Hubert Bierndgarski
Morze Bałtyckie nie jest przeznaczone na połowy paszowe. Powinny się tu odbywać tylko połowy konsumpcyjne i to pod szczególnym nadzorem. To słowa rybaków, którzy opowiadają się za czasowym wstrzymaniem połowów na Bałtyku. Wstrzymanie połowów miałoby być związane z katastrofalnym stanem zasobów rybnych morza.
O kilku dni w mediach branżowych pojawia się informacja o planie czasowego wstrzymania połowów na Morzu Bałtyckim. Mowa jest o okołu pięciu latach, w czasie których wszystkie kraje nadbałtyckie zobligowane zostałyby do całkowitego zaniechania połowów. Rybacy mieliby otrzymać rekompensaty za postój w portach.
- Jest potrzeba zamknięcia Bałtyku - mówi Andrzej Rekowski, armator kutra UST-118. - Nie jest tak, że my chcemy tej decyzji, ale jest to konieczność, która uratuje to, co zostało w morzu. Nie ma innego wyjścia. W latach dziewięćdziesiątych Unia Europejska zamknęła Morze Północne na pięć lat i wprowadziła ochronę dorsza. Jest to więc możliwe. Przy takiej eksploatacji jak dzisiaj, nie ma nadziei, że Bałtyk się odrodzi. Morze Bałtyckie nie jest przeznaczone na połowy paszowe. Powinny się tu odbywać tylko połowy konsumpcyjne i to pod szczególnym nadzorem. Dlatego chcemy całkowitego, dożywotniego zakazu połowów paszowych na Bałtyku i zakazu połowów trałowych w strefie przybrzeżnej, oraz czasowego zamknięcia morza.
Zdaniem Rekowskiego barbarzyństwem było zmniejszenie w 2015 roku wymiaru dorsza z 38 na 35 cm. Ta decyzja tylko pogłębiła problemy z rybą. Teraz rybacy po dwóch dniach rejsu są w stanie przywieźć około 4-5 skrzynek dorsza i flądry.
Grzegorz Hałubek, doradca do spraw rybołówstwa Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej jest przekonany, że Komisja Europejska podejmie odpowiednie decyzje, dotyczące przyszłości rybołówstwa.
- W tej chwili na Bałtyku mamy do czynienia z sytuacją, kiedy nie ma ryb tarłowych i konsekwencję tego, czyli brak narybku.Komisja Europejska będzie musiała podejmować jakieś działania, aby to naprawić - mówi doradca ministra.
Zdaniem Hałubka, który opiera się na badaniach naukowców, w Bałtyku doszło do sytuacji, że ryby są zagłodzone i nie mają co jeść.
- To duży problem dla Komisji Europejskiej, która musi na nowo wprowadzić regulacje. Historia zna wiele rozwiązań tego problemu. Nie chciałbym nic narzucać, ale wnioski nasuwają się same - dodaje.
Hałubek wspomina również, że rybołówstwo, podobnie jak rolnictwo wyposażone jest w odpowiednie mechanizmy finansowe, które są uruchamiane w przypadku problemów ekologicznych. Chodzi o rekompensaty lub dopłaty do hodowli i połowów.
- Jesteśmy w przededniu uruchomienia funduszu, który będzie mógł wspierać rybaków. Ponieważ kryzys w rybołówstwie jest poważny, część rybaków może szykować się na całkowitą zmianę branży i na to też powinny znaleźć się pieniądze.
Według nieoficjalnych informacji, już w kwietniu tego roku planowany jest pierwszy, czasowy postój rybaków. Wstępnie mówi się o miesiącu lub dwóch całkowitego postoju, za który rybacy otrzymaliby rekompensaty. Nie znamy jednak szczegółów tego projektu. Nie wiadomo również, jak na wstrzymanie połowów zareaguje branża przetwórstwa ryb.
Zdaniem rybaków i urzędników z ministerstwa, jeżeli nie podejmie się żadnych działań, za dwa lata Bałtyk stanie się martwym morzem.
Wyprawa Save The Baltic Sea na przystanku w Darłowie
Nieformalna rada ministrów UE ds. rybołówstwa
Aukcja charytatywna z okazji Dnia Bałtyku
Cermaq podejmuje szerszą współpracę z Cognizant w celu dalszego podnoszenia wydajności operacyjnej
Ocean Ark. DNV i Ocean Sovereign podpisują porozumienie dotyczące innowacyjnego statku do hodowli ryb
Chemia w morzu i na plaży. Zanieczyszczamy oceany globalnie, trujemy się lokalnie