• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Oko w oko z kapitanem Jarkiem Kaczorowskim

ew/pya.org.pl

01.04.2020 13:00 Źródło: własne

Partnerzy portalu

Oko w oko z kapitanem Jarkiem Kaczorowskim - GospodarkaMorska.pl

Co ma wspólnego samotna żegluga z okresem kwarantanny? Jak sobie radzić z samotnością? Jak żyć na ograniczonej przestrzeni? Na te pytania odpowiadają polscy żeglarze oceaniczni w cyklu wywiadów PZŻ. Dzisiaj poznacie opinię kapitana Jarosława Kaczorowskiego. Ciekawa i inspirująca lektura, idealna na czas kwarantanny.

Człowiek z natury jest istotą społeczną. Jak rodzi się decyzja o samotnym rejsie?

W moim przypadku to było mierzenie zamiarów podług sił. Chciałem wygrać szanowane regaty oceaniczne. Marzyły mi się załogowe regaty dookoła świata. Nie potrafiłem jednak znaleźć wystarczającej ilości pieniędzy. A regaty klasy Mini 650 były i szanowane i osiągalne. Już wtedy, w 2006 roku miały niemal trzydziestoletnią historię. Ścigało się w niej około 500 żeglarzy. Nie rwałem się specjalnie do samotnego żeglowania, ale pomyślałem, że jak wygram regaty MINI to znajdę pieniądze na regaty załogowe.

Na pewno zdarzają się kryzysy pogodowe / techniczne, ale czy zdarzają się kryzysy mentalne w samotnym rejsie?

Oczywiście. Kryzysy mentalne zdarzają się i to zwykle po kryzysach pogodowych albo technicznych. Jak przyjdzie sztorm zwykle samoster nie daje rady, więc trzeba sterować przez kilkanaście godzin „z ręki”. To męczy. O dziwo, jak jest ciężko i groźnie mam jasny umysł, podejmuję szybkie i trafne decyzje, precyzyjnie wykonuję manewry. Jak zagrożenie mija i robi się spokojnie, mam „zjazd mentalny”. Nic mi się nie chce i trudno mi znaleźć motywację do pracy, zmiany żagli, sterowania, ścigania się w ogóle. To dziwny i irytujący stan.

Jak sobie z nimi radziłeś? Czy są techniki, które można wykorzystać?

W pierwszym sezonie uczyłem się wszystkiego sam. Nie było w Polsce nikogo, kto podpowiedziałby jak to robić. Kuby Jaworskiego już wtedy nie było. Trochę podpowiedział mi Krzysztof Baranowski. Do Jurka Rakowicza nie dotarłem, bo nie wiedziałem jak dzielnie poradził sobie w regatach OSTAR. Niestety niezbyt dobrze znam historię polskiego żeglarstwa. Jak z czymś sobie słabo radziłem, to po powrocie z wyścigu siedzieliśmy z Markiem „Gołym” Gałkiewiczem i próbowaliśmy coś mądrego wymyślić. Któregoś dnia po regatach siedzieliśmy przy winie w gronie naszej „Russian mafia”, jak nazywali nas Francuzi. Należało do niej dwóch Słoweńców, Chorwat, Czech i, o dziwo, Holender. Okazało się, że każdy z nas ma „zjazdy mentalne” po ciężkich przygodach z pogodą lub sprzętem. No i wymyśliliśmy, że najlepsze byłoby THC. Najlepiej w tabletkach, żeby nie trzeba było skręcać. Jakiś czas potem miałem spotkanie z profesorem Zbigniewem Jastrzębskim, fizjologiem. Po dłuższej rozmowie, kiedy dowiedział się jak wygląda specyfika sportu, który uprawiam przygotował mi listę witamin, minerałów i bakalii, które powinien dodawać do jedzenia w czasie wyścigu, a zwłaszcza po większym wysiłku. Na koniec poprosiłem go o coś, co stawiało by na nogi i rozjaśniało czarne myśli po sztormach i pracochłonnym usuwaniu awarii. Ale pomysł z THC nie przeszedł. Zamiast tego dostałem wykład o adrenalinie i noradrenalinie, o długu jaki zaciąga organizm wytwarzając hormony walki w ciężkich chwilach i że ten dług trzeba organizmowi jakoś spłacić. Jak? „Musisz dać sobie jakąś nagrodę, najeść się czegoś dobrego, kabanosów albo słodyczy, co wolisz. I porządnie pospać. Nie dwie godziny jak zwykle, ale cztery albo więcej. Jak się obudzisz będziesz miał jasną głowę i siły, żeby znowu się ścigać”.  Tak więc antidotum na stres jest bardzo proste: zjeść coś dobrego i porządnie  się wyspać.

Choć rejs jest wymagający fizycznie, na pewno w większości czasu się siedzi. Czy nie cierpi na tym ogólna kondycja ciała? Jaką masz radę dla osób, które też teraz są skazane głównie na siedzenie?


No tak, rzeczywiście w wyścigu przez Atlantyk dużo się siedzi. Nawet śpi się na siedząco. Ale pracy fizycznej jest dużo: stawianie i zrzucanie żagli, trymowanie, sterowanie, przerzucanie wody, paliwa, jedzenia i sprzętu ratunkowego z burty na burtę po zwrotach. Nie trzeba sobie specjalnie wymyślać ćwiczeń. Ale jak ktoś siedzi przy biurku cały dzień, musi coś przedsięwziąć. Ja bym zaczął od kupna takiego krzesła, że trochę się siedzi, a trochę klęczy. Wymusza to prostowanie kręgosłupa, a jak mówi guru żeglarzy regatowych, doktor Witek Dudziński „kręgosłup to ma być kręgo – słup, a nie kręgo – łuk”. No i zrobić kilka prostych ćwiczeń rozciągających co 2-3 godziny  - tu znowu cytat Dzidy: „kręgosłup kocha ruch”. Zajmie to kilkanaście minut w ciągu dnia, a da i radość i zdrowie.

Jak racjonalizować zapasy żywności i uniknąć zaopatrywania się ponad miarę, aby nie musieć wyrzucać przeterminowanej żywności?

W długodystansowych regatach używamy żywności liofilizowanej. Jest droga, więc na co dzień ciężko ją stosować. Chyba, że kogoś stać - to polecam bardzo.  Ale jest dużo naturalnych lofilizatów, to znaczy żywności z małą zawartością wody, którą długo można przechowywać. Tu nie trzeba wymyślać koła. Ryże, kasze, rośliny strączkowe, orzechy to żywność stara jak świat. Są też suszone owoce, płatki zbożowe, mrożonki, puszki, wędliny i sery pakowane próżniowo. To zawsze warto mieć w zapasie na czasy niedostatku. A na bieżąco kupować świeże jedzenie w takiej ilości, żeby zjeść i nie wyrzucać.

Partnerzy portalu

taurus_sea_power_390x100_gif_2020

Dziękujemy za wysłane grafiki.