• <
mewo_2022

„Moje serce pachnie ropą” - wywiad z Grzegorzem Strzelczykiem, prezesem Lotos Petrobaltic S.A.

20.03.2021 10:21 Źródło: własne
Strona główna Energetyka Morska, Wiatrowa, Offshore Wind, Offshore Oil&Gas „Moje serce pachnie ropą” - wywiad z Grzegorzem Strzelczykiem, prezesem Lotos Petrobaltic S.A.

Partnerzy portalu

„Moje serce pachnie ropą” - wywiad z Grzegorzem Strzelczykiem, prezesem Lotos Petrobaltic S.A. - GospodarkaMorska.pl
fot. GospodarkaMorska

„Morskie farmy wiatrowe to tort wielkości 150 mld złotych i nikt nam w przyszłości nie wybaczy, jeśli nie wykorzystamy tego potencjalnego koła zamachowego dla polskiej gospodarki” - mówi Grzegorz Strzelczyk, prezes Lotos Petrobaltic. W naszym wywiadzie rozmawiamy o przyszłości energetyki, potencjale polskich stoczni i planowanych inwestycjach.

Morscy górnicy naftowi - czyli kto?

Lotos Petrobaltic to pewnego rodzaju ewenement tutaj na wybrzeżu. Jesteśmy górnikami morskimi, to znaczy wydobywamy kopalinę w postaci ropy naftowej i gazu ziemnego spod dna  Morza Bałtyckiego. Wydobywamy to czarne złoto, lub jeśli mam być bardziej precyzyjny – szare, bo czarne jest zarezerwowane dla węgla. Lotos Petrobaltic to pierwszy – i po 30 latach wciąż jest jedyny – polski podmiot operujący w polskiej strefie ekonomicznej Morza Bałtyckiego.

Jak wyglądały początki spółki? Jak zmieniła się branża przez ten czas?

Jeszcze za czasów PRL-u, istniała na Morzu Bałtyckim Wspólna Organizacja Poszukiwań Naftowych, której właścicielami były trzy państwa – Niemiecka Republika Demokratyczna, Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich i Polska Rzeczpospolita Ludowa. Firma ta funkcjonowała od 1975 roku a po jej rozpadzie i zmianach politycznych z 1989 roku, na jej bazie w 1990 roku powstał Petrobaltic.

Początki były bardzo trudne, bo co prawda przejęliśmy większość  majątku poprzedniej firmy, ale wszystkie inwestycje związane z wydobyciem ropy naftowej rozpoczęły się tak naprawdę dopiero w 1992 roku. Krokiem milowym było posadowienie platformy wydobywczej Baltic Beta na złożu B3 i rozpoczęcie eksploatacji tego złoża, to co miało miejsce praktycznie dwa lata od założenia firmy.

To determinacja załogi Petrobalticu sprawiła, że ogóle doszło do utworzenia polskiego przedsiębiorstwa, uruchomienia eksploatacji i wykorzystania dorobku WOPN w zakresie poszukiwań obszarów roponośnych na Bałtyku. Wielu uczestników tamtych wydarzeń wspomina, że okres starań o powołanie polskiego Petrobalticu należy do najważniejszych w ich życiu. Był to bowiem czas największej wspólnoty w gronie załogi. Pracownicy głęboko wierzyli, że polska firma naftowa może powstać, rozwijać się i odnosić sukcesy. Znaczenie miało również wytworzenie silnych, opartych na lojalności więzi między pracownikami, a także ich głęboka identyfikacja z misją firmy. Była nadzieja, wielkie chęci, zapał do działania i marzenia o polskiej ropie.

Jak wygląda ta działalność dziś?

Majątek produkcyjny grupy kapitałowej LOTOS Petrobaltic tworzy pięć platform: dwie platformy wiertnicze i trzy platformy eksploatacyjne (w tym bezzałogowa platforma PG-1), wielozadaniowe holowniki, statki dozorowe i ratownicze, zbiornikowiec oraz baza lądowa z nabrzeżem przeładunkowym.

LOTOS Petrobaltic S.A. posiada trzy koncesje na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż ropy naftowej i gazu ziemnego oraz wydobywanie tych surowców na obszarach morskich RP. Łączna powierzchnia tych koncesji wynosi 3177 km kw. Leżą one we wschodniej części terytorium morskiego RP. Spółka LOTOS Petrobaltic oraz jej spółka zależna posiadają dwie koncesje na wydobywanie kopalin ze złóż B3 i B8, które są obecnie eksploatowane. Ponadto Spółka samodzielnie i w ramach partnerstwa prowadzi prace poszukiwawczo-rozpoznawcze w obszarach lądowych północnej Polski.

Przyszłość energetyki to ekologiczne rozwiązania. Jednym z tych, na które najbardziej liczy branża morska są farmy wiatrowe na Bałtyku. Jaką rolę może odegrać Lotos Petrobaltic w procesie powstawania takich farm?

Staramy się zostać narodowym operatorem floty logistycznej i instalacyjnej dla morskich form wiatrowych. Od 2019 roku prowadzimy zakrojone na szeroką skalę analizy tego zagadnienia, w listopadzie 2019 roku przedstawiliśmy koncepcję, żeby pokusić się o budowę dwóch statków instalacyjnych. Jeden z nich byłby używany do budowy fundamentów poszczególnych instalacji wiatrowych, a drugi tzw. jack-up zostałby przeznaczony do instalacji słupów i turbin wiertniczych na polskich koncesjach.

Przypomnę, ze w polskiej strefie ekonomicznej koncesje na budowę morskiej energetyki wiatrowej posiada dwóch polskich wielkich operatorów. Są to PGE i PKN Orlen. Z tymi partnerami prowadzimy rozmowy i robimy wszystko, żeby krajowy przemysł w jak najszerszym zakresie brał udział w tych inwestycjach.

Do końca pierwszego kwartału tego roku, w myśl ustawy offshorowej, którą niedawno podpisał Prezydent, musi zostać określony tzw. sector deal czyli udział polskiego sektora, który będzie uczestniczył w tych inwestycjach. Dzisiaj wiemy też, że to ostatni czas, żeby w tym łańcuchu dostaw zaistniały polskie firmy, a local content był na jak najwyższym poziomie.

Jesteśmy w kontakcie z pozostałymi armatorami i stoczniami z wybrzeża, żeby skoordynować te działania. Dziś szacuje się, że to tort wielkości 150 mld złotych i nikt nam w przyszłości nie wybaczy, jeśli nie wykorzystamy tego potencjalnego koła zamachowego dla polskiej gospodarki.

Budowa statków instalacyjnych w polskich stoczniach jest Pana zdaniem możliwa?

Mamy w Trójmieście stocznię, która posiada tego typu doświadczenie. Mam oczywiście na myśli CRIST. To jedyna polska stocznia dysponująca infrastrukturą umożliwiającą budowę takich dużych statków jak jack-up. Innovation, czyli jednostka zbudowana w CRIŚCIE, dzisiaj już z powodzeniem funkcjonuje i pracuje przy morskiej energetyce wiatrowej. Doświadczonych specjalistów już mamy.

To pierwszy etap, czyli instalacja morskich farm wiatrowych. Drugim krokiem będzie ich serwisowanie. To branża, która da zatrudnienie na kolejne 30-40 lat. Będzie to oczywiście wymagało budowy specjalistycznej floty, która utrzyma te farmy na odpowiednim poziomie. Na koncesjach dwóch polskich operatorów, o których mówiłem wcześniej, niezbędnych będzie między 20 a 30 takich jednostek.

To może być kolejne koło zamachowe dla polskiego przemysłu stoczniowego.

Istnieją jednak obawy, że nie zdążymy z budową statku instalacyjnego.

To niestety prawda. Pierwszą koncepcję przedstawiliśmy w listopadzie 2019 roku. Minęło 1,5 roku i jesteśmy na finiszu procesów decyzyjnych.

Od 1,5 roku prowadźmy analizy i prace koncepcyjne. W tym czasie zrobiliśmy rozeznanie rynku. Jesteśmy po szeregu rozmów z instytucjami finansowymi, które są skłonne takie inwestycje sfinansować.

Jesteśmy też po cyklu spotkań ze stoczniami z grupy Remontowa, grupy Baltic i stocznią CRIST. Wstępnie uzgadnialiśmy już nawet harmonogram i uzyskaliśmy deklarację ze strony CRISTA, że cały proces inwestycyjny budowy tego statku to minimum 36 miesięcy. Taka jednostka na pewno nie powstanie szybciej niż w 2025 - 2026 roku, jeśli wszystko poszłoby dobrze. Jak wiemy, polscy inwestorzy będą rozpoczynali instalację farm już w drugim kwartale roku 2024 więc jesteśmy trochę w niedoczasie.

Na szczęście inwestycje PGE i PKN Orlen mają być realizowane w dwóch etapach. Szacuje się, że do postawienia będzie około 700 konstrukcji dlatego jeszcze dzisiaj, na tym etapie możemy włączyć się aktywnie ze statkiem i flotą instalacyjną w roku 2025, a ten proces jest jeszcze w zasięgu polskich firm, stoczni i armatorów.

Ale oczywiście, warto pamiętać, że jesteśmy już pięć po dwunastej i czas podejmować decyzje, które by to umożliwiły.

Morskie farmy wiatrowe nie są jedynym obszarem zainteresowania Lotos Petrobaltic. Proszę opowiedzieć o planach budowy turbiny wiatrowej na pływającej konstrukcji i produkcji wodoru z wody morskiej.

Obecna strategia rozwoju Grupy Lotos obowiązuje do roku 2022, ale nikt nie zwalnia nas z obowiązku, żeby myśleć o perspektywach firmy w dłuższym horyzoncie czasowym. Oprócz zaangażowania w morską energetykę wiatrową, bazując na dużej wiedzy, doświadczeniu i kompetencjach, które już posiadamy, mamy także  plany  budowy w pobliżu platformy wydobywczej turbiny wiatrowej na pływającej konstrukcji. Pływająca turbina wiatrowa, oprócz zasilania platformy w energie elektryczną, zasilać będzie również elektrolizer przeznaczony do produkcji „zielonego” wodoru z wody morskiej.

Prowadzimy już pierwsze prace w tym zakresie. W tej chwili przygotowywane są plany zagospodarowania obszarów morskich. Mają one zostać ogłoszone do końca I kwartału tego roku. Na etapie konsultacji udało nam się wprowadzić do tego planu zapisy umożliwiające stawianie instalacji pływających lub usypywanie sztucznych wysp na naszych koncesjach.

Ze względów ekonomicznych i uwarunkowań hydrogeologicznych (głębokość około 83 m), raczej nie wykorzystamy wariantu wyspy. Postaramy się zbudować konstrukcje pływające. Dzisiaj tego typu instalacje już istnieją – wiatraki na pontonach posiadają chociażby Portugalczycy czy Holendrzy.

Planujemy postawić po kilka takich wiatraków przy każdej z naszych platform wydobywczych, żeby produkować na ich potrzeby energię. W związku z tym moglibyśmy też zwiększyć ilość gazu przesyłanego na ląd, bo w tym momencie gaz ten jest zużywany do wytwarzania energii elektrycznej dla platform.

Planujemy zdywersyfikować działalność i ewentualnie w przyszłości rozszerzyć działalność poszukiwawczo-wydobywczą LOTOS Petrobaltic o produkcją zielonego wodoru, który w najbliższych latach będzie hitem energetycznym na świecie.

Zmiany klimatyczne to jedno z największych wyzwań stojących przed współczesnym światem. Kolejnym Waszym pomysłem na walkę z  tymi zmianami jest podziemne składowanie dwutlenku węgla pod dnem Bałtyku. Jak z praktycznego punktu widzenia będzie wyglądało to przedsięwzięcie?


To drugi przyszłościowy temat, nad którym pracujemy wspólnie z AGH w Krakowie. Chodzi o technologię pozwalającą zatłaczać dwutlenek węgla do struktur geologicznych, które eksploatujemy. Dzisiaj, dla podniesienia ciśnienia złożowego zatłaczamy wodę morską bądź oczyszczoną wodę złożową. Spokojnie moglibyśmy jednak pokusić się o zatłaczanie dwutlenku węgla.

Ta technologia jest jeszcze dość droga i opracowywana, ale to, co dziś wydaje się jeszcze nieekonomiczne, w najbliższym czasie może stać się jedynym rozwiązaniem w związku z chociażby rosnącymi opłatami emisyjnymi.

Jak z Pana perspektywy będzie wyglądał Lotos Petrobaltic za 10 lat?


Jeszcze pół roku temu robiliśmy analizę, z której wynikało, że przy ówczesnych cenach ropy na poziomie 37 dolarów, w 2024-25 musielibyśmy podjąć  decyzję o likwidacji jednego z naszych złóż, które eksploatujemy właściwie od początku istnienia polskiej firmy i którego zasoby pomału się wyczerpują . Dziś te czynniki ekonomiczne się zmieniły a cena ropy na poziomie 60 dolarów wydaje się być optymistyczna. Tak czy inaczej, złoże B3 na pewno zostanie w ciągu 10 lat zlikwidowane natomiast złoże B8 prawdopodobnie wejdzie wtedy w fazę schyłkową.

Mamy jednak pomysł na rozwój firmy, wykorzystanie naszych zasobów i doświadczenia, o którym na bieżąco informujemy załogę. Chcemy zaktywizować się w działalnościach, o których rozmawialiśmy.

Instalacja morskich farm wiatrowych przewidziana jest na rok 2025, maksymalnie 2026. Z wiatrakami na Bałtyku związana będzie też działalność serwisowa, w której chcemy wziąć udział.

Ponadto, produkcja zielonego wodoru i podziemne składowanie dwutlenku węgla, nad którymi teraz pracujemy. Za 5 lat moglibyśmy przejść do fazy czysto komercyjnej, dzięki czemu nasi pracownicy mogliby wykorzystać swoje kompetencje w tych aspektach.

Jest Pan związany z branżą naftową od wielu lat. Czy i za co lubi Pan swoją pracę?

Rzeczywiście, moje powiązania z branżą naftową sięgają 1992 roku. Niedługo minie trzydzieści lat od moich początków „pracy w ropie”.

Przez 16 lat pracowałem w szwajcarskiej firmie Société Général de Surveillance, świadczącej usługi w dziedzinie inspekcji, weryfikacji i certyfikacji. W lutym 1992 roku zapadła decyzja, że stworzymy w Polsce dział zajmujący się paliwami i ciekłą chemią „Redwood Division”. Od roku 2000 kierowałem działem „Oil Gas & Chemicals” w ścisłej współpracy z kolegami w Czechach, Słowacji i Białorusi. Jeden z moich ówczesnych dyrektorów zawsze mówił, że „moje serce pachnie/śmierdzi ropą”. Nie sposób się z nim nie zgodzić, bo mam tę przyjemność, że robię to, co mnie pasjonuje a zapach ropy jest jednym z moich ulubionych.

Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Partnerzy portalu

aste_390x150_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.