• <

W Brukseli o broni zatopionej w Bałtyku. Technologia do usuwania jest, teraz wszystkie ręce na pokład

jm

21.11.2021 22:24
Strona główna Ekologia Morska, Ochrona Bałtyku, Rybołówstwo Morskie W Brukseli o broni zatopionej w Bałtyku. Technologia do usuwania jest, teraz wszystkie ręce na pokład

Partnerzy portalu

W Brukseli o broni zatopionej w Bałtyku. Technologia do usuwania jest, teraz wszystkie ręce na pokład - GospodarkaMorska.pl

Wojenne pozostałości w postaci zatopionej broni i amunicji, ale także wraków statków wypełnionych paliwem i chemikaliami, są coraz większym problemem. Dotyczy on zresztą nie tylko Morza Bałtyckiego, choć siłą rzeczy ten akwen interesuje nas najbardziej. Ranga problemu rośnie z każdym dniem po pierwsze dlatego, że każdy dzień przybliża nas do potencjalnej katastrofy ekologicznej spowodowanej choćby korozją, po drugie dlatego, że coraz bardziej zaawansowane są plany dotyczące rozwoju offshore na Bałtyku.

Od wielu lat trwają także badania Bałtyku pod kątem zatopionej amunicji. Wciąż jednak brakuje konkretnych działań zmierzających do unieszkodliwienia środków bojowych, jak również międzynarodowych regulacji ich dotyczących. Społeczność międzynarodowa jednak w końcu zaadresowała ten problem. Jednym z działań, mających na celu wymianę wiedzy, poszukiwanie opłacalnych rozwiązań problemu zalegającej na dnie amunicji i ustanowienie platformy międzynarodowej współpracy była zorganizowana w Parlamencie Europejskim konferencja „Bezpieczeństwo morskie i niebieska gospodarka. Niewybuchy i pozostałości chemiczne w morzu – w poszukiwaniu trwałych i ekonomicznie opłacalnych rozwiązań”, która odbyła się 17 listopada 2021 roku. Organizatorem konferencji była grupa Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR), a gospodarzem europosłanka Anna Fotyga. W spotkaniu można było uczestniczyć na żywo dzięki transmisji online.

Nade wszystko potrzebna jest współpraca

Po powitaniu uczestników konferencji Anna Fotyga przekazała głos komisarzowi UE ds. środowiska, mórz i rybołówstwa Virginijusowi Sinkevičiusowi. Komisarz podkreślił, że konferencja w zasadzie wprowadza temat niewybuchów i środków chemicznych na dnie mórz do politycznej debaty. Podał, że w samym basenie Morza Śródziemnego według szacunków znajduje się ponad 50 tys. ton broni konwencjonalnej i chemicznej. – Musimy ostrożnie ocenić zagrożenia i podjąć działania – powiedział  Sinkevičius. – To nie tak, że dotychczas nie podejmowaliśmy działań, wręcz przeciwnie. W ostatnich latach stworzyliśmy kilka bardzo ważnych instrumentów. W ramach naszej dyrektywy ramowej będziemy musieli monitorować dno morza i kontrolować wszystkie niewybuchy – dodał.

Po komisarzu głos zabrał Jacek Sasin, wicepremier Polski i minister aktywów państwowych. Sasin przypomniał, że działania wojenne na Bałtyku nie skończyły się bynajmniej wraz z zajęciem Polski, a trwały przez cały okres wojny. Choćby w 1945 roku zatopiony został tankowiec Franken, który teraz jest jednym z największych zagrożeń. – W efekcie działań wojennych, które toczyły się przez blisko 6 lat, obecnie na dnie Morza Bałtyckiego spoczywa ok. 50 tysięcy ton broni chemicznej, 500 tysięcy ton broni konwencjonalnej i nawet 10 tysięcy wraków, z których cały czas wycieka paliwo. Dziś, po ponad 76 latach od zakończenia wojny, zatopione chemikalia, amunicja i pozostałości statków są tykającą bombą ekologiczną, która w każdej chwili może uwolnić śmiercionośne substancje. Ich wyciek może spowodować katastrofę ekologiczną na niewyobrażalną skalę, a Bałtyk, jaki znamy dziś, przestanie istnieć. To realne zagrożenie dla pokolenia naszych dzieci i wnuków. Nie możemy czekać i zrzucać tej odpowiedzialności na przyszłe pokolenia. Bałtyk to nasze dobro narodowe – mówił Sasin.

Wicepremier podkreślił, że Polska podejmuje działania zmierzające do rozwiązania problemu, ale nie poradzi sobie z nim sama.

– Polska nie może być pozostawiona z tym problemem sama, ponieważ, co należy podkreślić, była ona ofiarą państw będących właścicielami broni, która obecnie znajduje się na dnie morza. Z racji olbrzymiego zagrożenia niezbędne jest zaangażowanie Unii Europejskiej, NATO i ONZ – powiedział.

Panel I. Międzynarodowe umowy nie mówią o usuwaniu zatopionej broni


Po wystąpieniach polityków przyszedł czas na pierwszy panel dyskusyjny pt. „Podwodne niewybuchy i pozostałości chemiczne – od globalnego problemu do najlepszych rozwiązań”. Jego moderatorem była Assita Kanko, eurodeputowana ECR z Belgii. Rozpoczął je jednak Terrance P. Long, CEO kanadyjskiego International Dialogues on Underwater Munitions.

Long skupił się w swoim wystąpieniu na aspektach prawnych porzuconej w morzach i oceanach broni. Przypomniał, że jeszcze do lat 60-tych powszechnie uznawano, że zatapianie broni to najlepszy sposób na pozbycie się jej. W 1972 roku Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął ustawę stanowiącą, że wyrzucanie amunicji do wody jest groźne dla środowiska i zdrowia ludzi. Od tego czasu wiele krajów przyjęło różne konwencje i protokoły odnoszące się do tego zagadnienia, jednak żadna z nich nie mówi o usuwaniu środków z mórz.

Podczas samego panelu jako pierwszy głos zabrał Fredrik Haag, szef Biura ds. Konwencji Londyńskiej/Protokołu i Spraw Oceanicznych w Międzynarodowej Organizacji Morskiej. Haag wspomniał o Konwencji Londyńskiej, która reguluje od strony prawnej wpływ człowieka na morza, w tym zrzucanie odpadów – także broni – do wody. – W ramach protokołu zakazuje się wyrzucania odpadów do morza poza konkretnymi, wyjątkowymi przypadkami, kiedy organy mogą wydać pozwolenie na takie składowanie, ale tylko po szczegółowej analizie. Żadna z konwencji nie mówi o tym, że można zrzucać do mórz niewybuchy i broń chemiczną w jakiejkolwiek formie – powiedział Haag. Potwierdził także, że oficjalne konwencje nie zajmują się kwestią środków bojowych, które już są na dnie mórz, dlatego od lat prowadzone są dyskusje o tym, jak ten problem zaadresować. W latach 90-tych Konwencja Helsińska uznała, że broń znajdująca się w morzu powinna tam pozostać, ale pojawiła się kwestia zarządzania miejscami zrzutu broni, by wiedzieli o nich wszyscy zainteresowani. Haag podkreślił potrzebę współpracy i regularnej wymiany informacji między wszystkimi zainteresowanymi stronami. – Trzeba będzie stworzyć globalne forum współpracy wychodzące poza regiony i poza Protokół Londyński – podsumował.

O doświadczeniach w kwestii wydobycia niewybuchów z Morza Północnego opowiedział komandor Herman Lammers z Belgii, dyrektor Centrum Eksperckiego NATO ds. Wojen Minowych. Lammers wskazał, że istnieje różnica między usuwaniem niewybuchów i min, a usuwaniem innych zanieczyszczeń. Opowiedział o tym, jak wygląda proces oczyszczania mórz z min prowadzony przez jego organizację. Przekazał także, że marynarka wojenna, bazując na doświadczeniach wojen światowych, ma swoje procedury usuwania niewybuchów, które mogą różnić się od procedur innych instytucji.

Ciekawym głosem i ważnym głosem była relacja z poszukiwań niewybuchów zrzuconych w pobliżu Hawajów, jaką zdała dr Margo Edwards, dyrektor Laboratorium Badań Stosowanych Uniwersytetu Hawajów, która uczestniczyła w tym programie. Edwards opisała wykonane w jego ramach badania dna morza oraz ich wyników. W pobliżu wyspy Oahu po II wojnie światowej zrzucono pociski z gazem musztardowym. Zespół, którego częścią była dr Edwards, starał się odnaleźć jak najwięcej z nich, określić stopień ich korozji i wpływ na środowisko naturalne. Było to możliwe dzięki zastosowaniu załogowych łodzi podwodnych, w późniejszym czasie zamienionych na zdalnie sterowane ROV.

Kpt. prof. Bartłomiej Pączek, dziekan Wydziału Dowodzenia i Operacji Morskich Akademii Marynarki Wojennej zwrócił uwagę, że o niewybuchach trzeba także informować rybaków i turystów. – Podczas badań okazało się, że rybacy nie są świadomi istnienia dokumentów, takich jak konwencja o broni chemicznej, różnego rodzaju protokoły i załączniki. Zadają proste pytania: „mam bombę na pokładzie. Co mam zrobić?”. Ci, którzy znajdują niewybuchy na przykład na brzegu morzą, po prostu dzwonią na 992 – opowiadał.

Prof. Pączek mówił, że różne kraje i różne organizacje mają rozbieżne procedury zarządzania kryzysem. Pośród nich są diametralne różnice między innymi dotyczące tego, co stanie się ze znalezionym pociskiem. Opowiedział także o opracowaniu Standardowych Procedur Operacyjnych oraz podręcznika, a w kolejnych wersjach także uproszczonej naklejki, za pomocą której rybacy, turyści czy inni użytkownicy mórz będą mogli dowiedzieć się, jak postępować w przypadku znalezienia lub kontaktu z niewybuchem. – Nasz podręcznik nie był długi, ale wciąż był zbyt długi, żeby ktokolwiek go przeczytał. Przygotowaliśmy zatem szereg ulotek z prostymi pytaniami: kiedy znajdziesz to lub to, skontaktuj się z tą instytucją. Ulotka miała dwie strony, ale rybacy wciąż prosili o jeszcze większe jej uproszczenie. Ostateczny krok to nalepka, którą można było przylepić na statku, na moście, w jakimkolwiek dostępnym miejscu. Na niej była informacja o tym, z kim skontaktować się np. przez radio pokładowe i na jakiej częstotliwości – opisywał dziekan AMW. Pączek zaproponował także utworzenie grupy zadaniowej, która w pilnych przypadkach będzie mogła zbadać stan korozji danego obiektu z bronią chemiczną i odpowiednio go zaklasyfikować, np. jako odpad toksyczny, co ułatwi pozbywanie się tego rodzaju substancji.

Panel II. Łączmy siły i podejmujmy decyzje


Kolejny panel dyskusyjny poświęcony był na zreferowanie stanu zaawansowania podjętych działań i wezwanie do dalszych aktywności w sprawie niewybuchów i pozostałości chemicznych w Morzu Bałtyckim. Panel moderowała europosłanka Anna Fotyga. Rozpoczął się on od wprowadzenia poczynionego przez ambasadora Vaidotasa Verbę, szefa Misji Republiki Litewskiej przy organizacjach międzynarodowych w Wiedniu. Verba zaczął od stwierdzenia, że zagrożenie płynące ze strony niewybuchów i broni chemicznej zatopionej w morzach jest oczywiste, ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.

– W tym roku pojawiła się rezolucja Parlamentu Europejskiego numer 25 67, nawołująca do zakazu rozprzestrzeniania i pozbywania się niewybuchów i broni chemicznej. Stworzono zachętę do kreowania planu pozbywania się tej broni. Wnioskuje się o to, by Komisja Europejska stworzyła grupę ekspercką w państwach członkowskich z danego regionu, a także innych interesariuszy, którzy otrzymają mandat na przebadanie i wskazanie konkretnych miejsc składowania broni chemicznej i niewybuchów oraz przedstawienie odpowiednich, przyjaznych środowisku i życiu ludzkiemu rozwiązań oczyszczania dna morskiego. Oczyszczenie dna Morza Bałtyckiego w 100% jest niemożliwe, ale mimo wszystko musimy to robić – powiedział ambasador Vaidotas Verba. Ambasador podkreślił także, że międzynarodowe organizacje i agendy, jak również przedstawiciele przemysłu powinni zapewnić techniczne, prawne i finansowe możliwości, by poradzić sobie z tym problemem.

Iglika Yakova z DG Mare działającej przy Komisji Europejskiej opowiedziała o podejściu KE do niebieskiej gospodarki. Yakova opowiedziała o zorganizowanym w 2019 roku kolokwium na temat niewybuchów, które de facto wprowadziło temat do powszechnej świadomości. Zainaugurowane zostało wtedy badanie, mające na celu stworzenia mapy istniejących składowisk broni i niewybuchów oraz monitorowanie procesów ich usuwania prowadzonych przez państwa członkowskie. Następnie zostaną one poddane ocenie, co pozwoli na wytypowanie najlepszych praktyk i wprowadzenie najlepszych modeli w życie. Badania zakończą się wraz z końcem roku. Powstała już wstępna mapa składowisk w Morzu Bałtyckim. Yakova zapewniła, że wyniki badań wkrótce przełożą się na konkretne działania.

Ambasador Grzegorz M. Poznański, dyrektor generalny Sekretariatu Rady Państw Morza Bałtyckiego, rozpoczął od przypomnienia głośnej historii z 1999 roku, kiedy dzieci w Darłowie znalazły beczkę gazu musztardowego. – Konferencja Parlamentarna Morza Bałtyckiego w ostatniej rezolucji tego gremium w temacie broni składowanej w morzach wezwała do korzystania z międzynarodowych doświadczeń w tej materii, aby przygotować wspólną i kompleksową strategię usuwania takich odpadów z Morza Bałtyckiego – przypomniał Poznański. – Trzeba też sprawić, aby basen Morza Bałtyckiego stał się modelowym obszarem w zakresie usuwania odpadów militarnych z dna.

Ambasador przypomniał także, że podjęta została kwestia stworzenia specjalnego zespołu, który miałby zajmować się tym zagadnieniem, a także wpływem, jaki obiekty z dna morskiego wywierają na zdrowie ludzi. – Musimy zbierać wszystkie dostępne dane, musimy je podsumowywać i przeprowadzać kompleksową analizę ryzyka – dodał Poznański.

– Chciałbym przypomnieć, że wciąż jeszcze wiele trzeba zrobić – powiedziała prof. Paula Vanninen, dyrektor Fińskiego Instytutu Weryfikacji Konwencji o Zakazie Broni Chemicznej na Uniwersytecie Helsińskim. – Musimy jeszcze wiedzieć, co z tą bronią zrobić – dodała. Vanninen zwróciła uwagę, że do tej pory tematem zajmowali się głównie pasjonaci. Wskazała, że w dotychczasowe projekty pochłonęły około 13,5 miliona euro, które pochodziły z instytucji partnerskich.

Profesor stwierdziła, że nie ma w tej chwili żadnych konkretnych narzędzi, które można by wykorzystać w poszukiwaniach broni konwencjonalnej i chemicznej na dnie morza. W następnej kolejności należy pobrać próbki, m.in. ryb. Zespół Vanninen stworzył na ich podstawie mapy zanieczyszczeń kilku obszarów Bałtyku, ale odnalazł także w próbkach inne chemikalia pochodzące z broni, znacznie bardziej toksyczne niż te, opisane wcześniej w literaturze. – Całe nasze badania opierają się na hipotezach. Może być tak, że chemikalia są poddawane procesom biologicznym i przekształcają się w inne związki. 14% przeanalizowanych próbek mięśni zwierząt wodnych zawierało zanieczyszczone cząsteczki – podała Vanninen.

W panelu uczestniczył także prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii PAN, który od lat zajmuje się zagadnieniem broni zatopionej w Bałtyku i jest jednym z kluczowych ekspertów i doradców w tym temacie. – Działania związane z badaniem i oczyszczaniem morskich składowisk broni było rozdrobnione. Mamy przykłady działań z całego świata, ale nie ma zintegrowanego podejścia jeśli chodzi o rozwiązanie tego problemu. Jedyna komunikacja pomiędzy naukowcami a decydentami w kontekście globalnym, to konferencje, to tu, to tam – powiedział Bełdowski. – Nigdy nie wzywano do utworzenia paneuropejskiego programu – dodał.

Bełdowski wspomniał, że istnieje technologia, która mogłaby rozwiązać problem, ale niekoniecznie jest gotowa. Każdy z jej elementów powinien bowiem być najpierw przetestowany w środowisku, w którym będzie wykorzystywana.

Profesor Bełdowski odniósł się także do poznanych składowisk broni w Bałtyku. Największe z nich znajdują się w głębiach Gotlandzkiej i Bornholmskiej, ale istnieje także składowisko w Głębi Gdańskiej. – Wcześniej były tylko pogłoski i historie przekazywane między marynarzami i naukowcami. Ale kiedy wybraliśmy się na miejsce i zbadaliśmy próbki osadów, to zobaczyliśmy, że pojawiają się tam środki chemiczne typowe dla środków bojowych – opowiedział.

Naukowiec mówił także o urządzeniach niezbędnych w badaniu broni – od sonarów dźwiękowych, których użycie jest niezbędne ze względu na duże głębokości i jakość wody, które obniżają widoczność do około 20 centymetrów, do zdalnie sterowanych robotów podwodnych. – Bomby lotnicze będą korodowały do 2030 roku, a łuski z broni artyleryjskiej do 2100 – poinformował prof. Bełdowski. Poinformował także, że spośród około 20 tys. ryb z okolic składowisk, jakie przebadano w ramach nadzorowanego przez niego projektu, u 13 do 20% wykazano zatrucie arszenikiem. – Moim osobistym zdaniem nie ma potrzeby wydobywania wszystkiego z głębin morskich i oceanicznych. Ale prawdopodobnie tylko ułamek tej amunicji jest na tyle niebezpieczny, że trzeba ją wydobywać ją teraz. Czasami można poczekać dekadę, czasami nie trzeba nic robić, bo morze się tym samo zajmie. Ale nie wszystko może czekać. Trzeba podejmować decyzje – zakończył prof. Jacek Bełdowski.

Panel III. Już nie trzeba niczego wymyślać


Ostatni, trzeci panel konferencji, poświęcony był technologiom, które mogą zapewnić opłacalne ekonomicznie rozwiązania. Moderatorem tej części był europoseł Kosma Złotowski. Rozmowę rozpoczął Claus Böttcher z Ministerstwa Transformacji Energetycznej, Rolnictwa, Środowiska, Przyrody i Cyfryzacji Szlezwiku-Holsztynu, koordynator Centrum Wiedzy „Amunicja w morzu”. – Nie ma nic, co musielibyśmy wymyślić. Te technologie już istnieją – zaczął Böttcher. – Mamy pewne rozwiązania, koncepcje i prototypy pozwalające nam zajmować się obiektami niebezpiecznymi pod wodą czy utylizować chemikalia znajdującej się w broni na dnach mórz – dodał.
Böttcher zaprezentował kilka z tych technologii, między innymi kurtynę powietrzną, która ma łagodzić podwodne eksplozje, wielozadaniowe zdalnie sterowane roboty podwodne, a także specjalne urządzenia mogące pomóc w podnoszeniu obiektów z dna. Opowiedział także, że istnieją już prototypy specjalnych łazików podwodnych, które już są testowane i wydobyły miny z dna morskiego na powierzchnię.

Charles Diggs, dyrektor generalny amerykańskiego Dynasafe potwierdził, że technologia jest gotowa. Wspomniał, że sama firma Dynasafe ma ponad 30 lat doświadczenia w likwidacji broni konwencjonalnej i chemicznej. – Patrzyliśmy na możliwości offshore i onshore. Na morzu margines bezpieczeństwa jest wyższy. Działanie w odległych miejscach jest bezpieczniejsze i nie jest niczym nowym – powiedział, odnosząc się do amunicji na dnie Morza Bałtyckiego. Podkreślił, że najważniejsze przed przystąpieniem do działania są badania, które określą, jakie zasoby są potrzebne. Diggs zaproponował kilka koncepcji i pokazał m.in. koncept płaskodennego statku do wydobywania i likwidacji broni z dna morskiego, zaproponowany przez Remontową Shipbuilding. Opisał także krok po kroku cały proces, który zaczyna się od zlokalizowania broni na morzu i zbadania jej. W następnej kolejności powinno się ją wydobyć, poddać inspekcji i przechować w odpowiednich warunkach aż do czasu, kiedy rozpoczną się prace nad jej zniszczeniem, możliwe, że już na lądzie. W tym celu w pierwszej kolejności zostanie ona ponownie poddana inspekcji i rozłożona na odpowiednie elementy, a na końcu zniszczona w sposób narzucony przez typ broni. Ostatnim etapem jest utylizacja odpadów. Niemal na każdym etapie Diggs powtarzał, że technologia jest gotowa – czasami wystarczy jedynie zrobić research w innych branżach, np. wydobywczych, by sprawdzić, jakie urządzenia będą najbardziej odpowiednie.

Kolejnym prelegentem był Łukasz Porzuczek, prezes zarządu Grupy GeoFusion. Porzuczek zaczął od tego, że zarówno broń chemiczna, jak i konwencjonalna są równie dużym zagrożeniem. – Broń chemiczna wywołuje może bardziej spektakularne efekty w kontakcie z nią, natomiast dla środowiska broń konwencjonalna jest równie zabójcza – powiedział. Nadmienił, że GeoFusion skupiła się na broni chemicznej i że w Bałtyku amunicję można znaleźć nie tylko w miejscach zrzutu broni, ale w postaci rozproszonej na dużym terenie. – Obszary przyszłych farm wiatrowych są w tym momencie pokryte w całości rozproszoną bronią chemiczną – poinformował Porzuczek.

Prezes GeoFusion również potwierdził, że pod względem technologii nie powinno być problemu z likwidacją zrzutowisk. Problemem mogło być podejście inwestorów budujących farmy wiatrowe, ponieważ niektórzy z nich w analizie ryzyka nie uwzględnili kwestii broni chemicznej na dnie morza. – Jako firma wykonujemy komplet badań, których celem jest rozpoznanie obszaru inwestycji, zlokalizowanie obiektów niebezpiecznych i ich podjęcie. Natomiast innowacyjność polega na tym, że zorganizowaliśmy własny system podejmowania i utylizacji broni chemicznej – poinformował Łukasz Porzuczek. Firma GeoFusion opracowała robota, który jest w stanie zbliżyć się do miejsca pobrania próbki bez wzbudzania chmury zanieczyszczeń przez pędniki, jak również zasobniki do przechowywania broni chemicznej. Prezes Porzuczek nadmienił, że z różnych względów technicznych nie każdą broń chemiczną uda się wykryć. Dlatego jednostka, na której zainstalowany jest cały system likwidacji broni, ma dyżurować podczas całego procesu inwestycyjnego budowy farmy wiatrowej. – Jednostka ma dyżurować 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu i w razie kontaktu z bronią chemiczną przypłynąć, podjąć się dekontaminacji i zutylizowania – powiedział. System jest zamieszczony w kontenerach o wymiarach standardowych kontenerów morskich, więc może być zainstalowany na każdym statku posiadającym odpowiednią przestrzeń.

Ostatnią panelistką była Anna Lutek, dyrektor ds. PR i komunikacji w Grupie Enea. Lutek opowiedziała o kampanii edukacyjnej dotyczącej amunicji na dnie Bałtyku, jaką Enea planuje zorganizować. – Chcemy monitorować wyniki badań. Myślę, że będą naprawdę tony informacji, które będziemy mogli przekazać opinii publicznej – powiedziała przedstawicielka Enei.

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.