• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Z Uniwersytetu Gdańskiego na południe Afryki

PMK

04.05.2016 12:07 Źródło: własne

Partnerzy portalu

Z Uniwersytetu Gdańskiego na południe Afryki - GospodarkaMorska.pl

W trakcie planowanego na 25 czerwca Zjazdu Absolwentów z okazji 70-lecia Sopockiego Ośrodka Nauk Ekonomicznych przewidziany jest panel absolwentów, który będzie okazją do prezentacji ciekawych sylwetek i osiągnięć ludzi biznesu, nauki, emigracji i polityki, którzy studiowali w sopockich uczelniach ekonomicznych. Będzie wśród nich Roman Kinda, którego studia na Wydziale Ekonomiki Transportu Uniwersytetu Gdańskiego zaprowadziły z malowniczo położonego pomiędzy jeziorem i lasami Więcborka na surową, angolańską pustynię. Firma którą kieruje - Navimor International - właśnie wybudowała na Pustyni Namib nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego Akademię Rybołówstwa i Nauk o Morzu w Namibe. Jest to jednocześnie: pierwsza angolska uczelnia wyższa kształcąca przyszłych pracowników sektora morskiego, największy polski projekt rozwojowy w Afryce Subsaharyjskiej i efekt ponad 30 letniej współpracy Navimoru z Afryką.

- Gdy na początku lat osiemdziesiątych trafił Pan do Navimoru, jednej z dwóch central obsługujących kontrakty zagraniczne polskich stoczni, wybrał Pan dział obsługujący rynki afrykańskie sam, czy został do niego przydzielony. Czy był to przypadek czy realizacja życiowych planów?

- Podjęcie pracy w centrali handlu zagranicznego było naturalną konsekwencją mojego kierunku studiów. Nie była przypadkiem. Musiałem o nią zabiegać. Natomiast absolutnym przypadkiem było trafienie do działu statków eksportowanych do Afryki. Miałem szczęście trafić do zespołu składającego się z profesjonalistów i ekspertów. Wśród nich był Wojciech Okoński, również absolwent Handlu Zagranicznego, tylko ze starszego rocznika i on wprowadzał mnie w tajniki handlu i współpracy z Afryką. Działaliśmy razem przez wiele lat w Nigerii, Ghanie, Mauretanii . Zgodnie z ówczesną strategią tworzyliśmy zespół, który razem pracował. Centrala dbała, żeby jedna osoba mogła zastąpić drugą w pełnym zakresie obowiązków. Zrealizowaliśmy razem wiele ciekawych projektów. Później, w 1991 roku Wojtek został wiceministrem spraw zagranicznych, a następnie w 1995 r. ministrem obrony. Ja pozostałem wierny Afryce, do której pierwszy raz wyjechałem w 1983 roku. Byłem dyrektorem biura Navimoru w Nigerii w Lagos. Prowadziłem budowę stoczni Nigerdock i zajmowałem się eksportem statków rybackich. W kolejnych latach otrzymałem propozycje udziału we władzach stoczni Nigerdock i polsko-nigeryjskich spółek. Pod koniec lat 80 miałem już mocno ugruntowaną pozycję na lokalnych rynkach. Praca w Afryce miała dwa znakomite aspekty. Po pierwsze bardzo dobre warunki finansowe. Po drugie dawała znakomite doświadczenia w zakresie pracy w warunkach tzw.”młodego kapitalizmu”. To doświadczenie znakomicie zaprocentowało później w Polsce.

- Jak doszło do tego, że Polska spółka realizowała w Nigerii tak strategiczną inwestycję jak budowa stoczni?

- Można powiedzieć, że dzięki Uniwersytetowi Gdańskiemu. Jednym z jego absolwentów jest Raymond Dokpesi, który zdobył w Polsce tytuł doktora, a obecnie jest najważniejszą postacią na nigeryjskim rynku medialnym. Stworzył m.in. pierwszą afrykańską telewizję satelitarną, którą teraz można odbierać także w USA i Europie, pierwszą prywatną nigeryjską stację radiową i pierwsze afrykańskie linie oceaniczne. Wcześniej jednak, po powrocie ze studiów w Polsce, pełnił w latach 80. ważną funkcję w nigeryjskim ministerstwie transportu i gdy zapadła decyzja o budowie stoczni wykorzystał kontakty, które zdobył w czasie studiów i pomógł Navimorowi zdobyć kontrakt. Bezpośrednie relacje to podstawa biznesu w Afryce. Bez nich nie da się tam funkcjonować. Nawet nowe technologie, Internet, wideokonferencje niewiele zmieniły. Tam trzeba być, spotykać się z nimi i ich poznawać i polubić.

- Zmiana ustrojowa była ciężką próbą dla sektora stoczniowego. Wiele firm nie potrafiło się przystosować do nowych warunków i traciło dotychczasowych kontrahentów. Jakie decyzje przesądziły o tym, że powstały z części Navimoru Navimor International, a także Stocznia Wisła przetrwały ten czas, nie straciły bardzo egzotycznych rynków i rozwijały się?

- Rozpoczynając działalność w nowych warunkach zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy poszukać nisz rynkowych . Prowadzona produkcja to były głównie przestarzałe technologicznie jednostki dla ZSRR. Trzeba było więc zmienić filozofię funkcjonowania na dostosowaną do nowych realiów. Spośród innych polskich stoczni wyróżniała nas produkcja dla Afryki. Postanowiliśmy to wykorzystać i utrzymać kontakty. Jednym z pierwszych kroków było kupienie upadłej Stoczni Wisła, którą przemodelowaliśmy wspólnie z moim wspólnikiem Jerzym Pawlakiem. Zrobiliśmy z niej stocznię podwykonawczą. Z firmy, która produkowała małe statki dla ZSRR, zrobiliśmy firmę, która produkuje bardzo nowoczesne moduły statkowe dla głównych stoczni w Europie. Moduł statkowy to był klucz do sukcesu.

- Flagowe inwestycje ostatnich lat, którymi Navimor International chwali się na swojej stronie to budowa Akademii Rybołówstwa i Nauk o Morzu w Namibe w Angolii, statek badawczo-szkoleniowy „Bayagbona” zbudowany przez Stocznię Wisła dla Nigeryjskiego Instytutu Oceanografii i Badań Morza oraz budowa od podstaw, a następnie rozbudowa Stoczni Remontowej Nigerdock w Lagos w Nigerii. Jakie są inne projekty Navimor International w Afryce? Jakie są planowane?

- Zanim o przyszłości chciałbym powiedzieć kilka słów o Akademii. Jest to projekt niezwykły. Zbudowaliśmy wyższą uczelnię morską w kraju, w którym w 2002 roku zakończyła się wojna domowa. Angola była absolutnie wyniszczona. Potrzebowała wszystkiego i spośród różnych potrzeb wybrała m.in. edukację i budowę uczelni. Na 80 hektarach powstała najnowocześniejsza akademia morska w Afryce Zachodniej. Dysponuje ona 50 tys., metrów kw. sal wykładowych, najnowocześniejszym w Afryce centrum ratownictwa, 30 specjalistycznymi laboratoriami, symulatorem mostka kapitańskiego, symulatorem maszynowni z silnikiem okrętowym dostarczonym przez Zakłady Cegielskiego i programem naukowym opracowanym przez Akademię Morską w Gdyni. Głównym patronem naukowym jest prof.dr hab.inż  Janusz Mindykowski, który miał już wcześniej kontakt z Angolą w ramach swojej pracy naukowej. Wspólnie z 93 polskimi firmami zbudowaliśmy coś co jest absolutnym unikatem. Projekt ten rozpoczął się 7 lat temu i miał bardzo ciekawe początki. W czasie misji handlowej do Angoli zwróciliśmy ich uwagę na potrzebę rozwoju  edukacji, na to że same zakupy statków i urządzeń to za mało, bo musi je mieć kto obsługiwać. Szczególną rolę w tych rozmowach odegrał Pan  Piotr Soyka, prezes Remontowa Holding, który w latach 80-tych był  polskim dyrektorem średniej szkoły Helder Neto  o profilu morskim właśnie w Namibe. Było tam wtedy ponad dwudziestu polskich specjalistów, którzy uczyli angolańską młodzież. Uznano nasze racje, że kontynuacją tego procesu może być utworzenie szkoły wyższej. Angola ma jedno z najdłuższych wybrzeży morskich w Afryce, więc to ma głęboki sens. Daje tym ludziom szansę na lepsze życie we własnym kraju, na rozwój własnej gospodarki w oparciu o wiedzę i naukę. Angolczycy nazywają Akademię Dumą Angoli, a Unia Europejska chce prezentować ją jako wzorcowy przykład jak należy współpracować z Afryką. W obliczu kryzysu migracyjnego jest to projekt, który daje im wędkę, możliwość stworzenia sobie na miejscu warunków, których obecnie szukają w Europie. W ciągu najbliższych kilku miesięcy w Akademii naukę rozpocznie 1500 studentów – także spoza Angoli.

- 24 czerwca, dzień przed Zjazdem Absolwentów z okazji 70-lecia Sopockiego Ośrodka Nauk Ekonomicznych, planowana jest uroczystość oddania do użytku statku badawczego Uniwersytetu Gdańskiego. Navimor także w tym zakresie ma doświadczenie, ponieważ dwa lata temu w Stoczni Wisła został zbudowany statek badawczy dla Nigerii. Przy okazji Gdańsk odwiedziła żona prezydenta Nigerii, która była matką chrzęsną tej jednostki. Wygląda więc na to, że inwestycje edukacyjne zaczynają być specjalnością Navimoru.

- „Bayagbona” został zbudowany przez Stocznię Wisła dla Nigeryjskiego Instytutu Oceanografii i Badań Morza. Jest to supernowoczesny statek, szyty na miarę. Został zaprojektowany przez Krzysztofa Pawlaka tak, żeby mógł spełniać dwa podstawowe zadania – umożliwić studentom badanie zasobów Oceanu Atlantyckiego oraz naukę przetwórstwa krewetek i ryb na pokładzie statku. Krewetki to jedno z ich podstawowych dóbr naturalnych Nigerii , które wymagają bardzo szybkiego przetworzenia i nie ma możliwości zamrożenia ich i późniejszej obróbki na lądzie. Trzeba to robić od razu po połowie. Jednostka, która była naszą 123 dostarczoną do Afryki, została zamówiona przez ówczesnego ministra rolnictwa i rozwoju wsi Nigerii - Akinwumi Adesina, który obecnie jest przewodniczącym Afrykańskiego Banku Rozwoju. Może to dla nas oznaczać przychylność tej instytucji przy okazji realizacji kolejnych projektów.

- Jakie to projekty?

- Chcemy dokończyć budowę Akademii w Namibe, czyli wybudować tam jeszcze zakład przetwórstwa ryb i skorupiaków. To dla nas bardzo rozwojowe przedsięwzięcie ponieważ nie mamy doświadczeń w tym zakresie - w Polsce nie przerabiamy skorupiaków. Dajemy sobie jednak radę i cały projekt i technologia są już opracowane. Chcemy też zbudować klinikę, która będzie służyła mieszkańcom Namibe. W tym projekcie współpracujemy z Instytutem Medycyny Tropikalnej w Gdyni, gdzie jest kilku lekarzy, którzy pracowali w Angoli. Jesteśmy też bardzo bliscy wynegocjowania kontraktu na dostawę jednostek do obsługi portów angolańskich.

- Navimor International inwestuje nie tylko w Afryce. Całkowicie zmieniliście charakter poprzemysłowych terenów wzdłuż ulicy Szafarnia w Gdańsku. Czy zaangażowanie w inwestycję deweloperską i Hotel Gdańsk to dywersyfikacja działalności firmy podyktowana względami bezpieczeństwa czy okazja do realizacji własnych pasji?

- W przypadku tego projektu uznaliśmy, że warto się zaangażować z wielu powodów. Tam gdzie teraz cumują piękne jachty, wtedy była fabryka octu i musztardy Dagoma. Tam gdzie teraz odpoczywają turyści z całego świata, bali się wieczorami zapuszczać nawet sami gdańszczanie. Uznaliśmy, że takie miejsce, nad brzegiem Motławy, naprzeciwko Długiego Pobrzeża i Żurawia można lepiej wykorzystać. Fabrykę musztardy wybudowaliśmy od zera w Pucku, a tereny przy ul. Szafarnia wykorzystaliśmy pod budowę apartamentowców. W centrum tej nieruchomości mieliśmy jednak duży problem – wtedy to był problem. 400-letni spichlerz, który wyglądał jak ruina i któremu groziło zawalenie. Gdy zaczęliśmy badać historię tego budynku, okazało się, że to bardzo szczęśliwy obiekt. Przede wszystkim inaczej niż wszystkie pozostałe gdańskie spichrze został zbudowany frontową ścianą w kierunku nabrzeża, a nie jedynie szczytem. Dzięki temu jest bardzo nasłoneczniony. Wyróżniał się też zawsze spośród swojego otoczenia wielkością. Był zdecydowanie wyższy i nawet z tego względu nosił miano Spichrza Góry. Jako jeden z nielicznych przetrwał w stanie nieuszkodzonym zniszczenie Gdańska w 1945 roku. Mamy nawet zdjęcia, na których góruje nad morzem ruin. Gdy się o tym dowiedzieliśmy, nad podejściem biznesowym górę wziął sentyment, o który Pan pytał. Powiedzieliśmy sobie, że musimy go uratować i zrobić w nim coś klimatycznego, podobnego do tego co widzieliśmy w niektórych miastach hanzeatyckich, gdzie tego typu obiekty przerabiano na hotele. Początkowo spotykaliśmy się z niedowierzaniem, że to może się udać. Teraz 90 proc. gości stwierdza, że w Hotelu Gdańsk panuje fenomenalna atmosfera, że jest klimat, który trudno opisać, a tworzą go m.in. te 400-letnie belki i mury, które dają atmosferę starego Gdańska.

- Jaka wiedza wyniesiona ze studiów ekonomicznych na Uniwersytecie Gdańskim okazała się najbardziej przydatna w Pana działalności gospodarczej?

- Cały czas podkreślam, że Uniwersytet Gdański, a wcześniej Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Sopocie, to jedna z najlepszych uczelni ekonomicznych w Polsce. Ma znakomite programy, bardzo dobrych, zaangażowanych wykładowców i do tego jeszcze przepiękną, prestiżową lokalizację. Patrząc z perspektywy późniejszej praktyki, wyróżniłbym trzy niezwykle ważne przedmioty i osoby je prowadzące. Pierwszy to Organizacja i Technika Handlu Zagranicznego i słynny podręcznik pod takim właśnie tytułem napisany przez dr Zenona Waleriana Kamińskiego. Wkuwałem tą książkę od deski do deski i później ta wiedza absolutnie mi się przydała. To właśnie z niej poznałem wszystkie podstawowe transakcje typu forward, futures, opcje, swapy, akredytywy, zasady finansowania żeglugi. Kolejnym bardzo ważnym przedmiotem był marketing prowadzony przez dr Macieja Rydla. Wiedza, którą wtedy otrzymaliśmy jest do dziś aktualna i to pomimo tego, że cała rzeczywistość wokół nas się zmieniła. Trzeci przedmiot to prawo morskie z prof. Jerzym Młynarczykiem. Te wykłady najbardziej pamiętam i nawet korciło mnie, żeby zrobić drugi kierunek właśnie z prawa. Te trzy przedmioty były po pierwsze bardzo ciekawe, a po drugie niezwykle przydatne w późniejszej praktyce gospodarczej. W tamtych czasach studiowanie Handlu Zagranicznego było właściwie jedyną możliwością poznania instrumentów finansowych i prawdziwej gospodarki rynkowej. Ludzie, którzy uczyli tego i którzy kończyli ten kierunek byli absolutną awangardą. Właściwie jedynymi osobami przygotowanymi do tego co nastąpiło po 1989 roku.

- Czy zatrudnia Pan osoby, które teraz kończą Wydziały Ekonomiczny i Zarządzania UG?

- Nie tylko że zatrudniam to nawet podjęliśmy próbę utworzenia kierunku, który kształciłby studentów pod kontem naszych potrzeb. Obejmowałby on naukę języka portugalskiego i wiedzę na temat krajów portugalskojęzycznych. Osoby po takim kierunku po pierwsze łatwo znalazłyby pracę w portugalskich spółkach działających w Polsce, po drugie bardzo przydałyby nam się w takich krajach jak Mozambik, Angola czy Brazylia. Nawet jeśli nie uda się uruchomić takiego kierunku, to polecam zainteresowanie się takim poszerzeniem swojej wiedzy i np. skorzystanie z wyjazdów do Portugalii czy Brazylii w ramach programu Erasmus.

- Jakie przesłanie ma Pan dla obecnych studentów Wydziału Zarządzania i Wydziału Ekonomicznego UG?

- Jedna, bardzo uniwersalna rada. Trzeba być entuzjastą tego co się robi i być otwartym na to co przyniesie nam nasza pasja. Iść za nią tam gdzie ona nas zaprowadzi. Wchodząc w jakiś projekt otwierasz drzwi i nigdy nie wiesz, gdzie on cię doprowadzi. Gdy zamykasz jedne drzwi, jednocześnie otwierasz następne, a nawet najwięksi wizjonerzy, którzy starają się kształtować otaczającą ich rzeczywistość, nie są w stanie przewidzieć szóstego, siódmego czy ósmego kroku. Ze mną było podobnie. Wchodząc po studiach w projekt Navimor, nie sądziłem, że to będzie projekt życia. Podobnie wchodząc w projekt Afryka, nie mogłem przewidzieć, że to stanie się moim sposobem i filozofią na życie.

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.