Panika na giełdzie w Chinach. Główny indeks Shanghai Composite ponownie we wtorek stracił prawie 8 proc. W ciągu czterech sesji akcje spadły więc aż o 20 proc. Z tej sytuacji nie mogą być zadowoleni także armatorzy. Chiński import i eksport napędza bowiem w dużym stopniu handel morski na całym świecie.

Chińska gospodarka słabnie już od dłuższego czasu. Powoduje to zmniejszenie zakupu i sprzedaży wielu towarów, w tym ropy, paliw, rud żelaza, stali i soi. Odczuwają to w największym stopniu armatorzy kontenerowców, którzy zmagają się od początku roku z rekordowo niskimi stawkami frachtu. Przewoźnicy zmuszani są do wycofywania kolejnych serwisów i przekładania tonażu na inne, mniej intratne szlaki handlowe.

Obecne załamanie to także zły znak dla armatorów masowców, w szczególności największych capesizów (pow. 80 tys. ton nośności), którzy przez ostatnie tygodnie mogli cieszyć się z wzrostu stawek frachtowych. W obliczu tak dużego krachu, zarobki przewoźników towarów masowych mogą ponownie spaść na dno.

Swoje obawy o światowy fracht wyraził także John Fredriksen, multimiliarder, który zarobił fortunę na tankowcach. - Chiny mają naprawdę duże problemy – powiedział w czasie poniedziałkowego wywiadu w Oslo. - Nie wpłynie to pozytywnie na transport towarów drogą morską. Ucierpi w dużej mierze także rynek offshore.

Fredriksen posiada także udziały między innymi w platformach wiertniczych i farmach rybnych. Niska cena ropy (42,95 dolarów za baryłkę) nie oznacza więc dla niego tylko dobrych wiadomości. - To dobra sytuacja dla armatorów tankowców, ale dla właścicieli platform wiertniczych to katastrofa – przyznał.

Sytuacja na rynku offshore faktycznie nie jest ciekawa. Wskutek niskich cen ropy firmy starają się ograniczyć jej produkcję. Powoduje to mniejszy popyt na platformy wiertnicze. W tym samym czasie na rynku pojawiło się sporo nowych platform, co tylko potęguje kryzys.

- Czeka nas potężna konsolidacja na tym rynku – prognozuje Fredriksen. - To po prostu musi się stać, nie dalej niż w przyszłym roku.