• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Zofia Korsak i Karolina Cendrowska kończą przygodę z klasą 420. Czas na nowe wyzwania! [wywiad]

18.11.2020 12:53 Źródło: PZŻ
Strona główna Przemysł Jachtowy, Turystyka Morska, Żeglarstwo Morskie Zofia Korsak i Karolina Cendrowska kończą przygodę z klasą 420. Czas na nowe wyzwania! [wywiad]

Partnerzy portalu

Zofia Korsak i Karolina Cendrowska kończą przygodę z klasą 420. Czas na nowe wyzwania! [wywiad] - GospodarkaMorska.pl
Zofia Korsak i Karolina Cendrowska; PZŻ

Zofia Korsak i Karolina Cendrowska zakończyły swoją przygodę z klasą 420. Mistrzynie Europy juniorek wspominają swoje żeglarskie początki, opowiadają o trzech latach wspólnego pływania i o tym, jak będzie wyglądał kolejny etap ich kariery.

Jak to się stało, że zaczęłyście wspólnie żeglować na łódce klasy 420? Jak się dobrałyście do załogi? Propozycja kogoś innego, trenera, czy to był Wasz pomysł?


Wspólne pływanie rozpoczęłyśmy dzięki naszemu trenerowi Jakubowi Antoniakowi. Wcześniej w ogóle się nie znałyśmy, ale nie było to dla nas żadnym problemem, gdyż bardzo szybko się zaprzyjaźniłyśmy.

Pamiętacie swój pierwszy trening i pierwszy wspólny start w regatach? Jakie emocje Wam wtedy towarzyszyły?

Oczywiście! Pamiętam jaka Zosia była zachwycona, kiedy dowiedziała się że umiem przepinać „bomik” i pracować spinakerem. Nowością za to było dla mnie trapezowanie, co jak się spodziewałam, okazało się świetną zabawą. Jeżeli chodzi o regaty to naszymi pierwszymi wspólnymi były Mistrzostwa Warszawy, które traktowałyśmy bardzo treningowo i nie liczyłyśmy na żaden specjalny wynik. Mimo to, wygrałyśmy te regaty, co bardzo nas ucieszyło, ponieważ widać było, że dobrze nam się razem współpracuje. Dość zabawne jest to, że naszymi ostatnimi regatami również były Mistrzostwa Warszawy, na których powtórzyłyśmy nasz wynik sprzed 3lat.

Wymieńcie proszę kilka najważniejszych dla Was momentów z żeglowania w klasie 420. To mogą być oczywiście sukcesy, medale, ale też inne wydarzenia, kamienie milowe, które Was do tych sukcesów doprowadziły.

Sukcesy są na pewno jednymi z tych najprzyjemniejszych wspomnień. Niesamowitym uczuciem było wygranie Mistrzostw Europy w Vilagarcii, gdzie ścigałyśmy się również z samą czołówką chłopaków. Myślę, że emocje trzymały nas dobre kilka dni po zakończeniu, a uśmiechy z twarzy nie znikały. Panująca w grupie atmosfera na tamtym, ale również na wielu innych wyjazdach także była dla nas wielkim skarbem. Wydaje nam się, że takimi ważnymi momentami były też wszystkie nasze chwile słabości, w których wspierałyśmy się nawzajem. Cudowne jest poczucie, że ma się obok siebie nie tylko partnera z załogi, ale i osobę, na którą można liczyć i na kim można polegać nie tylko na wodzie!

Życie sportowca to nie tylko sukcesy, ale też porażki, niepowodzenia. Czy takowe były w Waszej karierze i jak sobie z nimi radziłyście?

Porażki były nieodłącznym elementem całej naszej drogi. Jednak najtrudniejszym takim momentem były chyba regaty w Gdyni, które były jednocześnie ostatnią eliminacją do ISAF-u. Dobrze pamiętamy zaciętą walkę i towarzyszące nam emocje, a także pocieszającego nas Julka, który wszedł do naszej łódki. Niestety, ostatecznie stres nas pokonał, nie byłyśmy się w stanie skupić, cały czas popełniałyśmy głupie błędy, co ostatecznie skutkowało przegraniem regat i jednoczenie niezałapaniem się do kadry na ISAF. Były to bardzo ciężkie dla nas moment, jednak patrząc z perspektywy czasu, był on kluczowy w drodze do dalszych sukcesów. W końcu nie ma sukcesów bez porażek, prawda?

W załodze potrzebna jest pełna synchronizacja manewrów. Jaki element zajął Wam najwięcej czasu i energii do wypracowania?

Może nie jest to jeden manewr, ale składa się z wielu i są to zdecydowanie starty. Do końca pływania na 420 różnie z nimi bywało. Ciężko szło nam trenowanie ich, ale za to do perfekcji opanowałyśmy „ratowanie się” po złych stratach. Manewrem, który nieustannie szlifowałyśmy były zwroty przez sztag. Nie wychodziły nam one idealnie. Były one prostu o
 
Załogi dzielą się pracą na wodzie w różny sposób. Często np. sternik zajmuje się tylko idealnym prowadzeniem łódki, a załogant, będąc wyżej, decyduje o taktyce (a utarło się że to sternik jest odpowiedzialny za taktykę). Jak było u Was?

U nas zdecydowanie załogant zajmował się prowadzeniem łódki, ze względu na dużo większy zakres ruchu. Sternik był odpowiedzialny za taktykę i podejmował decyzje taktyczne zwłaszcza przy znakach. Jeżeli chodzi o patrzenie na wiatr i flotę, to dzieliłyśmy się tym. Na wodzie dużo też się komunikowałyśmy, co ułatwiało zgranie się.

A jak z podziałem innych obowiązków? Kto rezerwował apartamenty na wyjazdy, zgłaszał załogę do regat, dbał o opłacanie licencji i ubezpieczeń?

Starałyśmy dzielić się obowiązkami. Do regat zgłaszałyśmy się na zmianę, a licencję i ubezpieczenie każda organizowała we własnym zakresie.

Jak radzicie sobie z łączeniem sportu z nauką? Jakieś rady dla młodszych zawodników i zawodniczek?


Szkoła jest na pewno dużym wyzwaniem przy takiej ilości wyjazdów. Wydaje mi się, że ważna jest systematyczność, której i nam często brakowało. Na zgrupowaniu ciężko jest czasami znaleźć czas na uczenie się ze względu na dużą intensywność podczas dnia. Często dla lepszego samopoczucia brałyśmy podręczniki, ale nie polecamy, bo tylko bagaż cięższy ;). Dużą rolę odgrywają w tym również nauczyciele, którzy swoja wyrozumiałością lub jej brakiem mogą wiele zmienić. Warto ich uprzedzić i pokazać czym naprawdę się zajmujemy, żeby nie myśleli, że co tydzień na wakacje jeździmy.

Miałyście jakiś wspólny regatowy rytuał?

Starałyśmy się, żeby dni regatowe nie różniły się za dużo od dni treningowych. Rutyna była dla nas ważna. Nie chciałyśmy, żeby te dni były „specjalne”, bo to wprowadza niepotrzebne nerwy. Przed samym startem „ładowałyśmy moc”, co było już ostatecznym znakiem, że jesteśmy gotowe do wyścigu.

Jak zaczęła się Wasza przygoda z żeglarstwem i dlaczego akurat żeglarstwo?

Zosia: W moim przypadku, w wieku 8 lat tata zapisał mnie do grupy żeglarskiej w klubie, w którym on wcześniej żeglował. Trafiłam do nowej tworzącej się dopiero grupy Optymista. Początki nie były łatwe, ale na pewno było warto.

Karolina: Pływać zaczęłam tak naprawdę przypadkowo. Rodzice nigdy nie mieli nic wspólnego z żeglarstwem. W podstawówce, z ciekawości poszłam na zajęcia, które prowadził trener Cadeta Maciej Szaryński. Po jakimś czasie zaciągnął mnie do grupy i tak zaczęła się moja żeglarska przygoda.

Jakie dalsze plany żeglarskie macie? Czego szukacie dalej w żeglarstwie, co Was kręci, jakie macie żeglarskie marzenia?

Zosia: Moim kolejnym krokiem jest 470. Ponieważ jest to klasa olimpijska, to z pewnością jednym z marzeń są igrzyska olimpijskie. Chciałabym również, żeby żeglarstwo nigdy nie przestało sprawiać mi radości. Ważne jest dla mnie, aby robić w życiu to, co się szczerze lubi.

Karolina: Planuję spróbować swoich sił na kitesurfingu oraz nauczyć się pływać na windsurfingu i foilu. Robi to na mnie duże wrażenie.

Tagi:
żeglarstwo, 420

Partnerzy portalu

taurus_sea_power_390x100_gif_2020

Dziękujemy za wysłane grafiki.