• <
szkoła_morska_w_gdyni_980x120_gif_2020

Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność: kilku pracowników lub cała firma

ew/Rafał Remont

12.05.2020 07:48 Źródło: własne
Strona główna Edukacja Morska, Nauka, Szkoły Morskie, Praca na Morzu Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność: kilku pracowników lub cała firma

Partnerzy portalu

Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność: kilku pracowników lub cała firma - GospodarkaMorska.pl

W ubiegłym roku odbierali statuetkę za wygraną w konkursie PIG w kategorii „Społeczna odpowiedzialność biznesu”, dziś muszą podejmować trudne decyzje personalne. Jak tłumaczy Maciej Twardowski, Dyrektor Zarządzający TTS, jednego z największych pracodawców w obszarze metropolitarnym Szczecina, każdy odpowiedzialny pracodawca musi rozważyć wszystkie opcje.

Jak bardzo zmieni się rynek pracy? Czy zwiększy się bezrobocie? Czy pracownicy ze Wschodu wciąż będą pożądani? Sytuacja gospodarcza, która obecnie determinuje rynek pracy, jest wyjątkowa i nie da się jej porównać do żadnego z dotychczasowych kryzysów. Praktycznie wszystkie firmy odczuły skutki kryzysu, jedne negatywnie, inne pozytywnie. Są przedsiębiorstwa, które świadczą usługi branży medycznej i dziś, by realizować dużą ilość zamówień, muszą zatrudniać dodatkowych pracowników. Zdecydowana większość firm odczuwa jednak kryzys negatywnie, zaczynają się zwolnienia pracowników.

- Robiliśmy wszystko, by utrzymać poziom zatrudnienia na poziomie sprzed kryzysu, ale już teraz wiemy, że nie będzie to możliwe – mówi Maciej Twardowski, Dyrektor Zarządzający w Technologiach Tworzyw Sztucznych, firmie zajmującej się produkcją jachtów. To przedsiębiorstwo wygrało ubiegłoroczną edycję konkursu Pracodawca Roku w kategorii „Firma odpowiedzialna społecznie”.

– Chciałbym powiedzieć, że nie będziemy redukować kadry, ale żaden odpowiedziany przedsiębiorca takiej deklaracji nie może składać. Nie wiemy, co tak naprawdę nas czeka i jak długo ten kryzys będzie trwał. Wszystko wskazuje na to, że Europa nieprędko rozprawi się z koronawirusem – wyjaśnia Maciej Twardowski. – Branża jachtowa odczuwa ten kryzys i liczba zamówień na nasze usługi zmaleje. Pomoc rządu dla firm jest niewystarczająca. Stanęliśmy przed bardzo trudnym wyborem: albo zwolnimy kilka osób, albo zaryzykujemy i będziemy czekać, co może doprowadzić do całkowitego upadku przedsiębiorstwa. Żaden odpowiedzialny przedsiębiorca nie zdecyduje się na to drugie rozwiązanie, musimy dokonać redukcji zatrudnienia, po to, by ocalić kolejnych kilkaset stanowisk pracy – komentuje.

W tej branży home office nie wystarczy

Robert Nalewaj, Kierownik Działu HR w TTS, także ubolewa nad koniecznością redukcji zatrudnienia. Wskazuje, że goleniowska spółka jest jednym z największych pracodawców na Pomorzu Zachodnim, zatrudnia specjalistów z różnych branż, począwszy od laminiarzy, a skończywszy na formierzach, elektrykach, stolarzach czy monterach. W TTS pracują m.in. Polacy, Ukraińcy, Filipińczycy, czy Nepalczycy.

- Ci pracownicy, którzy mogą wykonywać swoje zadania w systemie home office, pracują zdalnie – wyjaśnia Robert Nalewaj. – Część zespołu musi jednak wykonywać prace produkcyjne na terenie zakładu. Zdecydowanej większości zadań nie da się wykonać, pracując w domu. Wiemy już, że będziemy zmuszeni wstrzymać produkcję, przygotowujemy się do tego. Trudne decyzje, które musimy dziś podejmować, są po to, by ocalić jak największą ilość miejsc pracy w naszym zakładzie. Dziś przedsiębiorcy biorą na siebie ogromną odpowiedzialność, wszystkie decyzje muszą być racjonalne – dodaje.

Pomimo kłopotów, nie zapominają o pomaganiu innym

TTS działa na terenie Goleniowskiego Parku Przemysłowego. Obecnie zatrudnia 600 osób. Pomimo tego, że spółka odczuwa kryzys spowodowany epidemią, wciąż angażuje się w pomoc służbie zdrowia. Przekazała między innymi kombinezony ochronne szpitalom i sztabom kryzysowym w regionie, przekazała również środki finansowe za zakup specjalistycznego sprzętu dla szpitala przy ul. Arkońskiej w Szczecinie. Dyrektor TTS namawia przedsiębiorców, by w tym trudnym czasie nie zapominały o pomaganiu.

- Firmy zrobiły wiele, ale to wciąż zbyt mało, by mówić o zabezpieczeniu służby zdrowia, wciąż otrzymujemy sygnały, że są ogromne potrzeby – mówi Maciej Twardowski. – Tak naprawdę każdy może pomóc, nawet niewielkie wsparcie ze strony jednego przedsiębiorstwa będzie wielką pomocą dla szpitali, gdy tych przedsiębiorstw będzie dużo. Wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za gospodarkę, pomagając służbie zdrowia uporać się z epidemią, pomagamy sobie i naszym biznesom – tłumaczy.

Mateusz Iżakowski, rzecznik prasowy Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Szczecinie przyznaje, że pomoc od mieszkańców Szczecina i firm cały czas płynie i że wsparcie nadal jest potrzebne.

- Ta pomoc płynie do nas praktycznie od pierwszych dni, kiedy w szpitalu pojawili się pacjenci z koronawirusem - informuje. - Na początku firmy do nas same się zgłaszały. W pewnym momencie było tak wielu chętnych do pomocy, że ciężko było to ogarnąć. I w tym momencie swoją pomoc zaoferowali sami mieszkańcy Szczecina, którzy skrzyknęli się w internecie i stworzyli grupę zrzeszającą wszystkich darczyńców. W tym momencie całość zaczęła działać jak w zegarku. Na początku było to jedzenie dla naszego personelu medycznego. Z czasem zgłaszaliśmy zapotrzebowanie m.in. na maseczki, kombinezony, czy przyłbice. Wszystko o co prosiliśmy, po kilku dniach otrzymywaliśmy. Wielkie serca okazały nam firmy. Użyczono szpitalowi kilka samochodów na czas epidemii, dzięki którym jesteśmy w stanie szybko pojechać po nowe testy covid-19 do Warszawy lub zawieźć pacjenta do izolatorium. Ponadto na nasze konto bankowe zaczęły wpływać pieniądze od darczyńców, które na bieżąco wydawane są na sprzęt do ratowania życia i walki z koronawirusem – dodaje.

Maciej Twardowski apeluje do przedsiębiorców, by nie byli obojętni. Nawet z pozoru niewielka pomoc może się okazać zbawienna dla szpitali oraz wszystkich innych służb będących na pierwszej linii walki z epidemią.

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.