• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

„Przeczesując morze krok po kroku, pas po pasie” – wywiad z Hubertem Jando, uczestnikiem wyprawy Santi - odnaleźć Orła

Wioleta Macul

24.05.2015 21:23 Źródło: własne
Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo „Przeczesując morze krok po kroku, pas po pasie” – wywiad z Hubertem Jando, uczestnikiem wyprawy Santi - odnaleźć Orła

Partnerzy portalu

„Przeczesując morze krok po kroku, pas po pasie” – wywiad z Hubertem Jando, uczestnikiem wyprawy Santi - odnaleźć Orła - GospodarkaMorska.pl

Samą ideą tego długofalowego projektu jest nie tylko znalezienie miejsca spoczynku najsławniejszego okrętu podwodnego RP i ustalenie hipotezy jego zatonięcia, ale też wskrzeszenie pamięci na temat okrętu. O tym co się wydarzyło w 1940 roku i jak wygląda przeszukiwanie morza opowiada historyk dr Hubert Jando.

Gospodarka Morska: Co się wydarzyło w czerwcu 1940 roku? Jak zatonął ORP Orzeł?

dr Hubert Jando: Istnieje osiem hipotez dotyczących zatonięcia Orła. My sprawdzamy jedną z nich, którą uznaję za najbardziej prawdopodobną. Jest to hipoteza, którą jako pierwszy opublikował Tomasz Kawa i zgodnie z nią Orzeł został zaatakowany 3 czerwca 1940 roku o godzinie 8.04 przez brytyjski bombowiec, w efekcie czego zatonął. Brytyjczycy nie wiedzieli co dokładnie zatopili, ale cała analiza dokumentów, materiałów źródłowych, jakie od kilku lat gromadzimy, z archiwów angielskich, niemieckich, polskich wskazuje na to, że obiektem ataku był polski okręt podwodny.

Najcięższą rzeczą jest określenie obszaru poszukiwań. Pilot brytyjski po tym ataku sporządził raport, w którym podał współrzędne. Nawigacja na morzu jest o tyle trudna, że nie można określić punktów odniesienia, w wyniku czego znając punkt ataku nie jesteśmy w stanie stwierdzić gdzie ten wrak się znajduje i jaki jest próg błędu. Dla porównania dodam, że w zeszłym roku znalazł się ORP Kujawiak – leżał on 2,5 mili od miejsca, w którym został zatopiony. Co ciekawe, tę pozycję znała część załogi, która została uratowana.

Myślimy więc, że nasz wrak może leżeć nawet 15 mil od miejsca ataku, tak więc przeszukujemy kawałek po kawałku każdy fragment morza.

Santi odnaleźć Orła jest to długofalowy projekt, którego poszczególnymi etapami ekspedycji jest wykluczenie kolejnych hipotez, bądź skupienie się na tej, którą ja, jako historyk uznaję za najbardziej prawdopodobną. Podobnie jak na każdej z poprzednich wypraw tak i teraz badaliśmy północne wody przeczesując morze krok po kroku, pas po pasie. Sprawdziliśmy 150km2 Morza Północnego co nie wyklucza absolutnie zakładanej przez nas hipotezy, więc będziemy badania kontynuować.

GM: To była szósta wyprawa po Orła, czym różniła się ona od wcześniejszych? Co się udało ustalić, jakie są dalsze hipotezy?

H.J: Wypraw było sześć, 3 zorganizowała Marynarka Wojenna, 2 odbyły się pod szyldem Santi, jedną sponsorowało BalexMetal. Osobiście miałem okazję uczestniczyć w czterech i mam nadzieję, że będzie mi dane popłynąć w kolejnych (śmiech). Każda z nich jest krokiem, który nas zbliża do rozwiązania tej tajemnicy. Przeszukaliśmy obszar 4 na 8 mil, to jest ok 150 km2, w miejscu ataku podanego przez brytyjskiego lotnika i w tym miejscu na pewno Orła nie ma.

GM: Czyli jaki jeszcze obszar został do zbadania?

HJ: Około dziewięć razy taki, jak przeszukaliśmy czyli mniej więcej 1200 km2, po to żeby wykluczyć tę hipotezę z pełną świadomością.

GM: Ile kolejnych wypraw jeszcze planujecie?

HJ: Na dniach będziemy mieli spotkanie, na którym ustalimy co dalej będziemy robić. Następna wyprawa będzie na pewno w przyszłym roku, a nie wiem czy jeszcze nie w tym, cały czas się zastanawiamy. Będziemy poszukiwać do tego momentu, aż uda nam się wrak znaleźć. Takie jest nasze założenie.

GM: Jak wygląda przygotowanie do takiej wyprawy?

HJ: Wpadliśmy na taki pomysł, żeby nie wynajmować statku badawczego z Polski, tylko po prostu polecieliśmy do Wielkiej Brytanii i wynajęliśmy statek rybacki – dosyć mały, bo ma około 25 metrów – i ten statek wyposażamy w sprzęt, który przewieźliśmy lądem, tj. echosonda wielowiązkowa, sonar holowany, mielimy też robota podwodnego, który wyrzucany jest w momencie, gdy natrafimy na jakiś wrak. Jednak przy użyciu tych dwóch sprzętów, echosondy wielowiązkowej i sonaru holowanego jesteśmy w stanie znaleźć wrak o interesujących nas wymiarach, by później dokonać bliższej inspekcji, za pomocą robota podwodnego wyposażonego w kamerę.

GM: Jakie są czynności, kiedy znajdziecie się już na pełnym morzu?

HJ: Nasza ekipa składa się z ludzi o różnych pasjach i zawodach. Są nurkowie, są historycy, są hydrografowie. Najkrócej mówiąc przerabiamy statek rybacki w statek hydrograficzny. Zabieramy taki sprzęt, który umożliwia nam pracę w różnych warunkach, również w warunkach zbliżonych do sztormu. Teraz mieliśmy podobny stan, siła wiatru była od 5 do 7 st. w skali Beauforta, były fale wysokie na cztery metry – wtedy użycie sonaru jest już niemożliwe, natomiast echosonda wielowiązkowa powoduje, że możemy pracować nieustannie.

Na burcie statku za pomocą wysięgników zamontowaliśmy sondę wielowiązkową i wykonujemy tzw. profile pomiarowe polegające na tym, że wytyczamy określonej długości pas i sonda po prostu pokrywa ten obszar. Najczęściej to jest od 300 do 400 m, pas po pasie, tak żeby nie było żadnego marginesu błędu, żadnego martwego pola. Pokrywamy tę przestrzeń na zakładkę. Dzięki temu wykluczamy dany obszar, na którym wiemy, że na pewno wraku nie ma i w ten sposób kolejna wyprawa jest przedłużeniem poprzedniej.

GM: Wasza wyprawa trwa zaledwie kilka dni, czy pracujecie 24h na dobę, robicie przerwy, są zmiany?

HJ: Pod szyldem Santi jest organizowana druga ekspedycja, pierwsza była w 2014 r., teraz w 2015 r. była druga. Na początku instalujemy sprzęt, kalibrujemy go, sprawdzamy na jakimś określonym po drodze wraku, żeby sprawdzić jak wszystko działa. Mamy w zespole hydrografów z Instytutu Morskiego, którymi dowodzi dr Benedykt Hac, on wyznacza nam techniki pomiarowe.

Dzielimy załogę na wachty, gdzie w każdej znajduje się jeden hydrograf, który m.in. odpowiada za to, żebyśmy tego wraku nie przeoczyli. My siedzimy obok niego, tam czasami wręcz trwają walki o to, kto będzie siedział przed monitorem, bo nikt nie chciałby przespać czy pominąć momentu, w którym wrak okrętu ORP Orzeł pojawi się na monitorach.

Proces szukania odbywa się nieustannie, dzięki echosondzie wielowiązkowej możemy pracować dzień i noc, więc nie ma chwili odpoczynku, cały czas ktoś przy monitorach jest, 24h na dobę.

GM: Powstała duża ilość artykułów i książek na temat zaginionego wraku, czy tylko wasza ekipa zajmuje się poszukiwaniami?

HJ: Poszukuje wraku Marynarka Wojenna, która organizowała wyprawy w 2006 roku,  2010 r. i 2013 roku. Miałem okazję być w 2013 r. na tej wyprawie, dzięki uprzejmości ówczesnego dowódcy Marynarki adm. Tomasza Mathei. Marynarka Wojenna prowadzi swoje poszukiwania, dwie ekspedycje były organizowane pod szyldem Santi. Staramy się być w kontakcie z Holendrami szukającymi swojego „Orła”, czyli okrętu O13, który zaginął również bez wieści na Morzu Północnym paręnaście dni po zaginięciu jednostki ORP Orzeł. Oni szukają na trochę innym obszarze niż my, ale jesteśmy ciągle w kontakcie i staramy się wymieniać między sobą pewne informacje, żeby nie przeczesywać kolejny raz tych samych obszarów.

GM: Spytam jeszcze z ciekawości, co było początkiem Pana fascynacji Orłem, napisał pan na ten temat rozprawę doktorską. Kiedy zwykła ciekawość przerodziła się w pasję?

HJ: Pamiętam jak miałem około 9-10 lat i mama kupiła mi książkę o Marynarce Wojennej. Wtedy po raz pierwszy przeczytałem o Orle i zastanawiałem się gdzie ten okręt jest. To jest zupełna prawda, tak było! (śmiech). Później w 2005 r. ten temat mnie na poważnie wciągnął, zacząłem gromadzić wszelkiego rodzaju materiały, udało mi się napisać o tym doktorat. Aktualnie zaś w przyszłym tygodniu oddaję do sprawdzenia książkę poświęconą hipotezom zatonięcia Orła. Książka będzie nosić tytuł "ORP Orzeł. Historia i hipotezy jego zatonięcia" i ukaże się nakładem Muzeum Marynaki Wojennej. Jestem zdania, że jeśli ktoś chce coś osiągnąć, to jest w stanie to zrobić, wystarczy chcieć.

Rozmawiała: Wioleta Macul

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.