• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Zbigniew Stosio we wspomnieniach

ew/pya.org.pl

20.04.2020 07:44 Źródło: własne

Partnerzy portalu

Zbigniew Stosio we wspomnieniach - GospodarkaMorska.pl

Zbigniew Stosio, sekretarz generalny Polskiego Związku Żeglarskiego, odszedł na wieczną wachtę. Dusza towarzystwa, człowiek oddany żeglarstwu i żeglarskiej społeczności – tak wspominają go przyjaciele, koledzy żeglarze, współpracownicy.

Tomasz Chamera – prezes Polskiego Związku Żeglarskiego

Nie było mnie jeszcze na świecie, a Zbyszek już żeglował i propagował żeglarstwo. Było ono jego całym życiem i wielką miłością. Zbyszka znałem ponad 20 lat. Przyjmował mnie do pracy w Polskim Związku Żeglarskim po wygranym konkursie na stanowisko trenera głównego. Dużo dyskutowaliśmy, często różniąc się w poglądach na funkcjonowanie Związku, wizji i priorytetów działania naszej organizacji. Na pewno łączyła nas jednak wspólna pasja do naszego sportu. Zbyszek tworzył historię, stając się bez wątpienia jedną z najważniejszych legend, a wręcz ikon polskiego żeglarstwa. Teraz z pewnością steruje dobrym jachtem, z korzystnym wiatrem, przyjaznym zafalowaniem, po akwenach wolnych od wszelkich emocji, których nie brakuje w naszej codzienności. Cześć jego pamięci!

Stefan Heinrich – wieloletni współpracownik w biurze PZŻ

Poznałem Zbyszka zanim zacząłem pracować w PZŻ. Był w Komisji Technicznej na przełomie lat 70 i 80. Ja z kolei byłem działaczem społecznym i przychodziłem do biura załatwiać różne sprawy. Tak się poznaliśmy. Gdy zacząłem pracować w PZŻ, trafiłem akurat na zmianę prezesów. Stery Związku objął Ludwik Vogt, który świeżo przeniósł się do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni i urzędował głównie na Wybrzeżu. Zbyszek Stosio został Sekretarzem Generalnym i siedział w Warszawie. Ludwik powiedział więc, że mamy teraz rządzić w biurze w stolicy. Tak się zaczęła nasza bliższa współpraca. Zawsze pracowaliśmy spokojnie i z pełnym zaufaniem do siebie. W przypływie szczerości kiedyś mi powiedział: Stefan, co ja bym w tym Związku bez ciebie tutaj robił? Często wyjeżdżał i zastępowałem go, bardziej nieformalnie, bo byłem zwykłym pracownikiem. Współpracowaliśmy do samego końca, ostatnią rozmowę odbyliśmy parę dni temu. Byłem jednym z jego najbliższych współpracowników. Poza biurem spotykaliśmy się w okolicznościach żeglarskich, np. na Mazurach, na imprezach żeglarskich. Tworzyliśmy razem sejmowe Poselskie Koło Przyjaciół Żeglarstwa.

Kpt. Andrzej Radomiński - delegat na Sejmik PZŻ, członek Bractwa Wybrzeża - Mesy Kaprów Polskich

Pamiętam Zbyszka jeszcze z czasów minionego stulecia, gdy angażował się w budowę jachtu Raczyński dla Czesława Gogołkiewicza. Pracował jako inspektor czy dyrektor ds. Technicznych PZŻ... już nie pamiętam dokładnie. Ale ile razy wpadałem wtedy na Chocimską (dawna siedziba PZŻ), to Zbyszek był ciągle zajęty sprawami Raczyńskiego. Wtedy była afera, czy Czesław legalnie czy nielegalnie buduje ten jacht, a Zbyszek poświęcał wiele energii, by bronić tej inicjatywy. Jako Sekretarz PZŻ przez całe lata był bardzo przychylny naszym inicjatywom regatowym i żeglarskim. Widziałem się z nim niedawno w Bractwie Wybrzeża, do którego należał i w nim działał. Był zastępcą szefa Rady Nadzorczej Bractwa i jeździliśmy razem na zebrania. Dzisiejsza poranna wiadomość o jego odejściu była jakbym dostał bomem w głowę. Mamy w Bractwie zwyczaj odprowadzać naszych Braci w ostatniej drodze. Tym razem, ze względu na przepisy wprowadzone na czas pandemii, pomyśleliśmy, że pojedziemy samochodami z banderami Bractwa i przed cmentarzem oddamy mu salut. Mogę tylko pomyśleć: Żegluj Zbyszku po oceanie wieczności, niech Ci wszystkie wiatry i morza sprzyjają.

Waldemar Heflich – wieloletni redaktor naczelny magazynu Żagle

Poznałem Zbyszka Stosio jak miałem 11 lat. Działał w drużynach harcerskich związanych z żeglarstwem. To był Hufiec Warszawa Mokotów im. Szarych Szeregów. Później spotykaliśmy się bardzo często w Harcerskim Ośrodku Wodnym nad Wisłą, gdzie tętniło harcerskie życie wodniackie. Później były harcerskie obozy żeglarskie... Zawsze był koło mnie ten Zbyszek Stosio. To był niezwykle oddany żeglarstwu człowiek. Później, gdy zostałem dziennikarzem, pierwsze kroki skierowałem do Zbyszka Stosio działającego już wtedy w PZŻ. Przez całą moją przygodę dziennikarską on był koło mnie. Był niezwykłą postacią. To był człowiek ogarnięty pasją żeglarską. Był kapitanem, pływał na śródlądziu i na morzu. Zakochany był w żeglowaniu na Pogorii. Wszyscy członkowie Bractwa Zawiszaków i chłopaki z Zawiszy Czarnego to byli jego przyjaciele. To nie był taki farbowany działacz. To był facet z tego środowiska, tym bardziej jego strata jest taka bolesna. Ze Zbyszkiem odeszła olbrzymia część historii polskiego żeglarstwa.Dziś przeczytałem pięknie napisane o nim słowa szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Warto zaznaczyć, że Zbyszek był z ramienia PZŻ członkiem wielu fundacji, ale i członkiem zarządu PKOl. Był z nami na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, wcześniej w Pekinie, Atenach i Sydney. Pęka mi serce na myśl, że nie ma go już wśród nas. To był porządny facet.

Andrzej Janowski - założyciel Stoczni Jachtowej Janmor, były członek Zarządu i Komisji Rewizyjnej PZŻ

Miłym epizodem z naszej znajomości było to, gdy będąc w HOW-ie (Harcerski Ośrodek Wodny) zobaczyłem jak Zbyszek nadzoruje i inspiruje powstawanie DeZet. Zbudowano tam formy i z nich robiono DZ-ty, które były wykorzystywane przez harcerzy. Drugą łódką, której powstawaniu się przyglądałem była żaglówka o nazwie Nadzieja. Tutaj też Zbyszek był człowiekiem grającym pierwsze skrzypce i namówił całą grupę harcerskich żeglarzy do budowy. Tworzył różne sympatyczne klimaty, m.in. w wiosce żeglarskiej w Mikołajkach w okresie, gdy Krzysztof Kosiński był tam szefem. Zawsze dookoła Zbyszka zbierali się entuzjaści żeglarstwa i inspirowani przez niego budowali świetne relacje. Był skory do sympatycznych spotkań ze znamienitymi postaciami żeglarskimi i tworzył wokół siebie przyjemny klimat. Do tego zawsze można było na niego liczyć i potwierdzą to wszyscy, którzy go od lat znali. Był to serdeczny i oddany harcerstwu i żeglarstwu człowiek, który zawsze wyciągnął pomocną dłoń. Gdybym miał mu dać jedną plakietkę, to było by to: Zbyszek Stosio, dobry człowiek.

Tomasz Holc - były wiceprezes PZŻ i wiceprezydent ISAF (teraz World Sailing)


Znaliśmy się od dawna, odkąd zaczął pojawiać się w PZŻ, jeszcze jako kierownik działu technicznego. To dawne dzieje, lata 70, jeszcze gdy Związek był przy ul. Chocimskiej. W latach 80., gdy zaczynałem się bawić w windsurfing, Zbyszek mi w tym pomagał, wiedział z kim mamy się ukonstytuować, bo był biegły w sprawach organizacyjnych i administracyjnych. Następnie, w czasie gdy pełniłem funkcję wiceprezesa PZŻ, stworzyliśmy wspólnie Komisję Sportu, która funkcjonuje do dziś, a wtedy Zbyszek został jej sekretarzem. Później około roku 1994 wspólnie walczyliśmy o finansowanie Związku, bo PZŻ był na szarym końcu listy GKKFiS (Główny Komitet Kultury Fizycznej i Sportu). Mieliśmy niewielkie pieniądze, które wystarczały na dwa, trzy starty i to nie za daleko od Polski, więc razem występowaliśmy o to, aby zwiększyć finansowanie. Zbyszek odgrywał w tym bardzo czynną rolę, co się udało i zaowocowało powiększeniem budżetu i w efekcie m.in. pierwszym medalem Mateusza Kusznierewicza na Igrzyskach w Atlancie.

Współpracowaliśmy oczywiście cały czas na miejscu w Warszawie w cyklach wieńczonych Igrzyskami Olimpisjkimi, na których albo Zbyszek albo ja byliśmy szefami ekipy, więc przez lata funkcjonowaliśmy obok siebie. Był taki okres w Polskim Związku Żeglarskim, kiedy sport był spychany na drugi plan, musieliśmy więc ze Zbyszkiem lobbować, aby to zmienić. Wcześniej ta działalność była bardzo zdominowana przez żeglarstwo morskie, szkolenia, czy wydarzenia turystyczne, które pochłaniały też fundusze. Mówiąc w cudzysłowie, „przed nami” sport był traktowany nieco po macoszemu w Związku. Odkąd się tym wspólnie zajęliśmy, rola sportu w PZŻ mocno wzrosła i jestem mu bardzo wdzięczny za to, że się w to tak mocno zaangażował.

Joanna Zielińska – przewodnicząca Rady Miasta Gdyni

Tak naprawdę, nie pamiętam momentu kiedy się poznaliśmy. Żeglarstwem w Gdyni zajmowałam się od roku 2000, a bliżej świata żeglarskiego pojawiłam się przy powoływaniu stowarzyszenia, które przez wiele lat organizowało Gdynia Sailing Days. Tutaj właśnie pojawił się w moim życiu Zbyszek Stosio. Współpracowaliśmy też przy organizacji zlotów żaglowców. Wszelkie działania Pomorskiego Związku Żeglarskiego, gale, Rejs Roku, nagroda Wiktorowicza - zawsze ten świat żeglarski był mi bliski, a z nim nierozerwalnie wiąże się postać Zbyszka Stosio. Ciepły, przyjazny człowiek, który stale utrzymywał kontakt z Miastem Gdynia, bardzo nam pomagał i z którym lubiło się przebywać. Lubiłam z nim rozmawiać i nawet, gdy spotykaliśmy się po trzech miesiącach, to tak jakbyśmy się widzieli poprzedniego dnia. Bardzo będzie go brakować.

Maciej Olszewski – Prezes Wielkopolskiego OZŻ

W ostatnich trzech latach, Sekretarz Zbigniew Stosio miał mniej pracy w biurze PZŻ i więcej czasu na spotkania i wspomnienia. Wykorzystałem ten czas, żeby zobaczyć jak dużo ludzi on znał, jak dużo ludzi współpracowało z nim, jak wiele ważnych spraw z historii Polskiego Związku Żeglarskiego było jego codziennością, i jak wiele decyzji przechodziło przez jego ręce. Pierwszy raz spotkaliśmy się około 20 lat temu, gdy zacząłem działać strukturach centralnych PZŻ w Komisji Rewizyjnej i później w Komisji Kultury Etyki i Wydawnictw. Współpracowaliśmy wiele lat. Byłem pod wrażeniem jego zaradności, bo jak nikt inny, potrafił pogodzić interesy wielu różnych środowisk. To był bardzo ciepły człowiek, który pozostawił po sobie wiele miłych wspomnień. Był pełnym poczucia humoru, przyjacielem i wielbicielem szant, które są mi bliskie. Choć teraz jest smutno po jego odejściu, pamiętam też sytuacje humorystyczne, które dzieliliśmy. Dwa razy miałem przyjemność pływać z nim razem na Pogorii. Byliśmy razem w wachcie przy opuszczaniu żurawikiem pontonów. Każdy kto pływał na Pogorii wie, że jest to czynność tyleż konieczna, co drugorzędna dla obsługi jednostki. Natomiast przy każdym wejściu i wyjściu z portu ten ponton się podnosi. Mieliśmy duży ubaw razem z Jurkiem Cytlingiem, jego sąsiadem i przyjacielem, tworząc tę ekipę bączkową. Było przy tym dużo żartów, śmiechu i dużo dystansu do tego co robimy. Gdy poznaliśmy się bliżej prywatnie i spotykaliśmy się na gruncie towarzyskim z naszymi żonami, zawsze był to czas mile spędzony.

Bogusław Witkowski – wiceprezes PZŻ ds. morskich i prezes Pomorskiego Związku Żeglarskiego

Współpraca ze Zbyszkiem Stosio była dla mnie dużym zaszczytem i możliwością poznania żeglarstwa od strony organizacji, historii i ponadczasowych projektów, w których brał udział. Podziwiałem go zawsze, że tak skutecznie działał na różnych polach. Jako członek Komisji Rewizyjnej w PKOl reprezentował PZŻ i dbał o to, abyśmy jako dyscyplina jedna z wielu, byli odpowiednio notowani i mieli przełożenie na wsparcie, które jest w gestii PKOl. Z drugiej strony działał na rzecz żeglarstwa polonijnego. Zbyszek potrafił do tego środowiska dotrzeć, docenić ich i udowodnić, że dla polskiego żeglarstwa Polonusi są ważni, mimo że są daleko od kraju. Wielkie są też Zbyszka zasługi dla konkursu Nagroda Rejs Roku. Na dobrą sprawę, wraz z Aleksandrem Goskiem uratowali tę nagrodę, która powstała w 1972 roku, w zupełnie innym systemie politycznym i spowodowali, że jest to jedna z nielicznych rzeczy, która w Polsce miała już 50 edycji.

Będąc Seretarzem PZŻ, gdzie najwięcej mówi się o tej roli sportowej i klasach olimpijskich, miał tu pole działalności w żeglarstwie morskim. W ramach tego Zbyszek aktywnie działał, m.in. wraz z nim miałem przyjemność zasiadać w Kapitule Alei Żeglarstwa Polskiego, gdzie przewodniczącym był pan Prezydent Wojciech Szczurek, a my ze Zbyszkiem i Andrzejem Królikowskim, szefem Ligi Morskiej i Rzecznej co roku opiniowaliśmy kogo z naszych największych tuzów należy uhonorować. Tu Zbyszek przygotowywał różne kandydatury.

Kwintesencją jego działalności było zaangażowanie w poparcie przez różne środowiska inicjatywy budowy Pomnika Polski Morskiej. Pomnik ten dwa lata temu został odsłonięty na Skwerze Kościuszki w Gdyni przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę, ministra Błaszczaka, Prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka, mnie i Andrzeja Królikowskiego. Zbyszek Stosio bardzo zaznaczył swoją obecność w komitecie, który doprowadził do powstania tego pomnika.

W każdym posiedzeniu, oficjalnym lub nie, zawsze były wspomnienia z różnych okresów żeglarstwa, począwszy od lat 60. Zbyszek nawet w najbardziej zaciętych dyskusjach, z dystansem podawał przykłady, z których wynikało, że nie odkrywamy niczego nowego, że to już gdzieś było, ktoś już coś podobnego rozwiązał albo popełnił jakiś błąd. Ta jego wiedza powodowała, że paru błędów nie powtórzyliśmy albo, że znalazło się lepsze rozwiązanie. Jego uwagi były niesamowicie cenne i z dużą korzyścią czerpaliśmy z jego doświadczenia. Zawsze ceniłem sobie rozmowy z nim, bo dawał mi wiedzę potrzebną do skutecznego działania w zakresie moich własnych zadań i obowiązków.

Przemysław Miarczyński – brązowy medalista olimpijski w klasie RS:X

Na moich pierwszych Igrzyskach w Sydney w Australii w 2000 roku, Pan Zbyszek był chyba kierownikiem ekipy. Gdy rozmawialiśmy o szansach medalowych, umówiliśmy się tak, że jeśli uda się zdobyć medal, to razem wypalimy cygarko, a jak będzie miejsce punktowe, to będę mógł do niego mówić „Wujku”. Zająłem tam ósme miejsce, czyli punktowane i Pan Zbyszek został moim wujkiem. Co prawda, z racji dużej różnicy wieku, trudno było mi się przełamać, żeby tak się do niego zwracać, ale zawsze mieliśmy dobry kontakt i bardzo miło go wspominam. To był człowiek, który zawsze raczej rozluźniał atmosferę niż robił nerwówkę. Czasami bywa, że działacze wywierają presję, robią niepotrzebne ciśnienie, natomiast Pan Zbyszek już w momencie, gdy było blisko startu rozładowywał atmosferę. Zawsze było sympatycznie i można było skupić się na pracy. Pamiętam, że przed którymiś igrzyskami zrobił u siebie w domu taki mały bankiet. Tuż przed wyjazdem, całą ekipą pojechaliśmy do Warszawy nieco wcześniej i ugościł nas w domu. Delikatnie, kawa, herbata, ciasteczka, ale to było bardzo miłe i wszyscy to miło wspominaliśmy

Jarosław Bazylko - wiceprezes PZŻ ds. śródlądowych


Dla mnie Zbyszek był w PZŻ od zawsze. Gdy jeszcze ucząc się organizacji regat, szukałem wiedzy w PZŻ, to właśnie od niego otrzymałem wsparcie i życzliwą zachętę. Zawsze chętnie przyjmował nowe pomysły i nie wzbraniał się przed ich firmowaniem swoim nazwiskiem. Dodawał otuchy i dawał siłę do działania. Może ktoś powie, że to niedużo, ale nam w PPJK – zwłaszcza na początku – właśnie czegoś takiego było potrzeba. Bardzo nas ucieszyło, gdy zechciał przyjąć godność członka honorowego naszego stowarzyszenia. Póki mógł, był z nami na regatach. Najczęściej spotykaliśmy się we Włocławku na Anwil Cup, gdzie odwiedzał nas przez wiele lat co roku. Jego obecność była ważnym elementem otwarcia tych regat. Tak wiele razy słyszałem: jest już Zbyszek – możemy zaczynać. Smuto myśleć, że już się nie powtórzy.

Partnerzy portalu

taurus_sea_power_390x100_gif_2020

Dziękujemy za wysłane grafiki.