nie wiemy, czy będą gotowe.

Mamy więc paradoks. Branża jest kluczowa dla Europy, chcemy uniezależnić się od paliw kopalnych, ale zapotrzebowanie na ludzi będzie zgodne z realizacją projektów. Jak będą kontrakty i pieniądze, wtedy pojawi się potrzeba na pracowników.

- Jesteśmy uzależnieni od tych aukcji na 12 GW by ocenić rynek pracy?

- Dokładnie tak. Dodam jeszcze jedno – Polska to duży kraj, liczący około 36,7 miliona mieszkańców. Mamy ogromny potencjał ludzki, który można zagospodarować w branży, ale brakuje nam własnych technologii – opracowanych u nas, należących do nas i przez nas rozwijanych. Dziś to Polska dostarcza specjalistów, ale jutro mogą to być Rumunia, Mołdawia czy Turcja. Ludzie są niestety łatwo zastępowalni. Jeśli nie zaczniemy rozwijać własnych rozwiązań technologicznych, to w dłuższej perspektywie niekoniecznie Polacy będą odgrywać w tej branży znaczącą rolę. Aby móc pracować nad własną technologią, polskie podmioty muszą zaangażować się w łańcuch dostaw przy realizacji nadchodzących projektów. To kluczowy warunek zarówno dla budowy krajowego przemysłu, jak i efektywnego wykorzystania potencjału naszych specjalistów. Polacy to świetni pracownicy – cenieni i kompetentni. Jednak koszt pracy rośnie: średnio to dziś 11 euro za godzinę, podczas gdy w Niemczech jest to 34 euro, a we Francji ponad 20. Doganiamy Europę, ale jeśli nie postawimy na własny przemysł i technologie, to w tym wyścigu przegramy.

- Kto interesuje się pracą w energetyce wiatrowej i lądowej? Czy potrzebni są ludzie z doświadczeniem w energetyce, czy może to być ktokolwiek, kto nie boi się fizyki i podstawowych obliczeń?

- Branża jest dla wszystkich – niewykwalifikowanych i wysoko wykwalifikowanych. Spójrzmy na inwestycję od początku. Budowa turbiny wiatrowej to jak składanie LEGO: fundament, gotowe komponenty, skręcanie. W przypadku robotników budowlanych szkolimy kandydatów głównie z zasad BHP, pracy z dźwigiem, na wysokości. Instalacja turbiny na lądzie to względnie proste zadanie, ale wymaga skupienia. Osoby bez doświadczenia, które nie boją się ciężkiej pracy – a mają doświadczenie np. z budowy czy kopalni – pod odpowiednim nadzorem dadzą radę.

W serwisowaniu turbin potrzebna jest już wiedza techniczna: mechanicy, automatycy, elektrycy. Na etapie serwisu – zależnie od zadania lub problemu – wysyła się odpowiednio wykwalifikowane osoby. To jak z autem w warsztacie: wymiana klocków hamulcowych jest prosta, ale problemy z automatyką wymagają fachowca.

- Czy na szkoleniach widać już tendencję – więcej osób interesuje się instalacją i budową czy serwisem i nadzorem farm wiatrowych?

- Pamiętajmy o proporcjach. Budowa 20–30 turbin wiatrowych wymaga zaangażowania dwóch zespołów rotacyjnych po 40–50 osób, czyli łącznie około 80–100 pracowników na okres kilku miesięcy. Natomiast serwis tych instalacji to już zaledwie 6–8 osób, ale na wiele lat. W Polsce bezrobocie jest niskie – według GUS wynosi około 4%, a według Eurostatu jedynie 2,6%. Konkurujemy więc o pracowników z innymi sektorami, zwłaszcza że obecnie to elektrycy i automatycy są jednymi z najbardziej poszukiwanych specjalistów – ich kompetencje są kluczowe dla wielu różnych inwestycji.

Pytanie brzmi: czy branża wiatrowa będzie na tyle atrakcyjna, by przyciągnąć i utrzymać tych specjalistów?

- A czy uczelnie techniczne dostosowują się do tych potrzeb? Nauka kiedyś była oderwana od biznesu, ale teraz wydaje się bliższa.

- Uczelnie faktycznie są coraz skuteczniejsze w szkoleniu, ale problemem jest demografia. W latach 80. rodziło się 700 tysięcy dzieci rocznie, potem ta liczba z roku na rok spadała, a dziś mamy 350-370 tysięcy urodzeń. To jest dramatyczna tendencja, a niedobory na rynku pracy są czymś naturalnym. Branża wiatrowa nie wymaga kosmicznej wiedzy – to stal, kable, automatyka. Politechniki w Gdańsku, Szczecinie czy Gdyni kształcą dobrych mechaników i elektryków, którzy się tu odnajdą.

Ale mamy za dużo socjologów czy politologów, z całym szacunkiem dla tych zawodów. Powinniśmy stawiać na kierunki techniczne od najmłodszych lat.

Sami też próbujemy do takich wyborów zachęcać. Nasze centrum odwiedziło od 2018 roku blisko 7 tysięcy dzieci. Chcemy ich zaciekawiać techniką. Do tego nauczyciele powinni być z najwyższymi kwalifikacjami, by potrafili w ciekawy i zrozumiały sposób przekazać tematy z fizyki, chemii czy matematyki. By dzieci rozumiały te przedmioty i potrafiły je stosować w praktyce.

- Stawiacie Państwo jednak na rozwój branży offshore, budujecie nawet centrum szkoleniowe w Rumi, koło Trójmiasta. A jak wygląda harmonogram budowy tego ośrodka.

- Mamy pozwolenie na budowę, start planujemy na koniec drugiego kwartału, by działać w 2027 roku. Chcemy mocniej wejść na rynek Pomorza Gdańskiego, Warmii i Mazur,  Mazowsza.

- Kompetencje z offshore przydają się też w onshore? Jesteście otwarci na obie dziedziny?

- Tak, jesteśmy specjalistami w branży oil & gas – to właśnie w tym sektorze budowaliśmy nasze kompetencje od samego początku, dlatego offshore jest nam szczególnie bliski. Szkolimy jednak również na potrzeby sektora onshore.

Jako jedyni w Polsce posiadamy akredytację OPITO na szkolenia offshore – zarówno dla branży oil & gas, jak i sektora wiatrowego. Oil & gas to nasz fundament, ale sektor wiatrowy zyskuje coraz większe znaczenie i dynamicznie się rozwija.

- A firmy zagraniczne – Equinor, Orsted – przywożą swoich ludzi, czy stawiają na polskich pracowników?

- Wspomniane firmy, takie jak Equinor czy Ørsted, zatrudniają polskich specjalistów, ale realizację kontraktów powierzają zazwyczaj dużym podmiotom z grupy Tier 1 – to ich zaufani partnerzy, z którymi współpracują od lat przy projektach na całym świecie.

Naszym zadaniem jest przekonanie tych głównych wykonawców do angażowania polskich firm, a równocześnie budowanie krajowych kompetencji w taki sposób, by w niedalekiej przyszłości w Polsce mogły powstać własne podmioty klasy Tier 1.

To właśnie jedno z kluczowych zadań, które realizujemy w Polskiej Izbie Morskiej Energetyki Wiatrowej (PIMEW), gdzie mam zaszczyt pełnić funkcję Członka Zarządu. Jesteśmy gotowi na to wyzwanie – teraz czas na konsekwentną pracę.

- Wspomniane aukcje pod koniec roku pokażą, czy offshore w Polsce ma stabilną przyszłość?

- Tak, to absolutnie kluczowe dla stabilności rynku. Firmy potrzebują długoterminowej perspektywy, aby móc inwestować w linie produkcyjne, rozwijać współpracę z kooperantami i planować zatrudnienie.

Bez sukcesów w najbliższej aukcji na 2GW po 2027 roku branża może znaleźć się w kryzysie – zamiast tworzenia miejsc pracy pojawi się ryzyko zwolnień, a rozwój całego sektora offshore wind zostanie zahamowany.

Dlatego aukcje na drugą fazę polskiego offshore są nie tylko ważne – one są fundamentalne dla przyszłości tej branży.

 

Dziękujemy za wysłane grafiki.