• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Gdyby nie ocean, już byśmy się ugotowali (wywiad wideo)

11.11.2020 14:28 Źródło: własne
Strona główna Ekologia Morska, Ochrona Bałtyku, Rybołówstwo Morskie Gdyby nie ocean, już byśmy się ugotowali (wywiad wideo)

Partnerzy portalu

Gdyby nie ocean, już byśmy się ugotowali (wywiad wideo) - GospodarkaMorska.pl

„Rozpuściło nas ostatnie 10 tysięcy lat. Mieliśmy fantastycznie stabilny klimat i różnorodną przyrodę. Nic tylko siać zboże, hodować zwierzęta, udomawiać kolejne gatunki, rozwijać cywilizację i dyskutować o kulturze. To się powoli kończy i robi się coraz mniej przyjemnie” - rozmowa z  prof. Janem Marcinem Węsławskim,  dyrektorem Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.


Topi się arktyczna zmarzlina, według raportów Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), globalna emisja dwutlenku wciąż rośnie. Mimo to, nie brakuje sceptyków twierdzących, że klimat zmieniał się zawsze, w sposób cykliczny i nie ma się czym martwić.

Z jednej strony sprawa jest prosta – klimat zmienia się teraz bardzo szybko a świat naukowy nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to zjawisko zawinione przez człowieka. Ostatnie 50 lat, era silnej industrializacji i emisji ogromnej ilości gazów cieplarnianych do atmosfery spowodowały sytuację, z którą obecnie mamy do czynienia.  Wszyscy niedowiarkowie, tzw. sceptycy klimatyczni to kompletny margines egzotyczny, tak samo jak płaskoziemcy czy antyszczepionkowcy.

Skomplikowana część tej historii polega na tym, że klimat zmienia się bardzo nierównomiernie. Prawdą oczywiście jest również to, że zmieniał się on w przeszłości a owe zmiany miały charakter cykliczny. Nigdy jednak nie były tak gwałtowne jak teraz. Gdyby przyglądać się logice tych cykli to w tej chwili powinniśmy wchodzić w kolejną epokę ochłodzenia, dzieje się natomiast zupełnie odwrotnie.

Żadnym argumentem nie jest również to, co lubili kiedyś powtarzać geolodzy: „ziemia nie takie zmiany klimatu widziała”. Oczywiście, była ziemia śnieżka, kiedy to cała nasza planeta była skuta lodem aż do równika i ziemia cieplarnia z gorącymi bagnami i krokodylami na biegunach. Natomiast różnica jest jedna. Cała nasza cywilizacja, doświadczenie, infrastruktura i kultura powstała mniej więcej 10 000 lat temu w „okienku stabilnego klimatu”, kiedy po ustąpieniu lodowca klimat się ustabilizował. To się w tej chwili zmienia.

Czyli – mamy kłopoty

Przyroda sobie z tą zmianą oczywiście poradzi. Powtarzając za geologami – nie takie zmiany ziemia widziała. Kłopot jest taki, że to my musimy się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć. Ogromna część ludności żyje w miejscach, które ze względu na rosnącą temperaturę, za kilkadziesiąt lat nie będą nadawały się do życia.

Weszliśmy w miejsca, w których nie powinno nas być. Za pomocą technologii, wysokiej ilości energii, człowiek jest w stanie żyć w miejscach ekstremalnie zimnych lub ekstremalnie gorących.

W obszarach tropikalnych, w klimatyzowanych domach, można żyć zupełnie swobodnie. Gdyby jednak skonfrontować bogatszą część społeczeństwa z losem ludzi,  których nie stać  na olbrzymie ilości energii – musieliby się stamtąd wyprowadzić. W przypadku mieszkańców  całego pasa równikowego, powoli zbliża się krytyczna temperatura tzw. „mokrego termometru”.

To bardzo ważny parametr mówiący o tym, że nasze ciało może oddawać ciepło poprzez pocenie się. Jeśli jest jednocześnie zbyt wysoka wilgotność w atmosferze  i wysoka temperatura – człowiek ginie po przegrzaniu się. Są w tej chwili sporządzane mapy miejsc zagrożonych. Na świecie powstaje coraz większa przestrzeń nie do życia dla człowieka.

To jedna z wielkich, skomplikowanych sytuacji, która nam grozi. Zmiany klimatu dotykają cywilizację taką, jaką jest teraz.  

W samej Polsce blisko 200 tysięcy osób będzie zmuszonych do przeprowadzki ze względu na prognozowane podniesienie poziomu morza. Czy możemy coś zrobić, żeby te zmiany zatrzymać?


Niestety, bardzo mało.  Podwyższenie poziomu morza jest w tej chwili nieuniknione, nie ma żadnego mechanizmu, który zatrzyma topnienie lodowców. Nawet jeśli zahamujemy postępujące ocieplenie zgodnie z wszystkimi  deklaracjami, które i tak nie są dotrzymywane to ten proces już się uruchomił.

To gigantyczna ilość wody, różne modele pokazują różne tempo podnoszenia poziomu morza. Albo będziemy mieli kłopoty za 30 lat, albo nawet za 50. Najwięksi optymiści mówią o 100 latach. Natomiast poziom morza będzie wzrastał.

Przygotowujemy się jakkolwiek na te zmiany?

Kiedy przyjeżdżają do nas różni delegaci z krajów europejskich, dyskutujemy regularnie na temat zmian klimatu i konsekwencji z tym związanych. Jedno ze stałych pytań brzmi: jak włączacie się w plany przygotowania na podwyższenie poziomu morza w waszej okolicy. Szczerze mówiąc, nic o tym nie słyszałem.

Jest to o tyle zaskakujące, że wiadomo jak będzie wyglądała mapa Polski za 40-50 lat. Nawet zakładając, że te daty są mało precyzyjne – podwyższenie poziomu morza bez wątpienia nastąpi.

Okazuje się jednak, że mapy są znane, wiadomo, które miejsca będą stracone a nie ma u nas żadnych poważnych planów z tym związanych. Odpowiedź wszystkich ludzi zajmujących się strefą brzegową jest taka sama – to nie nasze zmartwienie. To o tyle dziwne, że w innych działach gospodarki martwimy się tym, co będzie za 50 lat. Sadzimy lasy, pani pokolenie przejmuje się emeryturą.  Generalnie, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że pewne decyzje trzeba podejmować teraz a ich efekty będą bardzo odległe. W dziwnym położeniu jest natomiast gospodarka strefą brzegową, która ten problem kompletnie odsunęła.

Dyskusja, która toczy się w zachodniej Europie nie polega na tym czy o tym rozmawiać, tylko jak przygotować się do tej zmiany. Które miejsca trzeba poświecić a które chronić.

Ekonomiści wspólnie z oceanografami i modelarzami matematycznymi wyliczają, że w przypadku zachodniej Europy – warto chronić około 20% wybrzeża natomiast pozostałe tereny trzeba poświęcić.

Które miejsca trzeba będzie poświęcić w Polsce?

Chronić należy miejsca, których nie da się odtworzyć, czyli np.  zabytkowe miasta jak Gdańsk. Natomiast nie ma sensu za wszelką cenę chronić Żuław Wiślanych, bo kosztowałoby to gigantyczne pieniądze a zalane będą głównie tereny rolnicze, które trzeba będzie poświecić.

Oczywiście,  będzie to dramat dla ludzi, którzy mają tam ziemię, czy tożsamość narodową związaną z tym miejscem. Ale to wszystko tematy, o których musimy rozmawiać już teraz, bo dyskusja ta nie będzie ani łatwa, ani przyjemna i będzie trwała bardzo długo.

Popularną motywacją jest ta nieracjonalna, bo można ustawić się tak, że nie oddamy ani guzika, będziemy walczyć z przyrodą i stawiać coraz wyższe mury w miarę jak morze będzie się podnosiło, jednak to pod każdym względem złe rozwiązanie.

Mamy w Polsce szczęście posiadając tzw. miękkie wybrzeże, piaszczyste plaże. Te płaskie brzegi działają jak naturalny, rozproszony falochron. Fale sztormowe są znacznie łagodniejsze kiedy fala wpływa na długą, płaską równinę a znacznie bardziej niszczące, gdy postawimy jakąś ścianę.

Każdy falochron i mur postawiony przeciwko morzu spotyka się z takim zjawiskiem, że fala uderza o mur, wraca i z podwójną siłą uderza w niego znowu. Nie ma takiej ściany, postawionej za rozsądne pieniądze, która by się takiemu falowaniu oparła.

Mamy czas, żeby się do tego przygotować natomiast najgorsza strategia jest taka, żeby stłuc termometr, zamknąć oczy i znieść odpowiedzialność na naszych wnuków. Trzeba więc działać bardzo elastycznie i zacząć myśleć już teraz żeby się do tego przygotować.

Jednocześnie obserwujemy kolejne inwestycje deweloperów z pięknymi mieszkaniami z widokiem na morze

Na całym świecie najwyższe ceny osiąga tzw. „water front” czyli miejsca, w których z własnego mieszkania można zobaczyć wodę. Deweloperzy bezlitośnie to wykorzystują. Dla nich nie ma znaczenia co wydarzy się za 50 lat ze względu na to, że pieniądze otrzymają teraz. Zainwestują, wybudują, sprzedadzą i wyjadą w inne miejsce. Ze zmartwieniem pozostaną osoby, które włożyły w takie mieszkanie oszczędności swojego życia. Potem oczywiście zaczynają się konflikty i zrzucenie odpowiedzialności na państwo żeby zabezpieczyło nasz dobytek. Pytanie brzmi – po co było budować w miejscu skazanym na zalanie?

Bo wychodzimy z założenia, że człowiek jest w stanie zapanować nad przyrodą?

Jest  znaczna część ludzi, którzy są przekonani, że człowiek został stworzony do rządzenia naturą, że mamy tą przyrodą władać z punktu widzenia dyktatora, który rości sobie prawo do decydowania którędy powinna płynąć woda czy gdzie rosnąć dana roślina.

To oczywiście kompletna bzdura, przyroda jest od nas znacznie bardziej skomplikowana i ma takie sposoby, żeby nas obejść i zaskoczyć, że nigdy sobie z tym nie poradzimy. Jedyne, co można zrobić to do przyrody się dostosować. Dotyczy to zarówno morza jak i wszystkich zjawisk lądowych.

Do tego trzeba jednak wykazywać szacunek, który mówi o tym, że my nie jesteśmy lepsi od przyrody tylko jesteśmy jej częścią i musimy się dostosować z naszą konsumpcją i nawykami do tego, na co nam pozwala.

Rozpuściło nas ostatnie 10 tysięcy lat.  Mieliśmy fantastycznie stabilny klimat, bardzo różnorodną przyrodę, nic tylko siać zboże, hodować zwierzęta, udomawiać kolejne gatunki, rozwijać cywilizację i dyskutować o kulturze. Natomiast to się powoli kończy i robi się coraz mniej przyjemnie.

Szacunek do przyrody wiąże się z pojęciem biofilii, którego jest Pan entuzjastą

To teoria, którą w latach 90 opisał Edward Wilson, uważany za jednego z najwybitniejszych współczesnych przyrodników. Oznacza tyle, że człowiek, z racji swojej biologicznej natury odczuwa potrzebę kontaktu z przyrodą. Ta potrzeba nie jest czymś, co jak się wciąż niektórym wydaje, wynikiem kultury, mody czy widzimisię zamożnych ludzi, którzy nie mają innych problemów. Wilson twierdzi, a ja w to bardzo wierzę, że kontakt z przyrodą jest nam niezbędny dla równowagi psychicznej, pełnego przeżywania siebie, świata i naszych bliźnich.

Bardzo interesujące jest to, że pojęcie biofilii w silny sposób związane jest z morzem. Parę lat temu, Anglicy zrobili badania za pomocą sprytnej aplikacji na telefonie komórkowym z kilkoma pytaniami dotyczącymi nastroju w danej chwili. Poprosili grupę ludzi, żeby w wolnej chwili wstukiwali odpowiedzi. Aplikacja miała wbudowaną m.in. geolokalizację, dzięki czemu można było powiązać odpowiedzi z miejscem, w którym dany człowiek się znajdował. Uzyskano kilkaset tysięcy odpowiedzi, z których wynikało, że ludzie są najszczęśliwsi nad wodą – morzem, w pobliżu rzek czy dużych jezior.

Ogromna ilość miast starała się o tej wodzie zapomnieć. Zabetonowano małe potoczki, usuwano rzeczki. W tej chwili wiadomo, że tam, gdzie tę wodę można wydobyć na powierzchnię, oswoić i puścić między ludzi – tworzą się niesłychanie atrakcyjne tereny. Najbardziej spektakularne rozwiązania pochodzą z zamożnego i nowoczesnego Singapuru, gdzie z dawnych ścieków i mało imponujących potoczków odtworzono fantastyczne małe rzeki płynące przez centrum wielkiego miasta i to w tej chwili ulubione tereny rekreacyjne mieszkańców.

Woda niejako chroni też życie na naszej planecie

Ocean jest szczególnym przypadkiem ponieważ ma coś, co określa się wielką pojemnością cieplną. Atmosferę możemy ogrzać bardzo szybko wypuszczając do niej na przykład gorące powietrze czy gazy cieplarniane, natomiast ocean pochłania ciepło ponieważ jest bardzo głęboki.

Mało kto zdaje sobie sprawę, że średnia głębokość oceanu to 3,5 km na całej kuli ziemskiej, podczas gdy cała woda zawarta w atmosferze (a to ona głównie skupia ciepło), to równowartość zaledwie 10 m słupa wody. To pokazuje różnicę, że zmiany w atmosferze zachodzą bardzo szybko, łatwo ją ogrzać i spodziewać się jakichś zmian natomiast zmiany w oceanie zachodzą powoli i co gorsza – równie powoli można je odwołać.

Ocean pełni ogromną rolę bufora klimatu. Dopóki zmiany były obserwowane przez naukowców tylko w atmosferze, wszyscy uspokajali, że tak szybko jak ją ogrzaliśmy – będziemy mogli tę temperaturę obniżyć a po 4-5 latach atmosfera wróci do zwykłego trybu funkcjonowania.

W ostatnich kilku latach, przy bardzo szeroko zakrojonych badaniach okazało się, że ogrzewanie słupa wody, które kiedyś było obserwowane na 50 m czyli powierzchniowej warstwie oceanu – dziś sięga już 1000 m głębokości. To oznacza, że woda pochłonęła gigantyczną ilość ciepła i gdyby nie to – już byśmy się ugotowali.

Nawet jeśli poprawimy atmosferę, to ocean będzie to ciepło z powrotem oddawał przez dziesiątki lat. Im głębiej się ogrzeje, tym dłużej to będzie trwało.

Na to wszystko nakłada się nieprzyjemne z punktu widzenia mieszkańca terenów nadmorskich czy człowieka pracującego na morzu zjawisko, że energetyka całego klimatu robi się coraz bardziej „zwariowana”. Występują coraz częstsze ekstremalne zjawiska takie jak silne wiatry czy tzw. „freak waves” - szalone, monstrualne fale mające 30 i więcej metrów wysokości. Kiedyś w nie nie wierzono, później coraz częściej zdarzały się przypadki, że statki ginęły bez śladu wywrócone jedną falą wędrującą po oceanie. Teraz, za pomocą nowoczesnych badań satelitarnych okazało się, że te fale to zjawisko mało że powszechne to coraz częściej występujące podobnie jak ekstremalne huragany czy sztormy. Klimat przewraca się do góry nogami a to mało komfortowa sytuacja  z punktu widzenia człowieka, który wymaga infrastruktury, stabilności, przewidywalnych tras żeglugowych, przemieszczania się samolotami czy wycieczek.

Jako naukowiec ma Pan szczęście bywać w miejscach nietkniętych przez człowieka

To jest fascynująca rzecz, kwestia przyrody, w której nie widać innych ludzi. To bardzo ważne, żeby człowiek miał szansę zobaczenia bezkresnego horyzontu, prerii, gdzie nie ma nikogo innego poza nim.

Przyrodnicy tworzą specjalne mapy tzw. "roadles areas" czyli miejsc, w których w danym promieniu nie ma żadnej infrastruktury, drogi, budynku czy linii przesyłowych. W Europie takich miejsc już prawie nie ma. Zdarzają się jeszcze w Skandynawii, gdzie w odległości 50 km można zobaczyć jedynie pustkę. Ja mam to szczęście, bo od wielu lat pływam do Spitsbergen czyli do Arktyki Europejskiej, która zresztą ociepla się bardzo szybko.

Tam jest unikalna możliwość doświadczenia pustki, przyrody niezmienionej przez człowieka. To fantastyczne. Spitsbergen jest teraz często odwiedzany przez turystów, którzy dokładnie tego szukają, ta liczba rośnie z roku na rok, teraz to ponad 100 tys ludzi rocznie.

Na szczęście to na tyle rozproszony archipelag wysp, że każdy znajdzie tam puste miejsce dla siebie.

Co ciekawe, tego samego możemy doświadczyć na polskim wybrzeżu, w okolicach Dębek czy Karwii. Prowadziliśmy w Instytucie Oceanologii badania, w których chcieliśmy określić, w jaki sposób ludzie korzystają z plaży. Większość osób twierdziła, że nad Bałtykiem szuka czystej wody i bezludnych, piaszczystych brzegów. Jednocześnie, te same osoby pozostawały w odległości 200 m od zejścia na plażę.

Z naszych badań wynika, że jeśli skoncentruje się maksymalną ilość wszystkich usług – prysznice, parkingi, restauracje, to 90% osób tam zostanie, nikomu nie będzie się chciało maszerować po gorącym piasku do dalekiej pustki,  ale co bardzo ważne – ludzie chcą wiedzieć, że ta pustka tam jest i bardzo wysoko cenią sobie w odpowiedziach świadomość, że istnieje miejsce, w którym gdyby tylko chcieli – mogli zażyć kąpieli na samotnym wybrzeżu.

Jednym z projektów IO, który ma promować świadomość dotyczącą Bałtyku jest Zatoka Wiedzy. Proszę opowiedzieć o nim więcej

Zatoka Gdańska, dzięki półwyspowi helskiemu aż do ujścia Wisły stanowi naturalny obszar półzamknięty, gdzie skoncentrowała się bardzo duża ilość infrastruktury i kompetencji a jednocześnie jest to obszar  popularny jeśli chodzi o turystów. Cały czas dotykają nas różne problemy – zakwit sinic, rozlanie tajemniczych substancji, nagły wypływ lodowatej wody w środku lata, brak ryb. Mimo całej kompetencji trójmiejskich instytutów naukowych i nie najgorzej rozpoznanym środowisku morskim – właściwie nie wiemy co dzieje się w Zatoce.

Dlatego chcemy zrobić system obserwacji wzorowany trochę na tym, co zrobili Duńczycy w okolicach Kopenhagi. Technologia pozwala na postawienie bardzo nowoczesnych, kompleksowych, automatycznych stacji, które będą  podawały w czasie rzeczywistym online, na komputerze czy telefonie każdego z nas, kompleksowe informacje o tym, co się dzieje i będzie się działo w morzu. Nie będą to tylko parametry, które interesują specjalistów takie jak poziom azotu w wodzie w danym miejscu. Głównie chodzi nam o podanie informacji, które bezpośrednio interesują chociażby turystów. Poziom bakterii, które mogą wywoływać problemy, temperatura wody, prądy morskie.  Do tego, technika jest na tyle rozbudowana, że jesteśmy w stanie pokazywać obraz dna morskiego w czasie rzeczywistym. Chcemy mieć takie kamery w siedmiu kluczowych punktach na Zatoce.

Między innymi po to, żeby ostudzić „szokujące” informacje o tym, że Zatoka jest martwa i nie ma w niej żadnych żywych ryb. To nieprawda. Są znakomicie prosperujące łąki trawy morskiej i taki system pozwoliłby je pokazać.

Kilkanaście lat temu, grupa entuzjastów zaczęła mierzyć jakość powietrza, zakładać filtry i pokazywać ile pyłu znajduje się w powietrzu. Ten pomysł spotkał się z dużą dozą sceptycyzmu. Dziś większość z nas szuka tego typu informacji. Chcemy doprowadzić do tego, żeby obserwacja Zatoki stała się tak samo przydatna. Bo tak jak niezbędne nam jest czyste powietrze – potrzebujemy zdrowego morza.

 

 

*Prof. Jan Marcin Węsławski jest dyrektorem Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Specjalizuje się w taksonomii morskich skorupiaków Poza tym jego zainteresowania dotyczą szeroko pojętej ekologii – od aspektów związanych z bioróżnorodnością, zmianami klimatu, sieciami troficznymi po zarządzanie zasobami morskimi. 

 

W filmie wykorzystaliśmy nagrania:

Kuba Witek, Ruch Lodu: https://www.youtube.com/watch?v=jZf5hMDGOdo

Kajetan Deja, Arctic Work: https://www.youtube.com/watch?v=RBz04lpRdS0

Dziękujemy!

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.