• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Dzień Kobiet pod żaglami

ew/pya.org.pl

09.03.2020 12:44 Źródło: własne

Partnerzy portalu

Dzień Kobiet pod żaglami - GospodarkaMorska.pl

W zamierzchłych czasach jedną z najpilniej strzeżonych żeglarskich tradycji stanowił zakaz wpuszczania kobiet na pokład statku. Święcie wierzono, że kobieta na pokładzie to zło wcielone, prawdziwy „diabelski balast”. Tłumaczy się to tym, że marynarze od zarania dziejów personifikowali statek z kobietą. Sądzono, że statek mógłby być zazdrosny o kobietę znajdującą się na jego pokładzie, w związku z czym okazałby swój gniew i stałoby się nieszczęście. Wyjątkiem była… naga kobieta, bo wg. wierzeń i przesądów nagość miała zapobiegać możliwości rzucenia złego uroku. Naga kobieta przynosiła szczęście, ponieważ zawstydzała rozszalałe, sztormowe morze i uspokajała je. Stąd tak wiele damskich popiersi z odsłoniętym biustem na dziobach żaglowców. Wierzono też, że pecha można uniknąć, jeśli kobieta, która weszła na pokład, podrapie paznokciami podstawę masztu. Szanse na uniknięcie katastrofy były większe, jeśli kobieta była dziewicą. 

 

Jak widać, kobiety nie miały łatwo w żeglarskim świecie. Gorzej mieli w zasadzie tylko ksiądz i… rudy. Spotkanie osoby o rudych włosach jeszcze przed rozpoczęciem rejsu stanowiło straszny pech dla statku i całej jego załogi. Skąd się wziął ten przesąd? Ponoć Judasz miał rude włosy. Ale na rudego marynarze też mieli sposób. Wystarczyło nawiązać z nim rozmowę, zanim ten zdąży otworzyć usta. Problem się nasilał, kiedy rudy okazał się człowiekiem nad wyraz gadatliwym. Z księdzem zaś sprawa wyglądała następująco. Jeśli marynarz spotkał księdza idącego w tym samym kierunku, co on, niechybnie oznaczało to śmiertelne zagrożenie dla statku i załogi. Księża przecież chodzą na pogrzeby, zatem nie była to optymistyczna wróżba. 

 

Ale wracajmy do kobiet w żeglarstwie. Jeśli wpiszecie sobie w google dwa słowa – „kobieta” i „jacht” – zdecydowana większość zdjęć znalezionych przez wyszukiwarkę pokazywać będzie piękne kobiety pozujące na jachtach, wystawiające piękne ciała na działanie promieni słonecznych. Przyznajemy, przyjemne to widoki, dla wielu żeglujących kobiet pewnie jest to też priorytet, ale dla wielu tylko wartość dodana do ekscytującego, pełnego przygód i adrenaliny stylu życia, jakim jest żeglarstwo. Nie podlega też żadnym wątpliwościom fakt, że na przestrzeni wieków kobiety zmieniły światowe żeglarstwo, przyczyniły się do jego popularyzacji i jak nikt inny, udowodniły, że niemożliwe nie istnieje. Podamy na to kilka przykładów, bardzo wybiórczych, bo o pionierskich dokonaniach kobiet w historii żeglarstwa można napisać książkę. 

 

Czy można sobie wyobrazić bardziej męski świat, niż… statek piratów? W ten świat, w połowie XVI wieku odważnie wkroczyła Grace O’Malley, dziewczyna pochodząca z irlandzkiej rodziny lordowskiej, która została piratem, przemytnikiem i rebeliantką przeciw angielskiej koronie. To w tamtych czasach był wyjątek, dlatego przenieśmy się do czasów bardziej nam bliskich. Żeglarskie kroniki uznają, że pierwszą samotniczką pod żaglami była Aga Müller. W 1949 roku wyruszyła ona wraz z ojcem z Niemiec do Argentyny. Niestety, podczas podróży ojciec zmarł, a dzielna 17-latka sama dokończyła podróż. 

 

W drugiej połowie XX wieku żeglarstwo cały czas było męską domeną, a „stare wilki morskie” na kobiety pukające do tego świata, patrzyły jak na egzotyczne zjawisko. W Polsce przebijanie muru rozpoczęła kpt. Teresa Remiszewska, pierwsza polska żeglarka-samotniczka, która bez niczyjej pomocy przepłynęła w 1972 r. Atlantyk. Trasę z Plymouth w Wielkiej Brytanii do Newport w USA pokonała w 57 dni, 3 godziny i 18 minut. Warto zaznaczyć, że jeszcze niedługo przed tym wyczynem, regulamin samotnych regat przez Atlantyk wykluczał udział kobiet. Teresa Remiszewska po tym rejsie nie kryła swojego rozżalenia na stereotypowe podejście żeglarskiego świata do kobiet. 

 

- Kiedy przepłynęłam przez Atlantyk, na mecie poznałam dwie Francuzki, które brały udział w tym samym wyścigu – całkiem fajne babki. Wspólnie śmiałyśmy się z męskich uczestników regat, którzy zgrywali wielkich bohaterów. Kobiety nie demonizują trudności i zagrożeń, lepiej się do nich przystosowują, są bardziej rzeczowe, mniej bohaterskie. Mężczyźni odwrotnie. Ja, drobna kobieta, miałam niekiedy w załodze umięśnionych żeglarzy i widziałam, jak się rozkładali. Siła fizyczna rzeczywiście się przydaje, ale gdy nie ma szarych komórek, to na morzu nikt sobie nie poradzi. Mogę zaświadczyć, że te kobiety, które doszły do stopni kapitanów jachtowych w polskim żeglarstwie, górowały wiedzą i profesjonalizmem nad większością mężczyzn. Może dlatego, że kobieta musi wykazać się większymi umiejętnościami, by otrzymać stopień kapitana. Wśród tych, które zdawały egzaminy razem ze mną, jest kilka świetnych żeglarek: Karmena Stańkiewicz, lekarz pediatra z Wrocławia, Teresa Dudzic i Barbara Chmielewska, świetny kapitan, moim zdaniem, najlepsza żeglarka w Polsce. Wszystkie te panie były autentycznie dobre, tyle że nie pływały samotnie, ale to nie jest skala oceny wiedzy żeglarskiej – opowiadała kpt. Remiszewska w Tygodniku Przegląd. 

 

Sześć lat po wyczynie kapitan Remiszewskiej, klin w męskie wyobrażenie o samotnej żegludze wokół świata wbiła kapitan Krystyna Chojnowska-Liskiewicz, która 20 marca 1978 roku, jako pierwsza kobieta na świecie zamknęła pętlę okołoziemską. Jej okołoziemski rejs na jachcie Mazurek trwał prawie 2 lata. W tym czasie przepłynęła 28 696 mil morskich. W środowisku kpt. Chojnowska-Liskiewicz znana była ze swoich feministycznych poglądów, których wyrazem były choćby organizowane przez nią rejsy tylko dla kobiet. W swojej książce pt. „Pierwsza dookoła świata” wyjaśnia, że ze wszech miar zależało jej na wyrównywaniu szans i stwarzaniu możliwości kobietom do żeglowania, bo w ówczesnych czasach, z powodu arogancji mężczyzn, trudno im było dostać się do jakiejkolwiek załogi. Ta niesprawiedliwość bardzo ją bolała. 


„Ze złośliwą radością myślałam o wielu kapitanach, którzy kobiety w załogach mieszanych obowiązkowo zapędzają do garnków. Często tracą dobrych sterników, nawigatorów, mechaników, żaglomistrzów, oficerów, a zyskują szanse na niestrawność. A znam kilku doskonałych kucharzy-żeglarzy…” – pisze na łamach książki kpt. Krystyna Chojnowska-Liskiewicz. 

10 lat po wyczynie Polki, złotymi zgłoskami na kartach żeglarstwa zapisała się Kay Cottee. Australijka była pierwszą kobietą w historii, która samotnie opłynęła świat bez zawijania do portów. Rok później, w 1989 roku, gdy w Polsce zmieniał się ustrój i zaczynała zmieniać się historia współczesnego świata, równocześnie zmieniło się światowe żeglarstwo. Wszystko za sprawą 24-letniej Tracy Edwards, buntowniczej Angielki, która jako nastolatka rozpoczęła pracę jako hostessa na jachcie i w żeglarstwie odnalazła sens życia. Gdy postanawia wziąć udział w prestiżowych regatach Whitbread Round the World Race natrafia na męski, szowinistyczny mur. Sprzeciw, drwiny, utrwalanie stereotypów o kobiecie przynoszącej pecha na jachcie. Jeden z żeglarzy powiedział jej nawet, że „kobiety są po to by je pie…. w porcie”. 

 

Drwiny pogłębiają się, gdy Tracy Edwards postanawia skompletować swoją własną, całkowicie żeńską załogę. To się udaje, ale żaden sponsor nie chce sfinansować startu kobiet w tych prestiżowych i niebezpiecznych regatach. Edwards zastawia dom, kupuje jacht do remontu, własnoręcznie z pomocą załogi go odnawia i gdy pomocną dłoń wyciąga król Jordanii, z którym poznała się przypadkowo kilka lat wcześniej, start pierwszej kobiecej załogi w Whitbread Round the World Race staje się faktem. Dziewczyny, mimo trudności na trasie, kończą regaty ze znakomitym wynikiem, są na ustach całego świata i są żywym dowodem na to, że przeświadczenie, iż żeglarstwo jest typowo męskim światem, to odchodzący do lamusa stereotyp. Namacalnym tego dowodem był tytuł Żeglarza Roku przyznany jej jako pierwszej kobiecie w historii tego plebiscytu. Historia Tracy Edwards została świetnie opowiedziana w filmie „Maiden” w reżyserii Alexa Holmesa. 

 

Po tym wyczynie kobiece żeglarstwo nabrało rozpędu. Kobiety zaczęły startować w regatach, próbować swych sił w żeglarskich wyzwaniach, coraz częściej tworzyły załogi z mężczyznami. Lista kobiecych nazwisk na kartach żeglarskiej historii jest bardzo długa. Ellen MacArthur to najmłodszy kapitan jachtowy w historii Wielkiej Brytanii. Po wygraniu regat wokół Wysp Brytyjskich – Round Britain Race – otrzymuje prestiżową nagrodę Yachtsman of the Year Award. Potem startuje i osiąga znakomite wyniki w wielu znanych wyścigach na całym świecie. Gdy w 2001 roku zajmuje drugie miejsce w okołoziemskich regatach samotników Vendee Globe, nikt już nie ma wątpliwości, że Brytyjka jest jedną z największych gwiazd światowego żeglarstwa w całej jego historii. Cztery lata później opłynęła samotnie kulę ziemską w rekordowym czasie 71 dni, 14 godzin, 18 minut i 33 sekund. Za ten wyczyn otrzymała od królowej Elżbiety II tytuł szlachecki, a prezydent Francji Nicolas Sarkozy udekorował ją Legią Honorową. 

 

Z Ellen MacArthur żeglowała Samantha Davies, dla której starsza koleżanka była wielką inspiracją. Davies również wystartowała w Vendee Globe zajmując w 2009 roku czwarte miejsce. 6 lat później była skipperem jachtu Team SCA i zajęła szóste miejsce w etapowych regatach dookoła globu Volvo Ocean Race. Szukając spektakularnych kobiecych śladów na morzach i oceanach nie można zapominać o dokonaniach nastoletnich żeglarek, które samotnie opłynęły świat. W 2010 roku uczyniła to Jessica Watson na 10-metrowym jachcie Ella’s Pink Lady. Niespełna rok później w swój wokółziemski rejs wyruszyła Laura Dekker. Wypłynęła 20 stycznia 2011 z wyspy Sint Maarten na Karaibach, a 21 stycznia 2012 zakończyła rejs w tym samym porcie. Biało-czerwoną banderę na akwenach całego świata niosła kpt. Joanna Pajkowska, która w zeszłym roku na jachcie „Fanfan” opłynęła świat w rejsie solo - non stop, trasą klasyczną wokół trzech przylądków: Dobrej Nadziei, Leeuwin i Horn.

 

Wydaje się, że dzisiaj już nikt nie widzi w kobietach „diabelskiego balastu”. Kobiety udowodniły światu, że są doskonałymi żeglarkami, a wzburzone morza i oceany poskramiają z taką samą łatwością, jak mężczyźni. I tylko szkoda, że musiały to przez lata udowadniać, jakby to było coś nienaturalnego. Życie w świecie pełnym uprzedzeń i stereotypów nigdy jednak nie było łatwe. I na koniec chciałbym przytoczyć wypowiedź kapitan Marty Sziłajtis – Obiegło, która udzieliła kilka lat temu bardzo ciekawego wywiadu portalowi Tawerna Skipperów. 

 

- Z obserwacji prowadzonych na moich męskich załogantach widzę, że większość panów szanuje mnie za wiedzę i doświadczenie, ale wciąż jest… opiekuńcza! Nie chcą pozwolić bym sama się szarpała z czymś ciężkim, albo dźwigała (…) Teraz znacznie więcej osób twierdzi, że kobiety na wyprawach, rejsach, a właściwie na każdym polu - łagodzą obyczaje. Nie używa się przy nas tak ciężkiego słownictwa, a i rekordy spożycia napojów wyskokowych rzadziej są odnotowywane w naszej obecności. Jednak jeśli kogoś interesuje symbolika tradycyjnych tatuaży marynistycznych, to z pewnością trafił na piękną, podstępną Syrenę. Symbol kłopotów związanych z kobietami (…). To prawda, że czasem ktoś powie, że kobieta-kapitan jest jak świnka morska (ani świnka, ani morska) lub nazwie mnie babo-chłopem. Często też obrywam sceptyczną uwagą lub kwestionowaniem kompetencji, ale co z tego? Z ludzką niechęcią (lub niedojrzałością) da się żyć, a z niezrealizowanymi marzeniami - ja nie potrafię – mówiła Marta Sziłajtis-Obiegło.

 

Zatem reasumując, wszystkim kobietom, zarówno tym pływającym rekreacyjnie, zawodowo, jak i sportowo, jak i tym, które żeglarstwem być może w ogóle się nie interesują, w tym szczególnym dniu życzymy realizacji wszystkich marzeń. 

 

Jakub Jakubowski

Partnerzy portalu

taurus_sea_power_390x100_gif_2020

Dziękujemy za wysłane grafiki.