• <
Kongres Polskie Porty 2030 edycja 2024

Polska marynarka wciąż bierna w sprawie modułów bojowych na nowych okrętach

PMK

20.02.2017 16:58 Źródło: własne/defence24
Strona główna Marynarka Wojenna, Bezpieczeństwo Morskie, Ratownictwo Polska marynarka wciąż bierna w sprawie modułów bojowych na nowych okrętach

Partnerzy portalu

Polska marynarka wciąż bierna w sprawie modułów bojowych na nowych okrętach - GospodarkaMorska.pl

Wielozadaniowość to duży atut nowoczesnych okrętów. Można ją osiągnąć m.in. poprzez wprowadzanie tzw. modułów zadaniowych. Te moduły mają znaleźć się między innymi na planowanym przez polską marynarkę okręcie patrolowym Czapla. Dzięki nim jednostka zyskałaby dodatkową „funkcją zwalczania min”. Na razie jednak, poza analizami, nic się w Polsce nie dzieje, aby przygotować program wprowadzający takie moduły.

Tymczasem stoczniom przygotowującym oferty przekazano informację, że projekty ich jednostek muszą mieć rufę dostosowaną do przyjmowania łodzi motorowych klasy RHIB o długości 11 m. Dzięki temu jednostki korzystałyby z programu Kijanka - bezzałogowego systemu zwalczania min morskich, bazującego na zdalnie sterowanych łodziach motorowych właśnie o długości 11 m. Brak jednak ostatecznej decyzji o wprowadzeniu tego programu, więc pieniądze potencjalnie mogą być wyrzucone w błoto.

Analiza programu nie jest jeszcze gotowa i w rzeczywistości nie wiadomo, jaka łódź będzie bazą przyszłego, polskiego systemu przeciwminowego. Jeżeli będzie ostatecznie krótsza – to kosztowne zmiany wprowadzone na okrętach okażą się zupełnie niepotrzebne. Co więcej, nie wiadomo, kiedy takie uzgodnienie będzie gotowe. Przecież Inspektorat Uzbrojenia dopiero 7 września 2016 r. poinformował o zamiarze przeprowadzenia dialogu technicznego, określającego możliwość pozyskanie bezzałogowego systemu zwalczania min o kryptonimie „Kijanka”.

Termin składania zgłoszeń wyznaczono na 28 października 2016 r., tak więc jeszcze sporo czasu upłynie zanim dowiemy się jak ma wyglądać ostateczne rozwiązanie w tym programie. A przecież to tylko fragment tego, co powinno być wcześniej ustalone jeżeli chodzi o moduły zadaniowe potrzebne na polskich okrętach. O innych konsultacjach i ustaleniach nikt jednak w Siłach Zbrojnych RP jak na razie nie informuje.

W najlepszym przypadku będziemy mieli okręty większe niż rzeczywiście potrzebujemy, z dużą ilością wolnego miejsca i z wcale lub bardzo rzadko używanym osprzętem, wprowadzonym „na wszelki wypadek”. W najgorszym przypadku będzie trzeba przebudowywać pokłady i kłaść nowe instalacje po to, by zwiększyć możliwości dopiero co zbudowanych jednostek.

A przecież wiele rzeczy w Marynarce Wojennej zrobiono już wcześniej instalując wyposażenie morskie w kontenerach i można to teraz wykorzystać. Dobrym przykładem takiego rozwiązania jest komora dekompresyjna „Sercówka” (a właściwie ratowniczo-leczniczy kontenerowy zestaw hiperbaryczny). W jednym kontenerze TEU umieszczono m.in. komorę hiperbaryczną dwuprzedziałową (z przedziałem transferowym z czterema inhalatorami i przedziałem leczniczym z dziesięcioma inhalatorami), instalację wytwarzania, utrzymania i modyfikacji atmosfery hiperbarycznej, instalację zasilania zewnętrznego i awaryjnego (wewnętrznego) w gazy oddechowe (tlen, powietrze, mieszaniny azotowo-tlenowe) oraz prąd elektryczny.

Jak się okazuje w Polsce jest bardzo wiele innego wyposażenia, które z łatwością można byłoby zamontować w standardowych kontenerach. Przykładem takiego systemu jest samobieżny ładunek przeciwminowy jednorazowego użytku Głuptak. Całe wyposażenie tego pojazdu zostało rozłożone przez konstruktorów z Politechniki Gdańskiej w specjalnej klatce transportowej, które można by spokojnie umieścić w kontenerze - o ile byłoby oczywiście wcześniej wiadomo, w jaki sposób to zrobić.

Marynarka Wojenna musi ustalić jeszcze wiele kwestii, w tym np. sposób klasyfikacji jednostki bazowej pozbawionej modułów misji oraz ustalić czy drony, doposażające okręty, będą obsługiwane przez ich stałą załogę, czy przez doraźnie zaokrętowaną obsługę. I jedno, i drugie rozwiązanie ma bowiem swoje zalety i wady.

Przesuwanie terminów wprowadzania nowych okrętów nie powinno więc oznaczać tylko czasowego zamrażania takich programów jak „Miecznik” czy „Czapla”. Czas ten można bowiem wykorzystać na ustalanie szczegółów, które pozwolą lepiej negocjować warunki dostawy i jednocześnie nakierują potencjalnych wykonawców na stworzenie odpowiedniego projektu. A wtedy nowe okręty po wprowadzeniu do linii nie będą musiały latami czekać na potrzebne im dodatkowe wyposażenie.

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.