• <
mewo_2022

Offshore Wind 2.0. Broń, amunicja, UXO na Bałtyku - czy jest się czego bać?

Strona główna Energetyka Morska, Wiatrowa, Offshore Wind, Offshore Oil&Gas Offshore Wind 2.0. Broń, amunicja, UXO na Bałtyku - czy jest się czego bać?

Partnerzy portalu

Fot. GospodarkaMorska.pl

Co jakiś czas wraca temat niebezpiecznych substancji chemicznych czy broni, jakie zostały zrzucone na dno Bałtyku po II wojnie światowej. Czy te pozostałości stanowią zagrożenie dla projektów offshore i pracowników? Czy poszczególne firmy, projekty, a także administracja są przygotowane na takie ewentualności? Odpowiedzi na te pytania poszukiwali uczestnicy panelu dyskusyjnego "Bezpieczeństwo dna morskiego – UXO, wraki, broń chemiczna", odbywającego się w ramach konferencji Offshore Wind 2.0.

Ostatnia dyskusja pierwszego dnia konferencji dotyczyła bezpieczeństwa dna morskiego, a konkretnie UXO, wraków i broni chemicznej znajdujących się na dnie Bałtyku, które potencjalnie mogą nie tylko wyhamować, ale nawet zatrzymać całkowicie projekty offshore. Rozmowę moderował Janusz Czajkowski, Director Engineering Offshore Wind w Ramboll Polska, a udział w niej wzięli Krzysztof Stopierzyński (prezes Baltic Diving Solutions), Alfred Korycki (dyrektor Działu Likwidacji Szkód w Attis Broker), Krzysztof Paturej (prezes Zarządu Międzynarodowego Centrum Bezpieczeństwa Chemicznego), Michał Czub (wiceprezes Zarządu, Profesea) i Paweł Weiner (prezes Zarządu MAG Offshore).

Podstawowe pytanie brzmiało: czy jest się czego bać? Krzysztof Stopierzyński mówił, że dopiero zestawienie potencjalnej dotkliwości kontaktu z bronią chemiczną na dnie z prawdopodobieństwem wystąpienia takiego zdarzenia da pełne informacje na temat zagrożenia. Jego zdaniem media rozpętały histerię dotyczącą wraku Frankena, gdzie czasami jego nurkowie schodzą. Zwrócił uwagę, że w raportach z poszczególnych lokacji prac offshore nie ma doniesień o incydentach z bronią.

– Cały czas mowa jest o kilku przypadkach, że kilku rybaków wyciągnęło baryłki w sieciach albo w Niemczech wyrzuciło iperyt na plażę – mówił Stopierzyński. Powiedział również, że deweloperzy na Bałtyku są administracyjnie nieprzygotowani na potencjalny kontakt z niebezpiecznymi materiałami – kopiują schematy przetargów z postępowań na Morzu Północnym i przedstawiają jako strategię postępowania na Bałtyku, gdzie są zupełnie inne realia.

Ambasador Krzysztof Paturej przyznał, że jest oburzony, że tym, że kwestię broni chemicznej na Bałtyku postrzega się z perspektywy militarnej, a nie środowiskowej.

– Zatopiona broń chemiczna to jest problem środowiskowy, społeczny, zdrowotny i przede wszystkim ekonomiczny. Robiliśmy ćwiczenia sztabowe, które pokazały, że jeśli znajdziecie pocisk, jeśli pan Krzysztof wydobędzie coś, to można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że przez trzy miesiące tam nic się nie będzie działo. Wyobraźcie sobie kilkumiesięczną przerwę w inwestycji – mówił Paturej.

Ambasador postulował, żeby przyjąć założenie, że wyłowiona broń to odpad toksyczny. To ma dać pole do przygotowania odpowiednich procedur i przepisów postępowania. Opowiedział także o projekcie MUNIMAP, zainaugurowanym niedawno pod kierownictwem Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie.

– Problem rzeczywiście jest militarny dopóki się mówi o broni, natomiast w Bałtyku bardzo często mamy już do czynienia z w pełni skorodowanymi obiektami, które de facto są czystą ekspozycją bojowego środka trującego, czyli związku chemicznego albo mieszaniny, która z definicji wręcz miała toksyczne właściwości – wyjaśniał dr Michał Czub. Opowiedział jednak także o tym, że nie mamy jeszcze pełnej wiedzy na temat tego, jak zachowują się określone związki chemiczne w środowisku Bałtyku. – Mówiło się o tym, że iperyt bardzo szybko hydrolizuje, a jednocześnie jest nierozpuszczalny. Badania, które przeprowadziliśmy w ostatnich latach pokazują, że to wszystko jest dużo bardziej skomplikowane. Transformacje w środowisku przechodzą w zupełnie inny sposób niż prosta ścieżka w laboratorium. Okazuje się, że niektóre związki, które powstają w wyniku transformacji związków macierzystych, które dla ludzi były dominującą toksyną, są koniec końców dla środowiska dużo bardziej szkodliwe, ponieważ na przykład nierozpuszczalny iperyt przekształca się w dużo bardziej toksyczne, rozpuszczalne związki, które mogą być przenoszone na dużo, dużo dalsze obszary.

Pytany o to, jak duży jest to obecnie problem, odparł, że to „jakby szukać grzybicy palca u kogoś, kto ma terminalne nowotwory”, ponieważ większość broni na Bałtyku została zrzucona w głębiach, które są pustyniami tlenowymi i występuje tam bardzo ograniczona biologiczna aktywność. Jego zdaniem problem jest na razie niewidoczny, co nie oznacza, że tak zostanie.

– Celem wszystkich działań Komisji Helsińskiej czy państw bałtyckich jest obniżenie dostawy fosforu i azotu do Morza Bałtyckiego, czyli przeciwdziałanie eutrofizacji. Być może dopiero jak oczyścimy Bałtyk i życie wróci w te miejsca, gdzie jest broń chemiczna, to może dopiero wtedy będzie to problem, o którym będziemy mogli mówić w kwantyfikowalny sposób – mówił dr Michał Czub.

– Sądzę, że nasze głosy mimo wszystko są zbieżne, bo przestrzegałem przed demonizowaniem – mówił Krzysztof Stopierzyński. – Wiecie, gdzie jest różnica między nami? Ja wychodzę w morze w przyszły czwartek i mam bezwzględny obowiązek zapewnić bezpieczeństwo moim pracownikom – Stopierzyński dodał, że biorąc pod uwagę ilość operacji podwodnych wykonywanych w jego firmie nawet statystyka mówiąca, że 99,9% substancji jest bezpieczna, daje co najmniej kilka niebezpiecznych incydentów rocznie. – Rocznie robimy 3 tysiące nurkowań, 5 tysięcy czerpaczy van Veena. Na samych nurkowaniach mamy 3 incydenty, na samych van Veenach mamy 5 incydentów.

Paweł Weiner z MAG Offshore mówił o potrzebie wprowadzenia rozwiązań systemowych. W tej chwili przygotowanie załóg na ewentualny kontakt z niebezpiecznymi substancjami jest w dużej mierze kwestią polityki wewnętrznej poszczególnych firm.

– Tym ludziom trzeba powiedzieć, jeżeli płyną na taki projekt, co to jest strona zawietrzna, co to jest strona nawietrzna, w którą stronę się ucieka w razie czego, jak się obchodzić z tymi rzeczami i żeby nie bali się na przykład odciąć sprzętu, który kosztuje milion złotych, ze względu na to, że jest zanieczyszczony. To jest podstawowa procedura – odcinasz, uciekasz, ratujesz życie, bo życie jest najważniejsze. Utrata sprzętu o największej nawet wartości jest lepsza, niż utrata zdrowia lub życia kogokolwiek z personelu znajdującego się na statku – mówił Weiner. Zwrócił także uwagę, że deweloperzy zrzucają ryzyko na wykonawców Tier 2 i Tier 3, od których wymagane jest dostarczenie zamówionego rezultatu, ale „całe ryzyko bierzesz na siebie”. Ponadto, zgodnie z prawem obiekty powyżej 50 kg może usuwać jedynie Marynarka Wojenna, nie prywatne firmy. To może potencjalnie spowodować duże koszty przez konieczność oczekiwania na reakcję armii.

Z punktu widzenia ubezpieczenia jest różnica między bronią chemiczną i niewybuchami. Opowiedział o tym Alfred Korycki. Opowiadał, że konieczne jest stworzenie modelu ryzyka w przypadku każdej farmy wiatrowej, uwzględniający także obowiązki dewelopera w przypadku szkody środowiskowej oraz szacunek kosztów tych czynności.

– Jeżeli te ryzyka dotyczące niewybuchów czy nawet broni chemicznej mogłyby szukać pokrycia w ubezpieczeniach farm wiatrowych, to na pewno musiałby to być obowiązek związany z deweloperami – mówił Korycki.


Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Partnerzy portalu

aste_390x150_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.