• <

"Po pierwsze, jest pan wolny". Sąd nie zgodził się na ekstradycję Ukraińca podejrzanego o wysadzenie Nord Stream

Strona główna Prawo Morskie, Finanse Morskie, Ekonomia Morska "Po pierwsze, jest pan wolny". Sąd nie zgodził się na ekstradycję Ukraińca podejrzanego o wysadzenie Nord Stream

Sąd postanowił odmówić władzom niemieckim wydania Wołodymyra Ż., a także uchylić środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania i nakazać jego niezwłoczne zwolnienie - poinformował w piątek sędzia Dariusz Łubowski.

- Po pierwsze jest pan wolny - powiedział do Wołodymyra Ż. sędzia.

Następnie zaznaczył, że wniosek władz niemieckich o wydanie mężczyzny nie zasługuje na uwzględnienie. Podkreślił, że przedmiotem niniejszego postępowania nie jest ustalenie, czy ścigany dopuścił się zarzucanego mu przez stronę niemiecką czynu, a jedynie czy czyn ten może stanowić podstawę do wykonania europejskiego nakazu aresztowania.

- Sąd polski nie dysponuje w tej sprawie żadnymi dowodami, albowiem strona niemiecka przesłała jedynie bardzo ogólne informacje - dodał.

Na postanowienie warszawskiego sądu okręgowego można wnieść zażalenie do Sądu Apelacyjnego.

Do zniszczenia trzech z czterech nitek Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przeznaczonych do transportu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec, doszło 26 września 2022 roku (ponad siedem miesięcy po wybuchu pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę) na głębokości około 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego. 49-letni Ukrainiec twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem i że w czasie, gdy do niego doszło, przebywał w Ukrainie. (PAP)

mas/ akuz/ aba/

Fot. Depositphotos

AKTUALIZACJA

17.10.2025, 14:09 Premier o decyzji ws. Wołodymyra Ż: sąd odmówił ekstradycji - i słusznie, sprawa zamknięta

Polski sąd odmówił ekstradycji do Niemiec Ukraińca podejrzewanego o wysadzenie Nord Stream 2 i zwolnił go z aresztu. I słusznie. Sprawa zamknięta – oświadczył w piątek premier Donald Tusk po ogłoszeniu decyzji warszawskiego sądu okręgowego dotyczącej Wołodymyra Ż.

Wołodymyr Ż. był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA), wydanym przez niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe, w związku z podejrzeniem sabotażu konstytucyjnego, zniszczeniem mienia oraz zniszczeniem rurociągu Nord Stream 2. Zatrzymano go w końcu września w Polsce. W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie nie zgodził się na wydanie go stronie niemieckiej i uchylił mu tymczasowy areszt.

„Polski sąd odmówił ekstradycji do Niemiec Ukraińca podejrzewanego o wysadzenie Nord Stream 2 i zwolnił go z aresztu. I słusznie. Sprawa zamknięta” – napisał szef rządu na X.

Wcześniej w piątek, jeszcze przed ogłoszeniem przez warszawski sąd tej decyzji, premier został zapytany przez dziennikarzy w Sejmie o wynik sondażu, w którym blisko połowa (49,2 procent) ankietowanych uznała, że Polska nie powinna wydać niemieckim służbom Wołodymyra Ż.

– Jest kilka oczywistych powodów, dla których państwo polskie nie jest zainteresowane tym, żeby ścigano tych, którzy walczą z Rosją, ale są też z drugiej strony przepisy europejskie, Europejski Nakaz Aresztowania, więc sprawa jest cholernie skomplikowana też w wymiarze międzynarodowym, a na końcu, jak wiecie, sąd decyduje – powiedział premier.

Stwierdził też, że historia „ciągle polega na tym samym”. – To znaczy w naszej ocenie prawdziwym problemem była budowa Nord Stream 2, a nie jego wysadzenie, jakkolwiek te słowa brzmią brutalnie i jak mogą denerwować niektórych Niemców – powiedział Tusk.

Do zniszczenia trzech z czterech nitek Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przeznaczonych do transportu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec, doszło 26 września 2022 roku (ponad siedem miesięcy po wybuchu pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę) na głębokości około 80 metrów, na dnie Bałtyku. Według niemieckiej prokuratury osoby odpowiedzialne za zniszczenie gazociągu skorzystały z jachtu, który wypłynął z portu w Rostocku. Łódź mieli wynająć od niemieckiej firmy na podstawie fałszywych dokumentów tożsamości i z pomocą pośredników. Według śledczych nurkowie przymocowali do nitek rurociągów co najmniej cztery ładunki wybuchowe, a po akcji zostali odebrani przez kierowcę i zawiezieni do Ukrainy.

Wołodymyr Ż. został zatrzymany 30 września na podstawie ENA w podwarszawskim Pruszkowie, gdzie mieszka.

Sędzia Dariusz Łubowski powiedział w piątek, że wniosek władz niemieckich o wydanie Wołodymyra Ż. nie zasługuje na uwzględnienie. Podkreślił, że przedmiotem postępowania nie jest ustalenie, czy ścigany dopuścił się zarzucanego mu przez stronę niemiecką czynu, a jedynie czy czyn ten może stanowić podstawę do wykonania Europejskiego Nakazu Aresztowania. – Sąd polski nie dysponuje w tej sprawie żadnymi dowodami, albowiem strona niemiecka przesłała jedynie bardzo ogólne informacje – dodał. Na postanowienie warszawskiego sądu okręgowego można wnieść zażalenie do Sądu Apelacyjnego. (PAP)

nl/ mok/ mhr/

17.10.2025, 17:33 Prof. Piotr Kruszyński: decyzja sądu w sprawie Wołodymyra Żurawlowa to precedens

Decyzja sądu, który nie zgodził się na wydanie w ramach europejskiego nakazu aresztowania (ENA) Wołodymyra Żurawlowa to precedens, ponieważ dotąd wydawanie w ramach UE osób poszukiwanych było niemal automatyczne, zwłaszcza jeśli nie dotyczyło obywatela państwa wydającego - powiedział PAP prof. Piotr Kruszyński.

Sąd Okręgowy w Warszawie postanowił w piątek odmówić władzom niemieckim wydania Wołodymyra Żurawlowa, podejrzewanego o wysadzenie gazociągu Nord Stream. Sąd uchylił także środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania i nakazał niezwłoczne zwolnienie Żurawlowa.

Sędzia Dariusz Łubowski podkreślił w uzasadnieniu, że przedmiotem postępowania nie było ustalenie, czy ścigany dopuścił się zarzucanego mu przez stronę niemiecką czynu, a jedynie czy czyn ten może stanowić podstawę do wykonania europejskiego nakazu aresztowania. – Sąd polski nie dysponuje w tej sprawie żadnymi dowodami, albowiem strona niemiecka przesłała jedynie bardzo ogólne informacje – wyjaśnił sędzia.

Profesor prawa i adwokat Piotr Kruszyński zwrócił uwagę w rozmowie z PAP, że tryb Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) służy temu, by szybko wydawać osoby oskarżone lub skazane w ramach państw Unii Europejskiej. – Ta instytucja opiera się na wzajemnym zaufaniu. Skoro jedno z państw Unii Europejskiej zdecydowało się do niej przystąpić i ratyfikowało także konwencję o Europejskim Nakazie Aresztowania, to – bez wchodzenia w szczegóły – powinno wydać osobę poszukiwaną. Dlatego jestem zdziwiony tą decyzją sądu, choć nie znam szczegółów uzasadnienia ani akt sprawy – powiedział prof. Kruszyński.

Sprawa, jego zdaniem, jest precedensowa. Tym bardziej że Wołodymyr Żurawlow nie jest obywatelem polskim. Zaś w Niemczech też zapewne mógłby liczyć na sprawiedliwe osądzenie, uwzględniające wszystkie przesłanki, także to, że jego czyn był związany z wojną, jaką Ukraina prowadzi z Rosją.

– Teraz można się obawiać, że jeśli Polska wystąpi do Niemiec o wydanie w ramach ENA jakiegoś sprawcy, to Niemcy też odmówią. Bo zadziała zasada retorsji – zaznaczył prof. Kruszyński.

Wołodymyr Żurawlow był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA), wydanym przez niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe, w związku z podejrzeniem sabotażu konstytucyjnego, zniszczeniem mienia oraz zniszczeniem rurociągu Nord Stream. Zatrzymano go w końcu września w Polsce.

Sędzia Dariusz Łubowski w ustnym uzasadnieniu przypomniał m.in., że obrona Żurawlowa obszernie podnosiła zarzuty wobec niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, wskazując, że istnieje bezwzględna przeszkoda do wykonania ENA. – Podnosiła, że ewentualne wydanie ściganego do Niemiec naruszałoby prawa i wolności człowieka. Zdaniem obrony miałoby to wynikać z politycznego kontekstu tej sprawy i głębokiego upolitycznienia sądów niemieckich – mówił sędzia.

Wskazał też, że czyn ten został dokonany w czasie trwającej od 2014 roku „krwawej i ludobójczej napaści Rosji na Ukrainę”. Zaznaczył, że wysadzenie infrastruktury krytycznej wrogiego państwa w czasie pokoju przez służby specjalne czy grupy terrorystyczne jest sabotażem i stanowi przestępstwo. – Natomiast tego rodzaju działania podejmowane przez siły zbrojne i siły specjalne w trakcie wojny na infrastrukturę krytyczną agresora nie są sabotażem, a aktem dywersji, które w żadnym razie przestępstwami być nie mogą – powiedział sędzia.

– Innymi słowy Ukraina, o ile to Ukraina, siły specjalne i ścigany, czego sąd nie przesądza, zorganizowały zbrojną misję zniszczenia rurociągów wroga, to działania te nie były bezprawne. Przeciwnie, były uzasadnione, racjonalne i sprawiedliwe – powiedział sędzia.

Podkreślił też, że ściganemu, o ile był sprawcą tego czynu, przysługuje tzw. immunitet funkcjonalny. – Czyn ten ze względu na swój urzędowy charakter przypisany może być jedynie państwu, ewentualnie państwu ukraińskiemu, i tylko to państwo może za niego ponieść odpowiedzialność – mówił w uzasadnieniu sędzia. Zaznaczył również, że wysadzenie rurociągu Nord Stream nie miało miejsca na terenie Niemiec, ale na wodach międzynarodowych, a rurociąg Nord Stream nie jest podmiotem niemieckim.

Na postanowienie warszawskiego sądu okręgowego można wnieść zażalenie do Sądu Apelacyjnego.

Do zniszczenia trzech z czterech nitek Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przeznaczonych do transportu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec, doszło 26 września 2022 roku (ponad siedem miesięcy po wybuchu pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę) na głębokości około 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego. 49-letni Ukrainiec twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem i że w czasie, gdy do niego doszło, przebywał w Ukrainie. (PAP)

pś/ bst/ mhr/

17.10.2025, 19:11 Szef MSZ Niemiec: szanuję decyzję polskiego sądu w sprawie Wołodymyra Żurawlowa

Szanuję decyzję polskiego sądu, nie jest rolą władzy wykonawczej wtrącanie się w postanowienia sądów - powiedział w piątek szef niemieckiej dyplomacji Johann Wadephul, odpowiadając na pytanie o odmowę wydania przez polski sąd niemieckim władzom podejrzanego o wysadzenie gazociągu Nord Stream Ukraińca Wołodymyra Żurawlowa.

- W Polsce zapadła decyzja sądu, którą szanuję, gdyż uznajemy zasadę podziału władzy – oświadczył Wadephul w odpowiedzi na pytanie dziennikarki.

Dodał, że rolą władzy wykonawczej „nie jest wtrącanie się” w postanowienia sądów, „zwłaszcza w innych państwach”.

Wadephul był pytany o sprawę w Ankarze, podczas spotkania ze swoim tureckim odpowiednikiem Hakanem Fidanem.

Sąd Okręgowy w Warszawie odmówił w piątek wydania władzom niemieckim Wołodymyra Żurawlowa, a także uchylił mu areszt i nakazał niezwłoczne zwolnienie.

Mężczyzna był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA), wydanym przez niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe, w związku z podejrzeniem sabotażu konstytucyjnego, zniszczeniem mienia oraz zniszczeniem rurociągu Nord Stream. Zatrzymano go w końcu września w Polsce.

Sędzia Dariusz Łubowski w ustnym uzasadnieniu przypomniał m.in., że obrona Żurawlowa obszernie podnosiła zarzuty wobec niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, wskazując, że istnieje bezwzględna przeszkoda do wykonania ENA.

– Podnosiła, że ewentualne wydanie ściganego do Niemiec naruszałoby prawa i wolności człowieka. Zdaniem obrony miałoby to wynikać z politycznego kontekstu tej sprawy i głębokiego upolitycznienia sądów niemieckich – mówił sędzia.

Premier Donald Tusk podkreślił w ubiegły wtorek, że w interesie Polski nie jest oskarżanie albo wydawanie podejrzanego o wysadzenie Nord Stream w ręce innego państwa. Dodał, że jedynymi, którzy powinni wstydzić się w kwestii Nord Stream 2, są ci, którzy zdecydowali o jego budowie.

W Niemczech sprawę podejrzanego o wysadzenie gazociągu podnosi regularnie współprzewodniczący prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD) Tino Chrupalla. Opowiada się on za wyjaśnieniem sprawy przed niemieckim Federalnym Trybunałem Sprawiedliwości, wzywając przy tym rząd w Berlinie, by „stanął w obronie niemieckiego prawa karnego”. Chrupalla postuluje również zreperowanie oraz uruchomienie Nord Stream.

Do zniszczenia trzech z czterech nitek Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przeznaczonych do transportu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec, doszło 26 września 2022 roku (ponad siedem miesięcy po wybuchu pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie) na głębokości około 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego. 49-letni Żurawlow twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem, i że w czasie, gdy do niego doszło, przebywał w Ukrainie.

Z Berlina Mateusz Obremski (PAP)

mobr/ ap/ jpn/

Tagi:
''

Dziękujemy za wysłane grafiki.