• <
szkoła_morska_w_gdyni_980x120_gif_2020

Praca w stoczni – raport Gospodarki Morskiej

02.01.2015 08:56 Źródło: własne

Partnerzy portalu

Praca w stoczni – raport Gospodarki Morskiej - GospodarkaMorska.pl

W stoczniach czeka praca, są też jednak bezrobotni stoczniowcy. Rozwój przedsiębiorstw, rynek pracy i szkolnictwo zawodowe to powiązany ze sobą system, którego poszczególne elementy mają na siebie istotny wpływ. Nie wszystko działa w nim jednak tak sprawnie, jak można tego oczekiwać w aktualnej sytuacji gospodarczej. Podjęliśmy próbę analizy tej złożonej sytuacji.

- Ofert pracy zgłaszanych przez firmy z sektora stoczniowego jest znacznie więcej niż kandydatów posiadających odpowiednie kwalifikacje – mówi Lidia Metel z Referatu Marketingu Pośrednictwa Pracy, Promocji i Obsługi Medialnej Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku. - Warunki proponowane przez pracodawców są bardzo zróżnicowane. Są to zarówno umowy o pracę, jak i cywilnoprawne, zaś forma zatrudnienia i zarobki najczęściej uzależnione są od kwalifikacji kandydatów oraz posiadanego przez nich doświadczenia zawodowego, które stanowi kluczowe kryterium dla firm. Należy przy tym podkreślić, że zarobki oferowane na stanowiskach stoczniowych na tle innych zawodów wypadają bardzo korzystnie. Spawaczom z kilkuletnim doświadczeniem zawodowym oferowane są stawki w granicach 4 - 7 tys. zł.

Zdaniem przedstawicieli związków zawodowych stawki te nie zawsze przekładają się jednak na realny zarobek dla pracownika.

- Po przyjściu na rozmowę pracownik może przekonać się, że otrzyma określone pieniądze nie za pracę w normalnym wymiarze czasu, ale za wykonanie określonego zadania zakupionymi we własnym zakresie narzędziami, z użyciem własnego materiału i tylko jeśli zdecyduje się na założenie jednoosobowej działalności gospodarczej – zauważa Krzysztof Dośla, Przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność. - W efekcie stawka godzinowa bliższa będzie płacy minimalnej niż średniej krajowej. To oczywiście przykład złej praktyki pracodawców, a samozatrudnienie nie bez powodu nazywane jest nowoczesną formą wyzysku. Nie zmienia to jednak ogólnej sytuacji; w Polsce są rzeczywiste braki na stoczniowym rynku pracy.

Oprócz większych polskich stoczni takich jak Stocznia Remontowa S.A., Remontowa Shipbuilding, Zakład Nowych Budów Stoczni Remontowej Nauta, zlokalizowanych w Gdańsku, przedsiębiorstw zlokalizowanych na terenie Bałtyckiego Portu Nowych Technologii (teren dawnej Stoczni Gdynia) czyli Stoczni Crist, Stoczni Remontowa Nauta, Energomontaż-Północ Gdynia które od lat zatrudniają wielu pracowników i cały czas poszukują nowych, rozwija się też wiele mniejszych firm będących często podwykonawcami konkretnego, specjalistycznego zakresu prac.

I choć złe praktyki rzeczywiście występują w tym sektorze gospodarki i pracownicy powinni być na nie wyczuleni, wiele przedsiębiorstw zapewnia uczciwe warunki i dobre zaplecze socjalne. Konkretna oferta zależy zaś w dużej mierze od sytuacji finansowej konkretnego przedsiębiorstwa.

- Na terenie dawnej Stoczni Gdańskiej udało nam się uruchomić nową produkcję, przy której znajdzie zatrudnienie około 600 osób, a w roku 2015 planujemy zwiększyć je do tysiąca - mówi Ewa Jagielska, Dyrektor Handlowy Zakładu Nowych Budów w Stoczni Remontowej Nauta w Gdańsku. - Zwodowaliśmy już dwa statki dla armatora duńskiego, z którym podpisaliśmy kontrakt łącznie na sześć jednostek. W przyszłym roku planujemy też oddać dwie jednostki badawcze dla Uniwersytetu Gdańskiego i Uniwersytetu Goeteborg. Są to statki zaprojektowane przez nas i w pełni wyposażone.

Nowe oferty dla poszukujących pracy w przemyśle morskim pojawiają się również w Szczecinie. Szymon Ruta z zarządu szczecińskiego przedsiębiorstwa Bilfinger Crist Offshore zapowiada, że firma planuje zatrudnić docelowo ponad 500 osób. Zwiększanie zatrudnienia ma przy tym odbywać się etapami.

- Nasza stocznia jest w trakcie rekrutacji pracowników. Mamy duże zapotrzebowanie między innymi na spawaczy, monterów i szlifierzy konstrukcji stalowych – mówi Andrzej Wojtkiewicz, prezes Remontowa Shipbuilding. - Jesteśmy w stanie zatrudnić nawet sto osób. Proponujemy stałe, stabilne zatrudnienie w oparciu o umowę o pracę, zaś o konkretnych warunkach finansowych kandydaci dowiadują się podczas procesu rekrutacji. Sam fakt, że ktoś jest zarejestrowany w Powiatowym Urzędzie Pracy nie oznacza natomiast, że pracy rzeczywiście poszukuje, posiada odpowiednie kwalifikacje i predyspozycje do wykonywania zawodu, ani że przyjmie naszą ofertę – dodaje.

W praktyce często zdarza się, że  kandydatom nie odpowiada praca w systemie zmianowym lub niezbędna nieraz, przynajmniej z punktu widzenia pracodawców, praca w nadgodzinach.

- Wśród klientów gdańskiego Urzędu Pracy znajduje się obecnie nieco ponad 400 stoczniowców, głównie spawaczy gazowych oraz ręcznych łukiem elektrycznym, co stanowi jedynie 3% wszystkich zarejestrowanych u nas osób – wylicza Lidia Matel. - Znaczny odsetek tych kandydatów to osoby z niewielkim (kilkumiesięcznym) doświadczeniem zawodowym, osoby bez odpowiednich uprawnień bądź dawni stoczniowcy, których ostatnie doświadczenia zawodowe w tej branży sięgają kilkunastu lat wstecz.

Warto też podkreślić, że stosunkowo niewiele przedsiębiorstw z sektora stoczniowego poszukuje pracowników przez Urząd, zaś poszukiwanie przysłowiowego już \'młodego absolwenta z kilkuletnim doświadczeniem\' to problem wielu branż zarówno w przemyśle, jak i sektorze usług. Niektórych kandydatów do pracy w stoczni wyklucza też brak odpowiednich predyspozycji i umiejętności.


Absolwenci do przeszkolenia

Przemysł stoczniowy zatrudnia absolwentów szkół zawodowych kształcących w zawodach typowo stoczniowych (monter kadłubów okrętowych, technik budownictwa okrętowego) oraz w zawodach technicznych nie związanych bezpośrednio z okrętownictwem, takich jak technik mechanik, technik elektryk, ślusarz, elektryk, operator obrabiarek skrawających, cieśla.

Braki na rynku pracy częściowo związane są z malejącą ilością szkół zawodowych. W 2001 r. istniało ich w Polsce 2,4 tysięcy, zaś w 2010 r. już tylko 1,7 tysiąca. Zmniejszyła się też liczba techników.

- W województwie pomorskim kształcenie na poziomie średnim w zawodzie technik budowy okrętów prowadzą dwie szkoły; Technikum Budownictwa Okrętowego w Zespole Szkół Technicznych w Gdyni (ogółem 53 uczniów) oraz Technikum numer 18 wchodzące w skład Szkół Okrętowych i Ogólnokształcących CONRADINUM w Gdańsku (62 uczniów) - wskazuje Jan Główczewski, Dyrektor Wydziału Rozwoju Edukacji Kuratorium Oświaty w Gdańsku. - Na poziome szkoły zasadniczej w zawodzie monter kadłubów okrętowych kształci Zasadnicza Szkoła Zawodowa numer 3 w Zespole Szkół Technicznych w Gdyni (55 uczniów) oraz Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 2 w Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego numer 1 w Gdańsku (ogółem 68 uczniów).

Odwrotną tendencję niż w szkolnictwie zawodowym zaobserwować można natomiast w ofertach szkoleń zawodowych. Tych pojawia się coraz więcej.

- Nasi klienci, uczestnicy szkoleń, oczekują profesjonalnego przygotowania do pracy w przemyśle morskim lokalnym i zagranicznym – mówi Grzegorz Jankowski, Dyrektor Działu Szkoleń Zawodowych spółki Centrum Doskonalenia Kadr EuroPartner, powstałej na bazie Działu Szkolenia Stoczni Gdynia. - Największym zainteresowaniem cieszą się kursy spawalnicze w procesach 136 i 141, a także kursy montera kadłubów okrętowych i montera rurociągów okrętowych. Specjalizujemy się w szkoleniach spawalniczych we wszystkich procesach spawania i na wszystkich etapach wyszkolenia. Cieszą się one ostatnio rosnącym zainteresowaniem.

Podobne kursy oferowane są również przez Powiatowy Urząd Pracy.

-  Organizujemy głównie szkolenia na spawaczy, choć w tym roku zorganizowaliśmy także projekt szkoleniowy na stanowisko malarza piaskarza – mówi Lidia Metel. – Przy organizacji tego typu kursów staramy się każdorazowo kierować względami praktycznymi i przygotowywać ofertę w pełni dostosowaną do potrzeb lokalnego rynku. Duże zainteresowanie trójmiejskich firm stoczniowych tego typu pracownikami oraz dobre warunki zatrudnienia z jednej strony, z drugiej zaś ogromny deficyt kandydatów z niezbędnymi kwalifikacjami sprawia, że realizowane przez nas szkolenia pomagają częściowo zaspokoić braki kadrowe w stoczniach.

W związku z wysokimi wymaganiami pracodawców nie wszystkim absolwentom szkół technicznych, zawodowych i uczestnikom kursów udaje się jednak znaleźć pracę.

Pracodawcy zauważają przy tym, że zwłaszcza ukończenie szkoły zawodowej często po prostu nie przekłada się na konkretne umiejętności praktyczne kandydata. Aby to zmienić potrzebna jest reforma systemu edukacji, co zostało już zauważone na szczeblu rządowym. Obecny rok szkolny nie bez powodu ogłoszony został przez Ministerstwo Edukacji Narodowej "Rokiem szkoły zawodowców".

- Uznałam szkolnictwo zawodowe za pierwszorzędnie ważne - mówiła Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji, podczas inauguracji roku szkolnego 2013/2014 w Zespole Szkół Technicznych w Mikołowie. - Szczęśliwie dla mnie Unia Europejska też uważa, że to jest ważne, więc mam nadzieję, że będziemy mieli wystarczająco duże środki na to, żeby szkolnictwu zawodowemu pomóc.

Szefowa resortu edukacji podkreśliła też, że szkoły zawodowe i technika są potrzebne, ale niedoceniane i nadszedł czas na odbudowę szkolnictwa zawodowego przystosowanego do rynku pracy. Szkół tego typu ma być więcej, co odpowiada trendom panującym obecnie w Danii, Szwecji i Niemczech, a jednocześnie ma zostać w nich podniesiony poziom nauczania ogólnego (obecnie aż 95 % badanych źle ocenia poziom nauczania w polskich szkołach zawodowych).

Już niebawem pracodawcy przy pomocy pieniędzy z Unii Europejskiej przekazywanych za pośrednictwem marszałków województw, będą mogli również tworzyć realne miejsca praktyk, co było dotąd największą słabością systemu szkolnictwa. Według zapowiedzi ministerialnych, z funduszy skorzystają głównie szkoły osadzone w rzeczywistości rynkowej, a placówki od niej oderwane przestaną istnieć. Eksperci zwracają przy tym uwagę, że ważna jest szeroka współpraca szkół z przedsiębiorcami na etapie tworzenia i modyfikacji oferty nauki, przygotowania do zawodu, a także oceny tego, czego uczniowie się nauczyli.

W zupełnie innej sytuacji znajdują się natomiast czynni i doświadczeni pracownicy podwyższający swoje kwalifikacje; dla nich otwarte są rynki pracy praktycznie na całym świecie.

- Pracownicy zawodów stoczniowych są niezmiennie, od wielu lat poszukiwani na rynku pracy i to zarówno krajowym, jak i zagranicznym – zaznacza Grzegorz Jankowski. - Zawody te są też w moim przekonaniu jedyną perspektywą na szybkie usamodzielnienie się dla osób z wykształceniem zawodowym lub gimnazjalnym.


Za daleko do pracy

Kolejnym problemem, który widoczny jest w województwach, w których rozwija się przemysł stoczniowy, jest kwestia braku możliwości dojazdowych dla osób spoza aglomeracji miejskich, w których zlokalizowane są zakłady pracy.

- Wykluczenie komunikacyjne jest realnym problemem – potwierdza Krzysztof Dośla. - W aglomeracji Trójmiejskiej bezrobocie wynosi poniżej 6%, ale średnia z województwa to już wartość dwucyfrowa, rzędu 12,5 - 13%. Są powiaty, gdzie dochodzi nawet do 20%. Dojazd do pracy jest dla wielu spośród tych osób zbyt drogi albo zbyt czasochłonny. Nie stać ich też na początkowe zainwestowanie w wynajęcie ani zakup mieszkania.

Podobne dane statystyczne przedstawić można z województwa zachodniopomorskiego; w powiecie szczecińskim bezrobocie wynosi 9,5%, ale już w białogardzkim, czy szczecineckim przekracza 24%.

Wysokie koszty wynajmu i zakupu mieszkań w dużych aglomeracjach miejskich są też barierą nie do pokonania dla osób, które mogłyby przyjechać do pracy w stoczni z innych części Polski. Tuż za wschodnią granicą województwa pomorskiego zaczyna się na przykład pas powiatów, gdzie wartość wskaźnika bezrobocia oscyluje wokół 30% (elbląski, braniecki, bartoszycki, lidzbardzki, kętrzyński, węgorzewski). Oczekiwania finansowe mieszkańców z tych terenów nie są duże, jednak w związku z brakiem efektywnej polityki biorącej pod uwagę problem wykluczenia komunikacyjnego, łatwiej było w ostatnich latach spotkać w trójmiejskich stoczniach pracowników z Korei niż z powiatów oddalonych o więcej niż 60 kilometrów.


O poprawę wizerunku

Nie należy też zapominać, że pracownik stoczni powinien wykazywać się nie tylko udokumentowanymi kwalifikacjami, ale też określonymi predyspozycjami. W tym zakresie często powtarzany jest zarzut, że nie sprawdza się także obecny system doradztwa zawodowego dla ludzi młodych.

- Przepisy przewidują, że w gimnazjum może być zatrudniony doradca zawodowy i zapewne z uwagi na ten brak obligatoryjności w gimnazjach naszego województwa zatrudnionych jest ich tylko 16., z czego 11. w zespołach szkół, w których skład wchodzi gimnazjum – mówi Jan Główczewski. - Poradnictwo zawodowe świadczą także poradnie psychologiczno–pedagogiczne oraz doradcy zawodowi pracujący w strukturach Ochotniczych Hufców Pracy. Pomocy o charakterze podstawowym w preorientacji zawodowej udzielają w szkole również wychowawcy, nauczyciele wiedzy o społeczeństwie i pedagodzy szkolni.

Trudno jednak wykazać realny wpływ doradców i pedagogów na wybór zawodu przez uczniów. Większe znaczenie ma opinia członków rodziny, a ta z kolei często kształtowana jest przez ugruntowane przez lata stereotypy.

- Młodzi ludzie, którzy mogliby się bardzo dobrze sprawdzić w zawodach stoczniowych często w ogóle nie rozważają tej ścieżki kariery – uważa Jerzy Czuczman, Dyrektor Biura Związku Pracodawców Forum Okrętowe. – W świadomości społecznej ugruntował się zły wizerunek polskiego przemysłu stoczniowego. Wciąż kojarzy się on z brakiem rentowności, wyprzedawaniem majątku, konfliktami wokół restrukturyzacji.

W efekcie rodzice często nie chcą by ich dzieci były stoczniowcami, a do szkół zawodowych uczniowie trafiają z przypadku i bez przekonania, że to właśnie chcieliby lub mogli robić w życiu.

- Interesującymi spostrzeżeniami podzielili się z nami Duńczycy podczas wizyty studyjnej, jaką odbyliśmy w tym kraju; okazało się, że dużo większą skutecznością w zakresie pozyskiwania uczniów szkół zawodowych związanych z przemysłem stoczniowym miały kampanie medialne kierowane do ich rodziców, zwłaszcza do matek – dodaje Czuczman.

Na rynku pracy występuje jednak, i to praktycznie na całym świecie, zauważalna tendencja do zwiększania zatrudnienia w stoczniach. Wiele wskazuje na to, że trend ten utrzyma się przez kolejne lata. 90% światowego handlu odbywa się dziś drogą morską, jest duże zapotrzebowanie na nowe jednostki transportowe, dynamicznie rozwija się też przemysł offshore. I choć w budowie kontenerowców przoduje dziś Azja, to działalność wielu polskich podmiotów dowodzi, że branża stoczniowa w naszym kraju ma dobre perspektywy.

- W polskich stoczniach budujemy i remontujemy setki statków – mówi Jerzy Czuczman. - Stopień zaawansowania technologicznego sprawia, że wartość tych jednostek w przeliczeniu na kilogram wyrobu jest porównywalna z Mercedesami klasy E, podczas gdy w latach 90. mogliśmy dokonywać tego typu porównań jedynie wobec wartości \'malucha\' i to na naszą niekorzyść. To obrazuje skok jakościowy, jaki się u nas dokonał.

Wiele zaawansowanych technologicznie jednostek budowanych w Polsce to statki do zaopatrywania i obsługi platform wiertniczych typu Platform Supply Vessel (PSV), przy których budowie istotna jest precyzja wykonania, a co za tym idzie, także doświadczenie pracowników.


Światowe standardy

Gospodarka morska w Unii Europejskiej traktowana jest priorytetowo, zaś Komisja Europejska w dokumencie „Niebieski wzrost: perspektywy w zakresie zrównoważonego wzrostu w sektorach morskich”, szacuje, że do 2020 roku ilość pracowników zatrudnionych w branży morskiej może wzrosnąć do 7 mln osób (z około 5,4 mln obecnie zatrudnionych), zaś wartość dodana produktów i usług do 600 mld euro (z obecnych 500 mld euro).

– Ważne jest by zagwarantować pracownikom branży stoczniowej w Polsce warunki zatrudnienia na poziomie europejskim – podkreśla Krzysztof Dośla. – Zapobiegnie to między innymi ponownemu wydrenowaniu polskiego rynku pracy przez firmy zagraniczne, jak miało to miejsce w latach 90., i pomoże w utrzymaniu wysokiej jakości pracy.

Już w 2013 roku opublikowane zostało wspólne oświadczenie organizacji pracodawców i związkowców, opracowane z udziałem przedstawicieli Komisji Europejskiej, które dotyczyło przede wszystkim norm socjalnych w europejskim przemyśle stoczniowym oraz w sektorze konserwacji, naprawy i przebudowy statków. Ogłoszone zostały w nim standardy, jakich mogą oczekiwać pracownicy branży stoczniowej. W pracach uczestniczył między innymi SEA Europe, a ze strony pracowników - Europejski Związek Zawodowy industriAll.
 
- Dokument ten zawiera między innymi wymóg zatrudnienia na umowę o pracę, objęcie układami zbiorowymi, prawo do zrzeszania się i reprezentacji pracowników, gwarancję zachowania wysokich standardów bezpieczeństwa i higieny pracy, zaangażowanie w opracowywanie działań oraz wspólnych celów w dziedzinie kształcenia i szkolenia, warunki płacy minimalnej, a także konsultacje w sprawie restrukturyzacji wyprzedzające ewentualne zwolnienia - wylicza Jerzy Czuczman.

Na razie brak jednak przełożenia wskazanych wyżej ustaleń na konkretne, powszechnie obowiązujące rozwiązania.

- Oświadczenie to jest efektem wieloletniego dialogu społecznego i ma charakter porozumienia gentelmeńskiego, mamy jednak pełne prawo oczekiwać, że zostanie poważnie potraktowane przez polski rząd i wkrótce zmieni się w konkretne rozwiązania prawne – zaznacza Krzysztof Dośla.

Choć pracodawcy nie zawsze potrafią przewidzieć koniunkturę, a po doświadczeniach ostatniej dekady trudno jednoznacznie prognozować przyszłość zatrudnienia w konkretnych branżach (zależy to między innymi od globalnej sytuacji ekonomicznej i politycznej), wiele wskazuje na to, że w przemyśle stoczniowym stereotypy sprzed lat utrzymały się zdecydowanie zbyt długo i obecny status zawodów stoczniowych powinien zostać zweryfikowany.

Marek Nowak

Partnerzy portalu

Dziękujemy za wysłane grafiki.