• <

Okręty podwodne dla Polski się oddalają

Dawid Kamizela

17.01.2018 14:05 Źródło: własne

Partnerzy portalu

Okręty podwodne dla Polski się oddalają - GospodarkaMorska.pl

Co dalej z nowymi okrętami podwodnymi dla polskiej floty? Czy doczekamy się w styczniu wskazania zagranicznego dostawcy nowych jednostek?

Koniec ubiegłego roku mógł postronnych obserwatorów natchnąć w tym temacie optymizmem. Najpierw minister obrony narodowej Antoni Macierewicz deklarował, że do końca grudnia zostanie wybrany zagraniczny oferent, u którego zostaną zakupione, warte ponad 10 miliardów złotych jednostki. Potem rzeczniczka minsterstwa zapewniała, że decyzja taka na pewno zapadnie w pierwszym miesiącu nowego roku.

Jednak w połowie stycznia obydwie z tych osób nie piastują już swoich stanowisk. Fotel ministra objął Mariusz Błaszczak, który z pewnością potrzebuje czasu na zapoznanie się ze specyfiką pracy podległego sobie ministerstwa. Zasadnym jest więc oczekiwanie kolejnych opóźnień w tym istotnym dla Marynarki Wojennej programie.

Jak pisze dla "Dziennika" Maciej Miłosz, szanse na to, że umowa na nowe jednostki zostanie podpisana jeszcze w tej kadencji są znikome. Bowiem od wyboru konkretnego partnera zagranicznego, do podpisania z nim umowy, na dostawę jednostek upływają co najmniej 2 lata. Wynika to z konieczności ustalenia wielu szczegółów kontraktu. Zaczynając od trybu zakupu, a na rozmiarze kompensacji przemyslowej (offsetu) kończąc.

Tymczasem polska flota podwodna znajduje się w opłakanym stanie. Formalnie Marynarka Wojenna posiada 4 okrety podwodne: 3 typu Kobben oraz pojedynczą jednostkę projektu 877 ORP Orzeł. Średni wiek tych 4 jednostek to 45 lat. Jeśli jednak odliczylibyśmy znajdującego się od lat w naprawach Orła średnia osiągneła by ponad 50 lat. Trudno w takich realiach mówić o realnej wartości bojowej tych jednostek.

Kobbeny mają zresztą zostać wycofane do 2020 roku. ORP Orzeł ma pozostać w linii 2 lata dłużej. Ostatnie szacunki ekspertów mówiły o tym, że pierwsza nowa jednostka miałaby szansę wejść do linii w roku 2026. Jednak wobec ciągłych opóźnień trapiących program Orka, nawet tak odległy termin wydaje się być już nieaktualny.

Wobec powyższej sytuacji coraz głośniej wybrzmiewają pytania o to czy zakup nowych jednostek tego typu jest właściwie naszej flocie niezbędny. Uwagi krytyków koncentrują się na ich dużej cenie, ograniczonej użyteczności czy możliwości bezproblemowego zastąpienia platformami nawodnymi i lotniczymi. Tymczasem nowoczesne okręty podwodne są jednym z najbardziej użytecznych i groźnych narzędzi jakie posiadać może współczesna marynarka wojenna.

Do ich podstawowych zadań należy:
- zwalczanie wrogich jednostek nawodnych i podwodnych
- zbieranie informacji rozpoznawczych
- prowadzenie walki minowej
- atakowanie celów lądowych
- wsparcie sił specjalnych

W większości z tych zadań okręty podwodne są trudne do zastąpienia. Wynika to z przynależnej tylko im skrytości działania. Mogą przykładowo prowadzadzić w okresie pokoju długotrwałe misje rozpoznawcze działając na granicy wód terytorialnych innego państwa. Trudno sobie wyobrazić prowadzenie takich działań przez okręt nawodny czy samolot.

Jest jeszcze jeden akcent który niesłusznie zdominował dyskusję o przydatności tego typu jednostek dla Polski. W wyniku działań lobbingowych bezwarunkowo powiązano pozyskanie tych okrętów z kupnem pocisków manewrujących przeznaczonych do zwalczania celów lądowych. "Orki" z takim uzbrojeniem miałyby stać się elelementem odstraszającym potencjalnego przeciwnika przed agresją na nasz kraj.

Jest to pomysł wysoce kontrowersyjny. Jak bowiem łatwo sprawdzić jednostka ognia oferowanych nam okrętów podwodnych w zależności od danego typu liczy od 15 do 22 środków bojowych. Mogą wśród nich być torpedy, pociski przeciwokrętowe czy właśnie pociski służące do atakowania celów lądowych. Odliczając miejsce potrzebne na uzbrojenie służące do samoobrony jeden okręt będzie w stanie zabrać 10-12 pocisków manewrujących, a wystrzelić w jednej salwie do 6 z nich. Nawet jeśli optymistycznie założymy, że w morzu będą znajdować się dwie z trzech kupionych jednostek oznacza to, iż w stronę przeciwnika będziemy w stanie wystrzelić do 12 uzbrojonych w konwencjonalne głowice bojowe pocisków. Jest wysoce wątpliwe by taka "salwa" była w stanie odstraszyć kraj posiadający w swoim arsenale setki podobnych rakiet manewrujących.

Obligatoryjny wymóg wyposażenia oferowanych nam jednostek w taki oręż jest więc kwestią dyskusyjną. Szczególnie, że tylko jedna z trzech rozpatrywanych propozycji spełnia takie wymagania. Fakt ten może postawić polską stronę w trudnej pozycji negocjacyjnej, prowadząc do wzrostu kosztów zakupu. W skrajnym wypadku spodowować może jego odwołanie.

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.