• <

80 lat temu odszedł na wieczną wachtę Znaczy Kapitan

ew

26.11.2019 10:41 Źródło: PAP
Strona główna 80 lat temu odszedł na wieczną wachtę Znaczy Kapitan
80 lat temu odszedł na wieczną wachtę Znaczy Kapitan - GospodarkaMorska.pl

26 listopada - podczas II wojny światowej - zginęło śmiercią marynarzy dwóch polskich kapitanów, braci Stankiewiczów. W 1939 roku Mamert, legendarny Znaczy Kapitan, zmarł po zatopieniu „Piłsudskiego”, a rok później Roman na patrolowcu „Medoc”.

26 listopada 1939 r. o godzinie 5.36, niedługo po wyjściu z portu Newcastle-on-Tyne w rejs do Australii, wpłynął na zagrodę minową wojenny okręt transportowy „Piłsudski” – do niedawna flagowy statek Polskiej Marynarki Handlowej. Motorowcem wstrząsnęły dwa wybuchy w części dziobowej. Niespełna pięć godzin później statek zatonął w odległości 26 mil morskich od Outer Dowsing, niedaleko West Hartepool. W zbliżonym czasie, na pokładzie brytyjskiego niszczyciela, który podjął rozbitków z wody, zmarł od hipotermii kapitan żeglugi wielkiej Mamert Stankiewicz, dowódca „Piłsudskiego”.

Kapitan Mamert Aleksander Stankiewicz herbu Mogiła pochodził z kresowej rodziny szlacheckiej. We wspomnieniach „Z floty carskiej do polskiej” naświetlił rodzinne tradycje: „Po powstaniu roku 1863 ojciec mój i jego bracia zostali sierotami. Nie było komu zająć się ich wychowaniem. Toteż los zrządził, że ojciec dostał się do szkoły wojskowej w Rydze i po jej skończeniu pełnił służbę w jednym z pułków piechoty w Mitawie” – napisał Mamert Stankiewicz. Mitawa opodal Rygi to dziś Jełgawa, czwarte co do wielkości miasto Łotwy. Miał dwie siostry i trzech braci. Tradycja patriotyczna była w rodzinie silna: wszyscy czterej Stankiewiczowie walczyli o Polskę. Najmłodszy Aleksander w korpusie generała Hallera i w wojnie polsko-bolszewickiej, za co trzy razy otrzymał Krzyż Walecznych; zmarł przed II wojną na gruźlicę, w wieku 31 lat. Pozostali, zanim trafili do armii polskiej, zrobili kariery w carskiej marynarce. Wszyscy zostali kapitanami żeglugi wielkiej: najstarszy Jan zwany „Bykiem”, rok młodszy Mamert oraz dziesięć lat młodszy Roman o przydomku „Krwawy Natan”. Dwóch z nich oddało życie podczas II wojny. W dzieciństwie Mamert, jak sam ocenił, nie zapowiadał się na „gardemaryna”: „Miałem charakter bardzo zgodny i kiedy byłem mały, często brano mnie za dziewczynkę, ponieważ matka długo nie chciała ostrzyc moich jasnych, kędzierzawych loków”.

Gdy miał lat osiem zaczął marzyć o morzu i o podróżach morskich. „Zwierzyłem się z tego ojcu i pierwszym objawem mojej +morskości+ była natarczywa prośba, ażeby ojciec sprawił mi czapkę marynarską z napisem na wstążeczce +marynarz+. Dostałem tę czapkę, nosiłem ją dumnie i byłem zupełnie zadowolony, gdy spotykani chłopcy odczytywali na głos słowo +malynarz+ - wydawało mi się, że już prawie nim jestem” - wspominał Stankiewicz.

W latach 1903-09 studiował w Morskim Korpusie Kadetów w Petersburgu, choć miał poczucie kolaboracji z zaborcą: „Jak w domu, tak podczas naszych pobytów na wakacjach na wsi wpajano w nas ducha polskiego i uświadamiano, że jesteśmy poddanymi państwa zaborczego i ciemiężycielskiego. (…) Idąc do Korpusu Morskiego, wiedziałem, że popełniam jakby sprzeniewierzenie sprawie swego narodu i uczucia tego nie pozbyłem się nigdy. Niemniej, mimo wszystkich tych okoliczności, miałem mocne i zdecydowane pragnienie poświęcić się służbie morskiej, a także pomóc rodzicom”. Praktyki morskie odbywał na okrętach wojennych pancerniku „Cesarzewicz” i krążowniku „Aurora” - utrwalonym później w komunistycznej legendzie inicjatorze bolszewickiego przewrotu. Podczas praktyk Mamert Stankiewicz uświadomił sobie, że paraliżuje go lęk przed wodą m. in. bał się skakać do morza: „Przyznać się muszę, że (…) bałem się ćwiczeń żaglowych, a zwłaszcza gdy wiatr był silniejszy (…) Ta obawa przed morzem zrobiła się tak silna, że zacząłem myśleć, iż po prostu nie nadaję się na marynarza”. Jednak wziął lęki w karby i uczelnię ukończył jako jeden z najlepszych absolwentów: w nagrodę dostał złoty zegarek i przydział do Floty Bałtyckiej.

W początkach I wojny Mamert Stankiewicz minował Zatokę Ryską. Zgłaszał się na ochotnika do operacji na wodach w zasięgu artylerii niemieckiej, które wymagały bezbłędnej nawigacji: „Te wyprawy awanturnicze bardzo lubiliśmy i najwięcej amatorów bywało wówczas, gdy zadanie było specjalnie karkołomne”. W 1917 r. został uznany najlepszym nawigatorem Floty Bałtyckiej po przeprowadzeniu przez pole minowe krążownika pancernego „Ruryk” - okrętu flagowego dowódcy floty, i pancernika „Sława”. Gdy Niemcy zajęli Zatokę Ryską, rewolucja bolszewicka wkroczyła do baz marynarki wojennej: „Załoga +Ruryka+ utworzyła komitet okrętowy. (…) Do załogi naszej zostali wcieleni niebawem skazańcy polityczni, którzy dotąd przebywali na zesłaniu na Sybirze. Od razu objęli przewodnictwo w komitecie okrętowym i umieli utrzymać wśród załogi doskonałą dyscyplinę” – w opinii Stankiewicza pierwsza faza rewolucji nie była brutalna.

Pod koniec 1917 r. Mamert postanowił odejść z armii i wyjechać z Rosji. Dzięki rekomendacji marynarza z „Aurory” udało mu się wydostać z Rosji, przedrzeć przez wojnę domową w Skandynawi i dopłynąć jako pasażer - III klasą - do USA. Od marca 1918 r. przez rok pracował w konsulacie rosyjskim w Pittsburghu. Wiosną 1919 r. wrócił z rodziną na Syberię; wstąpił do armii Aleksandra Kołczaka. Po klęsce kontrrewolucji chory na tyfus został jeńcem Armii Czerwonej. Przeszedł przez więzienie czerezwyczajki w Irkucku i obóz w Krasnojarsku. W 1921 r. Stankiewicze zdołali repatriować się do Polski, gdzie Mamert został zweryfikowany w stopniu komandora podporucznika. Został przydzielony do Szkoły Morskiej w Tczewie jako kierownik Wydziału Nawigacyjnego. Jednocześnie wykładał astronomię i nawigację w Oficerskiej Szkole Marynarki Wojennej w Toruniu, tłumaczył książki i podręczniki nawigacyjne z angielskiego i rosyjskiego na język polski i dowodził żaglowcem szkolnym „Lwów” podczas szkoleniowych podróży w latach 1923-26. Z tych podróży pisywał sprawozdania np. dla „Żeglarza Polskiego” i „Głosu Pomorza”, nastawione na rozpalenie społecznego zainteresowania dla idei morskiej.

Dalszy jego życiorys jest znany ze zbioru opowiadań „Znaczy Kapitan”, który wszedł do kanonu literatury polskiej. Karol Olgierd Borchardt sportretował tam system współorganizowany przez Stankiewicza, przeświadczonego iż własna flota to wyznacznik suwerennego bytu państwowego, opierający się na nowoczesnym kształceniu kadr oficerskich na statki i okręty, których Polska jeszcze nie posiadała.

W latach 20. działał publicznie na rzecz tworzenia ?oty narodowej, polskich przedsiębiorstw armatorskich. Począwszy od 1926 r. dowodził kupionymi przez Polskę statkami s/s „Wilno”, s/s „Niemen”, s/s „Premier”, s/s „Polonia” i s/s ,,Pułaski”. Nadzorował budowę transatlantyku m/s „Piłsudski”, którym potem dowodził.

„Żaden kraj bez morza nie ma wolnego oddechu. Nie może osiągnąć dobrobytu i samodzielności, które się osiąga, gdy się posiada własne wybrzeże, własny port i własną flotę” – pisał we wspomnieniach Stankiewicz.

Był też swoistym celebrytą - twarzą morskiej Polski. Całą prasę obiegło m. in. jego zdjęcie, wykonane 4 stycznia 1927 r. gdy wprowadzał pierwszy polski statek – s/s „Wilno” - do portu w Gdyni, jeszcze w trakcie budowy.

Wychowanek Stankiewicza, kapitan Jerzy Mieszkowski, napisał: „Był zawsze sprawiedliwy wobec innych, wymagający, wymagał jednak także sprawiedliwości wobec siebie. Przede wszystkim od swoich przełożonych. (...) Jego kapitańskie nieprzejednanie było powodem niechęci różnych dostojników państwowych, ministrów czy generałów, którzy zostawali jego pasażerami. Nie wyróżniał ich żadnymi rzekomo przysługującymi im przywilejami” („Wspomnienia o ludziach i okrętach”, 1991). W początkach sierpnia 1939 r. pojechał do Zakopanego na urlop, przekazując dowództwo na m/s „Piłsudski” - flagowym polskim transatlantyku - bratu Janowi. 24 sierpnia 1939 r. został odwołany z wypoczynku. Dostał rozkaz doprowadzenia do Wielkiej Brytanii szykowanego już do złomowania starego transatlantyku s/s „Kościuszko”. Z ustaleń Mariusza Borowiaka zamieszczonych w „Małej flocie bez mitów” (1999) wynika, że kapitan Jan Stankiewicz na wieść o niemieckiej agresji na Polskę, zakotwiczył „Piłsudskiego” u wybrzeży Anglii. Gdy armator powiadomił załogę, że „zarobki od tej chwili będą wynosić że 15 procent pensji, a reszta zostanie złożona do depozytu i wypłacona po zakończeniu wojny” na statku doszło do złamania dyscypliny i strajku głodowego. Do zażegnania konfliktu został oddelegowany kapitan Mamert Stankiewicz, któremu autorytet pozwalał pełnić rolę nie tylko dowódcy, lecz także męża zaufania. 1 października 1939 r. upomniał się o pieniądze należne załodze, a 8 października 1939 roku w liście do prezydenta Rzeczypospolitej, Władysława Raczkiewicza, przypomniał że „Piłsudski” nadaje się na niewielki krążownik: ma umocnienia konstrukcyjne, służące do ustawienia dział, i dowódcę z wojennym doświadczeniem. „Jestem rezerwowym oficerem marynarki wojennej i wśród moich oficerów jest kilku, którzy przeszli przeszkolenie w Marynarce Wojennej. Mając doświadczenie (…) poczuwam się na siłach spełnić obowiązek dowódcy tego statku ku chwale Ojczyzny i Narodu” – argumentował.

Zadecydowano jednak o przebudowie „Piłsudskiego” na wojskowy transportowiec. 25 listopada 1939 r. okręt opuścił Newcastle i wyruszył w pierwszą podróż jako transportowiec wojsk do Australii. „Godzinę po minięciu latarni na Flamborough Head dwa olbrzymie wybuchy przesądziły o wojennych losach dumy polskich transatlantyków” – napisał Borowiak. Mamert Stankiewicz zszedł ze statku ostatni. Do końca ratował podwładnych np. zachęcał zalęknionych do skoków ze statku na tratwę ewakuacyjną. Półtoragodzinny pobyt w lodowatej wodzie okazał się nazbyt wyczerpujący dla 50-letniego mężczyzny. Skutkiem hipotermii był zawał serca kapitana. W ostatnich godzinach życia całkowicie osiwiał. Został pochowany na cmentarzu West View Cemetery w Hartlepool na wschodnim wybrzeżu Anglii, niedaleko od miejsca, gdzie spoczywa wrak „Piłsudskiego”.

„Hartpool Nothern Daily Mail” z 30 listopada 1939 r. zamieścił zdjęcie z pogrzebu. Przedstawia ono smutny tłum, ubrany w ciemne ubrania, z podpisem, że na pogrzeb zjechała się cała okolica „północno-wschodniego portu” i utworzyła dwa szpalery wzdłuż szlaku konduktu „of the master of the Polish liner Pilsudski”, który zatonął na niemieckiej minie. Rownież 30 listopada w Paryżu odbyła się uroczysta msza żałobna. Wziął w niej udział gen. Władysław Sikorski.

Kapitan Roman Stankiewicz, zginął śmiercią marynarza dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci starszego o dziewięć lat brata Mamerta. Okręt „Medoc”, którym dowodził, został storpedowany 26 listopada 1940 r. Zginęło 42 członków załogi. Ulice imienia kapitana Mamerta Stankiewicza można znaleźć w całej Polsce, nie tylko w miastach, z którymi był związany jak Gdynia i Tczew, lecz także w małych miejscowościach - np. Kobylec i Bąkowo. 21 czerwca 2019 r. kapitan Mamert Stankiewicz dołączył do grona zasłużonych w Alei Kapitanów na Skwerze Kościuszki, naprzeciwko akwarium gdyńskiego. Jego tablicę odsłonięto z inicjatywy Lechosława Bara, prezesa Fundacji Wsparcia Edukacji Morskiej.

Dziękujemy za wysłane grafiki.