• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Relacja z pokładu s/y Katharsis II: „Prąd Agulhas”

Mariusz Koper

02.11.2017 17:51 Źródło: własne
Strona główna Przemysł Jachtowy, Turystyka Morska, Żeglarstwo Morskie Relacja z pokładu s/y Katharsis II: „Prąd Agulhas”

Partnerzy portalu

Relacja z pokładu s/y Katharsis II: „Prąd Agulhas” - GospodarkaMorska.pl

Żeglowanie w silnych prądach morskich potrafi być bardzo ekscytujące. Do takich sytuacji niewątpliwie należy żegluga na południe w nurcie Prądu Mozambickiego, przechodzącego następnie w Prąd Agulhas.

Ta wielka rzeka oceaniczna, płynąca na południe wzdłuż wschodniego brzegu Afryki potrafi zwiększyć prędkość jachtu płynącego w tym samym kierunku o dodatkowe 2 – 3 węzły. Taka żegluga może być czystą przyjemnością, oczywiście pod warunkiem, że płynie się z wiatrem. Nawet silny wiatr, ale wiejący z północy dla pełnomorskich jednostek nie stanowi większego problemu. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy wiatr zaczyna wiać z południa, czyli z kierunku przeciwnego do prądu. Słaby wiatr południowy może nieco uprzykrzyć żeglugę po rozhuśtanym morzu. Jednak wiatr wiejący z prędkością 30 węzłów i więcej potrafi w zderzeniu z silnym przeciwnym prądem wytworzyć warunki niebezpieczne dla każdej jednostki. Przekonał się o tym już niejeden jacht, w tym ostatnio także kilka polskich jednostek, które, w stosunkowo niedużej odległości od Przylądka Dobrej Nadziei, po zderzeniu się z niezwykle wybudowaną falą zostało zmuszonych do przerwania żeglugi.

Osobiście mam szczególny respekt do żeglugi w tego typu warunkach, od czasu sztormu, który uderzył w nasz jacht w drodze z Brisbane do Sydney przed regatami Sydney – Hobart w grudniu 2014 roku. Wtedy wiatr wiejący z prędkością nieco poniżej 40 węzłów, po zderzeniu się z Prądem Wschodnioaustralijskim, wytworzył niezwykle strome fale. Spadaliśmy z nich z olbrzymim impetem, uderzając każdorazowo o wodę, jak o beton. Na nic zdało się zredukowanie prędkości jachtu do 3 węzłów. Jeszcze nigdy wcześniej ani później Katharsis II nie został tak poobijany. Nawet ciężki sztorm, z którym zmagaliśmy się kilka miesięcy później na antarktycznym Morzu Rossa, ze znacznie mocniejszym wiatrem i lodem dookoła, nie dał się nam tak mocno we znaki.

Poprzednio, w Kanale Mozambickim żeglowałem równo rok temu, wtedy w dwu-osobowej załodze z Hanną Leniec. W żegludze z Seszeli do Kapsztadu, zdecydowaliśmy się na płynięcie środkiem pomiędzy Madagaskarem i Mozambikiem, gdzie prąd nie jest tak mocny, jak przy brzegach Afryki. Bez większego problemu przejechaliśmy przez dwa sztormy. Trzeci dopadł nas 40 mil od lądu. Zdecydowałem wtedy o żegludze stosunkowo blisko brzegu, w pasie szelfu, czyli po wodach o głębokości poniżej 200 metrów. Tam prąd morski prawie nie występuje i zafalowanie było znacznie mniej groźne. Żegluga w tych rejonach – w pobliżu granicy szelfu, z możliwością szybkiego wpłynięcia na bezpieczniejsze wody przybrzeżne, wydaje się być najbezpieczniejszą taktyką przy płynięciu na południe.

Obecnie wybrałem inną trasę i Kanał Mozambicki w kierunku Afryki przekroczyliśmy już na wysokości 18 stopnia szerokości geograficznej południowej. Taktyka żeglugi musiała uwzględnić konflikt Prądu Mozambickiego z silnymi wiatrami z południa. To wymusiło nasz postój najpierw w cieniu Wysp Bazaruto, a następnie w Zatoce Maputo w pobliżu Wyspy Inhaca. Zdecydowaliśmy się przeczekać na kotwicy rozległy układ wyżowy, który zaczął wypełniać cały obszar Kanału Mozambickiego. Niósł ze sobą zimne powietrze znad Oceanu Południowego. Na ogół wyże utożsamiamy ze słoneczną pogodą. Tutaj wyż w zderzeniu z ciepłymi masami powietrza, przyniósł 2 dni deszczu i sztormowych, południowych wiatrów.

Czekając na przejście frontu atmosferycznego korzystaliśmy z ostatnich ciepłych promieni słońca w tym rejsie. Uzupełniliśmy też naszą spiżarnię o świeże owoce i warzywa, kupione na targu w jedynej wiosce na Wyspie Inhaca. Nadejście frontu spowodowało obniżenie temperatury z ponad 30 st. C do zaledwie 18 st. C. Wiatr w osłoniętej zatoce wytworzył niezłą kipiel. Kotwica ciężko pracowała, wydając bolesne dla uszu dźwięki, jednak świetnie trzymała. Katharsis II nerwowo unosił się na krótkich falach, ale byliśmy bezpieczni.

Po kilku dniach postoju, w niedzielę 28 października o 06:00, podnieśliśmy kotwicę. Wiatr cichnął. Mogliśmy bezpiecznie przeprowadzić jacht przez płycizny Zatoki Maputo. Środek wyżu przesunął się w okolice Madagaskaru i po kilku godzinach żeglugi wiatr zaczął odkręcać do północnego. Powoli pożeglowaliśmy po bardzo rozbujanym jeszcze morzu. W nocy wiatr wiał już z pełną siła, jego prędkość dochodziła do 40 węzłów. Pozwoliło nam to na bardzo szybkie płynięcie na południe, mimo maksymalnie zredukowanych żagli. Prąd Agulhas stał się teraz naszym sojusznikiem, dzięki któremu prędkość jachtu rzadko spadała poniżej 11 węzłów.

Na trawersie Durbanu wiatr zaczął cichnąć. O dziwo, również prąd postanowił skręcić. Takie zawirowania prądu niestety zdarzają się od czasu do czasu. Spowodowały one spore rozkołysanie morza, które miotało jachtem i powodowało łopot żagli. Aby nie uszkodzić takielunku zmuszeni zostaliśmy do maksymalnego zrefowania żagli.

Prąd Agulhas potrafi pomóc, ale może także być bardzo irytujący. Jednak –  nie można mu odmówić jednego – żegluga w jego rejonie  należy do bardzo wymagających i ekscytujących i na pewno nie jest nudna…

Pozdrawiamy serdecznie z pokładu s/y Katharsis II w żegludze na południe.

Mariusz Koper + załoga Katharsis II

Partnerzy portalu

taurus_sea_power_390x100_gif_2020

Dziękujemy za wysłane grafiki.